9.

Anastasia zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Pomóż mi - Szepnęła z łzami w oczach - Proszę.
Jeff nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Miało być łatwo, szybko i przyjemnie. Bez zakonnic z maczetami, bez ofiary, która okazuje się nie być bezbronna, bez choćby wychodzenia z samochodu.
Czy on zawsze musiał się mylić?
- Kto to jest? - Warknął, starając się zrobić to jak najciszej. Nie było to konieczne, skoro napastnicy i tak wiedzieli gdzie się ukrywają.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia - Przerwała, kiedy coś uderzyło w drzwi. Czyżby zakonnica próbowała je wyważyć słowem bożym? - Musimy stąd uciec.
- No co ty nie powiesz... - Jeff pozostawał niewzruszony. Jego jedynym zmartwieniem było to, że nie podlał chryzantem, co planował zrobić zaraz po powrocie do domu, który jednak nie zapowiadał się zbyt szybko. Ktoś znów uderzył w drzwi, aż się zatrzęsły i Jeff miał wrażenie, że za chwilę rozpadną się na kawałki.

***
Zachariasz rozejrzał się po pomieszczeniu. Było wręcz idealne.
Przejął sprawy związane z organizacją zjazdu w swoje ręce i zabronił Joshowi wtrącania się dopóki nie wybije sobie z głowy organizowania imprezy w jakiejś starej ruderze. Nie wypadało przyjmować tak ważnych gości w rozpadającej się na kawałki melinie. Choć po części Zachariasz zajął się tym tylko dlatego, że nie chciał siedzieć w domu z Emmą. Te ciche dni go irytowały, ale powtarzał sobie w myślach, że nawet najszczęśliwsze związki miewają kryzysy.
- Co o tym myślisz, Bombel? - Spojrzał na chłopaka, którego zabrał ze sobą. Bombel nie czuł się zbyt komfortowo będąc jedynym śmiertelnikiem w wampirzym klubie Zgon, ale starał się tego nie okazywać i próbował grać odważnego. Zachariasz nie wiedział czy bardziej przeszkadzało w tym Bomblowi to, że wampiry świetnie wyczuwały ludzkie emocje, czy może to że jego wzrost wahał się w granicy przysłowiowego metra pięćdziesiąt w kapeluszu. Bombel spojrzał kątem oka na bar, gdzie półki uginały się pod butelkami pełnymi szkarłatnego płynu i odepchnął od siebie myśl, że być może niedługo i on będzie w jednej z takich butelek pływał.
- Sądzę, że kiedy goście dopadną do baru, to raczej nie będziemy musieli martwić się o cokolwiek innego.
Zachariasz zaśmiał się.
- I może nawet nikt nie zwróci uwagi na kiczowate ozdóbki Josha - Młody wampir tak bardzo wkręcił się w temat, że w szale przygotowań zamienił się w profesjonalnego organizatora imprez. Zachariasz odebrał mu tę rolę dopiero kiedy Josh zaczął planować zawieszenie na żyrandolu piniaty w kształcie wilkołaka, wypełnionej małymi torebkami z krwią. - Dobra, bierzemy tę salę.

***
- ALE JAK TO NIE CHCESZ SZCZENIACZKA - Brad ryknął z oburzeniem, ściągając na siebie uwagę przechodzących obok ludzi. Siłą zaciągnął Nathaniela do centrum handlowego, pod samą witrynę sklepu zoologicznego. - SPACERKI, UBRANKA, WSZYSTKO UJEBANE PRZY KARMIENIU, JAZGA DNIAMI I NOCAMI, PRAWIE JAK DZIECKO. I po nim też trzeba sprzątać kupy - Brad zaznaczył ostatni aspekt posiadania dziecka unosząc palec do góry.
- Chcę. Dziecko. - Nathaniel rzucił stanowczo i kiedy chciał już odejść, poczuł dłoń Brada mocno zaciskającą się na jego ramieniu.
- Tu nie sprzedają dzieci - Brad warknął, zupełnie zrezygnowany. - Ale tam.... - Wskazał palcem na wystawę sklepu z zabawkami, gdzie znajdowało się kilkanaście lalek-bobasów.
- Miałem na myśli żywe dziecko - Nathaniel przewrócił oczami. Instynkt macierzyński to ostatnie, czego by się w swoim życiu spodziewał.
- To może króliczka? - Spytał Brad ze słodkim uśmiechem, powoli zaczynając wątpić w to, że nadzieja umiera ostatnia. Jego już dogorywała.
- Dziecko. - Nath skinął głową, trzymając się w dalszym ciągu swojego zdania.

