6.
* David Guetta vs The Egg - Love don't let me go / Walking away (Official Video) *
Instagram: kirittawattpad
Deszcz po woli spływał z szyb - wirucha tej długiej nocy była niesamowita a za razem przerażająca. Obserwatorowi mogło się wydawać, że na okna balkonowe spada woda wprost z na maksa rozkręconej słuchawki od prysznica. Kropelki ścigały się ze sobą aby jak najszybciej dotrzeć na kraniec okna, potem spaść na parapety a na sam koniec na płytkową białą podłogę.
Inne grały jeszcze dalej piękną melodię natury tego wielkiego nieznanego świata. Uświadamiały każdego mieszkańca, że wciąż wszystko żyje i chce żyć.
Jednak aby żyć normalnie potrzebna jest swoboda i wolność.
Aurora poskoczyła gdy piorun oświetlił cały pomieszczenie, w którym się znajdowała. Zaraz po tym jasnym blasku nastąpił nieprzyjemny hałas w postaci grzmotu. Obserwowała jeszcze przez chwilę wejście na spory balkon, który był dokładnie widoczny dzięki przeszkolonej ścianie. Dziewczyna zmęczona oraz ociężała wstała z krzesła i marszem podeszła do drzwi balkonowych. W ciszy spoglądnęła na krajobraz zza szyb. Zmarszczyła brwi gdy zobaczyła w odbiciu swoje spojrzenie - bez życia, bez iskierek. Twarz wyglądała na mocno bladą a włosy lekko przetłuszczone nie dodawały ani trochę uroku.
Kiedy piorun znów uderzył, zasłoniła całą ścianę ciemnymi firanami. Nie było to zadanie łatwe iż były one przywiązane do kątów ścian, każda dwoma złotymi wstęgami, które zamiast kokardy czy delikatnego zaciśnięcia miały supły.
Zadowolona ze swojej pracy wypięła dumnie klatkę piersiową ( cycków nie mogła, bo nie posiada xd ~ odp. Marlena ) i podparła dłonie o boczki. Trochę radośniejszym krokiem wróciła na swoje miejsce siedzące - na najzwyklejsze krzesło koło łóżka. Oklapła na nie przez co krzesło lekko skrzypnęło.
Od najmłodszych lat nie lubiła burzy, nawet na nią pluła przy najbliższej okazji. Nie to, że się bała - po prostu czuła się nieswojo oraz dziko. Jak dla niej w burzy dzieją się same złe rzeczy. Człowiek miał same dziwne rozmyślenia nad życiem swoim, nad istotą świata i innych zbędnych duperelach.
Dziewczyna oparła łokcie o kolana a dłonie ustawiła tak aby położyć na nich głowę. Zmrużyła brwi w gniewnym geście choć sama nie była do końca pewna czy jest zła na całą tą chorą oraz dziwną sytuację, czy na samą siebie.
- Kurwa - przeklęła pod małym nosem. Odprostowała się, opadając plecami o oparcie. Jednak długo nie została w tej pozycji, bo po kilku sekundach wróciła do podpierania twarzy. - Jebana pogoda. Żeby w tamtych żołnierzy piorun pierdolną w te puste łby. Najlepiej w tamtego idiotę-
Chwilową cisze przerwał pomruk niezadowolenia zmieszanego z bólem.
Dziewczyna od razu się ożywiła i przyjrzała się swojej leżącej przyjaciółce. Jej klatka piersiowa bez zmian poruszała się szybko w górę oraz w dół. Całe szczęście po dwóch godzinach gorączka spadła a policzki nie płonęły żywym ogniem. Twarz wracała to jakichkolwiek kolorów. Włosy, które zostały rozpuszczone, leżały porozrzucane na całej poduszce.
- Marlena - wyszeptała cicho, patrząc współczująco na nieprzytomną. - Co Ci jest...?
Nie dostała żadnej odpowiedzi. Musiała czekać dalej w totalnej niepewności o jutro. Miała jedynie nadzieję, iż to nie zajmie długo, że Dębska obudzi się już rano i wszystko co z nią sie działo w miasteczku to jakiś jej żart.
Że to co widziała w miasteczku to tylko jakiś głupi sen.
Przecież jej przyjaciółka nie jest ani potworem ani nadczłowiekiem.
Nie zabiłaby nikogo, jej ręce wcale nie miały na sobie czerwonej krwi.
Wiesz przecież, że schować żelki pod biurko to każdy je znajdzie!
