8.
Instagram: kirittawattpad
* Ach, śpij kochanie - kołysanki dla dzieci *
Czuje się jak w amoku. Zagubiona, trochę sama - nie licząc, nie daleko siedzącej na krześle Aurory, ale ona sama wydawała się myślami gdzieś daleko oraz kobietki z dzieckiem - i wystraszona.
Czemu kolejny raz, nie wiem co mam myśleć?
Od wczoraj jesteśmy na obcej planecie, nie wiadomo jak daleko od domu, czy kiedykolwiek do niego wrócimy cali oraz zdrowi. Wszystkie pytania doprowadzają mnie do szaleństwa. Jeszcze zostaje nam dziwna sytuacja, której ja osobiście nie pamiętam, ale z relacji kobiety z dzieckiem oraz Aurory wychodzi na to, że zrobiłam tam na prawdę (nieświadomie zaznaczam!) niezłą rozróbę! Rozumiem gdybym to pamiętała, ale nie! NIC!
Kobieta uśmiechnęła się do dziewczynki, która postanowiła się obudzić, wyjąc na całe pomieszczenie. Starsza pani podśpiewała pod nosem jakąś pioseneczkę i dziecko uspokoiło się, lecz na ile tego nikt nie wie.
Boże Marlena przecież jak można wiedzieć na ile dziecko będzie spokojne... Włącz w końcu mózgu!
Westchnęłam ciężko, opierając głowę o dłonie.
Może powinnam do siebie mówić Kiritta?
Nawet nie wiem, dlaczego taka myśl przeszła mi przez głowę. Szczerze - myśląc akurat o tym niż o innych, o wiele mniej ciekawych rzeczach - ten przydomek coraz bardziej wchodził mi w pamięć. Musze przyznać, że jak sobie powiedziałam Kiritta, sama wymowa podoba mi się samej sobie. Dla Kanii chyba też się to podoba.
Tak myślę.
- Hej, aniołku... Gwiazdko na niebie gwiaździstym... - podniosłam wzrok na kobietę. Znowu bujała dziewczynkę na rękach. Dziecko burknęło niezadowolone, ona poprawiła pieluszkę tak aby była pomiędzy nią a dzieckiem. - Hej, aniołku... Tańcz na jasnym niebie gwiazd...
- To jest jakaś kołysanka? - wyrwało mi się pytanie. Jasno brązowa kobieta podniosła brew do góry, patrząc na mnie zdziwiona.
- Koły- co?
- No... - mruknęłam pod nosem. - Kołysanka to jest u nas coś w rodzaju piosenki, która ma jakby na celu usypiania albo uspokojenia dziecka - wyjaśniłam najlepiej jak umiałam.
- Hm... - bez słowa podeszła i usiadła koło mnie. Widać było po niej zmęczenie. - Dla naszych dzieci śpiewa się piosenki, które zostały ułożone wiele tysięcy lat temu. Raczej to nie ma fachowej nazwy. Specyficznie są bardzo długie, spokojnie, aż takie usypiające. Chociaż z tego co słyszałam na Aoi Kiri (czyt. Aoj Kiri) oraz Yume (czyt. Jume) starsi ludzie nazywają je Lulajki albo Lula, dokładnie nie pamiętam
- Lulajki - powtórzyłam. - Brzmi bardzo-
- Dziwnie?
- Cóż, tak. Chyba tak. Eh, sama nie wiem dla mnie wszystko jest tutaj dziwne - wychyliłam delikatnie głowę zobaczyć, czy Kania to skomentuje, ale ku mojemu zaskoczeniu zasnęła na krześle! Rozumiecie, moja przyjaciółka, która zawsze musiała mieć chociaż dwa jaśki do spania zasnęła na krześle! Szkoda, że nie mam telefonu, zrobiłabym dla niej seksowną sesję aby potem ją męczyć.
- Wasze kołysanki też są dziwne - zaśmiała się lekko, poprawiając się. - Chociaż nigdy ich nie słyszałam, to ich nazwa jest dziwna sama w sobie
Dopiero teraz dotarło do mnie jak moje stwierdzenie zabrzmiało dla niej. Czemu nie umiem się ugryźć w język?!
