Prolog

Tego dnia Domen obudził się stosunkowo wcześnie. Już o ósmej rano uchylił powieki i wlepił wzrok w biały sufit. Odczekał kilka minut i kiedy odzyskał ostrość widzenia, przeciągnął się, ziewając. Czuł się niebywale lekko, jakby żadne problemy nie istniały. Mógł śmiało przyznać, że już dawno nie odczuwał takiej beztroski. Jednak z każdą chwilą, w której jego umysł trzeźwiał, dobry humor chłopaka ulatniał się. Słoweniec westchnął i przetarł twarz dłońmi. Nie chciał wstawać z łóżka, nie chciał schodzić na dół, nie chciał spotykać się z rodziną przy śniadaniu. Najchętniej zostałby tutaj, w swoim pokoju, w łóżku, pod ciepłą kołdrą. Było mu tutaj tak dobrze... Niestety nie mógł wiecznie siedzieć w swoim pokoju. Nawet jeśli chciał, a chciał bardzo, jego żołądek mówił mu coś innego. Głośne burczenie i uczucie głodu, skłoniło go do opuszczenia łóżka. Kiedy tylko odrzucił pierzynę na bok, przeszły go dreszcze. Przez noc temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni, przez co przebywanie w nim przestało być przyjemne. Po chwili zastanowienia, chłopak postawił bose stopy na drewnianej podłodze i kilkoma szybkimi susami przedostał się na drugi koniec pokoju. Tam stanął przed otwartą szafą. Nie zastanawiał się długo nad tym, co ma ubrać. Szybko zadecydował, że dzisiaj założy swój zestaw, w którym zwykł chodzić po domu. Mianowicie czarne dresy i ciemnozieloną bluzę z logiem... Właściwie sam nie wiedział czego. Westchnął ubierając spodnie. Koszulkę, w której spał zdjął i odrzucił gdzieś na bok, a na jej miejsce założył wcześniej wspomnianą kangurkę. Po drodze do drzwi przystanął przy komodzie, z jej szuflady wyjął skarpetki, które nałożył na stopy. Przygotowany w miarę swoich możliwości, wyszedł ze swojego pokoju. Słysząc rozmowy dobiegające z kuchni, zaczął schodzić po schodach. Co prawda niechętnie, ale jednak. Prędzej czy później i tak musiałby zejść na dół. Ostrożnie stawiał krok za krokiem. Upadek ze schodów był ostatnią rzeczą, której potrzebował. Im głośniejsze i bardziej wyraźnie stawały się słowa, które dobiegały do jego uszu, tym bardziej odechciewało mu się wszystkiego, dosłownie. Chłopak naprawdę nie miał ochoty wysłuchiwać kolejnych uwag ojca czy uszczypliwych komentarzy najstarszego brata. Tym bardziej nie chciał czuć na sobie przenikliwego spojrzenia matki, w którym na pewno dałoby się dostrzec zawód, spowodowany nie wiadomo czym. Domen chciał wiedzieć co robi źle, ale brakowało mu odwagi na szczerą rozmowę z mamą. Bał się, że może usłyszeć słowa, które wywarłyby na nim zbyt duże wrażenie, negatywne oczywiście. Wolał jednak żyć nieświadomie. Chłopak przeszedł korytarz i przystanął przed wejściem do kuchni. Nie chciał tam wchodzić. W ostatnim czasie nie czuł się dobrze w obecności rodziny. Jego rodzice mieli skłonność do wspominek. O ile do niedawna chłopak bardzo lubił słuchać historii o dzieciństwie swojej mamy, tak teraz stały się one nie do zniesienia, a to za sprawą dziadka obecnego w każdej z nich. Kochał tego człowieka całym sercem, a słuchanie wszystkich wesołych historyjek z jego udziałem tylko potęgowało ból i żal jaki odczuwał po stracie ukochanego staruszka. Choć minął już prawie miesiąc, Domen nadal nie mógł dojść do siebie po śmierci dziadka, który, można śmiało powiedzieć, był dla niego najważniejszy. To dziadkowi zawsze się zwierzał, do niego kierował się z wszystkimi problemami, on zawsze mu pomagał. Teraz, kiedy go zabrakło, nastolatek czuł się pusty jakby wyprany z uczuć. Uczucie to potęgowało także zerwanie z dziewczyną. Sara była jego pierwszą miłością. Zostawiła go niedługo po tych tragicznych wydarzeniach. Tłumaczyła się tym, że nie może już znieść tego, jaki jest przygnębiony i lepiej będzie dla nich obojga, jeśli się rozstaną. Może i jej wyszło to na dobre, Domenowi na pewno nie pomogło w żadnym stopniu, wręcz przeciwnie. Od tamtego momentu czuł się jeszcze gorzej. W niektórych chwilach smutek jakby obezwładniał jego ciało i całkowicie przejmował nad nim kontrolę. Przerażało go to, ale nie mógł lub po prostu nie chciał niczego z tym zrobić. To było dla niego zbyt ciężkie. Wziął kilka głębokich wdechów i wkroczył do kuchni. Od razu zlokalizował źródło hałasu. Były to jego młodsze siostry - Nika i Ema. Dziewczynki siedziały przy stole i kłóciły się o coś. Na pewno była to mało znacząca rzecz, jednak dla nich każdy pretekst był dobry, aby zacząć na siebie krzyczeć. Pan Dare zajmował miejsce obok nich i jak co rano czytał gazetę, popijając kawę z mlekiem. Kiedy Domen pojawił się w pomieszczeniu, ten obdarował go przelotnym spojrzeniem.

