"STRANGER" SEZON 2.

Nadeszła długo wyczekiwana chwila - premiera sezonu drugiego koreańskiego "Strangera", serialu, który rozłożył mnie na łopatki. Prawdę mówiąc, gdy oglądałam na początku lutego pierwszy sezon po raz pierwszy (powtórzenie zamierzone - tak, po raz pierwszy, bo od tego czasu powtarzałam tę niebiańską ucztę już parokrotnie), były to ostatnie chwile rozpierającego mnie szczęścia. Potem siadły mi oczy, a następnie świat się posypał... Jednak nie o tym. Moja miłość do tego serialu to niezaprzeczalny fakt, zupełnie jak moja miłość do "Dumy i uprzedzenia". "Stranger" jest dla mnie najlepszą produkcją z gatunku kryminału i thrillera, jaką dane mi było obejrzeć, nie ulega to dla mnie wątpliwości, a Cho Seung-woo jest genialny.

Na drugi sezon czekałam tylko kilka miesięcy, ale i tak było to oczekiwanie trudne. Warto było. Nie zawiodłam się. Twórcy utrzymali poziom i zaserwowali widzom poplątaną, wgniatającą w fotel intrygę, nieoczywiste postacie, rwane retrospekcje i wątki ucinane nagle, bez ostrzeżenia, wyłącznie po to, by za chwilę ukazać je w zupełnie innym świetle. Może i nie było idealnie, jeśli za idealną uznać pierwszą serię. Może było za dużo nachalnego lokowania pewnej singapurskiej sieci kawiarni; może Bae Doona gorzej wygląda w długich włosach, a Si-mok nie miał już tak pięknego auta; może było za mało picia soju, ukradkowego portretowania pana prokuratora, wymuszania pierwszeństwa i włamywania się przez okno... Nijak nie zmienia to mojego zachwytu, tak silnego, że ciężko mi będzie ubrać go w słowa.

Od wydarzeń ukazanych w pierwszej serii minęło kilka lat. Hwang Si-mok, który obnażył wówczas okrutną prawdę o prokuratorach zamieszanych w brutalne morderstwo i patrzył na samobójstwo swojego byłego szefa, był od tego czasu już kilkakrotnie przenoszony. Na początku drugiego sezonu przebywa w położonym na południu kraju Tongyeongu, przygotowując się do kolejnego transferu. Si-mok jest równie apatyczny, bystry, chłodny i nieprzewidywalny co wcześniej. Uciekając byle dalej od zorganizowanego dla niego przyjęcia pożegnalnego, w nieludzko mglistą noc trafia na miejsce śmierci dwóch pijanych studentów, którzy mieli utopić się pomimo zakazu wchodzenia do wody. Sprawa wydaje się być zwykłym nieszczęśliwym wypadkiem, spowodowanym młodzieńczą brawurą, jednak Hwangowi coś w niej nie pasuje. Dzięki przypadkowo znalezionemu w mediach społecznościowych zdjęciu, zdarzeniem na plaży w Tongyeongu zaczyna interesować się również Han Yeo-jin, teraz starsza inspektor w Komendzie Głównej Policji. Si-mok i Yeo-jin odnawiają kontakt telefoniczny i brzmią, jakby nie słyszeli się kilka godzin, a nie parę lat... Jednak kiedy Hwang, znienacka, acz w pełni zasłużenie przeniesiony na stanowisko w Prokuraturze Najwyższej, wraca do Seulu, ich wzajemne relacje nie będą takie proste. Oboje znajdują się po przeciwnych stronach ostrego sporu kompetencyjnego pomiędzy policją a prokuraturą, a obie te organizacje z przyjemnością wykorzystałyby ich bliskie stosunki do wynajdywania odpowiednich brudów.

Konflikt o prawa dochodzeniowe trwa, a coraz mocniej w niego wplątani Si-mok i Yeo-jin stają przed wyborem: wierność przełożonym czy sprawiedliwości, której przysięgli służyć? Jednocześnie wokół nich dzieją się dziwne rzeczy, a jeszcze dziwniejsze miały miejsce w przeszłości. Drobne incydenty i większe przestępstwa tworzą oplatająca tych dwoje sieć, w której jednak trudno dostrzec jakikolwiek wzór. Co łączy samobójstwo policjanta, zawał byłego prokuratora, utonięcie dwóch chłopaków oraz, najbardziej z tego wszystkiego szokujące, porwanie prokuratora Seo Dong-jae, równie czarującej, co dwulicowej gnidy? Jaka jest rola Grupy Hanjo, konglomeratu kierowanego przez bezwzględnych ludzi, toczących między sobą walki o wpływy? Inspektor Han i prokurator Hwang, szczuci i podjudzani w atmosferze wzajemnych oskarżeń, są milimetry od rzucenia się sobie do gardeł. Ostatecznie jednak to przecież Si-mok jest mistrzem manipulacji, a nie pada jej ofiarą. Niepodatny na przekupstwo, naciski ani zastraszenia, on gra według własnych zasad - a pierwszą z nich jest to, że gra tylko z Yeo-jin u boku.

