15.
- Jak to zniknął? - Nathaniel oparł się o maskę samochodu. Gabriel wrócił właśnie z hotelu, pod którym zostawił Jeffa.
- Po prostu, zostawił pusty pokój, nawet się nie wymeldował.
- I co, facet zostawia pusty pokój i znika, a ich to nawet nie obchodzi? - Brad miewał czasami przebłyski, kiedy zaczynał myśleć. Nathaniel żałował tylko, że zdarzało się to tak rzadko.
- Może go wytropimy? - Spytał Gabriel, wskazując głową na Griszę siedzącego na tylnym siedzeniu.
- On nie jest psem... - Westchnął Nathaniel. - Może Jeff pojechał na ten cały zjazd wampirów i po prostu nas nie powiadomił?
- Ja tam bym jednak był za tym tropieniem... - Wtrącił Brad, za co dostał łokciem w brzuch od swojego chłopaka.
- Jedziemy na zjazd. - Zadecydował król gothów, wpychając Gabriela i Brada do samochodu.
***
Jeff pierwszy raz w życiu czuł, że jego życie ma jakikolwiek sens. Leżał w splątanej pościeli, tuląc do siebie śpiącą Anastasię. Może i zalatywało to byciem pantoflarzem, ale dokładnie tego mu w życiu brakowało. Spokoju. Stabilizacji. Może i miłości. Promienie słońca wpadały do sypialni, wiatr poruszał zasłonkami wnosząc do środka ciepłe powietrze. Jeff niechętnie wysunął ramię spod głowy Anastasii tak by jej nie obudzić i podniósł się do pozycji siedzącej.
Właśnie wtedy ostry ból obudził go, zabierając mu sen. Zamiast sypialni zobaczył salę operacyjną, a jego Anastasię zastąpiła Jozafata, która siedziała zdecydowanie zbyt blisko jego łóżka. Spojrzał na swój brzuch, pokreślony świeżymi, krwawiącymi ranami, które układały się w różnego rodzaju znaki. Rozpoznał je bez problemu.
- Co do kur... - wychrypiał gdy Doktor akurat wchodził do sali.
***
Josh wybuchnął śmiechem, gdy jego przeciwnik padł na ziemię i przez kilka sekund z trudem usiłował się podnieść.
- WYGRAŁEM JUŻ? - Ryknął w stronę Tony'ego.
- Dmitrij wciąż walczy. - Odparł Tony beznamiętnie, a Josh obrzucił leżącego Rosjanina pogardliwym spojrzeniem i postanowił zakończyć tę walkę raz na zawsze. Podbiegł do Dmitrija i sprzedał mu kopniaka prosto w brzuch.
- WYGRAŁEM I CHUJ - Krzyknął, rozpoczynając na środku kręgu taniec zwycięstwa.
- On jest jakiś pierdolnięty. - Mruknął Zachariasz, podnosząc się spod ściany. Odtrącił wspomagającą go rękę Bombla, udając, że nic mu nie jest i starał się nie zachwiać. - To gdzie ten chuj, Aaron?
- Lilith to załatwi... - Zaczął cicho Bombel, jednak szybko został przez wampira uciszony.
- Nie da sobie z nim rady. - Zachariasz szybkim krokiem ruszył ku drzwiom, którymi parę minut prędzej Aaron wyprowadził jego narzeczoną. - Josh, idziemy.
Josh ruszył za nim, wyrwany jakby z transu, gdyż właśnie planował kolejną walkę.
Bombel niechętnie poszedł za nimi, bardziej przerażony perspektywą pozostania samemu w towarzystwie obcych wampirów niż chętny do pomocy. Miał tylko nadzieję, że przeżyje dzisiejszą noc.
***
Nathaniel zatrzymał samochód pod klubem Zgon.
- Jakaś martwa ta impreza - Mruknął Brad, obrzucając wzrokiem pustą ulicę.
- To przecież impreza wampirów - Odparł Gabriel, jakby Brad powiedział najgłupszą rzecz świata.
Nathaniel otworzył drzwi samochodu, gdy nagle coś w nie uderzyło, przesuwając samochód siłą uderzenia o kilka metrów do przodu. Grisza zdążył się przeżegnać.
Rozległa się cisza.
- Co to kurwa było... - Spytał Nathaniel, ostrożnie wychylając się na zewnątrz. - Zachariasz?
Skulone na asfalcie ciało zawyło z bólu.
- Kurwaaaa, to wy? - podniósł głowę i spojrzał na czwórkę siedzącą w samochodzie.
- Ufff, drzwi na miejscu - Gabriel wyszedł z samochodu tylko i wyłącznie by sprawdzić stan samochodu i na widok drzwi odetchnął z ulgą.
- Uśmieeeeeech - Zaśmiał się Brad, wyciągając z kieszeni telefon.
- Jesteś cały? - Nathaniel podał wampirowi rękę, pomagając mu wstać. Zachariasza oślepił jednak błysk flesza.
- Kurwa, nie po oczach, Brad.
- KURWA JOSH ZOBA JAKA BEKA
- Jebani debile - Lilith zdzieliła każdego z nich przez łeb - Nie mamy czasu na głupoty.
- Co wy robicie? - Nathaniel spojrzał na Zachariasza, licząc na to, że choć on jeden wykaże się dorosłością.
- Aaron porwał Emmę i dzieci - Wydyszał Zachariasz. - Chciałem go gonić, ale...
- Wtedy właśnie otworzyłeś drzwi... - Dokończyła Lilith.
- Zaraz co, jaki Aaron?
- Nie mamy czasu. - Zachariasz zaczął upychać ich w samochodzie. - Musimy jechać pod wieżowiec.
***
- Jesteś popierdolony, wiesz? - Emma obserwowała Aarona przechadzającego się po drugiej stronie gabinetu. Zaśmiał się tylko, a zakonnice powtórzyły czynność niczym tresowane pieski. Brakowało jednej z nich, tej najbardziej zdaniem Emmy popierdolonej. Przycisnęła do siebie śpiących Zoe i Victora, bojąc się bardziej o dzieci niż o siebie. Sama też była śpiąca, ale wiedziała, że nie może stracić czujności ani na chwilę.
- Wiesz, parę dni temu przywieźliśmy tu kogoś. Myślę, że się znacie.
Emma spojrzała Aaronowi prosto w twarz, nie wiedząc kogo ma się spodziewać. Serce zaczęło jej bić mocniej.
- Sasha, pozwól tu.
W gabinecie pojawił się wampir, ten sam którego Emma widziała na zjeździe.
- Bądź tak miły i przyprowadź tu naszego nowego przyjaciela.
Sasha zaśmiał się i wyszedł z gabinetu, by po chwili wrócić, prowadząc z Jozafatą kogoś pod ramię.
-Jeff? - Emma spytała cicho, ale Jeff nie słyszałby jej nawet, gdyby krzyknęła. Jego ciało wyglądało jak posiekana i zmiażdzona kupa mięsa.
Posadzili Jeffa na krześle przy biurku Aarona. Drzwi gabinetu zamknęły się dopiero po wejściu siwiejącego mężczyzny w medycznym fartuchu. W dłoni dzierżył staromodną, lekarską torbę.
- Chyba nadszedł czas, żebyście nam się w końcu do czegoś przydali.
***
Po miesiącu w końcu zabrałem się za napisanie czegoś. Męczyłem się z tym rozdziałem od dawna i powiem jedno - wyżyny to to nie są, bardziej dno, ale dopiero się rozgrzewam po powrocie.
W międzyczasie wskoczył też nowy rozdział Ostrza i wziąłem się za nowy fanfick, więc polecam wam cieplutko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top