Rozdział 13
Związek Kayli i Josha trwał łącznie jakieś trzy lata. W ciągu tego, jakby nie patrzeć, dość długiego czasu spędzonego razem, Kay zdążyła naprawdę dobrze poznać swojego chłopaka. W odróżnieniu do niego, oczywiście, gdyż jej były partner niestety nie potrafił pochwalić się zbyt dużą wiedzą na temat panny Benson.
Mając do dyspozycji te wszystkie rzeczy, jakie Kayla wiedziała o swoim eks, stojąc na klatce schodowej usilnie próbowała sobie przypomnieć tę (chociaż) jedną, dzięki której postanowiła się z nim związać. Oczywiście, swojego czasu Josh zwykł zapraszać ją na randki. Wypady do kina, czy kolacje w restauracjach podczas pierwszego roku ich związku zdarzały się naprawdę często. Ale wtedy Josh był inny. A jego inność polegała przede wszystkim na tym, że jeszcze wtedy był pozbawionym jakichkolwiek zmartwień studentem. Niestety, gdy tylko zdobył upragnione zatrudnienie, które okazało się nie spełniać jego oczekiwań, zaczął wyładowywać swoje frustracje na niewinnej Kayli.
Jednak, co sprawiło, że Benson postanowiła wejść z Josh'em w tak poważny związek?
Z pewnością nie jego poczucie humoru. Do diabła, jedyne żarty, jakie zwykł opowiadać dotyczyły wizyt baby u lekarza i naprawdę nie były śmieszne.
Nie mieli również wspólnych zainteresowań. Podczas gdy on zachwycał się swoimi ukochanymi rozgrywkami golfa, to Benosn umierała z nudów. A gdy słuchał ulubionej muzyki, dziewczyna modliła się o to, by płyta nagle się zacięła lub niespodziewanie rozpłynęła w powietrzu. Nie lubiła nawet oglądać z nim telewizji. Nic nie drażniło jej bardziej niż fakt, że Josh co pięć sekund zmieniał program telewizyjny, narzekając na – mniej więcej - wszystko.
Co prawda, skończyli podobne studia, ale to wcale nie oznaczało, że jej eks miał ochotę słuchać o pracy Kay w księgowości.
Siląc się na jakiś pozytywny aspekt, Kay stwierdziła, że Josh był przecież przystojny. Może nie tak onieśmielająco przystojny, jak Ryan, ale z pewnością zwracał na siebie uwagę płci przeciwnej. Naprawdę. A najbardziej urzekające były jego słodkie dołeczki w policzkach. Sprawiały, że Kayla mogła wybaczyć mu wszystko. Oczywiście, aby pokazały się dołeczki, Josh musiał się najpierw uśmiechnąć. A to z kolei nie był wcale tak częsty widok.
- Ogłuchłaś?
Ponowne zabranie głosu przez Josha sprawiło, że poszukiwanie pozytywów w tym mężczyźnie przestało mieć jakikolwiek sens.
Kayla zdawała sobie sprawę, że przyszedł idealny moment na to, by się odezwać. Odpowiedzieć na jedno z jego pytań, nakrzyczeć, albo po prostu zignorować i przepchać się do swojego mieszkania. Niestety jednak nie była w stanie zrobić żadnej z wymienionych rzeczy.
- Czy ty mnie, do cholery, słyszysz? - Przynajmniej Josh nie zapomniał języka w gębie. - Kim jest ten facet? I gdzie ty w ogóle byłaś?
Benson poczuła, jak ciało stojącego minimetry od niej Ryana tężeje. Wiedziała, że wielka awantura wisi na włosku i koniecznie musiała coś z tym zrobić. Nie chciała przecież, by wszyscy sąsiedzi przysłuchiwali się kłótni jej kochanków (w tym jednego byłego i jednego niedoszłego).
- Co ty tutaj robisz? - Zapytała w końcu. Nie liczyło się to, że doskonale znała odpowiedź na zadane pytanie.
