Trochę o ekranizacjach Austen
Siedzenie w domu sprawia, że człowiekowi różne pomysły przychodzą do głowy, szczególnie kiedy usilnie stara się nie myśleć za dużo. Niektóre z nich są na wskroś głupie i być może skutek jednego z takich irracjonalnych i absurdalnych przedsięwzięć niedługo będzie Wam dane przeczytać, inne z kolei można tylko chwalić. Choć zawalona szkolną robotą, i tak znajduję czas na rzeczy, które wcześniej odkładałam na greckie kalendy. Tym sposobem w czasie izolacji pochłonęłam 7 ekranizacji prozy Jane Austen, na temat których zamierzam trochę teraz napisać, nie tyle konkretniejsze recenzje, co wyłącznie pokrótce moje subiektywne wrażenia. Dodam tu również serialową adaptację "Rozważnej i romantycznej", którą obejrzałam kilka tygodni temu. Powrzucam tu parę zdjęć, żeby Wam i mnie łatwiej było ogarnąć ten cały chaos.
Jednak najpierw...
Zgadnijcie, kto planuje zarwać następną piątkową noc dla darmowej premiery internetowej? Mam nadzieję, że wszystko dobrze zrobiłam przy rejestracji i że całość zadziała. I że będą angielskie napisy.
"PERSWAZJE"
Po namyśle stwierdzam, że "Perswazje" są moją trzecią ulubioną powieścią autorstwa Jane Austen, a to za sprawą postaci kapitana Fredericka Wentwortha, byłego narzeczonego głównej bohaterki, Anne Elliot. Porzucony przed ośmioma laty, gdy był szaleńczo zakochany, powraca, bogaty, palony jednocześnie nienawiścią i miłością. Wciąż kocha kobietę, która głęboko go zraniła, złamała mu serce i uraziła jego dumę. Chciałby się zemścić, skrzywdzić Anne tak, jak ona skrzywdziła jego - ale nie potrafi przestać jej kochać.
I teraz coś sobie wyjaśnijmy.
To JEST Wentworth:
To NIE JEST Wentworth:
Pierwsze zdjęcie: Rupert Penry-Jones i Sally Hawkins, "Perswazje" z 2007 r.
Drugie zdjęcie: Ciarán Hinds i Amanda Root, "Perswazje" z 1995 r.
Najpierw obejrzałam wersję z 2007 r. i byłam absolutnie zachwycona. Moim zdaniem jest to jeden z lepszych filmów nakręconych na podstawie książek Austen. Produkcja ma odpowiednie tempo, nie nudzi, aktorzy są dobrze dobrani i oddają - często komiczny - charakter swoich postaci. Szczególnie urzeka właśnie kapitan Wentworth w wykonaniu Penry'ego-Jonesa, to dzięki niemu odkryłam tego bohatera na nowo. Wentworth w tym filmie jest idealny: targany sprzecznymi namiętnościami, seksownie milczący, stanowczy i zdystansowany, pogubiony. Rany na jego sercu, zadane przed laty, wciąż się nie zagoiły i ten ból wyziera z oczu Ruperta Penry'ego-Jonesa. Przy całym współczuciu, jakim obdarza go widz, Wentworth jest silną osobowością, człowiekiem czynu za wszelką cenę usiłującym panować nad sytuacją. Gwałtowny, męski i momentami bezwzględny, gdy celowo i na oczach Anne zaleca się do panien Musgrove, ale bardzo czuły i troskliwy. Zawód miłosny i wojna nieodwracalnie zmieniły beztroskiego chłopaka w dojrzałego mężczyznę.
Sama Sally Hawkins w roli Anne również wypada przekonująco. Jest naturalna, ale jednocześnie czuć, że radość życia utraciła przed ośmioma laty i od tego czasu pokutuje. Świetni są także m.in. Anthony Head jako próżny sir Walter, ojciec Anne, Amanda Hale jako Mary Musgrove, zamężna siostra Anne, oraz Tobias Menzies - antypatyczny, ale przez pewien czas czarujący krewny Elliotów.
