1.

Instagram: kirittawattpad

* Skillet - Awake And Alive - Napisy PL *

Czy tylko mi się tak wydaje, że życie ze mnie się nabija? Najpierw sprawdzian z chemii, które poszedł mi strasznie słabo, potem pieprzony nauczyciel biologii postanowił zrobić nam niespodziankę w postaci kartkówki.

Szkoła to zło wcielone. 

Człowiek męczy się w niej około jedną czwartą życia, potem idzie do pracy gdzie tam - o ironio - tęskni za latami, kiedy siedział w szkolnej ławce, ucząc się niepotrzebnej wiedzy. Nie mogę doczekać się właśnie tych lat. Czuje w kościach, że będę sama z siebie się śmiać z własnej głupoty dzieciństwa.

Chce być dorosła! 

Koniec września w tym roku jest wyjątkowo parzący. Nie dość, że słońce pali swoim żarem jakby miało zaraz wybuchnąć od przegrzania, to jeszcze nie ma wiatru, co powoduje efekt ciężkiego powietrza. Żyć nie umierać. Polska pogoda jest chujowa. Jak zapowiadają w telewizji niedługo zostaną nam tylko dwie lub trzy pory roku - wiosna, lato no i opcjonalnie jesień. O zgrozo... Chwała Bogu, że miałam okazje zobaczyć śnieg u siebie na podwórku za czasów wczesnej młodości. Teraz, będąc przed osiemnastymi urodzinami, mogę sama stwierdzić, że białego puchu z rok na rok jest coraz mniej.

Ciekawe, jak pogoda będzie w tą zimę... 

- Co mamy teraz... - ziewnęła mi prosto w lewe ucha Aurora, która zadowolona siedziała mi na plecach. Tak, niosłam ją na baranach. Nie martwcie się za tą mękę dostanę jutro batonika. W tych czasach nie ma nic za darmo bynajmniej, że niosę ją już dobry kawałek drogi. - Mam ochotę spać, jak skurwysyn

- To przez pogodę - powiedziałam bez najmniejszego przemyślenia. Niska brunetka zmarszczyła brwi. Uwaga mózg się uaktywnia po wielu latach nie używania. Ten dym to z gorąca czy powstało jakieś zwarcie? 

Aurorę Kanię znam od początków podstawówki. Od zawsze miała włosy o kolorze kasztanowym nie krótsze niż do swoich chudych ramion. Wszyscy zawsze śmieją się, że jej ciało zatrzymało się w okresie dwunastu lat - morda dalej jak u dziecka, mierzy jedynie 155 centymetrów wzrostu i w tle na samą myśl o tym słyszę śmiech chłopaków z gimnazjum - płaska. Kiedyś obrażała się za głośne komentowanie jej młodzieńczego wyglądu - teraz będąc, jak ja, przed osiemnastymi urodzinami stara się nie zawracać na to większej uwagi.

Każdy kto zna ją chodź trochę bliżej wie, że to nie jest wcale spokojna osoba. Aurory zawsze jest wszędzie pełno. Niezależnie jaka to jest sytuacja czy miejsce ona wciśnie się nawet w najmniejszy kąt. Nie skończony wulkan energii z tysiącami pomysłów na minutę świetlną.

Bez niej na pewno moje życie byłoby nudne oraz stanowczo zza normalne. Chyba każdy potrzebuje mieć takiego znajomego.

- Możliwe... - przyznała mi nie chętnie rację. Wow, jednak cuda się zdarzają, moja przyjaciółka przyznała mi rację! Trzeba w domu zapisać to zdarzenie w kalendarzu oraz przy każdej możliwej okazji celebrować je. 

- Albo znów siedziałaś do drugiej nad ranem w poszukiwaniu dna internetu - skręciłam w lewą stronę. - Ty lubisz takie wyprawy w środku tygodnia.