- Jak to co? - Prychnął. - Przyszedłem pogadać! Wiedziałabyś, że tu będę, gdybyś odbierała ten cholerny telefon. Po co ci komórka skoro i tak z niej nie korzystasz?
Kayla pokręciła głową z rozbawieniem (tak, z rozbawieniem!). Niesłychanie zabawny bowiem wydał jej się fakt, że Josh po raz kolejny próbuje się wymądrzać. Prawienie morałów i chęć udowodnienia Kay, że wszystko robi źle było czymś, do czego zdołała się już przyzwyczaić.
Typowy Josh.
- Zważaj na słowa - warknął Ryan. I Kay, gdyby nie była tak bardzo rozbawiona, z pewnością sama by się przestraszyła jego surowego tonu głosu. Szczególnie, że takiego go jeszcze nie słyszała. Bo chociaż były to trzy zwykłe słowa, to w połączeniu z siłą Ryana i jego pewnością siebie, mogły zabrzmieć groźnie. Do tego wyobraźnia Kayli poszła o krok dalej i dziewczyna już wyobrażała sobie, jak Walton, będący instruktorem nie tylko na kursie samoobrony, ale również na zajęciach jujitsu, podchodzi do rozeźlonego Josha i kilkoma prostymi ruchami powala go na ziemię.
Ale nie to było teraz najważniejsze. Z pewnością znacznie ciekawsza była reakcja Kayli. Być może była zasługą wcześniej wypitego wina? Kto wie. Niemniej, cokolwiek to było, spowodowało, że Kay przez chwilę nie mogła powstrzymać śmiechu. Śmiała się głośno i zupełnie niekontrolowanie. I z pewnością wprowadziła w osłupienie nie tylko Josha, ale i stojącego przy niej Ryana.
- Kay?
- Wiesz co, Josh? - Odezwała się w końcu. - Spadaj.
- Słucham?
- Spadaj - powtórzyła. Co prawda, przestała się śmiać, ale uśmiech w żadnym razie nie zniknął z jej twarzy. - Spadaj na drzewo, do wulkanu, albo i do kanału. Gdziekolwiek chcesz. Po prostu spadaj.
Przynajmniej już teraz wiedziała, że do jej małego wybuchu przyczyniło się wypite wino. Ale kto by zwracał na to uwagę? Na pewno nie ona. I na pewno nie teraz. Szczególnie, że odczuwała ogromną satysfakcję z wypowiedzianych słów. W końcu miała odwagę, by powiedzieć coś takiego głośno do swojego byłego chłopaka. Przy wcześniejszych awanturach z Joshem zawsze siedziała grzecznie i kiwała głową na niemal każde jego słowo.
Weszła kilka schodków wyżej, stając przed wejściem do swojego mieszkania. Wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła drzwi. Zaprosiła Ryana do środka, a Joshowi pomachała na pożegnanie, po czym zamknęła za sobą drzwi. Z niemałym trzaskiem. I już teraz na samo wspomnienie malującej się na twarzy byłego faceta dezorientacji nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Wszystko w porządku? - Zapytał zaskoczony Ryan. Stał kilka kroków od niej, a pomiędzy jego nogami kręcił się Bandzior. Pies witanie nowo przybyłych, ku wielkiemu zaskoczeniu Kay, zaczął od Waltona.
- Zdecydowanie tak - odpowiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech. Jakaś cząstka niej wiedziała, że powinna przeprosić Ryana za nieprzyjemną sytuację. Jednak, wiedziała również, że gdy to zrobi, nagle zaatakują ją wyrzuty sumienia. A dzisiaj przecież nie chciała mieć z nimi do czynienia.
- Napijesz się czegoś? – Zapytała po chwili, chcąc wrócić na odpowiedni tor, a więc do głównego powodu ich dzisiejszego spotkania
Walton lekko uniósł rękę do góry, by spojrzeć na tarczę swojego zegarka.
- Niestety nie – odpowiedział ze słyszalnym smutkiem. – Właściwie to będę wychodził. Jest już po północy, a oboje potrzebujemy snu.
Kayli opadła szczęka.