- N-nie chciałam pani urazić czy kogokolwiek z tej planety - podniosłam lekko ręce w formie moralnej obrony. - Tak jakoś mi się powiedziało, przepraszam. Na prawdę przepraszam
- Spokojnie, kochanie - poprawiła dziewczynkę, bo znów się tłukła na rękach. Starsza pani ręką sięgnęła po poduszkę aby podłożyć ją później pod głowę dziecka. - Ale może w formie przeprosin zaśpiewasz mi jedną?
- Ja? - pokazałam na siebie palcem. - Szczerze nie umiem śpiewać, ani trochę. Szybciej szyby tutaj popękają niż dojdę do refrenu
- Nie przeszkadza mi to. Skoro wy wiecie trochę rzeczy o nas, to teraz ja chcę jeszcze się dowiedzieć coś o was, i o Tobie
Widząc jej minę wiedziałam, że nie mam żadnych szans się wywinąć. Przejrzałam cały mózg z góry do dołu i jedyna kołysanka jaka mi przyszła aktualnie do głowy to ta, którą mama śpiewała siedem lat temu dla młodszego braciszka.
- Nie znam żadnej stuprocentowo, ale spróbuje jakiś fragmenty zaśpiewać, takiej jednej...
- Słucham - uśmiechnęła się promiennie jak nastolatka.
Wypuściłam powietrze przez usta, szukając w sobie odwagi aby w ogóle ją zacząć.
NO KIRITTA DAJESZ!
- A-ach, śpij kochanie. Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz. Czego pragniesz daj mi znać, ja ci wszystko mogę dać. Więc dlaczego nie chcesz spać? - poprawiłam grzywkę na prawy bok i zamknęłam oczy.
Obraz mamy koło łóżka mojego młodszego brata, kiedy w wakacje go bujała w łóżeczku a ja - dziesięcioletnia dziewczynka z francuzem - zza drzwi od salonu obserwowałam jak sytuacja z małym wygląda. Trochę bałam się, z dnia na dzień wszystko w domu przewróciło się do góry nogami. Płacz, pieluchy oraz zmęczenie to była rutyna, która wkradła się do naszego życia. Fakt, że była zapowiedziana wiele miesięcy wcześniej, lecz nie zmieniło to tej jednej rzeczy - nikt się nie spodziewał, że to będzie aż takie ciężkie. Jako dziecko cieszyłam się z rodzeństwa, jednak co kolejne tygodnie do mojego małego mózgu docierała myśl, iż to nie były moje wcześniejsze wyobrażenia.
- Ach, śpij, bo właśnie księżyc ziewa i za chwilę zaśnie. A gdy rano przyjdzie świt księżycowi będzie wstyd, że on zasnął, a nie ty...
Łzy skapnęły na podłogę. Kiedy ten czas tak szybko minął? Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że ten pewien etap życia tak nagle się skończył. Przecież nie dawno szłam do trzeciej klasy podstawówki!
- W górze tyle gwiazd, w dole tyle miast. Gwiazdy miastom dają znać, że dzieci muszą spać...
Nie wiem, czy kobieta zrozumiała z jakiego powodu płaczę, ale jej dotyk na moim prawym ramieniu i przysunięcie mnie do swojego boku spowodowało wylanie większej ilości łez. Nie mogłam powstrzymać ikania i smutku, które już tęskniło za ciepły domem. Nie w formie budynku, a psychicznym.
Mamo...
Tato...
Braciszki moje...
Tak bardzo was kocham. Kiedy ja was zobaczę?
To wszystko jest szalone, takie nie prawdziwe. Przecież takie rzeczy - przeniesienie się do innego świata, jakieś moce zawsze były w filmach, książkach czy piosenkach. Były wszędzie oprócz świata realnego gdzie raczej niczego nie dało się aż tak podkoloryzować.
Czy to wszystko dzieję się na prawdę?
Tak.