Korytarz w sam sobie niczym się nie różnił od tych na wyższych piętkach budynku. Sufit oraz połowa ściany biała a reszta aż do ziemi zielona. Co kilka metrów brązowe metalowe drzwi do klas wraz z małym okienkiem w środku. Na samej ich górze kartka z numerem klasy oraz nazwą pracowni. Oczywiście właśnie przy tych ścianach ławki a na nich po kilkanaście osób. Nie mogłoby też zabraknąć ludzi, którzy zamiast stanąć przy drzwiach, woleli stanąć niektórym na drodze. 

Z uwagą starałam się wykonywać kolejne ruchy aby nie zrobić kolizji na środku korytarza. Podwójny rocznik daje popalić. Każdy Twój ruch musi być dokładnie przemyślany - inaczej jest opcja zarycia nosem o ziemię.

- Byłam blisko! - wystawiła ząbki jak mały rekin, który zobaczył swoją zdobycz na horyzoncie. - Ale mój mózg postanowił się wyłączyć w najmniej odpowiednim momencie. Jak zwykle-

- Ty w ogóle go masz? - wyszczerzyłam się w jej stronę. 

Jakimś cudem (dzień cudów xd ~ aut.) zieloną torbą stuknęła mnie w prawe żebro, powodując piekący ból. Niezadowolona oraz lekko obolała zatrzymałam się z dobre dwa metry przed schodami na piętro wyżej.

Nie zostając jej dłużna przechyliłam ją delikatnie do tyłu aby napędzić jej trochę strachu. Pisnęła przerażona; chudymi rączkami mocniej chwyciła mnie za szyję. Kilka osób obróciło się z zaciekawieniem w naszą stronę, jednak szybko wrócili do swoich wcześniejszych rozmów lub do innych zajęć. 

Oho, oho chyba ktoś się zaczerwienił ze wstydu.

- Bardzo śmieszne patafianie! - zamroziła mnie mimiką, jak najprawdziwsza Królowa Lodu. Lekko uśmiechając się, podniosłam ręce w geście obronnym. 

Dziewczyna po krótkim namyśle jedynie machnęła ręką i ruszyła o własnych nogach pod klasę polonistyczną, nie patrząc czy idę za nią, czy otóż nie. Kiedy kilkoma skokami wspięła się po schodach na pierwsze piętro przystała aby poczekać na mnie. 

Łaskawca się znalazł w mordę jeża.

- W ogóle, co robisz dzisiaj wieczorem? - zapytała nagle, nie spuszczając ze mnie wzroku. Poprawiłam swoje czerwone okulary na nosie, stając koło niej.

Odpoczynek - słowo chodzące mi po głowie od początku tygodnia. Chwała Bogu, że weekend zbliża się wielkimi krokami. Przeżyć sobotę z ścierką oraz miotłą w rękach, no i opcjonalnie gąbką do mycia naczyń w zębach. Doczekać niedzieli, po czym spać do godziny jedenastej a potem wziąć się za lekcje na następny dzień. I tak do usranego końca roku szkolnego.

- Moja droga wyjeżdżam na Himalaje! Spokojna Twoja mała głowa zamykam lodówkę na trzy spusty, więc żadna mysz tam się nie dostanie. Jedzenie jest bezpieczne - poklepałam dziewczynę po głowie, widząc jej artystyczny dzióbek z ust, dalej kontynuowałam moją myśl. - Moja mama zrobiła wczoraj zakupy. Lody i picie czekają na mnie w lodówce

- I na mnie - niziołek oblizał wargi. Nie wiem czemu, ale ten widok mnie rozbawił do łez. Jej mimika była wyjątkowa pod każdym względem.