Oczywiście, każdy człowiek potrzebuje snu. To dość oczywiste. Mniej oczywiste było jednak to, że Walton odrzucił jej zaproszenie. Podczas gdy ona wyraźnie chciała kontynuować ich spotkanie (w wiadomym celu), to on wyjeżdżał z jakąś irracjonalną gadką. Przecież mniej snu jednej nocy nie wyrządzi mu krzywdy.
- Och, jasne. – Z całych sił starała się grać niewzruszoną jego zachowaniem. Dlatego machnęła lekceważąco ręką, a potem wzruszyła jeszcze ramionami. – Jak chcesz.
- Zobaczymy się jutro – dodał z uśmiechem, podchodząc do niej bliżej. – Lepiej się wyśpij, bo zamierzam dać ci jutro na treningu niezły wycisk.
Gdy dzieliły ich już tylko nieliczne centymetry, położył swoją dużą dłoń na karku dziewczyny, nieco się schylił, po czym ucałował jej czoło.
A potem wyszedł.
- Co do diabła? – Zapytała samą siebie, patrząc z niedowierzaniem na drzwi wyjściowe.
~*~
Tym razem Kayla nie spóźniła się na trening. Co więcej, do klubu sportowego przyjechała piętnaście minut wcześniej. Przebierała się w szatni w swój dres i, podobnie jak ostatnio, przysłuchiwała się rozmowie dziewcząt z grupy, która właśnie skończyła zajęcia z Thomasem. Tym razem jednak żarty kobiet nie poprawiły jej humoru. Cały czas myślami była przy wczorajszej randce z Ryanem. Próbowała zrozumieć, co poszło nie tak. Gdzie popełniła błąd? Czy była naprawdę tak beznadziejna, że nie potrafiła zaciągnąć faceta do łóżka? No jasne, miała w tej kwestii znikome doświadczenie, jednak Christy zawsze powtarzała, że każdy facet chce tylko jednego. Dlaczego więc Walton wczoraj nie chciał?
Na sali treningowej pojawiła się pięć minut przed czasem. Waltman już na nią czekał.
Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, zrobił dokładnie to, co obiecał jej wczoraj. Dał jej niezły wycisk.
Kay nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak wykończona. I - co tym razem wcale nie poprawiało jej humoru – zdawała sobie sprawę, że czekał ją tego dnia jeszcze jeden trening.
Ryan przez cały czas zachowywał się zupełnie niewinnie. Uśmiechał się, żartował, pomagał jej niemal we wszystkich ćwiczeniach. Tyle że ani słowem nie wspomniał o wczorajszej randce.
Dlatego, podobnie jak w poprzednim tygodniu, zaraz po zakończonym treningu, Kayla pobiegła do szatni, by sprawdzić, czy jej przyjaciółka już przyjechała. Gdy jej tam nie zastała, rzuciła się biegiem przez klub sportowy, by dotrzeć do drzwi wejściowych budynku.
- Gdzie tak pędzisz? – Krzyknęła do niej Christina, która zmierzała właśnie korytarzem w stronę klatki schodowej, by wejść na odpowiednie piętro. Uśmiechała się szeroko, będąc zupełnie nieświadomą tego, co zaraz może usłyszeć. – Czyżbyś wczoraj nie zużyła z Waltmanem całej swojej energii?
Kay dobiegła do niej prędko.
- Wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz! – Westchnęła, oddychając z ulga. Była tak zaabsorbowana sytuacją z Ryanem, że nawet nie dostrzegła nutki humoru w słowach przyjaciółki. – Powiedz, Christy, czy ze mną jest coś nie tak?
Panna Ellis zmarszczyła brwi, zatrzymując się niespodziewanie. Poprawiła swoją elegancką sukienkę, a ulubioną torbę, zarzuciła na ramię, by móc swobodnie położyć ręce na biodrach.
- Słucham? – Skrzywiła się. – O czym ty mówisz?
- Tylko szczerze – uprzedziła ją Kayla. – Spójrz na mnie i powiedz, czy nie widzisz czegoś dziwnego.
Christy prychnęła, po czym pokręciła głową z rozbawieniem.