Po tym wszystkim nie mam żadnych wątpliwości. Przede wszystkim, czując jej dotyk
Moje łzy obudziły dziewczynkę, która wściekła, bo przecież tylko co nie dawno zamknęła oczki, rozwyła się całkowicie jak syrena strażacka, robiąc się czerwona jak dorodny pomidorek. Kania, też obudzona przez krzyk, zsunęła się z krzesła na podłogę. Po jej zaspanym wzroku od razu wywnioskowałam, że wcale nie wie co wokół niej się działo.
Starsza kobieta od razu wstała, rozpoczynając bujanie dziecka, lecz nie wyglądała aby chciała szybko się uspokoić.
- Przeprasz-
- Nic nie szkodzi - przełożyła głowę dziecka na drugą rękę. - Jest dzisiaj od rana w złym humorze
- Jak człowiekowi nie dają spać, to zawsze będzie złe - Niziołek wyprostował nogi na całą długość, ziewając siarczyście. Nawet ust nie zasłoniła, tylko wytarła kuleczki ropy z oczu. - Taka natura
- Ta... - mruknęłam cicho pod nosem, skupiając wzrok na czerwonych adidasach. Chwyciłam się za nos, czując powracający ból głowy. - Chyba masz rację...
I teraz, proszę państwa, po tak długim czasie ja, Marlena Kiritta Dębska uświadomiłam sobie jedną bardzo, ale to bardzo ważną rzecz - JESTEM BEZ OKULARÓW NA NOSIE I WIDZĘ BARDZO DOBRZE! Oczywiście natychmiastowo chwyciłam palcami za miejsce gdzie one powinny się znajdować.
O MATKO BOSKA JAKIE TO DZIWNE UCZUCIE!
Aurora lekko szturchnęła mnie w lewę ramię, wybudzając mnie z transu otóż tego zachwytu. Jeszcze oniemiała pokazywałam jej swoją twarz dłoniami - pokazując coś, czego i pewnie ona nie zauważyła do tej pory. Pomrugała kilka razy, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Przysiadła się koło mnie na krańcu łóżka, czekając pewnie aż jej coś powiem. Dopiero po dłuższej chwili sama dotknęła swojej twarzy zdziwiona tym odkrytym faktem. Jej wargi zrobiły wielką literę O.
- Nie ma!
- No kurwa nie! - pisnęłam za razem szczęśliwa oraz zaskoczona. Podniosłam ręce do góry jakby przynajmniej ktoś właśnie zmartwychwstał. - Tyle lat mnie znasz i nawet nie zauważyłaś, że jestem bez bryli!
- Miałam ważniejsze rzeczy na głowie! - zrobiła usta w dzióbek, biorąc się za boki. - Nawet i dobrze, bo szczerze nie mam zielonego pojęcia gdzie mogą być-
- Ale z Ciebie debil...
- Wzajemnie, wzajemnie
Uśmiechnęłyśmy się do siebie jak takie dwa najebane cwelki.
Kiedy ostatnio się tak ostro napiłyśmy? Chyba na domówce u jednego takiego kolegi od Aurory. Ja jeszcze w miarę przytomna ciągnęłam za ucho Niziołka, który był już w pół śnie i zaczął gadać dziwne pierdoły. Przemarsz przez ulicę do parkingu autobusów, gdzie czekał już mój tato zajął nam tyle czasu... Potem przez całą drogę Aurora spała, ja przytakiwałam na wszystko co do mnie doszło a tata wył ze śmiechu w niebogłosy. Czy przypadkiem to nie była ta sytuacja, gdzie ten debil zarył nosem o drzewo a ja później o słup? Kurde, nie pamiętam teraz...
O czym to wcześniej mówiłam? Ah no tak bryle!
Żal mi ich, bardzo je lubiłam. Nosiłam je już z dobre dwa lata. Ooo... samych okularów to mam u siebie w szafce od pełna! Przez te kilka lat wzrok dość mocno się mi pogorszył. Fajnie by było je mieć nawet na pamiątkę. Wiem zjebana jestem, ale człowiek przywiązuje się do takich rzeczy co korzystał z nich dłuższy okres czasu.
- Bryle to coś na nos, tak?
- To jest takie... zdrobnienie na okulary. Pomagały mi, poprawiając mi wzrok
- Oh... jak to? - mała dziewczynka burknęła pod nosem. - Miałaś coś z oczami?
