9.

Instagram: kirittawattpad

Człowiek w swoim życiu żałuje wiele rzeczy. Zaczynając od potknięć materialnych do błędów życiowych. Bóg tak skonstruował życie, abyśmy uczyli się na własnych błędach. Możemy też dostać nauczkę od rodziców, abyśmy na przykład robili tak, a nie inaczej. Nie zawsze te podpowiedzi są dla nas dobre, więc samodzielnie trzeba to przemyśleć. Nie mam pojęcia, dlaczego wzięło mnie na takie rozmyślenia o życiu. Może dlatego, że stałyśmy we dwie przed ciężkim zadaniem - uratowaniem innych oraz siebie przed nieznanym wrogiem, który w ostatnim czasie zniszczył szkołę, zabił naszą przyjaciółkę i chciał zabić mnie.

Teraz żałuje, że nie mam szansy poradzenia się z mamą czy tatą. Nie mamy nawet takiej możliwości poradzenia się kogokolwiek a same nie jesteśmy pewne, co chcemy osiągnąć przez tą rozmowę. Nie będzie łatwo - sama to czuję. Nikt nas nie zastąpi ani nie dopomoże. Z każdą chwilą uświadamiałam sobie, jak bardzo ta sytuacja jest dziwna oraz stresująca.

Każda była pogrążona w swoich myślach. Nie wiem, o czym myśli moja przyjaciółka, ale po jej minie wiedziałam, że raczej nic dobrego. Co raz patrzyłyśmy na siebie zbitym wzrokiem.

Zaczęłam machać palcami u nóg. Nie chcę już tu dłużej czekać, marze aby było już po tym wszystkim. Wiem, że będę wtedy spokojniejsza, bo koniec końców znajdziemy rozwiązanie dobre dla wszystkich. Sam fakt tego szukania mnie stresuje. Los tych wszystkich ludzi, którzy tu trafili wisi na włosku a my jesteśmy za nich odpowiedzialne. Jesteśmy jedynym ich ratunkiem.

Boję się powiedzieć cokolwiek. Każde słowo wydawało się zbędne.

Spojrzałam się na Aurorę, która znów chodziła jak mędrzec. Nie wiem, skąd miała na to ochotę, ale coraz bardziej mnie to bawiło. W ten sposób rozładowywała swoją strach. Mogła go dzięki temu uspokoić w małym stopniu.

- Co zrobimy? - zaczęłam, przerywając tą cisze. Kania stanęła przede mną. Po chwili namysłu splotła dłonie za plecami.

- Musimy trzymać się razem

- To to ja sama wiem - oparłam dłonie o miękkie łóżko. To jest druga rzecz jaką tutaj lubię. Ciekawe, z czego jest zrobione wnętrze materaca? Wnioskuje po dotyku jakiś gruby puch, ponieważ łatwo dłoń uginała materiał.

- Więc - zaczęła. Spojrzałam się na nią z ukosa. - Pewnie zaraz po nas przyjdą... Co im będziemy dokładnie mówić, opowiedać?

- Cóż... - zagłębiłam się w myślach. - Zależy, o co będą pytać-

- Też racja!

- Myślę, że przede wszystkim musimy opowiedzieć im wszystko od początku - powoli wstałam z łóżka. Lekko zakręciło mi się w głowie, ale na spokojnie utrzymywałam równowagę. - O wybuchu, fioletowych gościach, hangarze, ludziach i o tej lasce. Potem zobaczymy, jaka będzie ich reakcja

- Musimy też się spytać, czy nas od teleportują do domu - małe iskierki pojawiły się czarnych źrenicach. - Chociaż jestem zdania, że to będzie ich obowiązek

- Brzmi jak dobry plan - oparłam przedramię o jej chudy bark. Uśmiech wkradł się na moją twarz. Może już niedługo będziemy w domach? To będzie cudowne uczucie, po takim koszmarze zobaczyć rodzinę. Na samą myśl łzy same zebrały się pod powiekami. To był krótki okres czasu, ale już cholernie tęsknie za tym "zapachem" domu.

- Ej no! Nie becz mi!

- Sorry - otarłam policzek. - Ale jakoś te słowa wywołały u mnie ciepło, którego nie czułam od kilkunastu godzin. Chyba potrzebowałam takiego pozytywizmu w naszej sytuacji

- Jak zawsze jesteś za mocno uczuciowa, wiesz? - stanęła na przeciw mnie. Ciągałam nosem, jak chora. - Przestań, bo zaraz się popłaczę... Ja już dużo łez wylałam. Nie chcę już więcej

- Przy mnie nie płakałaś - wyszeptałam, ocierając oczy. Łzy leciały coraz szybciej. Ciśnienie też lekko spadło.

