Rozdział 3

Właśnie zaczęłam chodzić do nowej szkoły. Liceum w Anglii zapowiadało się dobrze. Poznałam na dniu otwartym wiele ciekawych osób. Wtem natrafiłam na niego. Podbiegłam, spytałam jak się nazywa. Był szarmancki, sympatyczny i przystojny. Od tamtego dnia zżyliśmy się ze sobą, zostaliśmy przyjaciółmi. W pewnym momencie poczułam, że robi mi się gorąco na jego widok bez koszulki, zaczął mnie w jakiś sposób interesować bardziej. Byłam zazdrosna o każdą jego dziewczynę, ale nie mówiłam mu tego. Nie chciałam psuć jego związku. Znajdę sobie innego, myślałam, wszystko będzie dobrze. Jednak nie było.
- Misiaczku... - mówił, gdy płakałam przy jego boku, bo serce pękało mi na widok jego małych uśmiechów w stronę Clary - mojej przyjaciółki. Nie byłam na nią zła, to była moja wina. Zgodziłam się na ukrywanie uczuć, teraz muszę zapłacić należną kwotę.
- Nie martw się o mnie Kim, idź do niej. - odpowiadałam, gdy pytał czy może podejść do swojej dziewczyny. Zgadzałam się, chciałam aby był szczęśliwy. Nawet, jeżeli to ja miałabym cierpieć.
Pierwsza klasa liceum minęła, nadeszły wakacje, na które tak czekałam. Nie spotkałam się z nikim przez te dwa miesiące. Leczyłam rany na wyjeździe z rodziną, który bardzo mi wtedy pomógł.
Wracając do szkoły myślałam tylko o zaszyciu się w pustym miejscu, daleko od ludzkiej miłości i mojego cierpienia.

- Misiaczku, byłem przez ten cały czas ślepy. - tak powitał mnie Kim pierwszego dnia szkoły. Zamknięta w sobie, nie odpowiedziałam. Ta chora relacja mnie wyniszczała.
- Kim, idź do niej. Pewnie się martwi. - rzekłam, na co on ujął moją dłoń i pocałował jej wierzch.
- Już nie ma "jej". Teraz liczysz się dla mnie tylko ty. Zrozumiałem, że to ty zawsze byłaś ze mną w tych ciężkich chwilach. To ty cierpiałaś z każdym moim nowym związkiem. To ciebie kocham. - gdy to mówił, ocierał każdą spływającą łezkę z mojej zapłakanej twarzy.
W ten sposób zostaliśmy parą. I wszystko było dobrze.
Minął rok, ostatnia trzecia klasa liceum przed nami.
W szkole pojawiało się coraz więcej dealerów handlujących używkami. Pewnego dnia poczułam, że mój chłopak marzeń się zmienia. Że coś jest nie tak. Gdy tylko o to pytałam, denerwował się i uderzał mnie w policzek. Musiałam spędzać kilkanaście minut w łazience szkolnej, aby tuszować ślad jego dłoni. Kochałam go tak mocno, że godziłam się nawet na bicie. Z grzecznego chłopaka stał się chuliganem. Kiedy nie miał napadów agresji mogliśmy normalnie porozmawiać.
- Kto ci to zrobił? - pytał, kiedy widział siniaki na moim ciele.
- Spadłam z łóżka. - odpowiadałam. Nie chciałam, aby czuł się przeze mnie winny. To nie była jego wina, że się skusił. Każdy chce spróbować czegoś nowego.

A ja go kochałam, potrafiłam mu wybaczyć wszystko. Czy moje postępowanie było złe? Miłość ucisza rozum, tak już jest. Któregoś dnia kwietnia pobił mnie tak mocno, że trafiłam do szpitala w stanie krytycznym. Wtedy zrozumiałam, że musi się zmienić. Takie zachowanie nie jest normalne. Gdy leżałam samotnie w sali, nigdy mnie nie odwiedził. Ostatniego dnia mojego pobytu w placówce przywiozła go karetka. Został pobity przez dealerów, od których chciał wyłudzić używkę. Stracił pamięć. Gdy jego rodzice przyszli, oskarżali mnie o jego stan i wypadek. Poprosiłam ich tylko, żeby nie mówili mu, że brał narkotyki. Niech będzie wiedział, że zerwaliśmy ze sobą z mojego powodu.
- Zajęłam się nauką, poświęcałam mu mniej czasu i dlatego ze mną zerwał. Nic więcej. - rzekłam i raz na zawsze zakończyłam ten rozdział swego życia. Kim do dziś nie zna prawdy i lepiej żeby tak pozostało.

***
Hejka!
Łapcie rozdział ze wspomnieniami.
Smutno mi, że Mari dała się tak poniżać.
Szlachetny jest gest, który wykonała, gdy Kim przyjechał do szpitala.
Jak myślicie: Czy jeżeli Kim znałby prawdę, byłby milszy dla Marinette?
A co do następnego rozdziału, postaram się go napisać na jutro.
Na razie będę publikować jeden na dzień.
No może z wyjątkiem, że gdy będzie duża aktywność to wstawię jeszcze jeden w ten sam dzień.
Anja

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top