Kompletnie inaczej ma się sprawa z ekranizacją z lat 90. Może źle to o mnie świadczy, ale największy problem stanowił dla mnie chyba kapitan Wentworth. Przecież ten facet jest za stary, a że brzydki, to jeszcze kolejna kwestia. Hinds w chwili nagrywania filmu miał 42 lata. Niby nie DUŻO, ale zdecydowanie ZA DUŻO. Już pomijając kwestię męskiej urody, gdyby miał więcej wdzięku, więcej żywiołowości i świeżości... Ale nie, on defiluje przez ten film jak rzymska ciężkozbrojna piechota. Ludzie, przecież Frederick Wentworth był niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, w dodatku wojskowym, kobiety go uwielbiały, a on do pewnego momentu z radością to wykorzystywał. Ciarán Hinds wypada dla mnie po prostu niewiarygodnie w tej roli.
Może właśnie dlatego cały film oglądało mi się ciężko, ale dla mnie jest znacznie nudniejszy od późniejszej adaptacji. Nie mówię tutaj o scenografii czy montażu, bo to polepszało się na przestrzeni lat. Chodzi mi o sam klimat tej produkcji. Jest według mnie zbyt wolna i chaotyczna jednocześnie. Niestety aktorce grającej Anne również brak trochę młodości. Postacie wydały mi się dość sztywne, jednak za bezsprzecznie mocny punkt uznałabym małą rólkę Victorii Hamilton, wcielającej się w Henriettę Musgrove.
"MANSFIELD PARK"
To najtrudniejsza, najmniej dowcipna, ale moim zdaniem najmądrzejsza książka Austen. Czytało się ją dość ciężko, ale filmy ogląda się świetnie. Oba, które widziałam, podobały mi się w zasadzie tak samo.
Pierwsze zdjęcie: Blake Ritson i Billie Piper, "Mansfield Park" z 2007 r.
Drugie zdjęcie: Jonny Lee Miller i Frances O'Connor, "Mansfield Park" z 1999 r.
Na początek ciekawostka: obaj Edmundowie Bertramowie trochę później zagrali w serialowej wersji "Emmy" z 2009 r. Lee Millerowi trafił się kolejny wiktoriański kochanek - George Knightley, zaś Ritson okazał się niezły jako komiczny pastor Elton.
Okazało się, że historię niełatwej - dziś powiedzielibyśmy: kazirodczej - miłości pomiędzy wychowanym razem kuzynostwem, stanowiącej jednocześnie drobiazgowy obraz różnic społecznych w dziewiętnastowiecznej Anglii, znacznie lepiej się ogląda niż czyta. Wersja z 1999 r. obejmuje trochę więcej wydarzeń z książki, ale na szczęście dodaje też głównej bohaterce nieco pewności siebie - dla mnie oryginalna Fanny Price była nie do zniesienia ze swoją postawą "Przepraszam, że żyję". To w "Mansfield Park" z 1999 r. widzimy zdradę małżeńską ukazaną dość dosłownie jak na ekranizację powieści Austen - dwoje ludzi przyłapanych nago, splecionych w miłosnym uścisku w pościeli. Jest tam też przepiękna, niezwykle wzruszająca scena, gdy Edmund i Fanny wracają razem w nocy powozem do Mansfield. Edmund zasypia, głowa osuwa mu się na pierś Fanny i tak śpi, a ona prawie płacze, bo wie, że mężczyzna, którego tak kocha i którego pozornie ma tak blisko, jest na progu małżeństwa z inną kobietą.
"OPACTWO NORTHANGER"
Henry'ego Tilneya lubię najmniej z męskich bohaterów Austen, bo jest najnudniejszy według mnie, jednak musiał taki być. Catherine Morland to marzycielka, więc jej przyziemny facet musi ściągnąć ją na ziemię.
Pierwsze zdjęcie: JJ Feild i Felicity Jones, "Opactwo Northanger" z 2007 r.
Drugie zdjęcie: Peter Firth i Katharine Schlesinger, "Opactwo Northanger" z 1986 r.