- Płakałam - też szepnęła cicho. Ugryzła dolną wargę. Aurora starała się powstrzymać emocje w sobie. - Płakałam, kiedy spałaś całą noc. Bałam się o Ciebie, że - zawiesiła głos. - umrzesz. Czułam się taka bezsilna i winna temu wszystkiemu

- Nie potrzebnie. To nie T-Twoja w-wina, tylko-

Przytuliłam ją mocno do swojego torsu. Aurora też starała się jak najmocniej mnie przytulić. Po chwili we dwie płakaliśmy. Wszystko wokół wydawało się nie istotne. Byłyśmy tylko my - dwie przestraszone przyjaciółki, wierne sobie osoby zdane wyłącznie na los. To był nasz największy plus. Nie byłyśmy same, mogliśmy na kogoś liczyć. Chodź to nie to samo, co większa grupa.

Dziękuję Ci Boże, że uratować chociaż Aurorę.

- Przepraszam, że się o mnie martwiłaś-

- Więcej tak nie rób - odsunęła się o de mnie. Palcem wskazującym pokazała na moją klatkę piersiową. - Tylko o to Ciebie proszę, bo zejdę na zawał!

Kiwnęłam twierdząco głową. Ocierałam policzki z spadających łez. Potrzebowałam kilku wdechów aby całkowicie opanować swój stan. Nie mogłam pozwolić sobie na całkowite rozklejenie. Jeszcze to nie była ta pora. Kiedy będzie po wszystkim wtedy pozwolę sobie na upust.

Przez cały pokój rozniósł się hałas pukania. Kobieta zaglądnęła do środka, kiwając do nas porozumiewawczo głową. To był ten czas.

Ruszyłyśmy spięte do drzwi, które prowadziły na długi korytarz.

Ten zamek jest naprawdę ogromny! 

Jego wnętrze - a konkretniej korytarze oraz obramowania drzwi - są imponujące! Zanim jednak dotarłyśmy do konkretnych "drzwi wejściowych" musiałyśmy dużo się przejść (jakby ruchu nam było mało w ostatnim czasie). 

Z ciągu kilkunastu pokoi doszłyśmy do długo korytarzu o żółtych ścianach oraz suficie o kolorze brudnej bieli. Co dwa metry przy ścianach stały wielkie szare doniczki z jakimiś kwiatkiem albo małym drzewkiem. Następnie dotarłyśmy do rozwidlenia. Uderzyło mnie jasne światło wielkiego witrażu, przymknęłam lekko prawe oko, zatrzymując się kilka centymetrów przed srebrnym metalowym płotkiem. Oczy zakryłam prawą dłonią, aby chodź trochę nie oślepnąć. 

- Jak z bajki... - mruknęła pod nosem Aurora. Z głową w górze wpatrywała się na sufit - na ogromny witraż. Fakt - było tutaj pięknie. Jak cały zamek.

Mieli gust to trzeba też im przyznać. Prostokątny witraż pokrywał prawie cały sufit. Obraz przedstawiał kobietę o długich blond włosach. Nie miała na sobie żadnych ubrań - jedynie latające wokół niej białe płótno chowało części intymne. Lewa dłoń podniesiona do góry trzymała srebrny kielich, z którego wylewała się złota ciecz. Prawa dłoń trzymała koniec płótna. Całe tło było w barwach tęczy. 

- To jest główny korytarz w zamku - zaczęła strażniczka, która jak gdyby nigdy nic oparła się dłońmi o metalowy płotek. - Jest największy i najbardziej wystrojony, bo tutaj witają się wielkie osobliwości. Te wielkie jasno brązowe drzwi - wskazała dłonią na naszą lewą stronę. - Prowadzą do głównego pomieszczenia. Tam rodzina królewska, wraz z gośćmi czy samotnie, może spożyć posiłek, świętować zwycięstwo czy porozmawiać na ważne sprawy państwowe

- Czyli taka wielka jadalnia? 

- Coś w tym stylu - odpowiedziała szybko na moje pytanie, odwracając się z powrotem w stronę dalszej drogi. - Dzisiaj wieczorem też będzie ważne spotkanie między narodami. Radzę panienkom wtedy nie kręcić się tutaj, musi panować na korytarzu absolutna cisza

- Hai hai! - kiwnęła energicznie głową Kania. - Czyli kierunek wielka jadalnia! 