Może jednak ten dzień nie będzie taki zły?

~~~

Bardzo zadziwiające jest dla mnie, jak ta baba może tyle nawijać makaronu na uszy. Ma gdzieś po siedem, osiem lekcji w dniu a nadaje z taką gracją jakby miała trzy w tygodniu. 

To jest nie pojęte

Polonistka dalej opowiadała nam o swoim, jak stwierdziła na początku lekcji, ulubionym pisarzu - Janie Kochanowskim. Eh... ten sam temat tołkowany od początków gimnazjum do teraz, trzeciej technikum. Ile można gadać o tym samym? Nieprzytomna położyłam się wygodnie na ławce. Szkoda, że zostawiłam bluzę w szatni przynajmniej lepiej bym schowała się przed wzrokiem nauczycielki, a uwierzcie ona nie należy do najmilszych osób jakie przyszło mi spotkać w życiu. Nie bez powodu nazywają ją Panią Upierdliwy Chuj. Upierdliwy to każdy wie czemu, ale Chuj - wolę nie wnikać. Każdy może być kim chce wewnętrznie. 

- Stara, nie śpij - burknęła Eliza z nutką niepokoju. Podniosłam leniwie na nią wzrok. Przez różowe okulary widziałam jej zielone tęczówki, które powiększyły się w sekundę. - Znów przyciągasz do siebie kłopoty, jak magnez metal

Eliza Kozioł - u nas w szkole tej osoby nie trzeba nikomu przedstawiać. Piękna blondynka o wielkich oczach. Każdy ją rozpoznaje po jeszcze piękniejszym uśmiechu na jasnej twarzyczce. Urodę, figurę oraz talent aktorski odziedziczyła po matce z korzeniami Francuskimi, a inteligencje i dobrą sprawność fizyczną po ojcu Polaku. Mieszka z rodzicami na Podlasiu od dziewięciu lat, robiąc karierę modelki na występach w reklamach ogólnonarodowych czy na mniejszych pokazach mody. Bardzo mądra, ładna, wysportowana - dziewczyna cud. Nie jeden chłopak ślini się na jej widok gdy przechodzi do innej klasy na kolejną lekcję. Nauczyciele ją kochają za wspaniałą dykcję czy obszerną wiedzę. 

Mogłabym dalej wymieniać kolejne Elizowe sukcesy, ale po namyśle - a uwierzcie - trudniej byłoby szukać jej wad, których jak podejrzewamy z Kanią nie ma wcale. 

Tę dziewojkę poznałyśmy gdy wprowadziła się wraz z rodzicami wieś obok. Przyjechała wtedy akurat do sklepy wraz z tatą, który prowadzi rodzina Aurory. We dwie siedziałyśmy na dworze, czekając na dostawę ulubionych chipsów, które jak na złość wyszły. Wjechali na mały parking jebaną czarną krową. Nie znam się zbytnio na markach, ale od razu skumałyśmy jedno - to auto lepiej omijać. Jego małe zarysowanie na pewno kosztowało więcej niż nasze życie. Mała blondynka nie chętnie wyszła z samochodu. Rozglądnęła się po całym terenie, po czym wzrokiem spotkała nas. Wysokiego debila o ciemnych brązowych oczach i włosach oraz niziołka o oczach, jak pięć złotych. Pan Kozioł, widząc wzrok swojej jedynej córki pozwolił jej tu zostać na chwilę. Szybko dopytał się, czy bateria w telefonie jest naładowana. Pojechał w długą do domu.

I tak oto, we trójkę, dwie następne godziny, czekałyśmy na chipsy. Ku naszemu zaskoczeniu sama do nas zagadała. Nie pewnie, ale jednak. 

I tak istnieje nasze Trio do dziś.

- Nie śpię, nie śpię, wszystko słyszę... - odparłam szeptem żeby nie zwrócić na siebie jakiejkolwiek uwagi nauczycielki, która zadowolona na tablicy białą kredą pisała same sukcesy pisarza. Usiadłam normalnie na krześle, ale dalej oczy odmawiały mi posłuszeństwa. Sklejały mi się niemiłosiernie. Zostało jeszcze z cztery minuty lekcji, lecz to nic nie dawało.

