Rozdział 7

   Cały następny dzień spędziłam na przeglądaniu ofert pracy. Nie mogłam przestać myśleć o Filipie. Wciąż był tak kurewsko przystojny moje serce bije na każde najmniejsze wspomnienie jego ciała. Tęskniłam za nim i chciałam go znów mieć przy sobie. W ten sposób kolejny raz wylądowałam w jego restauracji zapychając się daniem z oferty obiadowej. Gdy już skończyłam i wyprostowałam się rozglądając po restauracji zauważyłam, że właśnie w tym momencie kieruje się do mnie Filip... Momentalnie zastygłam.
- Coś jeszcze będzie? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Nie dziękuję to tyle - odwzajemniam uśmiech wciąż czując zdrętwienie całego ciała. Zauważyłam jak jego mina dosłownie na parę sekund zmienia się w zdumioną.
- Dobrze, kiedy będzie pani wychodzić proszę podejść do kasy zapłacić - powiedział i odszedł, a od boku widziałam jego zmarszczone brwi.
Mam nadzieję, że mnie nie poznał...

W ten sposób wyglądało następne parę tygodni. Znalazłam pracę całkiem niedaleko mojego mieszkania jako kelnerka. Lubiłam ją, szef był do bólu miły. Był to pan w średnim wieku, przy rozmowie z nim dowiedziałam się, że ma zaledwie czterdzieści trzy lata. Mimo wszystko miałam wrażenie jakby usilnie próbował mnie poderwać. Przynajmniej był miły i nie robił mi problemu o przypadkowe spóźnienie do pracy wywołane opóźnieniem autobusu... Cała reszta pracowników także była miła. Po pracy lub przed pracą codziennie występowałam do restauracji Filipa. Codziennie jeśli się udawało siadajac przy tym samym stoliku. I prawie codziennie obserwując jak mężczyzna zgrabnie krząta się między stolikami odbierając zamówienia. Niedługo po tym zaczęłam systematycznie odwiedzać restauracje wieczorami zabierając tablet lub jakąś książkę i przesiadywałam w niej całe wieczory, aż do jej zamknięcia. Spędzałam czas na rysowaniu i czytaniu w wolnym czasie bo na to pozwalał mi grafik pracy. Chodziłam do niej codziennie na osiem godzin od ósmej do szesnastej. W mieszkaniu pojawiałam się głównie po to żeby przespać noc i naładować urządzenia. Moi przyjaciele nie byli zadowoleni z mojego poczynania ale nie wiele mnie to obchodziło. Cieszyłam się z możliwości zobaczenia Filipa prawie codziennie. I z każdym dniem coraz bardziej marzyłam żebyśmy znowu byli razem. Po paru bardzo długich miesiącach zdecydowałam się na bardzo głupi krok z mojej strony.
Wystroiłam się jakbym szła na randkę i powolnym krokiem udałam się w dobrze znanym mi kierunku. Był to dosyć długi spacer, a po drodze do niego minęłam także szkołę. Przypomniałam sobie moje szesnaste urodziny, które spędziłam w szkole jedząc babeczkę z wbitą świeczką. Dostałam ją od kucharki pracującej na szkolnej stołówce z którą miałam bardzo bliski kontakt jeszcze przed ucieczką z domu. Była jedyną osobą która chciała ze mną rozmawiać w szkole. Czasem nawet pomagałam na kuchni co sprawiało mi ogrom radości. Posmutniałam przypominając sobie, że moje dwudzieste urodziny, które będę obchodzić za miesiąc spędzę sama... Nie mam w Polsce nikogo z kim mogłabym je świętować. No chyba, że mój obecny plan wypali.
Idąc przed siebie pochłonięta myślami nie zorientowałam się, kiedy doszłam gdzie chciałam. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się czy powinnam ale nie zwlekając zbyt długo skierowałam się do bloku. O dziwo moim fartem okazało się, że drzwi do niego były otwarte więc powoli udałam się na odpowiednie piętro. Już po chwili stałam przed drzwiami. Bez większego zastanowienia zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam ciche głosy i po chwili zobaczyłam w drzwiach piękną zgrabna blondynkę o szarych oczach. Stała w drzwiach w koszulce, którą bardzo dobrze pamiętałam...
- W czym mogę pomóc? - zapytała unosząc brwi ewidentnie zdziwiona moją obecnością.
- J-ja... - zająkałam się nie wiedząc co powiedzieć...

>.<
Ojoj

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top