11.

Instagram: kirittawattpad

Nienawidzę poranków. Tym bardziej od teraz, godziny piątej rano. Toż to kara a nie przyjemność. Nie wiem, jak ludzie mogą bez problemu wstać o tak nie ludzkiej godzinie. Chyba typowe... sójki, skowronki? Kurczę, zapomniałam na śmierć. Może kiedyś przypomnę.

Za kilka minut góra. Jeżeli mózg się uaktywni

Dźwięk tego budzika był do niewytrzymania! Zła okryłam się kołdrą i popędziłam do biurka, gdzie stało nieszczęsne urządzenie. Chwała za to, że w ogóle go dostałam, ale jego ryk jest niedoniesienia! Jebana kwadratowa kostka z dwoma przyciskami na wierzchu. Na ustawianie godziny aktywacji oraz wyłączenie. Oczywiście z przodu okrągły głośniczek, który walił super basem.

Dobra, przynajmniej jest skuteczny. To jego jedyny plus

Niechętnie rozpoczęłam ogarnianie się na swój pierwszy prawdziwy trening. To nie tak, że moja adrenalina opadła. Dzięki niej właśnie budziłam się co kilkanaście minut. Chyba pod koniec wyznaczonego czasu snu dobrze się wesparłam, co poskutkowało taką niechęcią wstania z łóżka.

Najpierw załatwiłam łazienkę, po czym ubrałam się w wczorajsze ubrania oraz czystą bieliznę. Jeszcze na wierzch zarzuciłam sportową bluzę, którą udało mi się znaleźć w ogromniej szafie. Na razie może być trochę chłodniej. Potem gdzieś ją rzucę, gdy będzie zza gorąco.

Uniosłam wzrok znad lustra, gdy usłyszałam pukanie. Zaskoczona zarzuciłam wzrok na zegar nad biurkiem. Piąta trzydzieści. Aurora wstała? Chyba wolne żarty. Raz nie ma zapewne budzika, dwa bez niego nie ma opcji, że się zwlecze gdziekolwiek. Wiem to z własnego doświadczenia szkolnego. Już wczoraj przed opuszczeniem mojego pokoju sarkastycznie życzyła mi powodzenia i obiecała modlitwę o moje zdrowie. Wredny szympans.

Czyżby Asan? Już?

Obiecał mi, że za pierwszym razem odprowadzi mnie osobiście abym nie musiała mocno się stresować. Ja sama wątpiłam w swoje możliwości nawigacyjne, więc przyjęłam to z wielką wdzięcznością. Ale on miał przyjść za dwadzieścia! Zakładając jeszcze buty, otworzyłam drzwi na oścież. Lekko uśmiechnęłam się widząc jego złote tęczówki. Od kiedy mogłam na nie patrzyć, zawsze tryskały spokojem oraz opanowaniem. Tym razem był bez tali papierów, przez co wyglądał na zwykłego młodego nastolatka.

- Pomyślałem, że przyjdę wcześniej

- Myślałeś, że zaspałam?

- Nie nie - zaśmiał się nerwowo. - Chciałem już Ciebie odprowadzić, bo zaraz przyjedzie rodzina-

- Ah rozumiem. Jeszcze zamknę drzwi i możemy iść!

Tym razem bardziej śmielej dotrzymywałam mu kroku, nie wlekąc się tuż zza nim. W końcu musiałam być bardziej pewna siebie. Tą trasę będę musiała pokonywać całkiem sama bez innego wsparcia. Queen nie był też zły, więc nie miałam czego się bać. Na razie nie pokazał żadnej złej strony charakteru.

Jego blond włosy, które wydawały się podchodzić pod złote, mieniły się od blasku światła "magicznej" energii. Szedł dumnie wyprostowany a na jego twarzy widniał naturalny uśmiech. Odwróciłam wzrok do ściany. Policzki lekko mnie zapiekły.

- Kamira, jak zawsze pełna kobiecości! Twój musi być o Ciebie zazdrosny!

Uniosłam brew wyżej do góry, słysząc coraz większe hałasy. Znowu wzrokiem wróciłam do Queena, który sam zmarszczył czoło. Kiedy tylko podeszliśmy do barierki mogłam ujrzeć, jak pewna starsza kobieta dosłownie dusiła długo włosą dziewczynę w swoich objęciach.