Spać ludzie spać!!! 

 - Auuuaaa debilu! - wrzasnęłam na całą klasę. Jak obudzić Marlenę ze snu? Pociągnąć ją za kucyk aż poczujesz, że go wyrwałaś! 

- Czy coś ci nie pasuje, młoda damo?! - blondynka stuknęła czerwonym obcasem w podłogę. Automatycznie nastała grobowa cisza oraz wszechobecne skupienie na nauczycielce języka polskiego. - Może się pochwalisz o czym dam gadacie na końcu klasy, co?! 

Morderczym wzrokiem powędrowałam do Kozioł. Przestraszona blondynka skuliła się w rogu ławki. Policzki całkowicie zrobiły się czerwone a palce u rąk chodziły, jak opętane. Chyba była przekonana, że tak mocno nie wrzasnę. Niespodzianka. Nie trzeba było tak mnie ciągnął! Może początkowy plan był dobry, lecz włożyła w to za dużo siły.

Żesz kurwa szlag!

- No słuchamy

- Stwierdzam, że Jan miał chore serce! - oddychaj spokojnie dziewczyno. 

Jesteś oazą spokoju. Wdech i wydech, wdech i wydech. TO KURWA NIE DZIAŁA, A W FILMACH TAK GADAJĄ I DZIAŁA! Magia kina kurwa nie sprawdza się wcale a wcale.

- Żeby miał zdrowe to by dalej biło, a tak... Yyy... No... Wie pani, sugestie są różne, nie? 

Nauczycielka popatrzyła się na mnie z politowaniem, po czym ręką pokazała, że dość już upokorzenia. Białą kredę odłożyła na miejsce a sama udała się do biurka. Biała spódnica napięła się gdy tylko zgrabnym ruchem usadowiła dupę na fotelu. Niezadowolona cmoknęła kilka razy pod nosem.

Chyba przypomniała sobie o dwóch jedynkach z prac pisemnych. W jej mniemaniu nie na temat.

Poszukałam wzrokiem Kanii - z drugiej strony klasy dusiła się ze śmiechu. Reszta siedziała cicho, jak zaklęci. 

- Powiedzmy, że masz rację w pewnym "sensie"- burknęła nieprzyjaźnie. Jestem w dupie. Chociaż to nie jest kolejny raz, jak widzą ciemność przed oczami. - Następnym razem będzie uwaga. W ostatnim czasie Twoja nauka jest mizerna! Masz talent pisarski, ale w ogóle go nie rozwijasz-

Dzwonek uratował mi dupę przed wielkim monologiem życia. Jak tysiąc piorunów wrzuciłam rzeczy do czerwonej torby na ramię i truchtem wyszłam z sali jako pierwsza, wrzeszcząc jeszcze pół krzykiem ,,Do widzenia"

Chodź wolałabym powiedzieć ,,Powieś się wiedźmo z piekła rodem". 

- Ależ ty mądra jesteś, moja przyjaciółko... - Kania wraz Kozioł, która całą drogę błaga o przebaczenie, dogoniły mnie dopiero przy szatni szkolnej. Kania pokazała kciuk do góry. - Słowa uznania. Ciekawe, czy da ci za to plusa

- Szybciej dałaby mi kopa prosto w dziurę w dupie niż plusa za wypowiedź, która trwała, dajmy na to pięć sekund - odparłam skwaszona. Plus przydałby się na pewno. Z moimi dwoma ocenami już zdobytymi ciężko będzie zdobyć dwa na półrocze. - Jak dobrze, że to koniec na dziś męczarni

- Dziewczyny chyba zaczyna padać

- Co? - zapytaliśmy w tym samym czasie z Aurorą. Odwróciłyśmy się blondyny, która kciukiem pokazywała na wielkie okna po drugiej stronie korytarza. 

- Pada deszcz debile

Niestety miała rację - deszcz coraz bardziej się rozkręcał.

- No chyba robicie sobie jaja! - krzyknęłam wściekła na cały świat. Nie muszę mówić, iż zrobiłam chwilowe poruszenie na korytarzu, lecz w tamtym momencie miałam na to wywalone po całości. Zapowiada się 20 minutowy prysznic, zanim dojdę na przystanek. Cudownie... ochłoda w upalne dni września się przyda. 

