4 ||Ness
Poczułam oślepiające promienie słońca i mrużąc oczy próbowałam spojrzeć przed siebie. Pojawił się ból głowy, który z każdą sekundą narastał, a ja leżałam gdzieś na trawie, czując pod sobą wilgoć porannej rosy. Wiedziałam, że coś było nie tak, jednak nie byłam w stanie stwierdzić co. Zauważyłam przed sobą postać, której nie rozpoznałam. Chciałam się do niej zbliżyć, jednak kiedy to robiłam, ona zaczęła się oddalać. Przyspieszyłam, nie czując już nic, oprócz niewiedzy, która z czasem przestawała mnie obchodzić.
Powoli za to zaczął doskwierać mi głód, a człowiek, za którym podążałam przestawał być w moich oczach możliwym kompanem, a korzyścią. Pragnęłam dostać się do niego, a w tym momencie poczułam jak moje ciało powoli ulega rozkładowi, jakby z czasem traciło małe części siebie. Zbliżałam się do niego, byłam już blisko na tyle aby go sięgnąć, a chwilę później widziałam już tylko, jak moja dłoń pokrywa się krwią...
Nagle próbowałam złapać powietrze i dopiero kiedy mi się to udało, zorientowałam się, że znajduje się w samochodzie, tym samym, w którym postanowiłam spędzić noc. Natychmiast spojrzałam na swoje dłonie, na których widniała tylko moja wczorajsza, zaschnięta krew. Trochę czasu zajęło mi zanim zdążyłam się uspokoić i powróciłam do rzeczywistości. Uczucie jakiego doznałam było dla mnie koszmarem. Nie pozwoliłabym żeby do tego doszło... Nie mogło się tak stać.
Podwinęłam nogawkę, orientując się, że rana znacznie się pogorszyła. Fakt, że przeżyłam noc oznaczał, że nie było to zadrapanie, a ja mogłam chociaż z tego powodu odetchnąć z ulgą. To było stresujące przeżycie, ale była pora wracać do rzeczywistości. Potrzebowałam tylko trochę odpoczynku i mogłam ruszyć w dalszą drogę. Nie spieszyło mi się nigdzie, nikt na mnie nie czekał, ale nie mogłam stać w miejscu. Nie chciałam tego.
Postanowiłam zostać jeszcze chwilę w samochodzie, ale nie mogłam zmarnować na to całego dnia. Czułam pieczenie w nodze, jednak na tamten moment nic więcej nie mogłam z tym zrobić. Wyjęłam z torby suszoną żurawinę i zjadłam połowę opakowania, popijając resztką wody z oliwek, a je same zostawiłam na później. Założyłam ciemnozieloną kurtkę, którą jakiś czas temu znalazłam w jednym z mieszkań, którą już zdążyłam w kilku miejscach porwać i w końcu wyszłam na zewnątrz. Można było przypuszczać, że kiedy zmaleje ruch samochodowy, będzie można zaczerpnąć świeżego i czystego powietrza, jednak wszędzie czuć było unoszący się odór zgnilizny.
Zabrałam ze sobą łuk oraz torbę i ruszyłam w stronę lasu, aby nie zostawać w miejscu. Byłam świadoma, że raczej nie znajdę już tego dnia miejsca do spędzenia nocy, ale zawsze mogłam skryć się na drzewie, chociaż z piekącą nogą mogło być ciężej. Po drodze zajęłam się dwoma sztywnymi, którzy znajdowali się jeszcze tuż za drogą i ruszyłam dalej.
Dzień zapowiadał się słonecznie, mi jednak potrzebna była woda, więc gdybym jej nie znalazła zaczęłabym błagać o deszcz. Byłam na nowym terenie, którego do tej pory nie znałam i nie wiedziałam, co może mnie zaskoczyć. Liczyłam, że będzie to spokojny dzień, jednak całkowicie się myliłam.
Dobiegały mnie odgłosy kręcących się gdzieś niedaleko sztywnych, więc na wszelki wypadek wzięłam w rękę łuk. Rozejrzałam się dookoła i cały czas słyszałam przeplatające się dźwięki. Nie wiedziałam, czy nie mogę znaleźć ich źródła przez roznoszące się echo, czy może doznałam zawrotu głowy, ale powoli rozmazywała się otaczająca mnie rzeczywistość.