- Widziałam nie wyraźnie - podrapałam się po głowie. - Obraz był... rozmazany. Widziałam z bliska, ale nie z daleka już nie. One mi pomagały, ale teraz-
- Widzisz już dobrze, co nie? - Kania poklepała mnie po głowie. Rzuciłam jej zdziwione spojrzenie, bo pierwszy raz w życiu zrobiła coś takiego wobec mnie. - Z tego okrągłego gówna jest jakaś przydatność!
Otworzyłam usta aby się zapytać o co jej chodzi, lecz szybko dotarło do mnie o jakie gówno chodzi. Wypuściłam powoli powietrze z ust. Prawą rękę przyłożyłam do klatki piersiowej z lekkim strachem. Żeby ręka jakoś mocno nie drżała zacisnęłam palce na materiale ubrania.
Jeżeli to coś jest niebezpieczne, dlaczego teraz nie robi nic?
Zakładając, że to wciąż we mnie jest oraz sobie żyje... Będę kiedyś normalnie funkcjonować? Nie wiem, znów nie wiem jasna cholera!
W każdej możliwej chwili to coś może się pokazać. Huk wie, czy to mnie ostrzeże, czy nie. Tak na prawdę muszę być gotowa na wszystko. Nie, my musimy być gotowi. Chyba to mnie najbardziej przeraża. My. Jak widać, sama nie mogłam sobie z tym poradzić. To coś jest ponad mną. I to jest jeszcze gorsze.
Muszę w najbliższym czasie znaleźć powód jego uaktywnienia.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie i wejście strażniczki do pomieszczenia wraz z mężczyzną. Ukłoniła się delikatnie przed nami, stając na baczność. Nie miałam pojęcia, co teraz zrobić z sobą.
Mam wstać i też się ukłonić?
- Zapraszam was do sali - kiwnęłam głową w jej stronę. - A pani-
- Będę uciekać - przerwała jej. - Czuję się zaszczycona, że mogłam porozmawiać z rodzinami i pobyć tutaj chwilę, lecz muszę wracać do domu, nakarmić rodzinę, malutką...
- Oczywiście. Mój towarzysz panią odprowadzi do wyjścia oraz odwiezie prosto pod dom, proszę iść za nim - pokazała na wysokiego bruneta. - My już też pójdziemy-
- Chwila, chwila, chwila - Kania wstała na równe nogi, zagłuszając chwilowy monolog. - Daj na jeszcze pięć minut. Muszę coś obgadać z-
- Kirittą - znów odezwała się kobietka. Obdarzyła mnie ciepłym spojrzeniem. To jest niesamowite uczucie spotykać taką cudowną osobę w obcym świecie. Z samego uśmiechu czuć od niej bijące ciepło oraz bezpieczeństwo. - Dałam jej ten przydomek za ratunek mojej rodziny - wyjaśniła krótko, widząc zdziwione miny strażników.
Atmosfera na chwilę się napięła. Strażniczka raz obserwowała Kanie z wrogością w oczach, więc już cep załatwił sobie wroga numer jeden. Wróciła do starszej matki, z którą miała raczej spokojny wyraz twarzy. W końcu szturchnęła kompana w ramię i kiwnęła do nas głową twierdząco. Niechętnie, ale jednak.
- Poczekam na korytarzu na was. Tak będzie najlepiej
- Oke!
Przez chwilę zastanowiłam się, czy przypadkiem moja przyjaciółka ma jeszcze jakiegokolwiek hamulce moralne, jednak przypomniałam sobie w porę, że pod tym względem jesteśmy praktycznie równe. Mi też bardzo często zdarza się powiedzieć to, co ślina na język przyniosła, więc przemilczałam to zachowanie.
