"Life"

Wzrasta znaczenie południowokoreańskiej kinematografii - "Parasite" zdobywa Oscary, a ja biorę na warsztat kolejny koreański serial. Żartuję oczywiście, nie porównuję się do Akademii Filmowej. Dodatkowo, jeśli mam być z Wami w stu procentach szczera, musicie zdawać sobie sprawę, że to nie tak, iż nagle zaczęłam namiętnie oglądać koreańskie produkcje. Ja po prostu zaczęłam namiętnie oglądać Cho Seung-woo. Musicie mi wybaczyć - taka moja nowa aktorska fascynacja, nie pierwsza przecież ani nie ostatnia.

Scenarzystą "Life", będącego czymś na kształt dość niestandardowego thrillera medycznego, jest Lee Soo-yeon, odpowiadający również za scenariusz do genialnego "Strangera", część obsady też jest już widzowi stamtąd znana. Nie zamierzam jednak mydlić Wam oczu - "Life" nie jest takim arcydziełem jak "Stranger", ale nie miał i raczej nie mógł być. Podczas gdy mroczny, hipnotyzujący "Stranger" jest dla widza nieustanną, trzymającą w napięciu zagadką, "Life" to serial znacznie bardziej - nie zamierzam tym określeniem nikogo obrazić - "dla ludu". Momentami mocno telenowelowy i przesadnie rzewny, zgrabnie łączy świetnie się sprzedające wątki medyczne i kryminalne z romantycznymi (nie wszystkie są banalne).

Teatrem wydarzeń jest Szpital Uniwersytecki Sangkook w Seulu, jeden z najlepszych szpitali w całej Korei. Akcja serialu rozpoczyna się w chwili dość podejrzanej śmierci Lee Bo-huna, dyrektora Sangkook. I od tej chwili nic w tej placówce nie będzie takie samo, gdyż na miejscu zaczyna panoszyć się Gu Seung-hyo, prezes zarządzający z ramienia wielkiej korporacji Hwajeong, która niedawno nabyła uniwersytet wraz ze szpitalem.

Dwaj główni bohaterowie "Life" oparci są na absolutnych przeciwieństwach. Doktor Ye Jin-woo jest lekarzem SOR-u, mieszka z częściowo sparaliżowanym młodszym bratem. To oddany pacjentom, ale także dobru wyższemu mrukliwy idealista, wrażliwy, ze skłonnościami do filozofowania, chwilami lekkomyślny. W mojej subiektywnej ocenie jest nudny i dość irytujący. Ile widz może znosić postawę Chrystusa na krzyżu, bojownika za zbawienie świata? To już same oceńcie. Zupełnie inaczej ma się sprawa z Gu Seung-hyo, granym przez Cho Seung-woo, znanego mi już z roli pozbawionego emocji prokuratora Hwanga. Arogancki, cyniczny pan prezes pod krawatem, diabelnie sprytny pracoholik materialista. Dla niego liczy się zysk, a ludzkie życia to jedynie ciąg cyferek, które muszą się zgadzać. Przeżarty wewnętrznymi intrygami Sangkook stanie się polem brutalnej ideologicznej walki białego lekarskiego kitla z ciemnym garniturem.

Według mnie na miano największej zalety "Life" zasługuje to, że obie strony konfliktu mają dwie twarze, które widz obserwuje na przemian tak długo, że w pewnym momencie naprawdę nie ma już zielonego pojęcia, kto tu jest tym Dobrym. Pana Gu poznajemy jako demonicznego, kalkulującego na zimno biznesmena, bezwzględnego gracza - jednak przecież z rozbrajającym uśmiechem i głęboką miłością do psów to nie jest wcale zły człowiek, ukochany synek mamusi. Im dłużej pracuje w Sangkook, tym więcej ma moralnych dylematów. Lekarze? Zamknięta kasta, niedopuszczająca do siebie nikogo z zewnątrz i pilnie strzegąca swych tajemnic. Kreują się na obrońców uciśnionych, ale mają w szafach niejednego trupa, i to często nawet dosłownie. Pazerni, mściwi i zadufani w sobie, z miejsca wypowiadają panu Gu wojnę, aż do samego końca nie rozumiejąc, że z nim nie da się wygrać.

"Life" to serial o medycynie i polityce, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich i spiętrzonych zagadkach. W tej pełnej interesująco ukazanych postaci produkcji władzę nad tytułowym życiem sprawuje nie tylko ten, kto trzyma skalpel, ale i ten, kto za ten skalpel płaci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top