- Tak tak - zatrzymała się przed wielkimi oraz szerokimi białymi schodami. Powtórnie odwróciła się do nas przodem. - Rodziny czekaj już długo, więc pospieszmy się

Nie patrząc na nas dwie, ruszyła przed siebie w dół schodów.

- Mamy rozumieć, że to będzie rozmowa na temat naszego porwania, tak? 

Kobieta, nie odpowiadając na moje pytanie, zeszła z ostatnich schodków. Przeszła kawałek aby stanąć na złoto-czerwonym dywanie. Wypięła się dumnie w stronę drzwi do jadalni i mruknęła coś do siebie pod nosem, poprawiając swój miecz w pochwie. Nie marudząc, szybko do niej doszłyśmy. 

- Panienki niech zrozumieją na starcie - miała wzrok tępo wpatrzony w drzwi. Czy mi się wydaje, czy ona mówi to z pamięci? - Wszystkie rodziny spotykają się w kilku okolicznościach. Narodzinach nowego członka którejś z rodzin, śmierci któregoś z rodzin, za zaproszeniem na jakieś święto czy przyjęcie albo - urwała głos. Palce zacisnęły się na okrągłej głowicy. - w nagłych okolicznościach

- Nagłe okoliczności to... - zielonooka podrapała się po głowie. - Nie jest śmierć? 

- Coś jeszcze gorszego

Popatrzyłyśmy na siebie zmieszane. Albo ta baba lubi się bawić w kotka i myszkę, że nie chce powiedzieć o co się dokładnie roznosi lub serio jest coś złego na rzeczy oraz woli, aby te rodziny nam to przekazały. Mam przeczucie, że niestety chodzi o to drugie. 

- Jesteśmy już niedaleko. Chodźmy. Trzeba coś zrobić z tym...

Jej słowa trochę mnie przestraszyły. Cała sytuacja coraz mniej mi się podobała. 

Dywan amortyzował nasze kroki, więc nawet nie było szansy żeby na skupić się na hałasie butów. Kiedy w końcu stanęłyśmy przed drzwiami przeszedł mnie totalny paraliż. Nerwowo oglądałam drzwi z góry do dołu. Co ja mam mówić? Jak zacząć rozmowę? Musi jakoś się zacząć aby wszystko poszło do przodu. Najgorszy pewnie będzie ten początek.

- Poczekajcie, zaraz was zawołam - powiedziała w końcu najstarsza z nas, poprawiając niesforny kosmyk włosów zza lewe ucho. Wzięła głęboki oddech i zapukała dość głośno w drzwi cztery razy.

- Proszę! - dobiegł mnie kobiecy głos zza drzwi. Kobieta otworzyła prawe skrzydło. Weszła do środka powoli, nie zamykając do końca drzwi. Wyprostowana, jakby przed chwilą zjadła kij, ukłoniła się lekko oraz wzrokiem powróciła na przeciw siebie.

- Już jesteśmy - znów się ukłoniła delikatnie. - Czy mogę wprowadzić dziewczęta do środka?

- Oczywiście - odpowiedział za to męski. Ostatni raz patrzę się na Kanie, która stoi w miejscu. 

Nie mówcie, że ja musze iść pierwsza?!

- Zapraszam - strażnika otworzyła szerzej drzwi, dosłownie sugerując, że już nie ma czasu na wycofanie. Zacisnęłam ręce wpięci. 

No dalej!  Rusz się!

Udało mi się zrobić odważny krok do przodu. Aurora, jak mój cień, ruszała wiernie zza mną.

Dziesięć osób - trzech mężczyzn oraz siedem kobiet - siedzących przy stole obserwowało nas w milczeniu. Niziołek stanął z mojej prawej strony. Dokładnie rozglądnęła się po pomieszczeniu. 

Teraz i sama mogłam mu się przyjrzeć - pomieszczenie było naprawdę ogromne. Z prawej i lewej były cztery ogromne, okrągłe okna a resztki ściany były pomalowane na jasny żółty. W jadalni nie było innych mebli niż stół oraz stado krzeseł, które zajmowały dość dużo miejsca. Podłoga była pokryta ciemnym drewnem. Ktoś miał łeb aby to wszystko tak dobrze skomponować.

