"Cztery wesela i pogrzeb"
Najpierw apel odautorski: jeśli ktoś znalazłby książkę podobną do tej, to proszę - dajcie mi znać. Tak strasznie chciałabym poczytać czyjeś dobre recenzje, a nie wciąż tylko zachwycać się swoimi... hehehe Od kiedy zaczęłam to prowadzić, wciąż szukam na Wattpadzie pod przeróżnymi tagami, ale nic. Owszem, pseudorecenzji jest milion, ale większość ogranicza się do podania tytułu filmu, roku produkcji, reżysera i plakatu. Mnie interesuje praca, w której autor rozważa raczej scenariusz, motywy kierujące głównymi bohaterami, aktorstwo... Podchodzi do tematu szerzej, a nie pisze wyłącznie: "Film genialny, bardzo mi się podobał, polecam".
Pocieszenie stanowi dla mnie fakt, że najwyraźniej jestem ze swoim podejściem do kina i małego ekranu jedyna na Wattpadzie.
"Cztery wesela i pogrzeb" - absolutnie klasyczna brytyjska komedia romantyczna z odrobiną dramatu, chyba ulubiony film mojego taty i jeden z moich ulubionych. Hugh Grant w najwyższej formie szuka miłości.
Charles to nierób bawidamek, odwieczny wróg małżeństwa, zajmujący się w zasadzie wyłącznie jeżdżeniem na wesela, a tak konkretnie - spóźnianiem się na nie. Podczas jednej z takich imprez poznaje Amerykankę Carrie i idzie z nią do łóżka. Carrie znika rano, niemal bez słowa... a Charles, nałogowy łamacz kobiecych serc, orientuje się, że chyba sam się zakochał. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy spotykają się na kolejnym weselu, a Carrie przedstawia mu... swojego narzeczonego.
Kto mnie najbardziej wkurza w tym filmie? Andie MacDowell. Carrie jest wybitnie irytującą postacią, słodziutką idiotką, niby taką seksbombą, a aż zęby bolą. Ma za zadanie tylko pójść do łóżka z Hugh Grantem i ładnie się uśmiechać.
Granta UWIELBIAM. Wspaniały aktor, znany głównie z ról w komediach romantycznych, ale potrafiący doskonale zagrać też na serio, np. w "Rozważnej i romantycznej" czy "Okruchach dnia". Obecność Andie MacDowell denerwuje mnie także dlatego, że Grant jest w stanie wszystko dograć, ale dowyglądać też potrafi. To amant pokolenia moich rodziców i naprawdę nie potrzeba mu mizdrzącej się MacDowell. Ja ją lubię, serio, tylko... W zestawieniu z Hugh Grantem wypada koszmarnie. On, przy swojej wrodzonej gracji, uwodzi jednym spojrzeniem - ona musi się trochę napocić.
"Cztery wesela..." to już legenda w gatunku: po brytyjsku dowcipne, perfekcyjnie zrobione i niosące przekaz. Bo czy ślub na pewno da nam szczęście?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top