W tym momencie ktoś, komu się dotychczas wydawało, że mnie zna, mógłby na mnie popatrzeć z takim LOLem w oczach jak ja na moją ciocię, gdy na spodzie stosu gazet znalazłam SuperExpress sprzed tygodnia, a w nim wywiad z Bartoszem Kurkiem.

TAK! "7 rzeczy..." naprawdę mi się podobało. Nie jakoś superhiperextra, ale uważam, że to całkiem przyzwoity polski film. Taka zwyczajna komedia romantyczno - obyczajowa, na weekendowy wieczór i odprężenie się.

Główni bohaterowie to 6 mężczyzn i 3 kobiety. Znany z "Wkręconych" i "O mnie się nie martw" Paweł Domagała wciela się w nieroba Filipa, który diametralnie zmienia podejście do życia, gdy dowiaduje się, że przypadkowo w zasadzie poznana Zosia (Aleksandra Hamkało - Julka Burska z "Na dobre i na złe") jest z nim w ciąży. Maciej Zakościelny gra muzyka Kordiana, lekkomyślnego bawidamka. Wytwórnia każe mu zająć się nagraniem płyty z Rickym (wielki powrót dawno niewidzianego Zbigniewa Zamachowskiego), gwiazdorem muzyki odpustowej, który spadł ze szczytu na samo dno. Spotkanie z samotnym, opuszczonym człowiekiem otworzy mu oczy na wiele spraw. Na ekranie widzimy też trio w wykonaniu Piotra Głowackiego, Dominiki Kluźniak i Leszka Lichoty. Julia samotnie wychowuje syna. Jej mąż, Stefan, wrócił z wojny na Bliskim Wschodzie ze stresem pourazowym. Kobieta nie była już w stanie wytrzymać jego napadów agresji i odeszła. Życie stawia na jej drodze niepozornego, nieśmiałego kontrolera Sanepidu Jarosława. Ostatnia historia przedstawia nam narzeczonych Tomasza (Mikołaj Roznerski) i Basię (Alicja Bachleda - Curuś), planujących ślub. Tomasz ma jednak jeden zasadniczy problem: nie wyobraża sobie, jak mógłby dochować Basi wierności. Ale z drugiej strony kocha ją z całego serca - to miłość jego życia.