- Proszę, siadajcie - mój wzrok zatrzymał się na nim a jego uśmiech się pogłębił, pokazując małe dołeczki w policzkach. Muszę przyznać, że dodawały mu takiego delikatnego uroku w całokształcie wyglądu. Tęczówki były koloru lekko brudnego złotego, tak samo jak jego roztrzepane włosy. Z takim rządkiem białych zębów i ciałem mogłabym dać mu na spokojnie z dwadzieścia lat.

Był przystojny - to musiałam przyznać. Na pewno wiele dziewczyn śliniło się do niego.

- Rodziny Subayaku jeszcze nie ma, lecz powinni zaraz do nas dołączyć - zaczęła kobieta siedząca na przeciwko nas. - Jeżeli nie będą mieli żadnych komplikacji w podróży

Widać było po niej całkowite opanowanie w sytuacji. Jej gładki oraz spokojny głos nie pokazywał żadnych emocji - ani dobrych, ani złych. Jasna karnacja skóry oraz kolor włosów i oczu sugerowały, iż chłopak siedzący obok może być jej synem lub bliską rodziną.

- Rozumiem, mam poprosić służące o jakiś napój i słodkość?

- Ja chce kremówkę! - pisnęła dziewczyna, wymachując radośnie lewą ręką by zwrócić na siebie uwagę. Nasza opiekuna delikatnie się ukłoniła i ruszyła do wyjścia. Po cichu zamknęła drzwi.

Bardzo długie niebieskie włosy związane w dwa wysoko ustawione kucyki podskakiwały radośnie razem z właścicielką. Zielono-niebieska długa sukienka całkowicie zasłaniała każdy skrawek skóry, pokazując talie a zarazem jej chudość.

Szczerze - po wyglądzie przypominała mi Hatsune Miku czy Runo Misaki z Bakuganów. Nie licząc tego, że miała piersi, jak rozmiar swojej głowy.

Jak ona z nimi w ogóle chodzi?!

Już mam wizuję przed oczami, jak chłopaki z naszej szkoły śmieją się, że coś zasłania im dostęp do jej serca.

Totalny banał...

- Kamiro... - jęknął starszy mężczyzna obok niej siedzący.

Zapewne ojciec, chodź różnij się od niej sporo. Krótkie ciemno zielone włosy oraz ubiór zieleni nie sugerowały żadnego podobieństwa. Dopiero ten sam kolor oczu - głęboki błękit trochę upodabniał ich do siebie.

- Może panie jednak usiądą? - mężczyzna zwrócił się do nas nie zbyt zachęcająco. Ku mojemu zaskoczeniu jego mimika twarzy była wciąż poważna. - Nie bójcie się nas

- C-czy to co się stało w tamtym miejscu-

- Mitaxie już jest wszystko opanowane - ucięła kobieta. Zamrugałam kilka razy zdezorientowana jej nagłym głosem. - Martwisz się tym miejscem?

- Raczej tymi osobami - nastała cisza w pomieszczaniu. Dalej stałam w tym samym miejscu, nie miałam ochoty siedzieć z nimi przy jednym stole. Jakoś tam myśl bycia blisko nich mnie obrzydzała.

Ich miny też nie są zachęcające. Nie licząc blondyna.

- Kogo masz na myśl?

- No cóż... - urwałam na chwilę. - Skoro ta kobieta z dzieckiem przyszła do mnie mi podziękować to na pewno znaczy, że ktoś musiał też ucierpieć...  Znaczy wiem, że ucierpieli-

- Myślę, że podziękować to mało - otworzyłam szerzej oczy. Ludzie mówcie jaśniej! Nie każdy umie od razu się domyśleć. - Kobieta nalegała aby Ciebie spotkać. Uważała, że dokonałaś niemożliwego

- Ja? - zapytałam jak debil. Jeszcze pokazałam na siebie wskazującym palcem aby mieć pewność. Kobieta pokiwała głową. - Przecież ja nie zrobiłam nic. Bynajmniej nie pamiętam nic takiego!

- Jesteś pewna? - zapytał mężczyzna.

- Jak mówiłam dla Aurory - dziewczyna spojrzała się na mnie i pokiwała głową. - Jedyne co mi pozostało w pamięci to fakt, że dostałam strzykawką a potem mam totalną pustkę w wspomnieniach, jednak - urwałam, zbierając myśli. - czy to, co opowiedziała mi Aurora, o tym wieczorze jest prawdą?

- Nie nazwałabym tego ten wieczór - kobieta o długich ciemnych niebieskich włosach oraz piękniej urodzie uśmiechnęła się do mnie czule. Jestem pewna, że to jest żona tego mężczyzny o zielonych krótkich włosach i matka tej wesołej ''kremówki''. Sam fakt, iż ona z nim trzymali ręce złączne na stole dużo mówił. - Jesteś pewna, że nie pamiętasz już nic po tym?

