6.

- Muszę zorganizować zjazd Rady Wampirów. - Zachariasz spojrzał na Victora. - Dobra, i tak nie rozumiesz.
- W sensie imprezka? - Spytał go chłopiec, znów przegryzając lizaka.
- Coś w tym stylu - Odezwał się Zachariasz, wybierając numer w telefonie - Josh, potrzebuję Cię.

***
- Czy jeśli się z Tobą umówię, na, powtarzam, jedną niezobowiązującą kolację, to dasz mi po tym wszystkim święty spokój? - Emma wiedziała, że popełnia błąd, ale chciała dopiec Zachariaszowi.
- Jedna kolacja - Aaron złapał jej dłoń w swoją i uniósł - I będziesz mogła o mnie zapomnieć. - Posłał jej czarujący uśmiech i pocałował dłoń. Wsunął karteczkę z jej numerem do kieszeni i wstał by założyć marynarkę. - Do zobaczenia, piękna.
Poczekała aż odejdzie wystarczająco daleko, by nie mógł jej usłyszeć i powiedziała sama do siebie.
- A spierdalaj.

***
Josh był już w drodze do Zachariasza, ciesząc się, że prawdopodobnie uniknie opierdolu Jeffa. Co prawda chciał się dowiedzieć kim był Grisza i co w ogóle się odpierdoliło podczas operacji Ruchanko, ale Brad i tak zda mu później całą relację.
Zatrzymał samochód pod domem Zacha i wszedł do środka, wpadając w przedpokoju na jakieś dziecko.
- Z DROGI ŚLEDZIE BO KRÓL JEDZIE
Dzieciak posłusznie usunął się mu z drogi.
- Zamknij tę mordę - Upomniał go Zachariasz - Sprawa jest.
Josh wszedł do kuchni i otworzył lodówkę, czując się jak u siebie. Zamknął ją, nie znajdując nic zdatnego do jedzenia i zaczął przeszukiwać szafki.
- Ile razy ci mówiłem, że poważnych spraw się o suchym pysku nie omawia - zawołał do Zachariasza. Po chwili znalazł wafle ryżowe dla dzieci, prawdopodobnie własność Zoe i zaczął pałaszować. Wrócił do salonu i rozsiadł się na kanapie.
- Co to za szczyl? - Wskazał dzieciaka, wypluwając przy okazji kawałek wafla.
- Goń się. - Odgryzł się chłopak.
- A co ja, wilkołak? - Josh schrupał kolejnego wafla.
- Mamy ważniejsze sprawy na głowie. - Upomniał go Zachariasz. - Musimy zorganizować zjazd Rady Wampirów.
Josh się nie odezwał, zbytnio był zajęty wsypywaniem do ust okruszków z dna opakowania.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Oczywiście kochanie - Zażartował Josh, na co Zachariasz przewrócił oczami.
- Trzeba znaleźć jakąś miejscówkę, zapewnić wszystkim nocleg i ochronę... - Zaczął Zachariasz.
- Czy ja ci wyglądam na jakiegoś organizatora imprez? Znam się na nich tylko od strony zaopatrzenia alkoholowego i miejsc do swobodnego ruchania.
- Co to ruchanie? - Wtrącił się Victor.
- Nieważne, młody - Zachariasz machnął ręką - Oglądasz tyle odcinków Mojego Wampirzego Wesela, że powinieneś być ekspertem w tej dziedzinie. - Dogryzł Joshowi.
- I co, mam załatwić striptizerki, konfetti, tort i serwetki w misie?
- Dokładnie kurwa tak.

***
- Po pierwsze: zabroniłem wam się zbliżać do szklarni. Po drugie: co do diabła przyszło wam do głowy, że złamaliście mój zakaz? - Jeff stał na środku salonu, z rękami założonymi na piersi, próbując wyglądać władczo i potężnie. Brad siedział skulony w fotelu, kątem oka obserwując Griszę siedzącego pod ścianą, który wrócił już do swojej ludzkiej postaci.
- Co to do cholery jest? - Brad zignorował pytania Jeffa.
Jeff ciężko westchnął i na chwilę zamilkł.
- Grisza to nieudany eksperyment. Nie mój, nie patrz tak na mnie - Wbił wzrok w Brada, który zdawał się nic nie rozumieć. - Może kiedyś wam to zdradzę, ale jeszcze nie jest to odpowiednia chwila. W każdym razie - Grisza jest człowiekiem, ale czasami, kiedy się zdenerwuje lub zestresuje, zmienia się w różne dziwne... stwory.
- Trochę jak wilkołak? - Wtrącił się Brad.
- Ta, tak to nazwijmy. Silne, negatywne emocje mają na niego taki sam wpływ jak pełnia na wilkołaka. Coś w tym stylu. - Jeff nie bardzo wiedział, jak im to wytłumaczyć.
- Jak to w ogóle działa? - Spytał Nath, który do tej pory bez słowa opierał się o ścianę. - Raz może być kucykiem pony, a raz Godzillą?
- Szczerze mówiąc, sam chciałbym wiedzieć - Westchnął Jeff. Brad tymczasem odzyskał swoją pewność siebie i przystąpił do ataku.
- Czas na przesłuchanie, panie Jeffie - Wstał i podszedł do łysego, świecąc mu w twarz latarką. - Skąd on się tu wziął i kiedy zamierzałeś zaprosić nas na integracyjny niedzielny obiadek u rodziców?
Jeff wyrwał mu latarkę.
- Czy ciebie popierdoliło, nie świeć mi tym po oczach... Po co miałem wam mówić, żebyście do niego chodzili i go stresowali, tak jak dziś? Grisza jest bardzo... nieśmiały.
- NIEŚMIAŁY - Brad prychnął z oburzeniem. - Pierwsze spotkanie, a on już mnie obmacuje. NAWET DRINKA NIE POSTAWIŁ.
- Kotku, na pewno brałeś dziś swoje leki? - Wtrącił Nathaniel. - Chyba czas iść spać. Grisza może spać tu, byleby tylko Josh się na niego nie rzucił znowu z siekierą. - Ruszył na górę, do sypialni, dłonią pokazując Bradowi, by ruszył za nim.
Brad cmoknął Jeffa w czoło i ignorując jego jęk obrzydzenia, odezwał się:
- Dobranoc, moje kochane babole.

***
Emma otworzyła drzwi wejściowe i od razu zaniosła Zoe do sypialni, by ułożyć ją do snu. Zachariasz urządzał sobie jakąś pogawędkę z Joshem i była pewna, że zajmie im to całą noc.
Usłyszała za plecami chrząknięcie i gwałtownie się odwróciła. Victor stał w drzwiach i wyglądało na to, że chciał z nią porozmawiać.
- Czy możemy zamienić parę słów, o pani? - Powiedział to tak uroczyście, że Emmie aż wydało się to śmieszne i z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Postanowiła jednak przywdziać kamienną twarz i grać dalej.
- Oczywiście, paniczu.
Usiadła na łóżku i poklepała dłonią miejsce obok siebie, dając mu znak by usiadł. Zamiast tego, ukleknął przed nią jak do rycerskiego ślubowania.
- Jeśli chcesz, odejdę. - Powiedział tak jakby wygłaszał jakąś przemowę, a Emma nie wytrzymała i zaczęła się śmiać jak opętana. Victor wpatrywał się zdezorientowany w dziewczynę zwijającą się w spazmach śmiechu.
Po paru minutach usiadła i ocierajac łzę, powiedziała:
- Spoko, zostań. Ale śpisz na kanapie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top