/4
Po tych słowach siedzieli w ciszy przerywanej co głośniejszymi oddechami. Mimo wzowionego ruchu ulica wraz z chodnikami były puste, a światła w oknach budynku nie zapalały się, jakby dzielnica ta była dawno opuszczona.
Demon przygladał się uważnie swojemu nowemu towarzyszowi wyłapując każdy najmniejszy detal jego wyglądu. Złote loki ułożone były na lewą stronę przysłaniajac jego ciemne brwii. Jasne oczy wybijały się na tle ciemno czekoladowej skóry, a pluchne policzki okrywała masa piegów. Golf przylegał do jego ciała ukazując kilka fałd na brzuchu, a ciemny płaszcz z płakietką go przysłaniał. Z szyji zwisał mu srebrny medalik z zawieszką w kształcie skrzydeł, a na głowie spoczywała jasna aureola.
Różowowłosy uśmiechnął się tylko zapamiętując jego wygląd, a następnie potrzasając głową wrócił do poruszonego wcześniej tematu.
- Jestem wśród nich dosyć popularny więc napewno nie potrzebują więcej informacji - po tych słowach wstał na równe nogi odklejając od swojego torsu koszulkę, która w dalszym ciągu była wilgotna - A jeśli będziesz chciał coś wiedzieć to możesz mnie zapytać.
- W takim razie, skoro tu jesteśmy - odpowiedział wstając - Co powiesz na wspólny spacer?
- Spacer? - zapytał patrząc w jego stronę - dawno nie dostałam takiej propozycji - powiedział drapiąc się po karku - Ale nie miło jest odrzucać takiej propozycji, więc zgoda.
- Zatem chodźmy - ciepły ton głosu mężczyzny był przyjmeny dla ucha, a promienny wyraz twarzy pozwalał zapomnieć o opustoszałej okolicy.
Agamin skinął tylko głową i kiedy drugi podniósł się wspólnie ruszyli chodnikiem prowadącym głębiej w ciemną aleję. Przez kilka chwil spacerowali w ciszy nie czując potrzeby prowadzenia rozmowy. Atmosfera była zadziwiająco przyjemna, a jasne niebo mimo późnej pory dodawało unikalnego nastroju. Zielonoskóry kątem oka spojrzał na anioła, który chował pod płaszcz przypięte do teczki dokumenty.
- Um - zaczął po kilku minutach - Chyba masz coś na policzku.
- Naprawdę? - zapytał dotykając swojego policzka.
Zmarszczył brwii przejeżdżając palcem po wąskim wyżobieniu nie czując nic innego poza nim. Po chwili jednak poczuł na skórze obcy dla niego dotyk ciepłej dłoni którą odruchowo uderzył swoją podskakując delikatnie do góry. Ciemnoskóry spojrzał na swoje palce po czym opuścił dłoń przenosząc wzrok na demona.
- Przepraszam - powiedział pocierając swój kark.
- Następnym razem poprostu uprzedź zanim mnie dotkniesz - powiedział spoglądając na jego rękę - A na twarzy nie mam nic poza skórą.
Demon nie chciał być niemiły jednak jego ton głosu sugerował coś innego przez co anioł na chwilę odwrócił od niego wzrok zastanawiając czy słusznie postąpił proponując mu spacer. Ostry wyraz twarzy minął z sekundą z którą zauważył zakłopotanie na twarzy niższego i to jak pociera on dłoń którą odruchowo uderzył.
- Nic ci nie jest? - zapytał delikatnie chwytając jego dłoń i podnosząc ją na poziom swojej twarzy - Nie chciałem cię uderzyć - zaczął się tłumaczyć spoglądając na cienkie śaldy które pozostawiły jego długie paznokcie - Przypadkowo cię zarysowałem, nie boli cię to? - zapytał ostrożnie przejeżdżając opuszkiem po wierzchu jego dłoni.
Czarnoskóry przypatrywał się mu tylko nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Nagła zmiana zachowania, wyrazu twarzy a nawet tonu głosu i kilku innych drobnych detali zaskoczyła go dosyć mocno i nie była czymś czego mógłby się spodziewać. Jego wzrok wędrował po twarzy demona przypatrując się jasnym plamom na jego twarzy i sposobie w jaki skupiał wzrok na delikatnych zarysowaniach. Zazwyczaj dotyk innych demonów go odrzucał, sposób w jaki go dotykali wywoływał w nim dreszcze. Ich dłonie kleiły się do niego dotykając jego ciało coraz bardziej zachłannie, pchając się tam gdzie nie powinny, przytłaczając go myślą, że nigdy się od nich nie uwolni. Jednak dotyk Agamina był inny, nie przyprawiał go o zbędne mdłości, a mimo to, że dotykał go tylko po dłoni i przedramieniu mógł być pewny, że w ten sam sposób dotykałby go po całym ciele. Delikatnie przejeżdżał po jego dłoni smukłymi palcami upewniając się, że poza rysami nie zostawił żadnych innych śladów.
Po chwili przypatrywania się dłoni przeniósł wzrok na niższego wędrując za złotymi lokami spadającymi na lewą brew, aż w końcu zatrzymał się na błyszczących oczach, które wpatrywały się w niego od dłuższej chwili. Usta demona przestały się poruszać przerywając natłok pytań i przeprosin, a ich wzrok w końcu się skrzyżował. Anioł uśmiechnął się tylko delikatnie sprawiając, że serca na twarzy wyższego przybrały ciemnejszej barwy.
- Jesteś pewnien, że nic ci nie zrobiłem? - powtórzył przerywając ciszę i odwracając wzrok na brudny chodnik.