– Proszę, proszę – złożył czasopismo i odłożył je na stół. – Cóż to się stało, że książę zaszczycił nas swoją obecnością o tak wczesnej porze? – zapytał kąśliwie.

Słysząc jego słowa, Domen nabrał ochoty, żeby po prostu bez słowa stamtąd wyjść, ale powstrzymał się przed zrobieniem tego. Na pewno skończyłoby się na pogadance o szacunku, a nie lubił takowych, były strasznie nudne, poza tym dalej był głodny. Westchnął, więc i wymusił uśmiech.

– Och, specjalnie wstałem tak szybko. Po co marnować dzień, skoro można spędzić go z najlepszą rodziną na świecie? – odrzekł przesłodzonym głosem.

Zaraz po tym uśmiech zniknął z jego twarzy. Jego wzrok spotkał się z karcącym spojrzeniem matki stojącej przy blacie. Chłopak przewrócił oczami i ruszył w stronę lodówki. Wyjął z niej jogurt, który był jego standardowym śniadaniem. Z szuflady wydobył jeszcze łyżeczkę i ruszył do drzwi. 

– Nie możesz zjeść przy stole jak normalny człowiek? – usłyszał za plecami głos ojca, kiedy zbliżał się do wyjścia.

Zanim zdążył odwrócić się w jego stronę, z salonu rozbrzmiał drugi głos.

– Najpierw musiałby być normalnym człowiekiem – krzyknął jego najstarszy brat.

– Masz odpowiedź – mruknął i nie czekając ani chwili, wyszedł z pomieszczenia. 

