"I nie było już nikogo" (2015)

Znów piszę z inspiracji kaaraska, z którą dzielę zamiłowanie do Agathy Christie. Powyższa piosenka, moje ukochane "Farther Away" Evanescence, świetnie oddaje klimat tego trzyodcinkowego miniserialu melodią i tekstem.
To zacznijmy może od imienia Aidan. Pochodzi ono od staroirlandzkiego słowa "áed", oznaczającego "ogień". I rzeczywiście Aidanowi Turnerowi oczy płoną w tej ekranizacji ogniem piekielnym. Teraz się trochę pozachwycam i niech mi ktoś spróbuje udowodnić, że bezzasadnie. Turnera kojarzyłam z "Hobbita" i migawek "Poldarka", na które natykałam się na TVP. Przystojny facet, tylko nie byłam pewna, czy dobry aktor. Otóż szybko okazało się, JAK dobry. Bo Philip Lombard, nad wyraz interesujący, ale nieobdarzony przez Agathę Christie zbytnim urokiem osobistym, nie jest przecież wcale łatwy do zagrania. I to jeszcze tak, żeby pomimo bezwzględności zakochały się w nim tłumy kobiet. Wątki romantyczne zawsze prezentują się dobrze na ekranie i dodanie Lombardowi szczypty seksapilu na pewno - z damskiego punktu widzenia oczywiście - nie zaszkodziło tej produkcji.

Fabułę opisywałam już przy okazji książki. Dziesięcioro ludzi, każde z krwią na rękach, zostaję zwabionych na odciętą od świata wyspę u wybrzeży hrabstwa Devon. I giną, jedno po drugim... Ocalali rzucają się niczym dzikie zwierzęta w klatce, usiłując wyszarpać dla siebie przetrwanie. Ale wyrok na nich wydano już dawno...

Aktorstwo iście brytyjskie. Każdą postać wykreowano z troską o najdrobniejsze szczegóły. Obsada dobrana doskonale, choć nieskładająca się z żadnych GIGANTYCZNYCH nazwisk, bo żeby wytworzyć wokół siebie atmosferę narastającej grozy i paranoi, nie potrzeba wdzięczenia się na ściankach. Czasem wystarczy jedno spojrzenie (z tych, które z taką lubością zresztą Turner serwuje żeńskiej części widowni). To najzwyczajniej w świecie grupa świetnych w swoim fachu rzemieślników.

Tony Marston, szybko otruty, zdąży publiczności zaprezentować wyłącznie parę uśmieszków - w sam raz, by przedstawić go jako określony typ człowieka. Rogersowie w tym filmie przypominają powstałe z martwych zombie - cisi, otępiali, niepokojący... Generał MacArthur, w gruncie rzeczy porządny człowiek, budzi w widzach współczucie, niemal litość, a Emily Brent - skrajną pogardę, ale czyż nie podszytą lekkim szacunkiem? Doktor Armstrong, zdeterminowany, by przeżyć, ślizga się od lewa do prawa, a napady agresji Williama Blore'a wzmagają tylko napięcie. Sędzia Wargrave, z całą swoją charyzmą, wydaje się być wcieleniem świętości - ale święci nie zasłużyli na karę. Pozornie opanowany Lombard czai się jak pantera gotowa do skoku, w każdym ruchu ma coś drapieżnego, niebezpiecznego. I na końcu Vera Claythorne - moim zdaniem jedna z najlepiej skonstruowanych przez Christie postaci żeńskich. Nauczycielka, wrażliwa, pruderyjna cnotka... Ale to tylko poza, prawda, Vera? Ze słodką minką zabiłaś dziecko. Oglądający zastanawiają się nie tylko, kto morduje, ale i kto tu kogo tak naprawdę uwodzi przez bite trzy części - Lombard Verę czy może... Vera Lombarda?

Wisienką na torcie jest muzyka, monumentalna, mroczna, ciężka... I przepiękna czołówka.

Ostrzeżenie niech stanowią niemal wymruczane niskim głosem Turnera słowa: "We are all haunted". Nie przywiązujcie się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top