- Ciociu! - dziewczyna mocniej zacisnęła ręce wokół kobiety a niebieskie włosy opadły na plecy. - Oczywiście, że jest zazdrosny!

- I chwała mu za to!

Czyżby to była rodzina Subayaku? Chyba tak. Trzy kobiety były bardzo do siebie podobne. Ten sam granatowy kolor włosów. Podobna figura, podobne płomieniste tiulowe sukienki... Jedna kobieta, która dalej dusiła kolejne osoby, była starszego wieku. Zmarszczki uwydatniały się każdym kolejny uśmiechem. Dwie za nią młodszego rocznika też witały się żwawo.

Ich matka a to pewnie dwie córki

Kobieta zmrużyła oczy, kiedy natrafiła na postać Asana. Po chwili jednak złożyła ręce szczęśliwa, robiąc maślane oczy.

- Oh mój Asan, jak ja Ciebie kochany dawno nie widziałam!

Starsza z córek podskoczyła i odwróciła się gwałtownie. Była trochę niższa, ale stanowczo miała dłuższe włosy od moich. Oparła dłoń o swój prawy bok. Wolną dłonią zarzuciła włosy zza siebie żeby potem pomachać w jego kierunku. Wzrokiem przeskanowała Queena a potem... zmarszczyła czoło, widząc mnie koło niego. Szybko wróciła do naturalnego uśmiechu.

- Ciociu, Thalii, Kamikira witajcie! - ruszył się w stronę schodów. Asan widać też się ucieszył na ich widok. Każda rodzina była dobrze ze sobą zżyta. Z tej perspektywy miło patrzyło się na to. - Jak podróż?

- Jak zawsze nadopiekuńczy? Chyba odzwyczaiłam się od tego - zaśmiała się szczerze. Pocałowała go w policzek a następnie w drugi. - Po wielu komplikacjach dotarłyśmy. Bez przygód nigdy nie przyjeżdżamy do Katalani, ale to opowiem później, teraz może przedstawisz swoją... koleżankę?

Blondyn pomrugał kilka razy, nie rozumiejąc sugestii. Dopiero po chwili dostał olśnienia i odwrócił się w moją stronę. Żeby nie robić już siary zeszłam na dół po schodach. To było żenujące, wszystkie zebrane osoby obserwowały każdy mój krok.

Pomocy

- Ciociu, to jest właśnie Kiritta, o której pisaliśmy w wiadomościach

Kobieta zrobiła wielka o z ust. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć koło niej stanęła wyższa z dziewczyn. Czułam od niej bijący gniew, chociaż starała się tego nie okazywać mimicznie.

- Thali, starsza wnuczka Kirikury Subayaku - wyciągnęła do mnie dłoń. Zrób minę do złej gry. Poradzisz sobie!

- M-Marlena albo Kiritta, jak wolisz

Chwila?! Wnuczka! 

Młodsza siostra dalej stała w ciszy niedaleko, jak się teraz dowiedziałam, babci. Wydaje mi się, że ma mniej uwagi poświęconej niż cała Thali. Wiadomo - królowa musi być wygadana, mądra oraz rozsądna. Żeby dobrze rozwinąć te umiejętności trzeba dużego nakładu pracy. Pani Subayaku jest sama, z tego co widzę, bo żaden mężczyzna z nimi nie przybył. Wszystkie chyba obowiązki wzięła na siebie a może ich rodzice jeszcze dojadą?

Za to Thali czuła się wyśmienicie wśród innych. Promieniała szerokim uśmiechem a oczy tryskały słodkimi gwiazdkami. Przysunęła się do Asana.

- Dawno się nie widzieliśmy, mój drogi - szturchnęła go łokciem. Ten kiwnął głową.

- Fakt. Ostatnio chyba na urodzinach Twojej siostry

- Przynajmniej nadążyła się okazja aby znów się zobaczyć-

- Thali, proszę - jęknęła pani Subayaku, szturchając ją w lewy bok. Chyba sama zawstydziła się zachowaniem jednej z wnuczek, bo lekko poczerwieniała na policzkach.