Musiałam skupić swój umysł, wycelowałam strzałę i wypuściłam ją w zbliżającego się do mnie sztywnego, ale nie skończyło się na nim. Byłam osłabiona, a nie wiem skąd wpakowałam się w ich otoczenie. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam w pełni gotowa do dalszej drogi i powinnam zostać w samochodzie.
Walczyłam ze szwendaczami, jednak nagle poczułam na sobie ich ciężar i wylądowałam na ziemi. Tuż pod moją głową znajdował się spadek, w którego stronę byłam spychana. Udało mi się wyjąć nóż, który natychmiast zanurzyłam w głowie jednego z nich, czując jak jego krew spływa na moją klatkę piersiową. Został jeszcze jeden, ale powoli traciłam siły, które przeznaczałam na trzymanie jego szczęki i rąk z dala ode mnie.
Nagle usłyszałam wystrzał, na który moje serce zabiło jeszcze szybciej, a ciało sztywnego spadło na moje. Całkowicie przestałam już wiedzieć co się dzieje i nawet nie spieszyłam się z tym, aby to sprawdzić. Spuściłam głowę o piaskowe oparcie, do góry nogami widząc czekające na dole drzewa. Byłam tak blisko odejścia z tego świata, że nie widziałam sensu w powrocie do niego.
-Żyjesz? - usłyszałam męski głos, który pozwolił mi otrząsnąć się z tamtej chwili. Zrzuciłam z siebie szwendacza, po czym powoli udało mi się podnieść.
Ujrzałam przed sobą dojrzałego mężczyznę, o umięśnionej sylwetce i szerokich ramionach, trzymającego w jednej ręce pistolet, drugą sięgając po leżący na ziemi łuk.
-Ładny – stwierdził, przejeżdżając po nim dłonią. – Ale należy do ciebie.
Na te słowa wyciągnął jego koniec w moją stronę, a ja nie wiedziałam co zamierza zrobić. Wciąż byłam w szoku po tym co się wydarzyło, nie byłam pewna, czy myślę racjonalnie, ani czy to dzieje się naprawdę.
Szybkim ruchem złapałam za moją własność i przyciągnęłam do siebie. Mężczyzna wciąż trzymał dłoń na broni, a oboje nieprzerwanie się sobie przyglądaliśmy. Był ode mnie większy, na pewno silniejszy, nie byłam pewna, czy wygrałabym z nim w walce. Czekałam na jego następny ruch, on wydawał się jednak robić to samo.
-W porządku? - zadał pytanie mierząc mnie całą wzrokiem, a ja nie myślałam nawet o tym jak wyglądałam w krwi sztywnych i własnym pocie.
-Czego ode mnie chcesz? - spytałam, nie wiedząc dlaczego mi pomógł.
-Uratowałem ci życie – kontynuował, skupiając na mnie swoją uwagę. – Może kiedyś ty uratujesz moje.
Spojrzałam na niego z niezrozumieniem. Nie wiedziałam czego oczekiwał, nie znał mojej osoby, a jednak tak jak powiedział ocalił mnie. Równie dobrze mógł pozwolić sztywnym mnie zjeść, albo zepchnąć w urwisko, a samemu przywłaszczyć sobie moje rzeczy.
-Jak ci na imię? - ciągnął dalej, a ja zbliżyłam się po moją torbę i podniosłam ją z ziemi. – Mój człowiek cię opatrzy – odparł, a ja dopiero zauważyłam, że zwrócił uwagę na moją nogę.
-Skąd wiesz, że nie mam grupy? - odwróciłam się w jego stronę, a zdziwienie zamieniało się w podejrzliwość wobec niego.
-Dało się zauważyć, że jesteś sama – mruknął mimowolnie pokazując dłonią na przód, jakby chciał przypomnieć co wydarzyło się kilka chwil temu. – Idziesz, czy wolisz czekać na kolejnego sztywnego? Daj sobie pomóc.
Nie ufałam mu, nie wiedziałam co mogło mnie zastać, jeśli zaprowadziłby mnie do swoich ludzi, jednak nic gorszego od tego, co przeżyłam nie mogło mnie już spotkać. Przynajmniej tak myślałam.
Zabrałam strzały, które były jeszcze całe i ruszyłam za nim w kilkumetrowej odległości, dokładnie obserwując każdy jego ruch, ale on nawet nie odwracał się w moją stronę.