- Nic a nic - wszyscy popatrzyli się na siebie. - Umówię poważnie

- Wierzymy Ci i nie mamy podstaw aby nie wierzyć - blond kobieta wstała. Wyprostowała się dumnie, poczułam od niej tą wyższość nad nami. Dość obcisła sukienka oplotła mocniej jej ciało. - Proszę, usiądźcie z nami. W naszej kulturze, nie zasiądnięcie do stołu jest przykre oraz ubliżające

Boże, czemu tutaj wszystkie kobiety są takie chude i ładne?

Spięłam wszystkie mięśnie aby zrobić ten pierwszy odważny krok. Ciężko jest opisywać takie uczucia. Z jeden jesteś zestresowana i nie ufasz praktycznie nikomu w pomieszczeniu, z drugiej rośnie w tobie strach, który ciężko zatrzymać. Z całych sił trzymasz go w sobie. Dusisz go aby nigdy się nie ukazał. Moja psychika i tak ostatnio mocno ucierpiała a wciąż muszę ją nadwyrężać.

Aurora zasiadła po mojej prawej. Automatycznie położyłam dłoń na jej udzie a ona zacisnęła ją mocno. Musimy pamiętać, że razem jesteśmy siłą. Możemy liczyć tylko na siebie.

- Co Ci opowiedziała Twoja przyjaciółka?

- Wszystko, co ona widziała - wydusiłam po dłuższej chwili. - I nie mogę w to uwierzyć

- To co się stało jest prawdą

Jej długie ciemne zielone włosy opadały na plecy. Siedziała po między dwa niebiesko włosymi dziewczynami. Jak na swój wiek twarz miała poważną. Ze wszystkich zgromadzonych była najbardziej drobna i mała. Zielono-złota sukienka też mocno przylegała do ciała. Dziewczyna mordowała mnie wzrokiem. Jasna zieleń przebijała mnie, szukając każdej ukrytej tajemnicy. Czułam, jak ciarki, przechodzą mi po plecach.

Ona na pewno nie należy do miłych osób.

- Tyle osób Cię widziało, że nie masz nawet prawa w to wątpić

- Ale ja nic nie pamiętam i nawet nie czuję po sobie jakiejś zmiany-

- Wiesz, ile krwi masz na rękach-!

- Umiro, dość - mężczyzna delikatnie się wychylał. - Nie czas na takie dyskusje

- Ojcze-

- Nie naciskaj, teraz na to nie pora. Kiritto - zwrócił się do mnie. - Pamiętasz jeszcze bitwę w miasteczku

- Sam jej początek-

- To początek wojny

Wojna - słowo odbiło się w moim mózgu dobre kilka chwil. Jak echo w zamkniętej jaskini. Byliśmy światkami wojny. Nagle słowa strażniczki nabrały innego sensu.

Coś jeszcze gorszego. Jej chodziło o wojnę.

- Mimowolnie zostałyście wciągnięte w sam jej początek. Rodzina Himati, nie tylko rozpoczęła wojnę, ale też posunęła się do karygodnych czynów! - mężczyzna gruchnął pięścią o stół. Podskoczyłam w miejscu. - Nie tylko niszczą wszystko, lecz też posunęli się do nie ludzkich działań! Trzeba, jak najszybciej, to zakończyć!

- Też tak uważam, ale musimy zachować spokój - królowa Amy wydawała się lekko spięta, jednak czując mój wzrok na sobie, wróciła do spokojnej mimiki twarzy. - Jesteśmy wielce zaskoczeni, że odkryli jakąś nową planetę i nawet się nie podzielili tą informacją. Państwo zawsze stawiało na liczbę wojowników a nie na jakoś wyszkolenia

- Naszym kosztem - wyszeptałam. - Naszym kosztem chcą wygrać wojnę? To nie ludzkie, trzeba to zatrzymać

- Częściowo na pewno. Musimy być przygotowani na najgorsze - obejrzała wzrokiem całe zgromadzenie. - Wyśle natychmiastowo więcej strażników na granice. Mam nadzieję, że reszta rodzin też pomyśli o takim rozwiązaniu

- Przygotuję zaraz rozporządzenie - odparł mężczyzna. - Nawet dziś kogoś wyśle, aby ci je przyniósł, Amy

Kobieta kiwnęła porozumiewawczo głową.

