17.
Bombel zapukał do tylnych drzwi wieżowca. Jeśli ten plan nie wypali...
Spojrzał na wózek transportowy, na którym stały dwa wielkie kartony.
Przecież tylko debil by to łyknął.
Drzwi otworzył jeden z Rosjan, potężny i umięśniony. Bombel zawahał się i przez chwilę miał nawet ochotę uciec.
- Czego?
- Przywiozłem zamówienie - Odezwał się Bombel, próbując brzmieć jak najbardziej naturalnie. - Pączki, znaczy się.
Rosjanin chwycił krótkofalówkę i oddalił się na chwilę, widocznie sprawdzając, czy zamawiano dziś pączki. Wrócił po chwili w nienajlepszym humorze.
- Dobra, mały. Szef kazał nie zawracać sobie dupy. Pokaż co tam masz. - Ruszył w stronę kartonów, wyciągając sztylet zza pasa.
- Nie wolno odpakowywać. - Bombel zagrodził mu drogę.
- Bo, kurwa, co?
- Bo... Stracą świeżość... - Widząc, że Rusek nie dał się zbytnio przekonać, kontynuował. - Twojego szefa na pewno by to wkurwiło. Wiesz, płacisz za świeże pączki, a tu dostajesz jakieś chujowe, bo jakiś pacan postanowił je prędzej odpakować. Jak myślisz, komu się za to dostanie - mi czy tobie?
Rosjanin zastanowił się przez chwilę. Wreszcie odsunął się na bok, przepuszczając Bombla do wejścia.
- Do windy prosto i w lewo, ale pamiętaj... Mam cię na oku.
***
Aaron chwycił Emmę za ramię i pociągnął w górę, boleśnie zmuszając ją by wstała.
- Będziesz dla niego idealnym prezentem. - Warknął, pokazując wampirze kły.
- Tobie już kompletnie odjebało - Skomentowała, za co ukarał ją mocnym ciosem w twarz.
- Niedługo będziesz śpiewać inaczej. - Popchnął ją ponownie na ziemię i odszedł, obserwując całą ceremonię z daleka.
Sasha stał najbliżej jak tylko mógł, nie kryjąc swojej chorej fascynacji. Doktor w spokoju wyglądał przez okno, zupełnie nie zwracając uwagi na to co się działo. Emma była przerażona i rozdarta, nie wiedziała co powinna zrobić. Obserwowała klęczącego przed Jeffem Ezekiela, który mamrotał niezrozumiałe dla niej słowa. Nie mogła pomóc Jeffowi, co cholernie ją bolało - on by ją uratował. Wydawało jej się, że powietrze w gabinecie zaczęło się robić gęste i jakby przesiąknięte dziwnym zapachem. Może już po prostu kompletnie jej odbiło.
Ezekiel chwycił sztylet i naciął sobie wewnętrzną część dłoni, a krew trysnęła na namalowany kredą pentagram na podłodze. Nie przestawał powtarzać dziwnych słów niczym mantry.
Emma skuliła się w kącie, obserwując zabawę szaleńców. To robiło się coraz bardziej chore. Podskoczyła, gdy Ezekiel zamachnął się i wbił ostrze w środek pentagramu.
- Pojeb - szepnęła do siebie, zdecydowanie zbyt głośno.
- Zamknij się, dziwko. - Warknął Sasha, posyłając jej mordercze spojrzenie i ruszył w jej stronę, widocznie chcąc ją raz a porządnie uciszyć.
- Po co mnie tu do kurwy nędzy ściągacie? - Sasha zatrzymał się w pół kroku gdy w gabinecie rozległ się niski, gardłowy głos. Emma spojrzała na mężczyznę, który pojawił się w pokoju i dopiero wtedy dotarło do niej, że Aaron ani przez chwilę nie żartował z wzywaniem Szatana.
***
Bombel zamachnął się i zasłonił kamerę w windzie.
- Już - kopnął w jeden z kartonów, dając znak Gabrielowi i Bradowi, że mogą już wyjść.
- Kurwa jak w tym gorąco - jęknął Brad, ściągając z siebie karton.
- Co się dziwić, w życiu nie widziałem tak tłustego pączka jak ty. - Zażartował Gabriel, ale Brad wziął to sobie zdecydowanie zbyt do serca.
- Coś ty kurwo powiedzi...
- Uspokójcie się - Odezwał się Bombel, starając się udawać, że nie jest zdenerwowany. Myślał tylko o tym, że musi wrócić po kolejne dwa kartony z Nathanielem i Griszą. Zachariasz, Lilith i Josh mieli się dostać głównym wejściem. Pewnie zmienią się w nietoperze czy coś.