Aurora zacisnęła ręce w pięści.
Jesteśmy same jak palec w dupie, więc po co na siłę szukać jakiegoś chłopa?
Kania spojrzała się na pięści. Wściekłość nagle ją ogarnęła do tego stopnia, że pizgła w kraniec łóżka, czując mrówki na palcach.
- Kurwa, kurwa, kurwa... - szeptała przez zęby. - Wszystko przez jebanego cwela!
- Mówisz o mnie?
Wszystkie uczucia jakie ją zaatakowały wygasły na chwilę zaskoczenia. Niziołek podskoczył na równe nogi, stając na kilka metrów przeciw lekko ciemnego blondyna, który jak ninja wszedł do pokoju niezauważony ani niesłyszalny.
On za to przyjrzał się jej uważnie. Widząc, że patrzy się na niego wrogo, odwrócił się w prawą stronę do jasnego, sporego biurka i postawił dużą zieloną tacę z jedzeniem oraz butelką wody. Odwrócił się znowu do dwóch kobiet. Próbując załagodzić jakoś złą atmosferę powolnym korkiem ruszył do drugiego krzesła po drugiej stronie łóżka. Kiedy usiadł na nie zmierzył się wzrokiem z Aurorą, która mimo głosu rozsądku, jego wielkiej pomocy nie mogła zaakceptować ani jego zachowania, ruchów czy spojrzeń.
Ogólnie cały jej się nie podobał.
- Na prawdę nie chcesz iść spać?
- Nie - zaprzeczyła twardo bez żadnego zastanowienia. Oparła plecy o krzesło. Napięła wszystkie mięśnie jak struna. Nie miała jeszcze pojęcia ile mógł mieć lat, ale z wyglądu zakładała, że są gdzieś podobnego rocznika. - Możesz iść, nie musisz ze mną siedzieć.
- Chyba z wami - poprawił ją natychmiast.
- Marlenę trzeba pilnować a nie z nią siedzieć - zmarszczyła brwi. - Poradzę sobie sama, Asan.
Queen - ku jej zaskoczeniu - złączył ręce jak do modlitwy i oparł o nie twarz. Brunetka założyła ręce na piersi, próbując chodź trochę ukryć swój stres i strach. Jedyny hałas jaki się wydobywał to tykanie zegarka, który znajdował się nad wielkim łóżkiem. Fakt faktem robił to bardzo cicho, lecz udawało mu się zagłuszyć oddechy.
Chłopak zmienił swoja pozycje, nie spuszczając z oka Aurory, która też nie ustępowała. Nogę przełożył na drugą, lewą dłoń pozostawiaj na wyżej będącym kolanie a prawą przeczesał swoje brudno-złote włosy.
- Możesz mnie nie lubić, ale chce żebyś pamiętała, że nie mam was za wrogów.
- Pamiętaj, że Ci nie ufam - kiedy w końcu te słowa wyszły z jej gardła miała wrażenie, iż teraz mogła przekroczyć niebezpieczną granicę. Już od samego początku jak go zobaczyła w swojej dziwacznej zbroi nie miała jakiegoś dobrego zdania na jego temat. Może nie powinna oceniać książki po okładce, lecz na razie nie mogła przetłumaczyć swojego zakurzonego mózgu. - Marlena na pewno podzieli moje zdanie.
- Jesteś tego pewna na sto procent?
- Oczywiście
Uśmiechnęła się pod nosem będą dumną ze swojego opanowania. Miała wrażenia, że ta odpowiedź go zabolała na tyle mocno, że zaraz odejdzie.
Nie myliła się - chłopak bez słowa wstał oraz złote tęczówki odwrócił do Marleny. Posłał w jej stronę lekki uśmiech, ukazując małe dołeczki. Po kilkusekundowej obserwacji dziewczyny szepnął coś pod nosem i ruszył w stronę małego korytarzyka gdzie na końcu były drzwi wyjściowe.
Kania oczywiście żarła za to go wzorkiem ile mogła. Miała ochotę zapalił jego ubranie - czarne spodnie i koszulkę - samym wzrokiem.
Zmarszczyła powtórnie brwi gdy zatrzymał się przed wejściem na krótki korytarz. Prawą dłoń zacisnął za krawędź ścianki.
- Nie wiem co o mnie myślisz, czemu mnie tak oceniasz, ale ja zrobię wszystko - odwrócił do niej głowę. - żeby Marlena tak o mnie nie myślała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top