Dziewczyna nie chętnie poprzestała swoich działań, starając się nie odrywać odległości o chociaż jeden milimetr. Może ich dzieliło z dobre pięć centymetrów, lecz dla niej odległość wydawał się wciąż za mała.

- Zapraszam rodziny do kuchni na uroczyste śniadanie! - rozmowy przerwała służąca, która jak prawdziwa profesjonalista skłoniła się przed wszystkimi.

Dobra

Powiedziałam sama do siebie.

Skoro oni idą na śniadanie, to chyba już sama stąd dam radę dojść na piaskowy plac

- Ja już sobie poradzę

- Na pewno? - kiwnęłam głową. Nie byłam pewna swoich słów, ale chciałam tak wyglądać. - Nie ma dla mnie-

- Dam radę, trochę się pospieszę aby na pierwszy raz się nie spóźnić. Na pewno trenerka na mnie czeka

- Dziwne, że nie przyszła - wyszeptał bardziej do siebie. Po chwili namysłu pomachał do mnie dłonią. - Życzę Ci powodzenia! Przyjadę za niedługo do Was  - dodał głośniej, ruszając do drzwi jadani, gdzie reszta osób już zdążyła zniknąć.

- D-Dziękuję! 

Ruszyłam truchtem do drzwi wyjściowych. Ciepły wiatr delikatnie poruszył kwiatami w doniczkach. Szczerze, podobało mi się tutaj. Jasne schody rozlewały się na lewą i prawą stronę a po środku zostało zostawione jedno gęste drzewo liściaste. Biegiem popędziłam do prawej strony. Dłonią lekko przytrzymywałam drewnianą barierkę, która równo szła do końca schodków. Skokiem ominęłam trzy ostatnie, jeszcze bardziej zmuszając ciało do wysiłku. Po drodze omijałam kolejne mniejsze drzewa, kolumny kwiatów i lampy dróżek.

Na moje szczęście (takie miałam wrażenie) z daleka ujrzałam plac a nim stojącą kobietę. Ciemnie blond włosy zostały rozpuszczone, dzięki czemu dotykały pleców swojej właścicielki. Niebieski mundur, podobny do Ziemskiego, idealnie był dopasowany do sylwetki trenerki. Miecz, przypięty do paska munduru, wydawał się w ogóle nie pasować do całokształtu. Miał barwę mieszaną. Nad miejscem do trzymania aż do ponad początku ostra rozciągała się podwójna cienka czarna linia podobna do liczby ósemki. Sam trzon był biały a ostrze niebieskie.

- Siadaj

- N-Na piasek?

- Nic Ci się nie stanie, jak usiądziesz na ziemię - mruknęła, stając na przeciw mnie.

 Niech będzie.

Usiadłam po turecku na delikatny piach. To nie było aż takie złe, jak na początku myślałam. Fakt, piasek już przyklejał mi się do ciała, ale był chłodny. Moje ciało poczuło przyjemną ulgę. Już czułam, jak energia we mnie buzuje! Byłam już gotowa na pierwsze informację. Może powinnam sama coś powiedzieć?

- Jesteś gotowa? - zapytała moja trenerka Una. Kiwnęłam radośnie głową. - Jak zapewne wiesz, jestem Una Milka i będę twoją przewodniczką. Jeżeli chcesz zostać jedną z nas musisz najpierw nauczyć się wzywać pieczęć, to najważniejsza podstawa

- Jak mam to zrobić? - podniosła rękę do góry abym się uciszyła.

- Od teraz jesteś ty i Twoja energia. Musisz nauczyć się ją rozprzestrzeniać po całym ciele - ku mojemu zaskoczeniu wyciągnęła miecz z sakwy. Błyszczał calutki w słońcu. Na pewno przed spotkaniem wyczyściła go. - Słuchaj uważnie. U nas energia z pieczęci rozchodzi się razem z krwią. Dusza i ciało są teraz jedną jednością w tym kontekście. Jedynie co musisz się nauczyć, to skupić się na tyle aby pobudzić duchową oraz fizyczną formę do współpracy i rozprowadzić powstałą energię. Z czasem, jak każdy, będziesz umiała robić to automatycznie bez mrugnięcia okiem. To nie jest trudne, uwierz mi na słowo 

- Mam nadzieję - odpowiedziałam pewnie. - Ale dlaczego ja nie dostałam nic do walki?