Na wstępie chciałabym zauważyć, że "Opactwo Northanger" w zamiarze Jane Austen miało być i jest nie gotyckim romansem, jak głosi wynaleziona przeze mnie w internecie okładka, ale parodią takowego.
Starsza adaptacja bardziej mi się podobała, ale nie umiem konkretnie powiedzieć, co przesądziło o tym, może tempo filmu. Jeśli jednak chodzi o wersję z 2007 r., duże wrażenie zrobił na mnie JJ Feild jako wściekły Henry Tilney z końcówki filmu. Naprawdę nabrał wtedy charakteru, którego tej postaci moim zdaniem nieco brakuje. Ogółem w przypadku "Opactwa..." odczucia mam odwrotne niż przy "Mansfield..." - książkę czytało mi się znacznie lepiej (w dodatku dwukrotnie), niż oglądało filmy.
"PRZYJAŹŃ CZY KOCHANIE" ("LADY SUSAN")
Na zdjęciu: Kate Beckinsale i Xavier Samuel, "Przyjaźń czy kochanie" z 2016r.
Zacznijmy od tego, że naprawdę podziwiam, że ktoś - konkretnie Whit Stillman - postanowił zekranizować "Lady Susan", bo łatwo na pewno nie było - nie mogło być. "Susan" jest powiastką epistolarną (złożoną wyłącznie z listów), krótką, z nie do końca uporządkowanymi wydarzeniami (w tym tkwi cały urok) i, przede wszystkim, diabelnie złośliwą. Często mówi się, że to "Emma" pod pozorami sielanki skrywa bezwzględną krytykę brytyjskiego społeczeństwa, ale w porównaniu z "Lady Susan" jest hymnem pochwalnym. Austen w tym utworze przedstawia losy tytułowej lady Susan Vernon, pięknej, uwodzicielskiej i sprytnej wdowy, która lata młodości ma już za sobą, portretując przy tym nierzadko rozdartych między matką a jej dorastającą córką zalotników.
W filmie zachwyciło mnie wiele rzeczy: cudowne kostiumy i kunsztowne fryzury, gra Kate Beckinsale i świetnie oddany komizm sytuacji i postaci. Xavier Samuel jako Reginald de Courcy spojrzeniem błaga widza, by wybaczył mu naiwność, a zresztą - kto oparłby się lady Susan w wykonaniu Kate Beckinsale? Jest czarująca, wyrachowana, wodząca na pokuszenie i prześlicznie uśmiechnięta. Wygląda pięknie, ale oddaje też charakter Susan, jej dwulicowość i hipokryzję. Do tego dochodzi specyficzny sposób ukazania postaci, celowo teatralnie przedramatyzowany, oraz wartka akcja. Bardzo dobrze oceniam ten film.
"ROZWAŻNA I ROMANTYCZNA" (serial z 2008 r.)
(Piosenka w tle to "Falling", LYRA. Mnie zachwyciła i chodziła po głowie, aż nie znalazłam.)
Ten trzyodcinkowy serial jest dość porządną ekranizacją powieści, ale... Jedna rzecz. Zaczyna się pierwszy odcinek i ja zastanawiam się: WHAT THE HELL?! Byłam pewna, że to nie jest żadna "Rozważna...", że jest błąd w programie i leci coś innego. W pierwszej scenie widzimy młodą dziewczynę, której w świetle ognia mężczyzna zaczyna rozwiązywać sukienkę. Nic tam takiego jakoś bardzo zdrożnego nie widać, ale zdecydowanie nie pasowało mi to do klimatu Austen. Cóż, to rzeczywiście była "Rozważna...", odważnie zaczęta sceną uwiedzenia przez Willoughby'ego. Nie przeszkadzają mi takie drobne "momenty" w ekranizacjach Austen, jednak nachalne wrzucanie ich na sam początek, by zaszokować widza, uważam za tanią zagrywkę. Ogółem jednak serial jest bardzo dobry, ładnie zrealizowany, z odpowiednio zagranymi postaciami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top