Może wtedy żyłka mi nie jebnie na czole. 

- Haha, będzie z ciebie mokra kura! - lewą rękę uniosłam do wysokości nosa Kanii. Ta natychmiastowo zatrzymała się w miejscu zszokowana. 

- Ale zaraz Cię pierdolne w ten pusty łeb... - musiałam wyglądać tym momencie naprawdę strasznie, bo natychmiastowo odsunęła się od de mnie na kilka centymetrów. Podniosła torbę w formie obrony, co chwila spoglądając za niej czy przypadkiem nie rzucam się na nią z pięściami.

- Dziewczyny spokojnie... Ludzie się na nas patrzą - Eliza wzrokiem powędrowała w stronę szatni. - A ty nie wracasz z bratem?

- Niestety nie. Skończył o wiele wcześniej i wrócił już dawno do suchego domu... - pech mi dzisiaj sprzyja jak nigdy. Musiał koniecznie dzisiaj wrócić wcześniej do domu. 

Akurat dziś gdy pragnęłam, jak najprędzej wrócić do swojego pokoju.

- Mam dzisiaj sesję w centrum, mogę Ciebie podrzucić w ramach przeprosin

Zaciągnęłam fioletową bluzę na siebie a następnie kaptur na głowę. Aurora zrobiła to samo ze swoją niebieską narzutką, dalej nie przekraczając bezpiecznej odległości po między nami, a uśmiechnięta Eliza odwróciła się aby wyjść z pasa kurtek oraz bluz. Przeciskając się do wyjścia, szperała zawzięcie w torebce.

Tak, Elka dobrze myśli, trzeba uciekać zanim coś jeszcze się stanie. Hatfu, niech najlepiej moje słowo w gówno się przemieni. Nigdy nic nie wiadomo. Ten dzień jest wyjątkowo zaskakujący...

Głośny huk.

Ciemność.

Cisza.

Potem wiele wrzasków. Czułam wokół siebie wielki chaos, ale go nie widziałam. Nie potrafiłam ogarnąć myśli ani swojego ciała. Jakby przez moment straciłam nad nim całkowicie kontrole. 

Czy ja właśnie umarłam?

Po kilku sekundach otworzyłam nieprzytomnie oczy, słysząc nieprzyjemny pisk w uszach. Zemdlałam? Nigdy mi się to nie zdarzyło. Przecież czułam się dobrze. Zjadłam nawet dwie kanapki na śniadanie. Kiedy załapałam trochę ostrości ujrzałam rozmazaną twarz. Czy to...

- Marlena! - Aurora potrząsała mną delikatnie. Z oczy leciały pojedyncze łezki. - Ocknij się proszę!!

- C-co? Co jest? - mruknęłam jeszcze zbyt nie przytomna. Dziewczyna w desperacji zaczęła mocniej potrząsać moimi barkami. Zdziwiona pomrugałam kilka razy. 

- C-c-oś wybuchło! E-eliza jest bardzo ran-n-na i ja, i ty, i inni ludzie są potłuczeni...! Ja...! - wymieniała w pośpiechu, co jakiś czas jąkając się. Dopiero teraz zobaczyłam ranę na jej prawym ramieniu. Na szczęście rana nie była duża. 

Obróciłam głowę w swoją prawą stronę. Ściana z namalowanymi dzieci przybrała kolor soczystej czerwoni a pod nią leżało kilka ciała. Kilkanaście rozszarpanych ciał. Flaki wisiały na wieszakach od kurtek, a niektóre części ciała leżały pod nimi. Dostałam ostrego skrętu w brzuchu, wymioty podeszły mi pod gardło.

Jeszcze za bardzo nie kontaktowałam, ale widziałam, że coś stało się złego.

- Rusz się kurwa!

- Już już! - usiadłam na podłodze. Mocny ból głowy dał mi sygnał, że muszę chwilę jeszcze posiedzieć na kaflowej podłodze. Chwyciłam się obiema rękami za wcześniej wspomnianą część ciała. Szatnia, chociaż powinna powiedzieć jej resztki. Dobra trochę przesadzam, ale połowa była zrujnowana w drobny mak a razem z nią ludzie. Po jakimś czasie podniosłam wzrok przed siebie. - Gdzie Eliza?