- Jeszcze nie dziś - odparła szybko. - Dzisiaj będziesz obserwować, jutro zaczniemy nauki a później dopiero rozpoczniemy treningi z bronią i zobaczymy, która Ci najlepiej pasuje 

- Okej, więc-

- Obserwuj 

Chwyciła miecz w obie dłonie, zaciskając palce na rączce bardzo mocno. Na jej klatce piersiowej pokazała się żółta pieczęć oraz powoli zaczęła się poruszać. Una wypuściła powietrze z ust i zgrabnym ruchem zrobiła obród wokół własnej osi na jednej nodze. Lewa dłoń puściła miecz a prawa ustawiła ją na przeciw siedzącej mnie. Miecz zaświecił się na żółto-biały. Kiedy przyjrzałam się temu zjawisku zauważyłam, że energia na ostrym krańcu ruszała się jak ogień - płynnie, falowo oraz trochę dziko. Nikt nie wiedział, jaki kierunek obierze kraniec. 

- Wypuszczając energię na broń musisz wiedzieć, ile w danej sytuacji możesz sobie na to pozwolić

- To znaczy?

- Jeżeli robisz to na pokaz, tak jak ja teraz - podniosła miecz wyżej. - Dajesz najmniejszą ilość, dzięki czemu nadajesz sobie stateczności, powagi. Jeżeli jednak wiesz, że zaraz dojdzie do walki albo jesteś w jej trakcie przekazujesz jej o wiele więcej, to powoduje, że energia bardziej porusza się na mieczu oraz świeci większym blaskiem

- Rozumiem... czyli tym większa energia, tym jest najsilniejszy blask

- Tym dajesz więcej energii - ostrze bardziej się zaświeciło a jej twarz lekko przybrała wrogi akcent. - Tym Twoje uderzenie będzie mocniejsze oraz bardziej niebezpieczne dla wroga. Pamiętaj to jak modlitwę - walczysz, to dajesz w broń ile możesz pary

- Co by się stało - oparłam głowę o dłonie. - Gdybym, na przykład, byłabym mocno osłabiona i walczyła dalej w bitwie, mogłabym paść trupem?

- Nie, nie - artystycznie rozpoczęła obroty bronią. Aż włosy jej się rozwiewały! - Pieczęć była stworzona przez Boginie po to abyśmy byli silniejsi oraz sprawniejsi. W końcowym etapie walki gdy nie masz ani ty, ani pieczęć siły po prostu ona będzie Ciebie tylko utrzymywać świadomą. Będziesz mogła ją utrzymać na mieczu, lecz to same minimum. Dzięki takiej funkcji wiele osób uszło z życiem z pola walki, Kiritta

Pokiwałam głową - tak, to bardzo przydatna funkcja. W ostateczności jesteś chodź trochę ubezpieczony na zaś, ale jeżeli nie masz opcji ucieczki? Co wtedy? Jak zwykle trzeba licz się ze szczęściem oraz losowi. 

Tu i tu życie ma podobne zasady. Do wszystkiego jest potrzebny ten cholerny łut!

- Kolejna zasada to uwaga na przeciwniku - podniosłam wzrok z piasku i spotkałam się ze świecącym mieczem. Wyprostowałam plecy, obserwując kraniec nosa oraz ostrze. - Nigdy nie przewidzimy jaki jest jego następny krok

- T-to fakt - uśmiechnęłam się krzywo. Podniosłam ręce w geście obronnym. - Czy w takim momencie mam się poddać?

- Nigdy - spojrzała się na mnie z góry. Poczułam się nie swojo aż gula mi w gardle powstała. Stu procentowo dominowała nade mną. - Nigdy się nie poddawaj ani nie uciekaj, to splami twój honor

- R-rozumiem - odsunęłam delikatnie głowę od ostrza. Cały czas miałam go na uwadze. On był stanowczo zza blisko.

- Teraz masz dziesięć sekund na ucieczkę w dobre miejsce na placu zanim zacznę Ciebie gonić i próbować zabić

- Co!?