W drugim sezonie relacja Hwanga i Han jest inna niż w pierwszym - dojrzewa. Wtedy dopiero rodziła się pomiędzy nimi nić porozumienia, teraz ich stosunki ulegają przebudowie. Potrzebują tego, czego nie udało im się wypracować dotychczas: zaufania. Sytuacja jednak nie jest ku temu sprzyjająca - długo są na siebie na zmianę napuszczani lub oskarżani przez szefostwo o nadmierną bliskość (co świadczy tylko o zupełnej nieznajomości charakteru Si-moka, który przecież ma doskonale naoliwiony kompas moralny zamiast serca). Przerzucając się argumentami, będą w swoich oczach szukać odpowiedzi na nieme pytanie: "Co przede mną ukrywasz?", ale w końcu zerwą się z łańcuchów i staną ramię w ramię, jeszcze bardziej nierozłączni i jeszcze lepiej się uzupełniający; a kiedy jego zwali z nóg ból, ona będzie przy nim, choć raz, tak jak mówiła. Ponad stukającymi się kieliszkami dodatkowo trwać będzie mozolnie prowadzony przez panią inspektor proces uspołeczniania pana prokuratora, a sukcesy mierzone będą jego przepięknymi uśmiechami.

Cho Seung-woo w roli Si-moka był doskonały i jest dalej. Stanowi obsadowy strzał w dziesiątkę - to, co ten człowiek robi ze swoją postacią i z widzami, naprawdę ciężko opisać. Hwang jest jednym z tych bohaterów, których trzeba "trzymać" przez cały czas. Aktor nie może odpuścić na chwilę i pozwolić sobie na naturalniejszą mimikę czy więcej życia w głosie. W socjopatii Si-moka jest coś ulotnego, coś nieuchwytnego i tym mocniej przyszpilającego widza do ekranu. Te jednostajnie wymawiane frazy, lekkie, a w pełni świadome ruchy głową, ta śmiertelna powaga i charakterystyczny sposób poruszania się - zamieranie i ruszanie jakby w pół kroku, z nonszalanckim wdziękiem, ale i jakąś nieludzką determinacją. Jego twarz jedynie pozornie nie wyraża nic, a on obserwuje świat swoimi czujnymi oczami, w których pod powłoką beznamiętności płonie ogień. Czasem maska obojętności opada i tym większe robi to wrażenie. Widzowi serce pęka, gdy Si-mok znowu nie je, nie śpi i, obezwładniany przez ból, spazmatycznie walczy o oddech, a kiedy na chwilę traci nad sobą panowanie i wpada w najprawdziwszą furię, jest wręcz przerażający, choć najczęściej podnosi głos tylko w jednym zdaniu. I Cho Seung-woo właśnie tak gra. Jego Hwang Si-mok jest rolą wybitną.

Oczywiście poza Si-mokiem są również inne postacie, przede wszystkim grana przez Bae Doonę inspektor Han Yeo-jin, bez której prokurator Hwang nie byłby nawet w połowie tak niebezpieczny dla skorumpowanych funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Z komisariatu w Yongsan trafiła do Komendy Głównej, siedliska plotek i wylęgarni szantażu, bardzo jednak ceni swoją szefową, naczelniczkę Choi Bit. Naczelniczka to jedna z kilku nowych postaci, niezwykle interesująca. Ta twarda, zdecydowana policjantka ma własne grzechy na sumieniu, podobnie jak prokurator Woo Tae-ha, nowy przełożony Hwanga. Łączy ich bolesny sekret z przeszłości i pytanie brzmi, jak daleko posuną się, by nie ujrzał światła dziennego? Są niczym owładnięci pragnieniem szukania prawdy Si-mok i Yeo-jin odbici w krzywym zwierciadle. Powraca Kang Won-chul, porządny, ale podatny na wpływy dawny szef Hwanga, a także Lee Yeon-jae, uroczo niezrównoważona, niepokojąca prezeska grupy Hanjo, z ciekawie wykreowanym asystentem u boku. Znów błyszczy, niestety nieco zbyt krótko moim zdaniem, Lee Joon-hyuk w roli Seo Dong-jae, współpracownika Si-moka. Seo to typ sprytnego, niegardzącego łapówkami, egocentrycznego czarusia i lizusa, obdarzonego jednak detektywistycznym instynktem - który tym razem może go kosztować nawet życie.

Szesnaście odcinków, szesnaście godzin, trzy dni - definicja szczęścia. Niedługo muszę obejrzeć drugi sezon jeszcze raz. "Stranger" pozostał serialem trudnym, ze skomplikowaną fabułą, piętrowymi powiązaniami i wzrastającym napięciem. Uczta dla umysłu. Pogoń prokuratora Hwanga za prawdą i sprawiedliwością trwa - i miejmy nadzieję, że będzie trwać jeszcze przez wiele sezonów. Wróci do Seulu, musi. To miasto jest dla niego jak płomień świecy dla ćmy - niszczy go raz za razem, ale on tam wciąż pędzi. Raz złapawszy trop, nie wypuszcza go. Jest jak rozpędzająca się kula śniegowa. Pogrąża tych, którzy są winni, ale u dołu zbocza sam się roztrzaskuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top