Winda zatrzymała się na przedostatnim piętrze. Brad i Gabriel wyszli, rozdzielając się. Bombel obserwował jak każdy idzie w swoją stronę, dopóki drzwi nie zamknęły się i nie zaczął jechać w dół, po kolejny transport pączków.
***
Szatan obszedł gabinet, obrzucając wzrokiem każdego po kolei. Emma dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że szczypie się do krwi, chcąc się upewnić że to nie sen. To wszystko było totalnie popierdolone.
Ezekiel znów zaczął coś mamrotać, teraz jednak zaczął się jąkać.
Emma miała ochotę się roześmiać. Człowiek, który wezwał Szatana, z nerwów nie potrafił się wypowiedzieć.
- Amatorzy. - Mruknął Szatan, a Ezekiel padł na ziemię.
To już nie było popierdolone, to było kurewsko popierdolone. Emma wcisnęła się bardziej w kąt, mając nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart Aarona. Może po prostu chciał ją nastraszyć.
***
Lilith świetnie się bawiła, zabijając każdego napotkanego na swojej drodze intruza. Spodziewała się, że Aaron ma lepszą ochronę. Josh bawił się tak samo dobrze jak ona, obstawiając Zachariasza, który właśnie rozpracowywał zamek w drzwiach. Czasami bycie wampirem było cholernie przydatne. Na przykład wtedy, gdy było trzeba teleportować swoje dupsko na ostatnie piętro wieżowca. Gorzej, jeśli na ostatnim piętrze czekały na gości specjalne drzwi, odporne na wszystkie wampirze czary mary i trzeba się było bawić w rozwalanie zamka. Lilith zawsze była pewna, że Zachariasz ma w sobie coś z włamywacza. Coś w zamku chrupnęło i drzwi w końcu ustąpiły.
- NO KURWA NARESZCIE - Wydarł się Josh.
Żadne z nich jednak totalnie nie spodziewało się tego, co za nimi zastaną.
***
Szatan przechadzał się po gabinecie, wygładzając monolog o wzywaniu go na marne, ale Emma w ogóle go nie słuchała. Bardziej interesowało ją to, że dłoń Jeffa się poruszyła. Przez chwilę nawet miała ochotę skakać ze szczęścia, że Jeff odzyskuje siły, ale właśnie wtedy jego dłoń zaczęła się wyszarpywać z więzów. I wtedy do Emmy coś dotarło: on udawał. Ten skurwiel przez cały czas udawał. Kiedy ona rwała sobie włosy z głowy i rozpaczała nad jego stanem, ten pierdolony frajer najzwyczajniej w świecie robił wszystkich w chuja.
Spojrzała na jego twarz, zauważając, że od dawna ją obserwował. Zdawało jej się nawet, że złośliwie się uśmiechnął.
- No więc, skoro już ustaliliśmy, że to co zrobiliście jest karygodne i powinienem was wszystkich za to pozabijać - Szatan w międzyczasie usiadł na biurku, nie spuszczając z oczu wampirów ani Doktora - Dzięki za uwolnienie, chłopaki.
I zniknął, pozostawiając wszystkich w ciężkim szoku.
- Co kurwa - Wyseplenił Sasha, rozglądając się po gabinecie.
- Tylko idiota wzywa go, nie mając odpowiedniej mocy - Roześmiał się Doktor, wracając do obserwowania widoku za oknem.
- Może to po prostu wina twojego chujowego przekaźnika, co staruchu? - Parsknął Aaron, wyciągając zza pleców pistolet, który trzymał w gotowości przez cały czas.
- Jeff to idealny przekaźnik. Powiedziałbym raczej, że zmarnowaliście jego potencjał.
W gabinecie rozległ się strzał, akurat gdy Emma skradała się, by pomóc Jeffowi z więzami. Zamarła w miejscu, obserwując jak bezwładne ciało Doktora upada na podłogę.
- Żaden chuj nie będzie mi niczego zarzucać. Jozafata! - Gdy zakonnica, nie pojawiła się, Aaron wyszedł do pokoju obok. - Gdzie ta kurwa się podziała...
Emma spojrzała na Sashę, który stał do niej plecami. Serce jeszcze nigdy nie biło jej tak szybko. Jeff wyswobodził dłonie i bezszelestnie schylił się po sztylet, wciąż wbity w pentagram.
- Hej, Sasha... - Zachrypiał, wstając ze sztyletem w ręku. - Obyś spłonął w Piekle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top