Wskazała palcem wskazującym na drugą połówkę szatni. Z ciężko bijącym sercem odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Oprócz Kozioł leżało jeszcze kilka innych osób. Niektórzy cali, jedynie okurzeni pyłem, a przy innych małe kałuże krwi. Automatycznie wszystkie horrory stały się tak realne, ale czy taką masakrę można położyć pod jakiś gatunek filmu czy książki. Nie, na pewno nie. Można porównać wygląd, ale nie uczucia. 

- Dasz radę iść?

- Myśle, że tak... - kilka siniaków na pewno się pokarze. Musiał być mocny podmuch, że aż wylądowaliśmy na końcu szatni. Wzrokiem pobłądziłam po sobie oraz przyjaciółce. Moje ciało wyglądało na całe, a Kania - nie licząc rany z której leciało trochę jasnej krwi - nic więcej.

Przecież takie rzeczy nie zdarzają się co dzień. W ogóle nie powinny się zdarzać. Co się stało, kto to zrobił, na chuj mu to było?! Ktoś chciał nas wszystkich zabić.

Szybko przebrnęliśmy przez gruz i leżące leżaki od kurtek. Upadłam na kolana koło głowy Elizy, która wciąż nie dawała znaków życia. Blond włosy były roztrzepane wszędzie, więc kilka kosmków zabrałam z twarzy.

- Elka wstawaj, trzeba spierdalać! Teraz!

- Eliza!!! - zawołała po mnie Aurora. Łzy spływały jeszcze częściej oraz gęściej. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć ze strachu. - M-marlena ona n-nie od-dycha!!!

- Kozioł nie waż się umierać słyszysz! Myśl o marzeniach! O swoich wymarzonych dzieciach, pięknym domu! - niestety nasze wołania dalej były bez jakiejkolwiek odpowiedzi. - No Elka!!!

Odpowiedziała mi znów cisza. Zapomniałam o ogniu, chaosie, krzykach. Liczyła się dla mnie Kozioł i tylko Kozioł. Aurora z trzęsącymi się rękami sprawdziła tętno na prawej ręce.

- Nic nie czuje... 

- Sprawdź przy szyj tętno! - pierwszy raz w życiu nie mogłam opanować rąk. Stres i strach zżerały mnie od środka. Zawsze wyobrażałam sobie, że w takich sytuacjach, jak wypadek samochodowy, czy nagłe zemdlenia na moich oczach, będę opanowana. Jednak się myliłam. Wszystkiego co uczyłam się na lekcjach zapomniałam. - I-i co?!

Eliza uśmiechnęła się w moją stronę jakby chciała powiedzieć coś dobrego, ale nic takiego z jej bladych ust nie wypłynęło. Chwyciłam jej prawą rękę. Zimna, poobijana, obdarta - nie mogłam utrzymać jej w miejscu. Co chwila opadała mi na podłogę. 

- Nie odchodź... - wyszeptałam najgłośniej, jak umiałam. Gardło zatrzymywało mi głos jakby bały się, że wypłynie z nich coś niedobrego. Zacisnęła moją dłoń bardzo mocno. Łzy spłynęły po różowych policzkach, myjąc je trochę z kurzu. Na moment uchyliła lekko powieki. - Proszę... Błagam... Boże...

- Jest okej, prawda?

Puściła moją rękę. Gwałtownie nabrałam powietrza w płuca.

- Eliza... ona... - wydusiła Aurora z rozpaczą w głosie. Odsunęła się kawałek od zwłok. Zapłakała jeszcze głośniej - chociaż bardziej było to zbliżone do wycia wilka niż ronieniem łez. Skuliła się cała - ręce obwijała wokół przeciwnych ramion. 

Eliza Kozioł, moja druga ssis, nie żyje... Eliza nie żyje... 

Wielki sportowiec, okaz największego zdrowia, nastolatka, która miała same marzenia do spełnienia, sława stała za wielkimi drzwiami, osoba która pragnęła być chrzestną naszych dzieci w przyszłości, dziewczyna kochająca życie - zabita przed bombę albo inne chore gówno. To nie może być prawda! To jest zły sen! Takie rzeczy na Podlasiu się nie zdarzają! To przecież takie zadupie, że nie może być! 

