23.
Dwa tygodnie później
Jeff przechadzał się po wieżowcu. Nie miał pojęcia czemu to robi i nie miało to żadnego większego sensu, ale chodzenie po opuszczonym budynku sprawiało mu przyjemność. Wszystko wyglądało tak jak ostatnim razem gdy tu był, ale teraz nie było tu żywej duszy. Oprócz niego. Wszedł na ostatnie piętro, gdzie mieścił się gabinet Aarona. Wszystko było na swoim miejscu, łącznie z pentagramem na podłodze.
- Nie przyszedłeś tu tylko po to, żeby sobie pochodzić. - Usłyszał głos, dobiegający z fotela w kącie gabinetu. Ostatni raz słyszał go wtedy, gdy go przywołali.
- Mógłbym powiedzieć ci to samo. - Zaczął Jeff, wpatrując się w ścianę. Gapienie się na niego uznałby pewnie za niegrzeczne.
Szatan roześmiał się.
- Mam na Ziemi ważne sprawy do załatwienia. A ty? Łazisz po jakichś ruinach, bo sam jesteś ruiną. To miejsce jest tak samo martwe jak ty. Ty i twoja śliczna Anastasia.
Jeff zignorował jego słowa.
- Pewnie chciałbyś, żeby żyła.
- To niemożliwe. I tego się trzymajmy.
- Oczywiście, że jest możliwe, głuptasie... - Szatan wstał i podszedł do okna. Jeff spojrzał na niego po raz pierwszy odkąd wszedł do gabinetu. - Co prawda nie ma nic za darmo, ale... Nie ma też rzeczy niemożliwych.
***
- Idę już, no kurwa... - Warknął Zachariasz, idąc w stronę drzwi. Ktokolwiek za nimi stał był kurewsko niecierpliwy. Zachariasz otworzył drzwi i poczuł, że serce mu się zatrzymało.
- Balthazar?
- Nadszedł już czas, przyjacielu. Ty i Lilith. - Balthazar wepchnął się do środka, a zaraz za nim dwa nieznane Zachariaszowi wampiry.
- Co ty bredzisz?
- Sąd Ostateczny wydał na was wyrok. Zostaliście uznani za winnych morderstwa.
Wampiry złapały Lilith i Zachariasza, zakuwając im dłonie w kajdany ze srebra.
- Kurwa, tylko nie srebro - Warknęła Lilith, starając się wyszarpnąć.
- Balthazarze, chyba zwariowałeś. - Zachariasz nie wierzył w to co się dzieje.
- Przykro mi, przyjacielu.
***
- Victor, to nie jest zabawne - Odezwała się Emma, starając za nim nadążyć. Chłopak wskazywał jej drogę do pałacu wampirów, a ona starała się stosować do jego wskazówek i jednocześnie nie rozjechać przechodniów ani nie spowodować wypadku. - Myślałam że żartujecie z tym Sądem Ostatecznym.
- Tata nie umie żartować.
- Oj, umie - Mruknęła do siebie pod nosem, postanawiając przemilczeć, że to właśnie Zachariasz cztery lata temu postanowił żartobliwie zrezygnować z używania antykoncepcji. - Co chcesz zrobić? Wejdziesz tam, powiesz że są niewinni i bajlando?
- Załatwię to - Odparł trzynastolatek. - Mam to we krwi.
- Ty chyba masz trochę inny obraz swojego ojca niż ja...
- Skręć w lewo.
Emma nie czuła się komfortowo z tym, że jechała tam sama z Victorem. I do tego miała bronić swojego narzeczonego razem z trzynastolatkiem. Nie sądziła, żeby kogoś interesowało zdanie śmiertelniczki i dziecka.
***
- No i na co nam to było... - Lilith leżała na zimnym betonie w celi.
- Ktoś musiał im donieść. - Zachariasz szarpał kraty, łudząc się, że uda mu się je rozgiąć.
- Było ich wszystkich pozabijać...
***
Emma stała w holu pałacu, trzymając się blisko Victora. Bała się bardziej od niego.
- Victor? - Pojawił się przed nimi mężczyzna, mierząc ich wzrokiem. - Co ty tu robisz?
- Balthazarze - Odparł Victor dumnie, chyba myśląc, że będzie sprawiał wrażenie starszego niż jest. - Musimy porozmawiać. Jak mężczyzna z mężczyzną.
Balthazar westchnął i poczochrał włosy chłopca.
- Przykro mi, nie da się już nic zrobić.
Wyroku nie można cofnąć. - Balthazar chciał się odwrócić, ale Victor złapał go za koszulę.
- Da się - Warknął.
- I co? Chcesz prosić Królową o ułaskawienie? - Balthazar roześmiał się i spojrzał na Emmę. - Razem z nią?
- Nie muszę prosić, po prostu przedstawię jej fakty. A ty nas tam zabierzesz.
***
Emma pomyślała sobie, że jej życie jest naprawdę popierdolone. Szybko jednak wyrzuciła tę myśl z głowy, starając się nie zwymiotować. Teleportacja była okropna.
A jeszcze gorsze było to, że za chwilę miała stanąć przed Królową wampirów. Dlaczego nie mogła mieć normalnego życia i normalnego narzeczonego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top