-To zaufani ludzie – powiedział głośniej żebym usłyszała, a ja stanęłam w miejscu, zastanawiając się nad tym, co może się wydarzyć. Jeśli mówił prawdę, to czy był na tyle głupi żeby zabrać obcą osobę do swojej grupy?
-Skąd wiesz, że mi można ufać? - na te słowa w końcu na mnie spojrzał.
-Przekonamy się – nie wierzyłam w to, co mówił. Takie podejście nie było rozsądne i dziwiło mnie, że mężczyzna taki jak on mógł tak uważać. A może to ja byłam głupia idąc tam, dokąd mnie prowadził. Ta opcja była chyba bardziej prawdopodobna.
W oddali dostrzegłam jakiś ruch, dlatego rękę trzymałam na jednej strzale. Wciąż bolała mnie głowa, a w walce nie miałabym wtedy żadnej szansy, więc chyba zrobiłam to po to, by stworzyć pozory. Człowiek przede mną nie zatrzymywał się, stanęliśmy dopiero kiedy dotarliśmy do miejsca gdzie znajdowała się grupa ludzi.
-Mick znalazłeś coś? - usłyszałam jak zwraca się do niego chłopak siedzący na pniu drzewa i ostrzący dwa noże, jednak nie zdążyłam się mu przyjrzeć.
-Uważaj, bo się skaleczysz – odparł do niego drugi, znajdujący się bliżej nas, z grzywką opadającą mu na oczy, jednak żaden z nich mnie nie zauważył.
Czyli mówił prawdę i zaprowadził mnie do swojej grupy. Wciąż jednak nie wiedziałam z kim miałam do czynienia.
-A nawet kogoś – odpowiedział na pytanie mężczyzna, wzrokiem wskazując na mnie. Niepewnie wyszłam do nich, wciąż mając do wyboru drogę ucieczki.
Wzrok wszystkich zebranych powędrował na mnie, a ja poczułam się niepewnie. Trzech na pewno młodszych od prawdopodobnie ich przywódcy mężczyzn, oraz ciemnowłosa dziewczyna ze skrzyżowanymi rękami wpatrywali się we mnie z podejrzeniem. Zapomniałam, że po tym wszystkim musiałam wyglądać strasznie. Ciszę przerwał chłopak z dłuższymi od pozostałych włosami.
-Zazwyczaj kiedy ja idę na zwiady znajduję sztywnych, a nie dziewczyny – zaśmiał się, próbując chyba poprawić atmosferę.
-Jo – Mick zwrócił się do siedzącego na pieńku chłopaka w okularach – możesz ją opatrzyć?
-Pewnie – skinął głową i od razu podniósł się na nogi, a po chwili już zbliżał się w moją stronę.
Nie odezwałam się ani słowem, byłam zaskoczona i ledwo wiedziałam co się dzieje. Jo pokierował mnie w stronę swoich rzeczy, nie zadając żadnych pytań, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.
Niepewnie usiadłam na ziemi, obserwując zachowanie chłopaka, który wyjął ze swojego plecaka coś w rodzaju apteczki. Spojrzał na moją nogę, która znów pokryta była krwią.
-Mogę? - spytał, nie dotykając mnie dopóki nie pokiwałam twierdząco głową. Widok rany wywołał lekkie skrzywienie na jego twarzy. Ale rzeczywiście obrzęk był jeszcze większy niż poprzedniego dnia.
-To nie ugryzienie – uprzedziłam jego pytanie, opierając głowę o korę drzewa.
-Ale wdała się infekcja. Dużo ropnej wydzieliny – stwierdził przyglądając się jej z uwagą.
-Poradzisz coś na to? - ktoś z tyłu zadał pytanie, jednak nie miałam już siły nawet się odwrócić. Nie wiedziałam, że mogłam czuć się tak przez niepozorny wypadek.
-Odkażę ranę i podam antybiotyk – zwracał się zarówno do tego, który zadał pytanie, jak i do mnie. Czułam się naprawdę źle, zmęczenie brało nade mną górę. Widziałam jak Jo nasączał czymś gazik i patrzył na mnie z niepewnością w oczach. - Zapiecze. Jesteś gotowa?
Pokiwałam lekko głową, a chłopak zrobił coś, co wywołało łzy w moich oczach. Powstrzymywałam się od krzyku, aż nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Mój wzrok powędrował na dziewczynę nachylającą się obok mnie i ściskającą moją dłoń. To było ostatnie, co zapamiętałam z tamtej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top