8.

- Cholera jasna, długo jeszcze będziemy tu tak czekać? - Gabriel przerzucił swoją agresję na batonika, którego ugryzł niczym dziki kot swoją ofiarę podczas polowania. Jeff przyjrzał mu się. Będą z niego ludzie, ale jak każdy szczeniak potrzebuje tresury.
- Cierpliwości. - Odparł, choć on sam zaczynał już powoli mieć dość. Siedzieli w samochodzie już od kilku godzin, co prawda zostało tylko kilka minut do otwarcia kwiaciarni i pojawienia się dziewczyny, ale te minuty dłużyły mu się jak godziny. Sprawdził jeszcze raz broń, opuszkami palców dokładnie badając każdy jej milimetr. Zdecydowanie brakowało mu gnata w dłoni.
- To ona? - Spytał Gabriel, wskazując palcem w stronę kwiaciarni. Jeff skarcił go uderzając w jego wyciągniętą rękę.
- Nie pokazuj paluchem - warknął i odwrócił się w stronę sklepu. Dziewczyna wchodziła już do środka, co oznaczało, że nie mógł jej postrzelić z samochodu. Musiał wejść za nią do sklepu.
- Wspaniale - syknął i wysiadł z samochodu, chowając broń pod płaszczem.

***
- Chciałbym mieć dziecko - Nathaniel usiadł na łóżku i wybuchnął płaczem. Brad nie bardzo wiedział jak powinien zareagować, więc położył mu rękę na czole, udając, że sprawdza temperaturę.
- Jesteś za młody na menopauzę. - Rzekł poważnie, na co Nathaniel zawył. - Może to kryzys wieku średniego? - Zastanowił się przez chwilę.
Nathaniel wtulił twarz w jego biceps i wyjąkał:
- Ale ja-a na-naprawdę chcę mieć dziecko....

***
Emma zatrzasnęła drzwi domu, przestraszona, że Aaron mógł ją śledzić. Uciekła z restauracji przy najbliższej możliwej okazji i przebiegła boso pół miasta, wyrzucając szpilki gdzieś po drodze. Cholera jasna, ostatni raz pakowała się w coś takiego. Zrzuciła z siebie wszystkie ubrania i weszła pod prysznic polewając się litrami lodowatej wody.

***
Jeff otworzył drzwi kwiaciarni, wprawiając w ruch dzwoneczki na suficie, które miały informować o wejściu klienta. Ruszył w stronę kasy, uważnie obserwując sklep by upewnić się, że nie ma w nim nikogo oprócz niego i dziewczyny. Uderzył w dzwonek na ladzie, czekając aż jego ofiara wróci z zaplecza. Wyciągnął pistolet i sprawdził go po raz ostatni.
Chwilę później dziewczyna pojawiła się za ladą, niosąc ciężką donicę z jakąś rośliną.
- W czym mogę służyć? - Spytała roześmiana, idąc na koniec sklepu i stawiając donicę koło drzwi wejściowych. Wróciła do kasy, kiedy on wciąż milczał i oparła łokcie o ladę. Przyjrzał się jej uważnie. Białe włosy z kolorowymi pasemkami, długa sukienka, cała masa biżuterii i ten... piękny uśmiech. Kurwa, Jeff, zabij ją. Wziął głęboki wdech, próbując się opanować i z zaskoczenia przystawił lufę prosto do jej głowy.

***
Zachariasz przewracał się z boku na bok. Była noc, dla niego właściwie dzień, ale nie miał co ze sobą zrobić i postanowił się zdrzemnąć. Jednak od dobrej godziny leżał w łóżku, a od kilkunastu minut nasłuchiwał jak jego kobieta bierze prysznic po spotkaniu z kimś innym. Ktokolwiek to był, upierdoli mu łapy jeśli ją dotknął. Po chwili dźwięki w łazience ucichły i zamknął oczy, udając że śpi. Usłyszał jak Emma otwiera drzwi sypialni i chwilę później wślizgnęła się pod kołdrę obok niego.
- Nie udawaj że śpisz. - Szepnęła.
- Jestem obrażony. - Zaśmiała się na jego słowa.
- To ja powinnam być obrażona - zareagowała nieco gwałtowniej niż się tego spodziewał.
- Wydawało mi się, że już sobie poprawiłaś humor randką z nowym fagasem. - Dogryzł jej, na co wstała z łóżka.
- Nie mam zamiaru tego słuchać - Warknęła i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi sypialni. Zachariasz zachichotał. Co tam łapy, upierdoli facetowi inną część ciała.

***
- Nie ruszaj się - syknął Jeff, cały czas trzymając lufę przy jej twarzy. Patrzyła na niego z przerażeniem, ale nie odezwała się ani słowem.
- Masz na imię Anastasia? - Spytał, nie po to by upewnić się, że to właściwa osoba, lecz po to by móc wymówić jej imię na głos. Skinęła mu nerwowo głową. Kurwa Jeff, załatw to i spierdalaj. Nie ruszyła się z miejsca ani o milimetr, stała uważnie go obserwując, kiedy przeciągnął lufą pistoletu po jej twarzy. Normalni ludzie robią to dłonią. Przez chwilę miał ochotę zjechać nią aż do dekoltu jej sukienki i odsłonić kawałek piersi, ale powstrzymał się. Jezus Maria, czy on był podniecony? Przełknął ciężko ślinę i znów wycelował lufę prosto w jej głowę.
- Kto cię przysłał? - Spytała drżącym głosem. Spojrzał na nią wybity z rytmu.
- Oh, a więc z iloma osobami zadarłaś? - Spytał, na co ona zareagowała nerwowym potrząśnięciem głową.
- Z ni-nikim - Odparła, jąkając się. Obserwował uważnie napiętą z nerwów żyłę na jej czole i palce kurczowo zaciśnięte na blacie.
- Chcesz mi wmówić, że zapłacono mi za zabicie Cię, bo nic nie zrobiłaś? - Zaśmiał się szyderczo, a Anastasii przeszły ciarki po plecach. Zanim zdążył zareagować, wyciągnęła spod lady pistolet i wycelowała w niego.
Na widok jej trzęsącej się dłoni zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Oh, kurwa, nie osłabiaj mnie, wiesz w ogóle jak to działa? - Spodziewał się, że trzymała broń pod ladą bardziej na czarną godzinę i dla pokazówki, niż dla faktycznej obrony, ale kiedy nacisnęła spust, a wystrzelona z hukiem kula minęła go o milimetry, zmienił zdanie. - Ty pierdolona pojebusko, rzuć to - Trzymał palec na spuście i pomimo tego, że cała ta sytuacja go bawiła, nie miał czasu dluzej się z nią droczyć.
- Nie - chwyciła broń w obie dłonie, nie przestając w niego celować. - Pomóż mi.
- Co? - Jeff usłyszał za plecami jak samochód na ulicy gwałtownie zahamował.
- Pomóż mi - wskazała głową za niego, ale Jeff aż za dobrze znał tę sztuczkę.
- I co, myślisz, że się obrócę? Wolne żarty.
Chwilę później drzwi wejściowe wleciały z hukiem do środka sklepu i Jeff kątem oka zobaczył wchodzącą do środka zakonnicę. Zanim zdążył zareagować, Anastasia złapała go za ramię i pociągnęła za sobą na zaplecze sklepu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top