Rozdział 4
- Chcę pół miliona na rozwój firmy. Czymś musisz mi zapłacić za te lata, które przeżywałem bez ciebie. - mówił, a moje serce pękło na kawałki. To tak, jakbym miała zapłacić za swoje cierpienie. Za te wszystkie dni, kiedy mnie bił. Za tą szopkę, którą urządzałam przed rodzicami, żeby się o mnie nie martwili.
- Gdybyś tylko znał prawdę... - wyszeptałam.
- Mówiłaś coś nędzna modelko? - spytał z pogardą Kim. Czułam jego palące spojrzenie na sobie. Postanowiłam powiedzieć mu wszystko o nas. Nie chciałam, aby dalej brnął przez życie nie wiedząc, co działo się w liceum.
- Czy pamiętasz czasy liceum? - wyszeptałam, podnosząc wzrok na jego twarz. Zniknął z niej gniew, pozostało zdziwienie.
- Dlaczego miałbym nie pamiętać? Rodzice całymi dniami mówili, jaki to byłem poprawny w tym czasie. Sam nie mogę w to uwierzyć. Miałem drobne potknięcia, ale tak to nie sprawiałem problemów. A dlaczego pytasz? - odezwał się po chwili ciszy.
- Jest pewna kwestia, o której powinieneś wiedzieć. Nie chcę cię okłamywać... - wybełkotałam.
- Mów szybciej, spieszy mi się. - odburknął zniecierpliwiony.
- No więc... - zaczęłam wyjaśniać mu po kolei całe jego licealne życie. Mężczyzna patrzył na mnie z niedowierzaniem. Bałam się, że uzna to za kłamstwo z mojej strony.
- Jak mam ci ufać, skoro tak bezczelnie mnie zostawiłaś? - wyznał, gdy wszystko przemyślał. - Chwila... To przecież ja zostawiłem ciebie. To naprawdę nabiera sens. Dziwiłem się, dlaczego do dziś masz jakieś plamy na brzuchu, a to wszystko przeze mnie. Jejku, przepraszam za wszystko co ci zrobiłem. Ja... nie kontrolowałem swoich czynów, byłem w jakimś chorym amoku. Jaki jestem na siebie zły... - przemówił, gdy nie odpowiedziałam na jego pytanie.
Zaczął chodzić w tę i z powrotem po łazience.
- Mari, wybacz mi proszę. Nie chcę tych pieniędzy, chcę tylko utrzymywać kontakt z tobą. Głupi byłem, że uwierzyłem rodzicom. Jestem debilem. - zaczął przepraszać i prosić o wybaczenie. Nie wiedział tylko jednej rzeczy.
- Kim, wybaczyłam ci z chwilą, gdy opuściłam szpital. Nie mogłabym żyć dalej z urazą do ciebie. - wyjaśniłam, a mężczyzna podbiegł do mnie i przytulił.
- Jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać w życiu Marinette. Cieszy mnie myśl, że zawsze będę u ciebie mile widziany. - wymruczał mi do ucha. Uśmiechnęłam się przez łzy. Nareszcie zakończyłam niepotrzebny konflikt. Gdy się od siebie odsunęliśmy, Kim dostrzegł, że moje powieki są mokre.
- Nie płacz, jestem obok. - wyszeptał, ocierając łzy z moich policzków tak samo, jak zrobił to kilka lat temu w liceum. To był dzień, w którym wyznał mi miłość. Dzisiaj może nie byliśmy na nowo parą, ale za to staliśmy się przyjaciółmi. Mężczyzna oparł swoją głowę na moim ramieniu.
- Kim? - spytałam. - Kim, co się dzieje? - powtórzyłam, gdy nie otrzymałam odpowiedzi. Czułam, że z każdą chwilą moje ramię robi się coraz bardziej wilgotne.
- Nie płacz, przecież wszystko się dobrze kończy. - odparłam i pogłaskałam go po głowie.
- Wiem, coś mi wpadło do oka, sama rozumiesz. - odpowiedział, na co cicho się zaśmiałam.
- Coś ci wpadło? Nie sądzę.
- Po prostu jesteś ślepa. - wyjaśnił, a potem zaczął się śmiać. - No dobra, wzruszyłem się. - przyznał.
- Kim, ludzie na całym świecie rodzą się, by sobie wybaczać. To nic złego, że płaczesz ze szczęścia.
***
Hejka!
Z powodu braku rozdziału w dniu wczorajszym, dzisiaj wstawię dwa. :D
Ten i jeszcze jeden.
Czytajcie i cieszcie się z tego wszyscy.
Oto ciało moje... Nie no w sumie... Oto dzieło moje, które dla Was było pisane.
Pozdrawiam, Anja
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top