Rozdział 6

Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam tego samego mężczyznę, który wybrał się ze mną na "spacer". Przeraziłam się, gdy zobaczyłam w jego dłoni nóż. Ten tylko uśmiechał się pod nosem, nucąc jakąś piosenkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ujrzałam mały stolik, na którym mężczyzna przygotowywał kanapki.
- Już się obudziłaś, piękna? - spytał i podał mi kromkę chleba. Zaczęłam dokładnie sprawdzać, czy nie ma na niej jakieś substancji. Wzięłam powoli gryza do ust i uznałam, że kanapka jest w pełni normalna i nie zawiera żadnych używek czy czegoś tego typu.
- Boisz się, że dodałem tam pigułkę gwałtu czy co? - skomentował moje zachowanie zielonooki. Spojrzałam na niego przerażona. A co jeśli tak zrobił?
- Spokojnie, niczego tam nie ma. Nie chcę cię zabijać ani wyrządzać ci krzywdy.  - przemówił, kiedy się nie odezwałam. Zaśmiał się cicho pod nosem, co było moim zdaniem urocze. Matko, o czym ja w tej chwili myślę?!
- Dlaczego akurat ja? - spytałam, dokładnie śledząc każdy jego ruch. Przestał robić kanapki i spojrzał na mnie.
- Kochanie, wpadłaś mi w oko. Poza tym, uroczo wyglądasz w tej piżamce. - oświadczył, a ja spojrzałam na swój tułów. Nie byłam ubrana w sukienkę tylko w czerwoną koszulę nocną.
- Dlaczego mnie przebrałeś?
- Żeby ci się wygodnie spało. Z tą wielką szmatą nie pomieściłabyś się na łóżku.
- Szmatą?
- Mówię o sukience. - wyjaśnił. Zaśmiałam się na te określenie. Guru mody to on nie jest.
- Jak masz na imię? - zapytałam.
- Adrien. - odparł - Nazywam się Adrien, ale możesz mówić mi Adi. - powtórzył, posyłając mi miły uśmiech. Moje obawy zniknęły całkowicie. Czy to przez jego hipnotyzujące spojrzenie, czy przez jego wygląd, a może jego gadkę? Po prostu opuściły mnie wszystkie wątpliwości.

- Adrien...  ładne imię. Imię mojego oprawcy. - zaśmiałam się.
- Będę leciał. Dokończ za mnie. - wstał z miejsca i dopiero teraz zaczęłam się rozglądać. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, zapamiętując, gdzie w razie czego się znajdują. W pokoju nastała cisza. Ściany były koloru czarnego, podłoga za to w odcieniach szarości. W pomieszczeniu znajdowały się dwa okna, o dziwo bez krat. Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam typ okien: ja widzę innych, natomiast ci po drugiej stronie widzą tylko swoje odbicie.
- Po drugiej stronie jest lustro... Gdzie ja mogłam wylądować? - pytałam sama siebie. Chodziłam po pokoju i oglądałam każdy jego zakamarek.
- A co tu robi jakiś właz? - stanęłam przy nim i delikatnie otworzyłam. Przykucnęłam. Coś popchało mnie do przodu i wpadłam do dziury. Jechałam buzią do dołu po zjeżdżalni, która, okazało się, znalazła się pod podłogą. Gdy przejażdżka dobiegła końca, w ostatnim momencie chwyciłam za krawędzie ślizgawki, unikając tym samym upadku na twarz.
- Już się stęskniłaś? Wiesz, że ja też? Miło, że wpadłaś. - znów usłyszałam jego głos. Podniosłam się i spojrzałam przed siebie. Blondyn, bo w świetle zdążyłam to spostrzec, uśmiechał się niewinnie, jak to robił przy przyrządzaniu śniadania. I znowu oparłam się jego oczom, a następnie mój cały gniew minął.
- Cześć, gdzie zjechałam? - spytałam.
- To tajemnica...  Daj mi tylko pozwolenie na upiększenie cię. W piżamce wyglądasz słodko, ale nie możesz tak wyjść do ludzi. Jutro wybieramy się na wycieczkę.
- Każdy rozpozna przecież moją twarz. Jak chcesz mnie odmienić?
- Oddaj się w moje ręce, a obiecuję, że nie poznasz się w lustrze. - wyszeptał do ucha, a ja oczywiście się zgodziłam.

***
Cześć!
Nie mogę uwierzyć, jak bardzo podoba Wam się to ff :)
Ciepło mi się robi na serduszku od tych wszystkich miłych komentarzy :3
Postaram się wrzucać więcej rozdziałów na dzień :D
I jakby co - W weekendy na razie nie będę niczego publikować.
Będę miała więcej czasu żeby napisać rozdziały na zapas.
Dziękuję za przeczytanie, Anja

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top