- Tak - zielonoskóry ostrożnie puścił jego dłoń - to tylko zarysowanie.
- A wracając do tego co mam na policzku - potarł delikatnie jeden ze swoich rogów - te plamy mam na całym ciele, to po prostu bielactwo tylko mam zieloną skórę i dlatego to wygląda dość dziwnie.
- Rozumiem - odpowiedział spoglądając w spowite chmurami niebo - następnym razem nie dotknę cię bez wcześniejszego uprzedzenia.
Różowowłosy posłał mu uśmiech po czym poprawił swoją koszulkę rozglądając się dookoła słysząc dźwięk kraczących wron. Okolica zaczynała mu się niepodobać, a cisza brzmiała bardziej podejrzanie niż zazwyczaj.
-----------
Obaj kontynuowali cichą wędrówkę pustą ulicą obserwując jak ciemny księżyc wyłaniał się znad horyzontu, a światło w latarniach co jakiś czas gasło. Wrony co jakiś czas lądowały na chodniku bądź parapetach pustych okien wpatrując się w dwójkę wędrownych, a ich krakanie roznosiło się echem po okolicy. Ptaki wpatrywały się w nich intensywnie przeszywając swoim pustym wzrokiem.
- To miejsce ma złą aurę, czuję to - odezwał się wyższy - powinniśmy jak najszybciej stąd odejść.
Anioł rozejrzał się nerwowo po okolicy przysuwając bliżej swojego towarzysza. Miejsce w pewnym momencie zaczęło rozsiewać nieprzyjemną i wrogą aurę sprawiającej, że klimat ich przyjemnego spaceru zmieniał się diametralnie. Wiatr poruszał gałęziami pustych drzew i poganiał leżący na chodniku piasek. Wrony przeskakiwały międzysobą wysuwając głowy w ich kierunku i delikatnie otwierając swoje dzioby.
Ciche uderzenia ich butów z każdą chwilą stawały się głośniejsze, a ciszę zastąpiło gwizdanie, głośne szmery i dziwne odgłosy. W powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemny dla nosa ostry zapach, przypominający trochę stęchliznę i mocz. Gęsta mgła, która niedawno się wytworzyła powoli otaczała ich z każdej strony ograniczając pole widzenia.
- Chyba powinniśmy zawrócić - odezwał się Ophiel, którego otoczenie zaczęło powoli przerażać.
Horyzont za nimi spowity był mgłą nie pozwalając na dostrzeżenie czy coś czasem się za nimi nie czai, a ciche szepty zaczęły stawać się coraz bardziej głośne. Mimo, że obydwaj nie byli chętni do dalszego spacerowania nogi same ciągnęły ich do przodu nie chcąc wykonywać prostych poleceń. Buty powoli odrywały się od chodnika po to by zaraz stanąć na niedużych kępkach trawy wyrastających z pomiędzy dziur w kostce.
Kolejne budynki były coraz to bardziej zniszczone, podburzone ściany i okna bez szyb w których zasłony falowały na wietrze dodawały miejscu jeszcze bardziej nieprzyjemnego wyglądu i charakteru. Rozmowy nie cichły, a nieprzyjemny śpiew wron i kruków powoli drażnił zmęczone wszystkimi dźwiękami uszy.
Demon rozejrzał się dookoła czując wgapiającą się w nich z oddali parę oczu, nie miał pojecia do kogo one należały, ale sposób w jaki ta osoba patrzyła był przerażający. Jego lęk narastał z każdą chwilą, wzrok osoby który na nim lądował różnił się od tego wróżkowych strażników. Strażnicy patrzyli na niego z uwagą skupiając się na częściach ciała, którymi mógłby wyrzadzić im potencjalną krzywdę, a ta wpatrywała się prosto w jego pierś ze smutkiem i nienawiścią.
Przełknął tylko ślinę spogladając na swojego towarzysza upewniając się czy wszystko jest z nim w porządku, a kiedy był tego pewien rozejrzał uważnie dookoła.
Złotooki rozglądał się nerwowo po okolicy zastanawiając dlaczego nie wybrał innej trasy, która byłaby mniej niebezpieczna od tej. Wzrok wszystkich zwierząt i to, że z każdą chwilą coraz bardziej ich otaczały go przerażał i wywoływał dyskomfort. Czuł jak bicie jego serca zwalnia, a zimny wiatr smaga po karku. Prawą ręką złapał się ramienia Agamina, przusuwając bliżej, żeby czuć się choć odrobinę bezpieczniej.
Po chwili obaj zatrzymali się widząc siedzącą na skraju chodnika małą dziewczynkę uważnie się im przyglądającą. Wzrok który czuł ja sobie demon należał do niej idealnie pasując do pustych oczu.
- Dziecko? - zapytał chcąc zrobić krok do przodu, co zielonoskóry mu skutecznie uniemożliwił.
- Ani się waż - syknął wyższy - jeden ruch i może być po nas, a ona napewno nie jest zwykłym dzieckiem.
--------
Witam was w ten świąteczny poranek! Mam nadzieję, ze rozdział przypadł wam do gustu i nie możecie doczekać się kolejnego.
Z okazji świąt zrobię wam miłą niespodziankę bowiem jeszcze dzisiaj pojawi się kolejny rozdział (aktualnie jest w trakcie pisania)!
Jeśli po tym wyrobię się z kolejnym opublikuję go w sylwestra aby umilić wam to, że nie można się wtedy przemieszczać.
Oczywiście gorąco zapraszam do komentowania co sądzicie o rozdziale.
Wesołych świąt!~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top