- Raz 

- Ale-!

- Dwa

Nie wiedząc, co robić rozgarnęłam się po terenie - pusty piaskowy plac. Ominęłam miecz, ruszając na lewy kraniec mojego jakiegokolwiek manewru. Odwróciłam się - jak widać trenerka nie miała zamiaru zaśmiać się czy coś w tym stylu! Ona mówiła stu procentowo poważnie! Matko Bosko pomocy!

Na chwilę aż przypomniała mi się droga do miasteczka, tylko tam nie dało się biec tak gładko jak tu. Tutaj był większy popis szybkości. 

- Osiem!

- Nie miałam dzisiaj obserwować?! - krzyknęłam do niej, jak najbardziej szukając sobie ratunku. Mogłam zejść z pola, ale z nią nie byłam pewna czy mogę to zrobić.

- Dziewięć - ustawiła się przodem do mnie lekko kucając na nogach. Miecz znów chwyciła w obie dłonie. - Dziesięć! 

Jak z procy wyskoczyła w moim kierunku, omijając w powietrzu z kilka dobrych centymetrów. Pomodliłam się szybko i uniknęłam żółtego ostrza, turlając się pod ziemi. Nie czekając aż zetnie mi łeb czy inną przydatną kończynę poleciłam łeb na szyję w prawo do stojącego wozu. Nurem wskoczyłam pod niego. 

Kurwa, kurwa, kurwa! I jeszcze raz kurwa! Asan gdzie się podziewasz?!

- Mówiłam Ci coś o uciekaniu - walnęła nogą wóz aż lewe koła się delikatnie podniosły od ziemi. - Honor sobie psujesz

Powtórne uderzenie. Ona myśli, że będą się z nią bić rękami?! Jeszcze czego! Jeszcze trochę oleju w głowie mi zostało.

Ale niech ktoś mi powie, co ja mam robić teraz!

- Stawaj przeciwnikowi na przeciw, Kiritta. Jak wtedy w miasteczku - ruszyła do przodu. Jej nogi zatrzymały się w połowie pojazdu. - Wychodź albo przetnę to na pół razem z tobą

- Cholera by ją - szepnęłam do siebie. Pot zlecił mi z czoła. Ona jest chora na umyśle. Kogo mi tutaj dali do jasnej ciasnej?! Zanim ja się czegoś nauczę to mnie pozbawi głowy.

Nagły przebłysk w mózg. Przecież koło wozu były inne bronie! 

Zmrużyłam oczy, poszukując czegoś. Bronie w sakwach stały oparte o niedaleką ścianę budynku. Z jednej tak blisko a z drugiej tak daleko o de mnie! 

- Raz - rozpoczęłam szybkie czołganie się z pod wozu. To był prawdziwy trening wojskowy. Tylko brakowało deszczu, wody oraz błota. Serce waliło mi coraz szybciej. Każdy przeczołgany ruch był słodkim zwycięstwem. Dawałam jakoś radę. Słońce zagrzało moje spięte ciało. To był mój znak, że może mi się udać przeżyć. - Trzy 

Wóz najpewniej zaliczył jeszcze bliższe spotkanie z ziemią, bo poszedł niezły łomot. Nie wiedziałam jeszcze czy jednak przewaliła go, czy przecięła, ale ja spanikowana z trzęsącymi się rękami sięgnęłam po pierwszy lepszy miecz. Odwróciłam się w jej kierunku, mierząc w nią ostrzem. 

Wóz był do góry nogami a blondynka miała zdziwiony wyraz twarzy. Dopiero po obserwacji dotarła wzrokiem do mnie, uśmiechając się pod nosem. 

- Ot zobacz, jednak stawiasz na walkę?

- Nie mam innego wyjścia

- Zawsze jest inne wyjście

- Nie - pokręciłam głową. - Jeżeli chcesz mi w ten popierodolony sposób pokazać, że mnie nie lubisz czy nie trawisz, okej! Podejmuje się twojego wyzwania! No dalej! - pokazałam lewą dłonią na siebie. Ten miecz jest na prawdę lekki! - Atakuj mnie! Chciałaś to masz!