Po dłuższym ich słuchaniu zaczęłam widzieć kolejną różnice między nami. Nie tylko mieli jakieś super moce, wielkie zamki. Kolejną różnicą był język. Może mówimy tym samym, lecz ich tonacja czasami jest zupełnie inna. Od razu nie uderza to w słuchacza. Potrzeba czasu aby to załapać.

Ukradkiem spojrzałam się na Aurorę, która też akurat zwróciła się w moją stronę. Była równie zestresowana co ja. Na razie sukces był taki, że umiemy cokolwiek z siebie wydusić. Trzeba dalej udawać opanowanie, nie wypaść z tego rytmu.

Dasz radę, dziewczyno!

- Em... M-Mogę mieć pytanie - odwróciła się do władców. Przygryza dolną wargę, zaciskając dłoń.

- Mów dziecko

- Co z nami?

Cisza odbijała się od ścian. W końcu musiałyśmy zacząć tą kwestię. Skoro mogli nas tutaj przeteleporotwać to i mogą od teleportować. Cieszyłam się w duchu, że Kania nabrała odwagi aby też coś powiedzieć. Chodź trochę czułam się odciążona.

- Mówisz-

- Chcemy wrócić do domu, najlepiej jak najszybciej

- To nie będzie takie proste, jak wam się wydaje - Aurora zacisnęła dłoń na mojej. - Nie znamy żadnych współrzędnych aby was odesłać do domu. Rodzina Himati musiałaby nam je udostępnić, ale myślę, że to będzie największa przeszkoda

Czarna dupa.

Dosłownie w tym momencie zrobiło mi się słabo a za razem gorąco. Jeżeli ta wojna szybko się nie skończy to będziemy tu tkwić i tkwić. Nasze wojny światowe trwały kilka lat. Jeżeli tutaj tyle samo... To jest po prostu tragedia! My oraz inni ludzie nie mogą tyle czekać. Wymyślcie coś ludzie!

- Nie możemy tutaj zostać - Kania starała się mówić głośno, chodź co raz głos gdzieś chciał zostać w gardle. - Sami o tym dobrze wiecie, prawda?

- Oczywiście, że wiemy. Zostaliście sprowadzeni bez żadnej zgody - blondynka sięgnęła po kartkę. - Możemy spróbować wysłać list do rodziny Himati o wyjaśnienia oraz o uwolnienie waszych spokrewnionych, ale nie liczę na żadną odpowiedź

Zapisane informacje położyła na inną kupę kartek. Jak widać, sporo już tego uzbierała w tak krótkim czasie. Przed nią będzie kawał pracy aby to wszystko ogarnąć. Ale skoro jest władczynią (tak zakładam na ten moment) musi widzieć, jak to szybko zrobić.

Gdzieś tam z tyłu głowy zaczęła upominać się ta straszna myśl, o którą musiałam zapytać. Ta iskierka nadziei gdzieś zniknęła a cały czas narastał niepokój. Jeżeli nawet wrócimy do domu to ten.... znak nie wróci? Zacisnęłam mocniej palce. Przecież nie jestem potworem do cholery. Bez powodu nikogo bym nie zabiła, prawda?

Jeszcze znajdź ta odwagę!

Odksząknęłam żeby zwrócić na siebie uwagę. Dopiero za drugim razem udało mi się zrobić to głośniej.

- Co ze mną i... tym czymś?

- Ciężko nam cokolwiek powiedzieć-

- Uważam, że musimy Kirittę mieć na oku cały czas - uśmiechnęła się do mnie kolejna niebiesko włosa, która do tej pory jedynie milczała. Krótkie włosy opadły na policzki. - Będziemy kontrolować sytuację, jeżeliby pieczęć znów się ujawniła

Jej granatowe włosy sięgały do połowy szyi. Siedziała koło najstarszej niebiesko włosej, więc pewnie była ich kolejną córka (jak widać ostatnią i chyba z wyglądu najstarszą). Jako nieliczna uśmiechała się do mnie życzliwie i promiennie. Kiedy człowiek na nią patrzył, czuł mimowolny spokój. Po prostu biła od nie taka aura. Miała coś w sobie, że czułam lekki spadek ciśnienia.

- Nie można jej się... pozbyć? Nie wiem, wyciągnąć ze mnie?

