Rozdział 5
Po incydencie w toalecie, opuściłam ją razem z Kimem, trzymając go za rękę. Na koniec pożegnaliśmy się i mężczyzna odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Gdy na korytarzu zrobiło się zupełnie cicho, myślałam nad tym, gdzie mam iść. Pokaz mody miał się odbyć na samym końcu uroczystości, więc pewnie została godzina do jego rozpoczęcia. Chcąc sprawdzić na wyświetlaczu telefonu godzinę, zorientowałam się, że nie mam przy sobie torebki, w której owy przedmiot oraz inne rzeczy, tak samo ważne, zostały. Powstrzymałam się przed paniką, pewnie zostawiłam torebkę w toalecie. Wróciłam się i przeszukałam wszystkie kabiny - nigdzie jej nie było. Zaczęłam się naprawdę martwić. Gdzie mam jeszcze szukać? Na bankiet na pewno nie wrócę, Alya zasypałaby mnie tysiącami pytań, na które nie znam odpowiedzi. W rezultacie wybrałam się na tyły budynku. Było już ciemno, na niebie świeciły malutkie gwiazdy. Przystanęłam i zamykając oczy, rozmarzyłam się o pięknych zielonych tęczówkach, które dzisiaj widziałam. Mimo, że próbowałam wyrzucić mężczyznę ze swoich myśli, to nic nie skutkowało.
- Czego śliczna kobieta szuka w takim ponurym miejscu? - niski głos przeszył moje ciało, na którym pojawiła się gęsia skórka. Powoli otworzyłam oczy i znów napotkałam na tę samą osobę, która dręczyła mój umysł już od kilku godzin.
- Cześć... Ja zaraz sobie pójdę, niczego nie szukam ciekawego. - wyznałam przerażona. Może mężczyzna nie wyglądał groźnie, ale wolałam mu nie ufać.
- Dlaczego chcesz iść? Przecież jest takie piękne niebo, nie zechciałabyś się poprzechadzać po tym tajemniczym miejscu? - zapytał i choć nie widziałam dobrze jego twarzy, mogłam stwierdzić, że patrzy mi się prosto w oczy. Nie spuszczał ze mnie wzroku ani na krok.
- Ja naprawdę muszę wracać. - rzekłam i zaczęłam kierować się do wejścia do budynku. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, co wywołało u mnie dreszcze. Bałam się odezwać słowem. Pociągnął mnie w swoją stronę i objął ramieniem.
- Jednak się zdecydowałaś... To dobrze. - powiedział i pogłaskał mnie po policzku. To było przerażające. Czułam się niekomfortowo. Zostałam zmuszona do spaceru z nieznajomym. Dlaczego wybrałam akurat wyjście, które nie jest strzeżone przez żadnego z ochroniarzy? Opuściliśmy teren budynku i weszliśmy na chodnik. Chciałam krzyczeć na cały głos, że się boję, ale mężczyzna przewidział wszystko i specjalnie objął mnie w pasie. Wyglądaliśmy na pozór jak para. Nawet, jeżeli udało by mi się znaleźć jakąś osobę, ta nie uwierzyłaby mi. W świetle latarni mogłam dostrzec skupioną minę mężczyzny. Jakby nad czymś się zastanawiał. Był przystojny, to prawda, ale bardzo podejrzany. Zachowywał się spokojnie, nie nerwowo. Mógłby każdego nabrać na swoją urodę. Na mnie mógł to tylko przetestować. Jak widać, zadziałało.
- Gdzie idziemy? - zapytałam po kilku minutach. Znacznie oddaliliśmy się od miejsca gali. Nie rozpoznawałam tego miejsca.
- To tajemnica. Jeżeli chcesz, mogę cię ponieść. To już niedaleko. - odpowiedział.
- Nie trzeba, potrafię chodzić.
- A może jednak? - za wszelką cenę próbował mnie namówić.
I kim bym była, gdybym odmówiła temu przystojnemu, zielonookiemu, który tak zawładnął moimi myślami?
- No dobrze, jak już tak chcesz. - pozwoliłam, na co mężczyzna przyłożył mi do nosa jakąś chusteczkę, a ja zrobiłam się senna.
Zasnęłam, w pełni mu się oddając.
***
Mniej udany rozdział według mnie, ale obiecałam - to jest :)
Rozkręcamy się :D
PS: Nie ma to jak mieć wenę wieczorem i specjalnie zarywać nockę na napisanie kilku rozdziałów.
Pozdrawiam, Anja
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top