Teraz i ja wrzasnęłam wściekła. Miałam wewnętrzną ochotę umrzeć ze smutku oraz bólu. Zacisnęłam prawą dłoń w pięść, ciskając ją o podłogę. Poczułam chwilowy ból, który nie chciał załagodzić nagłej pustki w sercu. Nie mogłam przestać na nią patrzeć - wyglądała jakby spała. Z każdym oddechem czułam ucisk w sercu. Jakby chciało mi tym powiedzieć, że mam przestać patrzeć, lecz oczy - mówiło co innego. Pięść przycisnęłam do klatki piersiowej.

Patrz się dalej, niech do Ciebie dociera, że jej już nie ma

- Hej, wy tam! - proszę czekać mózg Marleny spierdolił na Karaiby i wszystko pracuje wolniej. - Wstawać!

- M-m-m-y - wydukała Aurora, wstając na równe nogi. Dalej lekko trzęsłąc się cała. 

Dopiero gdy na de mną powstał wielki cień podniosłam wzrok w prawą stronę. Ogromny mężczyzna na około, powiedziałabym nawet trzy metry wzrostu. Fioletowa, widać masywna zbroja, potężny fioletowo-srebrny topór. Na łbie hełm, który miał jedynie trójkątne otwory na granatowe tęczówki jego oczu. Co on kurwa z balu przebierańców się wyrwał?! Czyżby on podłożył niespodziankę? Nie ma bata, taki człowiek od razu się wyróżnia w tłumie.

- Wstawaj dziewucho, bo Ci też życie ukrócę o kilkanaście lat! - ta kultura po kiju, ale ten wielki topór przed moim nosem mówi sam za siebie! Czas na przechadzkę.

Nie chętnie wstałam, otrzepałam spodenki z brudu. Wolną ręka pokazał nam, że mamy podążać za nim. Co jakiś czas zaglądał czy kroczymy za nim jak psy. 

Wyszliśmy z szatni, na korytarz główny. Tu też panował terror. Widać, że i tutaj były ukryte bomby. Zacisnęłam ręce w pięści. Ciała, w chuj martwych, poszarpanych ciał, a wokół nich kałuże rubinowej krwi. Niektóre trupy już palił żywy ogień. Aurora jeszcze bardziej zbladła. Zatrzymałam się na środku korytarza jak zaklęta. Nie chciałam, ale nie mogłam przestać na to patrzeć. Kipiała we mnie złość. Z transu wyrwała mnie Kania, która ze smutkiem popatrzyła na moją twarz. Czuła to samo co ja. Bez jakiegokolwiek komentarza chwyciła mnie za nadgarstek lewej ręki, wyprowadzając mnie z chaosu. 

Ostatni raz odwróciłam się do leżącej Elizy. 

Do mojej starej przeszłości

Zakaszlałam głośno gdy dotarliśmy zza drzwi budynku szkoły. Dopiero po wyjściu na połowę schodów złapałam czyste powietrze w płuca. Nigdy nie zapaliłam ani e-papierosa ani zwykłego papierosa, ale teraz czułam ostre kucie w klatce jakbym paliła nałogowo. 

Kaszel palacza byłby lepszy od tej sytuacji

Podniosłam głowę do góry nad siebie - deszcz przestał magicznie padać. Jedynie czarne chmury pozostały na swoim miejscu. Zamknęłam oczy, wściekając się jeszcze bardziej. Czy właśnie Bóg nas opuścił na stałe, pozwalając na coś takiego? Mogły chociaż ugasić ten ogień, wywiać ten dym do pobliskiego lasu, żeby drzewa mogły oczyścić go ze smrodu ciał. Palonych ciał. 

- Coś się nie podoba? - natychmiast powędrowałam do jebanego chuja al'a wojownika wkurwu. Stał już na szarej brukowej ścieżce, prowadzącej do wielu miejsc - od internatu szkolnego do boisk. Fioletowo-srebrny topór postawił obok siebie, podpierał się o niego z zadowolonym wyrazem twarzy. Mierzył mnie lodowym spojrzeniem, chodź jego tęczówki były koloru granatowego mogło się wydawać, że kruszy się w nich lód.