- Niestety dziecko to tak nie działa - dotknęła dłonią klatki piersiowej. Jej palce stuknęły się z satynem. Miała bardzo delikatny i spokojny głos. - Pieczęć jest z tobą na zawsze i na wieki

- Ale ja ją jakby dostałam a nie urodziłam się z nią

- Nigdy nie było potrzebny pozbywania się pieczęci od czyjegoś ciała, to nasz dar od Bogiń - wyjaśniła po krótce. - Błogosławieństwo, z którego każdy się cieszy

- Tylko ona nie dostała jej z dłoni, tylko nie wiadomo czego - zielono włosa uniosła brew. Starsza nawet nie spojrzała się w jej stronę. - To nie dar ani błogosławieństwo Bogiń-

- Każda pieczęć jest

- Ale nie jej, Damiro. Żadna Boginia nie przyłożyła do tego dłoni

- Fakt, żadna nie przyłożyła - zgromiła ją wzrokiem. Po chwili jednak wróciła do spokojnej mimiki twarzy. - Ale to jest pieczęć i nią pozostanie. Czy tego chcemy, czy nie, musimy to zaakceptować

W duchu dziękowałam jej za obronę własnej osoby. Miałam taki mętlik w głowie, że za żadne skarby nie dałabym rady złożyć dłuższych zdań.

- Możemy za to spróbować pomóc jej ją opanować! - wychyliła się do rodziców. Chochliki radośnie podskakiwały w je tęczówkach. Wzrokiem obejrzała całe pomieszczenie. Na koniec zatrzymała się na mnie. Wpatrywała się wymownie i mi znów zrobiło się nieswojo.

Jak pomóc?

- To jest idealny plan!

- Nie rozumiem...

- Jeżeli na prawdę masz potężną moc możemy spróbować Ci pomóc ją opanować. Przejdziesz podstawowe treningi, potem będziesz wchodzić na wyższe poziomy-!

- J-Ja nie umiem nawet prosto rzucić a co powiedzieć jakąś broń utrzymać

- Wszystkiego się nauczysz, tak jak kiedyś my. Gdy wystarczająco nauczysz się walki, może sama staniesz do walki

- Nawet nie wiemy Damiro, czy sobie poradzi z pieczęcią - jej ojciec obejrzał mnie dokładnie. Uniósł gęsta brew do góry w chwili zadumy. - W jej przypadku na pewno będzie sporo pracy

- Jest młoda oraz silna! Jeśli opanujemy taką moc możliwe, że będziemy w stanie pokonać wroga o wiele szybciej, co przyspieszy ich powrót do domu. Więc Kiritto, co ty na to? Decyzja oczywiście jest w stu procentach Twoja

Aurora wbiła paznokcie w moje dłonie. Spojrzałam się na nią. Po jej minie widziałam, że była przeciwna temu pomysłowi. Dla mnie to było dobre rzucanie się na słońce w ciągu lata. Nienawidziłam sportu, ćwiczeń z tym związanych czy innymi zdrowymi nawykami. Kochałam długo siedzieć w nocy oraz spać do południa. Lubiłam dobrze zjeść o każdej porze dnia czy nocy. Z drugiej bałam się tego czegoś, co tkwiło w moim organizmie. Nie chciałam z tym mieć nic do czynienia. Jak najbardziej mogłam starać się o tym zapomnieć.

Ale nagle w mojej głowie powstało te ALE.

Pamiętaj, świat jest tylko Twój.

Dzięki temu szkoleniu będę mogła szybciej wrócić do domu i... zemścić. Za siebie, Kozioł oraz Kanie. Pomścić osoby, które umarły i będą umierać. Patrzeć teraz na ich cierpienie, bo miałam na pewno taką siłę.

Teraz miałam.

- Jeżeli to coś da... To zróbmy to

- Załatwię Ci najlepszą trenerkę aby miała twoje ćwiczenia na uwadze - blondynka sięgnęła po kolejną kartkę. Kolejna do kolekcji, lecz zbytnio tym się nie przejmowała. Chudą dłonią napisała kolejne zadanie do zrobienia. - Nawet wiem, kogo poproszę. Ćwiczenia zaczniesz już jutro z samego rana!

- Królowo Ario, mamo, tato uważam, że to zły pomysł - Umira (chyba, bo jeszcze sama staram się kodować, która to która) westchnęła ciężko. Poobserwowała mnie, po czym znowu zwróciła się do rodziny. - Ona w ogóle się nie nadaje. Nie ma ani doświadczenia, ani-

- Dajmy jej szanse, kochanie - jej mama uśmiechnęła się lekko. - Każdy zasługuje nawet na cień szansy

- To nie jest jedna z nas, to coś jest sztuczne i nie powinna mieć żadnej szansy!