***
- To dowiem się czym tak bardzo go wkurwiłaś czy dalej będziesz mi wmawiać, że jesteś niewinna? - Jeff spytał, gdy drzwi zatrzęsły się po raz kolejny.
- Nic nie zrobiłam, ile razy mam ci powtarzać? - Anastasia w irytacji złapała się za głowę. - Ponoszę winę za coś, czego osobiście nie zrobiłam.
Za drzwiami rozległ się strzał pistoletu i ktoś krzyknął.
- Później o tym porozmawiamy.
Jeff zbliżył się do drzwi i gwałtownie je otworzył , rozglądając się po sklepie. Jedna z zakonnic leżała na podłodze niedaleko drzwi, wyjąc z bólu i trzymając się za udo. Gabriel stał w drzwiach wejściowych, celując do drugiej, która rzuciła maczetę na podłogę i stała teraz z podniesionymi rękami. Obie miały maski z Krzyku, co wydawało się Jeffowi nieco śmieszne. Przepuścił w drzwiach Anastasię, wskazując jej skinięciem głowy wyjście. Gabriel posłał mu pytające spojrzenie, ale to nie była odpowiednia chwila na pogaduszki. Jeff powoli ruszył do wyjścia, obserwując zakonnice, gotów do zareagowania gdyby tylko próbowały coś wykombinować.
- Miałeś to załatwić szybko - Mruknął Gabriel, gdy mijał go w wyjściu. Ruszyli do samochodu, mijając vana zakonnic stojącego po środku drogi.
Zakonnice zostały w sklepie i chyba nawet nie myślały o tym, by za nimi ruszyć. A przynajmniej miał taką nadzieję. Wsiedli do samochodu i Jeff przez chwilę rozważał w myślach zakucie Anastasii w kajdanki. To, że siedziała na tylnym siedzeniu za nim i zupełnie nie znał jej zamiarów wcale go nie cieszyło, a nie uśmiechało mu się zostać zabitym przez kogoś, kogo właśnie uratował. Gabriel przekręcił kluczyk w stacyjce i gdy miał już ruszać, czarno-biała plama uderzyła w maskę. Dopiero po kilku sekundach Jeff zorientował się, że to jedna z zakonnic, jednak nie był w stanie stwierdzić, czy to jedna z tych, które zostawili w sklepie, czy może przypadkiem ich towarzyszka. Przeciągnęła po masce metalowymi pazurami przyczepionymi do palców i Jeff mógłby przysiąc, że aż poszły przy tym iskry.
- No kurwa mać, nowy lakier - Gabriel był wściekły i bez zastanowienia ruszył samochodem do przodu, czego napastnik raczej zbytnio się nie spodziewał. Zakonnica odskoczyła w bok, w ostatniej chwili unikając przejechania, a Gabriel ruszył przed siebie nie zdejmując nogi z gazu.

***
Jozafata podniosła maczetę z podłogi gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
- Symeon, wstawaj, do kurwy nędzy - Kopnęła go w plecy i ignorując jego zakrwawioną nogę, warknęła - Nie symuluj.
Elza weszła do sklepu, krzycząc od wejścia.
- Uciekli.
Jozafata przewróciła oczami, czego jej towarzysze nie mogli zobaczyć pod maską.
- Jak zwykle wszystko muszę robić sama, wy niewdzięczne pasożyty. - Podniosła maczetę do góry, przeglądając się w niej jak w lustrze. - Jebać kurwy maczetami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top