- Nie, wszystko jest okej. - zapięłam bluzę do samego początku szyi. Biegiem zbiegłam ze schodów o mało się nie wywalając z nich na zbity ryj. Z gracją ominęłam oprycha, który dalej nie spuszczał ze mnie oczu. Jak robot dołączyłam do reszty ludzi. Aurora wtuliła się do mojego prawego boku. Jedynie co mogłam zrobić w tej sytuacji to ręką owinąć ją, dając jej trochę otuchy. 

Teraz, stojąc samej w totalnej ciszy, dobiegły mnie szepty uczniów. Niektórzy przepowiadali między sobą o naszej klęsce planetarnej, jeszcze inni po cicho szlochali, że nas zgwałcą potem wymordują w pień a ostatni modlili się o ułaskawienie win. Tak bardzo chciałam wiedzieć, zapewne tak jak wszyscy tutaj, co z nami chcą zrobić, jaki jest ich konkretny cel. Dokładnie, chcą. Kilkanaście "ludków" w tych samych zbrojach stało oraz pilnowało początku na całym placu, a gdy ktoś chciał spieprzyć lub rzucał się na kogoś z pięściami, tracił głowę albo inną część ciała, na naszych oczach. Siłą wytworzyli spokój. 

Co ja teraz czułam? 

Z jednej strony - wielką pustkę oraz jeszcze większą żałość do świata. 

Z drugiej - bezradność i ból psychiczny. Nie chciałam nigdy widzieć niewinnie wylanej krwi ludzi. Widok czerwonej cieczy budził we mnie skurcze w podbrzuszu oraz dziwny nie smak w buzi. Tak bardzo chce zapomnieć o tych widokach. 

- Marlena? - z zamysłu wróciłam do niziołka. Spoglądała na mnie, jak na obrazek z książki fantastycznej - które swoją drogą bardzo lubiła. Jedynie kiwnęłam głową na znak, że słucham jej dalszej wypowiedzi. - Przybędzie zaraz jakąś pomoc, prawda?

- Na pewno - uśmiechnęłam się delikatnie żeby zamazać zarysy mojego strachu i niepokoju o nasz los, który perfidnie wisiał na włosku. - Zaraz będą, nie zostawią nas na pastwę losu

Właśnie kurwa! Gdzie policja, straż pożarna, pogotowie czy wojsko. Tu wszystko się wali, pali, ludzie giną! A pomocy nie widu, nie słychu! Przecież budynek policji jest dość blisko tak samo jak szpital. Czemu ich jeszcze nie ma!?  

Nie znalazł się nikt kto mógłby wezwać dla nas pomoc? 

Nagle chłopak z czwartej klasy jebnął mnie, a potem jeszcze kilka osób z bara. Wyszedł przed nasze kółeczko. Podniósł wysoko ręce w geście obronnym. Nastała cisza, nawet wiatr uciszył się zszokowany na jego wyczyn. Jeden z rycerzy podszedł do niego. Miecz o tej samej bardzie wycelował w stronę jego nosa. Każdy automatycznie się spiął.

- M-mamy jakąś szanse na negocjacje? 

Cisza.

Najeźdźcy ryknęli śmiechem. Wielu nawet chwyciło się za brzuchy. Ja w umyśle dałam sobie face palma. Ty chcesz z nimi negocjować? Niby kurwa czym?! Swoją dupą? Dobra, Dębska ogarnij się chodź raz. 

Blond włosy upadł na kolana. Złączył ręce w geście wiary. 

- Błagam was! Miejcie dla nas chodź trochę ser-

Aurora schowała twarz w moim boku. 

Najpierw głowa upadła z hukiem na czerwony bruk a następnie potoczyła się w dół. Mężczyźni jak najbardziej zadowoleni kopnęli ją w naszą stronę. Dziewczyny pisnęły wystraszone tak samo jak chłopcy. Stałam jak wryta - dalej patrząc na opadające bezwładnie ciało. 

Patrzyłam na to - na śmierć. 

W tym człowieku zobaczyłam śmierć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top