- Umiro-!

- Róbcie, jak uważacie, ale ja wam nie pomogę

Żwawym truchtem ruszyła do wyjścia. Król gestem dłoni chciał ją zatrzymać, ale ona ominęła wyciągnięte palce z pełną arogancją. Rzuciła niezadowolone spojrzenie po każdym nawet po służbie, która wkroczyła z ciastem. 

- Skoro mamy jedną sytuację za sobą - królowa Amy oparła plecy o oparcie krzesła. Perfekcyjnie udawała, że ta scenka jej nie ruszyła. - Musi ktoś też pilnować jej na co dzień. Objaśnić inne techniki walki

- Musi cały czas pracować - królowa Evel rozglądnęła się po każdym z osobna. - Może kogoś zaufanego ze służby, kto będzie zawsze dla niej blisko?

- Na razie trzymajmy to, w jak najmniejszym gronie, kochanie. Do puki nikt za bardzo o tym nie mówi, niech zostanie to między nami

- To co mamy zrobić?

Kania, oczywiście za złości, wbijała coraz bardziej pazury w moją dłoń. Porozumiewawczo patrzyła się na mnie, chcąc aby jak najszybciej wycofała się z tego szalonego pomysłu. To było szalone? Oczywiście, lecz ta myśl o szybszym powrocie utrzymywała mój język za zębami.

Ale jak ona nie przestanie wbijać tych szponów to ją pierdolne!

- Ja będę mieć Kirittę na oku

I to był ten moment, gdzie pierwszy raz widziałam, jak ta blondynka została wybita z pantałyku. Zamrugała kilka razy, chyba otumaniona tymi słowami. Energicznie odwróciła głowę w stronę swojego jedynego - tak myślę, że jedynego - syna.

- Mamo-

- Nie zgadzam się - patrzyła się na niego bezwzględnym wzrokiem, ale on nawet nie drgnął. Kobieta westchnęła ciężko, marszcząc brwi w niezadowolonym grymasie. - Asan, na litość Bogiń-

- To będzie dobry pomysł! - niebiesko włosa starsza kobieta chwycił się za podbródek. Raz patrzyła na mnie a raz na niego. Po chwili uśmiechnęła się radośnie a na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec. - Asan ma bogińską cierpliwość, poradzi sobie. Chyba sama nie widzę lepszego kandydata

- Evel ma rację, da radę. W końcu nie ma dziesięciu lat!

Chłopak delikatnie uśmiechnął się, szepcząc coś w ich stronę. Zapewne dziękuję albo coś w podobie.

Kiritta, co może być w podobie do dziękuję? Debilu głupi

- Więc myślę, że ustalone. Asan już od samego rana będzie miał Kirittę na oku a może i przy okazji jej przyjaciółkę - Kania niby wzrokowo się zgadzała, ale ból jaki mi sprawiała mówił mi coś zupełnie innego. Aby trochę ją ogarnąć sama zaczęłam wbijać pazury w delikatną skórę. - Może rano zabierzesz dziewczyny na śniadanie a potem wszystko wyjaśnisz dziewczynom. Przez noc dokładnie obmyślimy plan działania a trenerka, którą sprowadzi Amy, przygotuje specjalną taryfę treningową. Co o tym myślisz?

Asan kiwnął głowo twierdząco. Niesforne kosmyki pokołysały się razem z ruchem. Za to jego matka, bliska wybuchu, stukała paznokciami o blat stołu. Zmarszczyła czoło.

- Sarami, zaprowadź dziewczyny do swoich pokoi. My musimy jeszcze chwilę porozmawiać na tematy państwowe a dziewczęta nie muszą w tym uczestniczyć. Niech odpoczywają przed jutrem

Różowo włosa kobieta, bliska trzydziestki, lekko dygła. Sama podeszła do drzwi, otwierając je na oścież. Żółty fartuch zawiązany z tyły na dużą wstążkę wyglądał, jak puszysty ogonek.

Żwawo, ciesząc się w duchu, że to koniec same dygłyśmy w geście... Sama nie wiem. Pokory, strachu czy kultury? Ciężko było mi stwierdzić. Dla mnie bardziej strachu, no może trochę ulgi. Mogłam w końcu przekroczyć próg tego nieszczęsnego miejsca. Miałam tylko nadzieję, że zrobiłam wszystko co mogłam zrobić, zostawiając chociaż na noc prześwitujące wzroki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top