Zmrużyła oczy wrogo, obserwując mnie dalej a po chwili... zaśmiała się, jak gdyby nigdy nic!!! Chyba z wrażenia wszystko mi opadnie. Ona mnie zrobiła w chujca! I to tak bez sumienia. O mało co nie przeszłam tutaj pierwszego stopnia zawału.

- Po pierwsze, zgodzę się, że tymczasowo Ciebie nie lubię - schowała swój miecz do sakwy. - Uwierz mi jednak na słowo, nie przeszkadza mi Twoja egzystencja. Na mój szacunek trzeba zapracować. Wtedy wiem, kto jest na zawsze, a kto na chwilę. I tak, chciałam zobaczyć na ile Ciebie stać

Pieczęć zniknęła z jej klatki piersiowej. Obiema rękami zrzuciła kilka niesfornych pasm na plecy. Po tej sytuacji nie byłam pewna czy jestem w dobrych rękach, ale widziałam na własne oczy Uny dokładność. Każdy jej ruch był przemyślany, idealny, nieskazitelny. Wszystko robiła z gracją oraz delikatnością. 

Mimo tego, że chciała mnie zamordować z zimną krwią, w pewnych momentach miałam wrażenie, że czekała jednak na coś lepszego.

Może to jest pojebana psychopatka?

- Teraz za karę robisz dziesięć okrążeń wokół pola

- Słucham?! Za co?!

- Nawet nie myśl, że się wywiniesz. Będę tutaj stała i liczyła - uśmiechnęła się delikatnie. Miecz wbiła w ziemię, opierając o niego swój ciężar ciała. - Za każdą próbę skrócenia kolejne kółko, za zrobienie przerwy kolejne kółko i za kolejne protesty - kółko. No, na co czekasz? Zaczynaj, bo na śniadanie się nie wyrobimy, a jak jestem głodna to bardziej wymagająca. No, jazda!

Zła rzuciłam dzielnie zdobyty miecz na trawę i truchtem - po moim trupie zapierdalać, jak głupia - rozpoczęłam robienie kółek.

- Już zadyszka? O Boginie...

- Nie lubię sportu, okej? - rozpoczęłam trzecie okrążenie. Starałam się za wszelką cenę truchtać w miarę swoim tempem. - A najbardziej właśnie biegania!

- Jeżeli chcesz pomóc innym, musisz go polubić albo przy najmniej zaakceptować

- Czy nie możemy porobić czegoś innego? - zwolniłam lekko, bo już na prawdę miałam dość. To jest spory kawał powierzchni. Żeby wiał jakiś wiaterek. To nie. Słońce smali mnie po głowie! - Nie wiem przysiady, podnoszenie ciężarów?!

- Dwanaście, bo te idzie Ci za wolno

- Co?!

- Nie zatrzymuj się! Trzynaście! 

Przysięgam, że zaraz z wysiłku i wkurwu żyłka mi pęknie na czole. Brew i tak dygała od wysokiego ciśnienia.

Hm... Może lepiej na wypadek samemu liczyć kółka? Żeby mi jeszcze nie dołożyła kolejnych.

Ciekawe, co ten debil robi. Znając życie przewraca się na drugi bok i dalej smacznie chrapie. Będę kisła, jak zaśpi. Przynajmniej ja raz w życiu zdążę na czas.

Osiem.

Dobra jeżeli sama nie wstanie to na pewno Asan albo Sarami przyjdą po nią.

Dziewięć.

Ciekawe właśnie, co jest między moją zjebaną przyjaciółką a Queenem. Muszę z nią to omówić przy najbliższej okazji. O i tamtą sytuację z wczoraj. W końcu musi przyznać się do swoich myśli. Ja jestem jej siostrą, ja muszę wiedzieć wszystko. Coś jest na rzeczy, capi tym od samego początku.

Dziesięć.

- Dobra, bo zaraz mi padniesz, na dziś dość

- Chwała Ci za to! - uśmiech zawitał na mojej czerwonej twarzy. Usiadłam w tym miejscu co stałam. O matko, nogi pieką ogniem. Mniej zmęczonymi dłońmi zaczęłam masować gołe części ciała. Od razu lepiej.

- Nad tym na pewno trzeba sporo popracować...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top