- Do zobaczenia, Kiritta - uśmiechnęła się do mnie przez ramię starsza pani. - Uważaj na siebie, dziecko
- Będę - odparłam najbardziej szczerze. - Do zobaczenia
Trzask drzwi oświadomił mnie, że znów atakuje mnie dziwne uczucie samotności. Fakt, była ze mną Aurora, ale nie potrafiłam tego od siebie odgonić. Moja twarz wykrzywiła się w grymasie smutku. Zrobiłam kilka kroków w przód aby dokładnie zobaczyć drzwi. Jakby mój umysł miał nadzieje, że zaraz ktoś wejdzie nimi do środka i wszystko zakończy. Niestety, nic takiego się nie stało.
- Czemu-
- Pomyślałam - widząc moją minę, przewróciła oczami. - Tak, pomyślałam
- I?
Aurora westchnęła ciężko, zrzuciła z siebie narzutkę i rozpoczęła marsz od łóżka do szafek. Jeszcze do tego artystycznie dłonie splotła za dupą. Po prostu taka zamyślona poetka!
- Jesteśmy w dupie Kania
- Wiem, wiem - pokiwała głową. - Jedyne co wiem to to, że jesteśmy na obcej plancie - pokazała swój kciuk. - nie wiemy o nich za dużo, tylko tyle, że mają jakieś okrągłe znaki na piersiach i umieją się bić mieczami, łukami oraz innymi pierdołami - podniosła drugi palce, nie przerywając swojego kroku. - ty dostałaś jakiegoś power hard - podniosła środkowy palec ( zrobiła do na pewno specjalnie, Żydek jeden). - jesteśmy w zamku Queen'a - widząc moją zdezorientowaną minę zaraz dodała. - no tego chłopaka-
- To jest jego?! - wytrzeszczyłam oczami. Aurora stanęła w połowię drogi do łóżka. - Co ty gadasz?!
- W ogóle nie powiedziałam Tobie ważnych informacji o nich! - odwróciła się tyłem, ruszając dalej w diabelski chód. Jej mina była jakaś skwaszona. - On się nazywa Asan Queen i jest kurwa następcą tronu, czaisz! Uratowałaś nie byle kogo, stara dupo!
- Nie pamiętam Aurora! - rozłożyłam ręce. - Ale jeżeli tak mówisz...
- Asan - westchnęła ciężko. - Wydaje się nawet okej, ale-
- Ale-?
- Oni są wszyscy dziwni. Podczas Twojego spierdolenia - Kania zrobiła artystyczny nawias z palców. - pojawiły się jeszcze dwie laski, które też są wysoko ustawione. Przez chwilę wydawało mi się, że nas tam zostawią, lecz ten blondas cały czas chciał Ciebie zabrać
- Chyba nas
- Wiem co słyszałam! - oburzyła się, krzyżując ręce na klatce piersiowe. Stanęła przede mną, czekając na moją reakcję. Kiwnęłam ramionami, bo sama nie wiedziałam co powiedzieć. - Zielono włosa była najbardziej na nie, niebiesko włosa szybko uległa. To ona mi pomogła jakoś się otrząsnąć z tego
- Czyli niebieska jest po naszej stronie?
- Chyba... Zaraz zniknęła, jak potem się dowiedziałam, ze swoją zieloną siostrą
- Oh...
- Dębska - pomrugałam kilka razy oczami, podnosząc brew do góry. Co za dzień rewolucji, że mi jedzie po nazwisko? - Ja osobiście uważałabym na blondasa Asana Queena. Wydaję się miły jak pies, ale pies-
- Może ugryź - zakończyłam ulubiony cytat jej taty. Przy każdej najbliższej okazji go cytuje. Chuj go wie skąd go zna, jak wymyślił, lecz pasuje zawsze jak ulał.
- Jest podejrzany
- Dokładniej? Co zauważyłaś? - rozpoczęłam charakterystyczne robienie kółek dłońmi. - Po naganiaj temat! Do brzegu!
- On - zawiesiła głos. - za bardzo Ciebie lubi
Najpierw spojrzałam się na nią jak na debila pierwszego stopnia, potem jak na trzeciego. Parsknęłam śmiechem gdy wyszczerzyła na mnie złowrogi wzrok. Wzięła się za boki, robiąc swój dziubek.
- Marla!
- Okej okej, rozumiem będą uważać! Nie przejmuj się tak!
Bo przecież nie ma czym się przejmować!
Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top