Ostrożnie wbiegł po schodach, w końcu nie chciał się zabić. Chociaż może nie byłby to najgorszy pomysł? Do swojego pokoju wszedł, trzaskając drzwiami. Postawił jogurt na biurko, kompletnie odechciało mu się jeść i rzucił się na niepościelone łóżko. Położył się na plecach, wlepiając wzrok w sufit. Po chwili bezczynnego leżenia, uniósł się na łokciu i sięgnął telefon leżący na szafce nocnej, razem z nim zabrał słuchawki. Włożył je do uszu i wszedł na YouTube. Tam odnalazł swoją ulubioną playlistę, czyli same smęty jakby to powiedział jego ojciec. Kiedy w słuchawkach rozbrzmiała muzyka, z powrotem ułożył głowę na materacu. Przymknął powieki, zanurzając się w swoich myślach. Rozmyślał nad wszystkim, całym swoim życiem i doszedł do wniosku, że pod żadnym względem nie wygląda ono tak, jak powinno. Jego kontakty z rodziną były lekko mówiąc słabe. Rodzice nie rozumieli go w ogóle, choć może w jego wieku było to normalne? Okres dojrzewania, młodzieńczy bunt. Mimo tego ile łączyło go z Peterem, a wbrew pozorom nie było to tylko nazwisko, nie mógł znaleźć z nim wspólnego języka. Starszy brat zawsze lubił z niego drwić i często rozpoczynał kłótnie. Zachowywał się bardzo dziecinnie i Domen wiedział, że ten chce go tylko sprowokować, ale jego duma nie pozwalała sobie na poniżanie, którym z pewnością można było nazwać poczynania Petera. Zawsze musiał odpowiedzieć na jego zaczepki, co było błędem, bo zawsze, ale to zawsze wynikała z tego kłótnia. Czasem dochodziło nawet do rękoczynów, ale Peter nie był na tyle złym bratem, żeby pobić nastolatka. Zwykle przyjmował kilka niezbyt mocnych ciosów, czasem lekko oddawał, a później po prostu odchodził. Może jednak krył w sobie chociaż trochę sympatii do Domena, bo gdyby chciał, na spokojnie mógłby mu przyłożyć i to tak, że długo nie mógłby się po tym pozbierać. Chociaż kto wie czy nie miał ochoty na coś takiego, tylko rodzice go powstrzymywali. Sytuacja wyglądała inaczej z Cene. W odróżnieniu od Petera, z nim miał naprawdę dobry kontakt, choć odczuwał, że zaczyna się on psuć, co naprawdę go smuciło. Kiedyś, jeśli nie miał możliwości spotkać się z dziadkiem, to właśnie do Cene chodził z każdym problemem, ale w ostatnim czasie było ich tak wiele, że nie chciał go nimi zadręczać. Po prostu stwierdził, że sam sobie z nimi poradzi, co jak na razie nie wychodziło mu najlepiej. Z siostrami bardzo lubił się bawić, z tym, że było to jakieś cztery lata temu. Teraz już nie był tak entuzjastycznie nastawiony do zabawy w chowanego, czy berka. W ogóle spędzał z dziewczynkami mało czasu, ale nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo. One miały Cene, czasem chodziły do Petera i wystarczało im to. Babcia nie żyła, a o dziadku nie chciał nawet myśleć, bo humor popsułby mu się jeszcze bardziej. Tak, więc przeszedł do rozmyślania nad kolejną ważną częścią jego życia, w której także nie układało mu się najlepiej, a była nią szkoła. Od samego wspomnienia, Domena przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Lekko mówiąc, nie lubił tego miejsca. Jeszcze niedawno chłopak, był zupełnie innym człowiekiem. Często bywał opryskliwy i złośliwy, a do tego lubił się kłócić. Przez to nie miał zbyt wielu kolegów, a i nauczyciele za nim nie przepadali. Żałował tego jaki był, na pewno gdyby nie to, byłoby mu teraz dużo łatwiej, ale jak mawiają, za głupotę trzeba płacić. On przekonał się o tym na własnej skórze i nie byłoby najgorzej, gdyby nie to, że rówieśnicy potrafili być okropni w stosunku do niego. Prevc wiedział, że jest to tylko i wyłącznie jego wina, ale mimo tego, czasami było mu naprawdę przykro, kiedy słuchał tych wszystkich obelg i wymyślonych historii o zderzeniach, w których rzekomo uczestniczył, choć wcale tak nie było. Chociażby ta ostania, że ma chłopaka, z którym spędza każdą wolną chwilę i przez to ma tak słabe oceny. Nigdy w życiu nie słyszał większego głupstwa, ale nie wiedzieć czemu ludzie w to uwierzyli. Każdy dobrze wiedział, że Domen miał dziewczynę, a to, że niedawno zerwali niczego nie znaczy. Gdyby każdy chłopak ze szkoły, który zerwał z dziewczyną, miałby zostać gejem, w promieniu najbliższych kilkunastu kilometrów nie byłoby żadnego hetero nastolatka. Westchnął, dochodząc do wniosku, że świat jest niesprawiedliwy i to akurat na niego zrzucił wszystkie nieszczęścia na raz. Ta wielka loteria pecha, która trwała już dłuższy czas, niezmiernie męczyła Domena. Słoweniec dosłownie tracił chęci do życia... Chociaż może nie jest to takie głupie? Co gdyby sobie ulżyć? Już nigdy nie odczuwać smutku, bólu i wszystkich innych nieprzyjemnych uczuć? Przecież i tak nikt by za nim nie tęsknił. Rodzice chyba byliby dużo bardziej szczęśliwi gdyby chłopak nigdy się nie urodził, czuł to bardzo dobrze. Rodzeństwo niespecjalnie się nim interesowało. Chyba, że mówimy o Cene, on akurat często sam z siebie zagadywał Domena. Nie zawsze mu to wychodziło, a raczej rzadko udawało mu się porozmawiać z młodszym bratem, ale czasem nadarzyła się taka okazja. Wtedy humor Domena poprawiał się naprawdę szybko, chłopak miał poczucie, że ktoś się nim interesuje i było to bardzo przyjemne.  Jednak tak szybko jak jego samopoczucie się poprawiło, tak szybko też się pogarszało. Samotność, której doświadczał na codzień nie przeszkadzała mu tak bardzo. Zdążył się do niej przyzwyczaić. Chłopak był pewien, że niewiele zmieniłoby się w życiu jego bliskich gdyby zniknął z tego świata, a jemu na pewno by ulżyło, więc czemu by nie spróbować?

– Spróbuję – szepnął do siebie, wyciągając słuchawki z uszu - i tak nie mam niczego do stracenia.

{1767 słów}

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top