- Musiał wczoraj nieźle zatrząść twoim światem w łóżku, bo całkiem poprzewracało ci się w głowie – oznajmiła, z powrotem ruszając w stronę schodów.
- Właśnie o to chodzi! – Jęknęła Kayla. – Nie zrobił tego. Nie zatrząsł moim światem.
Christina znowu się zatrzymała. Odwróciła się twarzą do przyjaciółki, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Chwilę potem wybuchła głośnym śmiechem.
- No nie wierzę – mówiła, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Ryan Walton ma małego. Kto by pomyślał?
Kayla jęknęła po raz kolejny.
- Nie! To nie tak!
Christina przestała się śmiać.
- A jak? – Zapytała. A potem nagle doznała olśnienia. – No proszę, proszę. Czyżby nie miał pojęcia, co robić w łóżku ze swoim sprzętem? Jejku! A wygląda na takiego pewnego siebie. Skurczysyn, nieźle się kamufluje. W życiu bym nie pomyślała.
Benson schowała twarz w dłoniach.
- Nie. Nie. Nie – westchnęła. – Christy, problem polega na tym, że nie spaliśmy ze sobą.
Co dziwne, to zaskoczyło pannę Ellis znacznie bardziej niżeli jej wcześniejsze spekulacje.
- Dlaczego od razu nie powiedziałaś?
Kayla przewróciła oczyma, odpuszczając sobie udzielenie odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego skupiła się na streszczeniu przebiegu ich randki, a w szczególności końcówki spotkania. Łudziła się, że doświadczenie Christy z mężczyznami pozwoli jej zrozumieć, co, do diabła, poszło nie tak. Bo przecież musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie na zachowanie Waltmana.
~*~
Morderczy trening numer dwa trwał w najlepsze. Liczne ćwiczenia jednak nie sprawiły, że Christina Ellis porzuciła swoją misję i przestała szukać powodu niespodziewanego zakończenia randki swojej najlepszej przyjaciółki. Co więcej, gdyby nie błagalne słowa Kayli, Christy już dawno stałaby u boku Waltmana, sama go przesłuchując.
- Ja ci mówię – zaczęła, kopiąc, tak jak pozostałe dziewczyny, w niewidzialną przestrzeń przed sobą. – Temu facetowi chodzi o coś więcej. Może on nie chce jednorazowej przygody i szybkiego zapomnienia twojego imienia.
- Bredzisz.
- Nie, mówię, co widzę. A uwierz, nie potrzebuję okularów, by dostrzec, jak się na ciebie gapi. Nawet teraz.
- Christy, przestań – zażądała ostro Kay, resztkami silnej wolni, zmuszając się, by nie spojrzeć w stronę instruktora. A trzeba wspomnieć, że było to nie lada wyzwanie. Pan instruktor bowiem miał dzisiaj na sobie cudownie opinającą jego mięśnie koszulkę i sięgające przed kolano czarne szorty. Gdyby tego było mało; ćwiczył boso. Naturalnie, niezwykle angażował się w wykonywane z kursantkami ćwiczenia i wyglądał przy tym absolutnie rozkosznie.
- Może on stara się coś ci udowodnić? – Zapytała Christina, robiąc sobie krótką przerwę. Położyła dłonie na biodrach, badawczo przyglądając się swojej przyjaciółce.
- Niby co takiego pragnie mi udowodnić?
- Może to, że nie tylko on chce z tego coś więcej, niż tylko seks.
Kayla zakrztusiła się powietrzem.
- Poważnie, Christy. Zaczynam się martwić o twoje zdrowie psychiczne.
Ellis uśmiechnęła się szeroko.
- Już się tak przed nim nie wzbraniaj – zaczęła. – Nic mu przecież nie brakuje. Dobrze wygląda, ma poczucie humoru, mądry z niego facet, a do tego rozwija swoje pasje i zaraża nimi innych. I, co najważniejsze, ma fioła na twoim punkcie. Dobry materiał na chłopaka.
- Nie ma żadnego fioła – jęknęła Kay. Zdecydowanie zaczynała żałować, że powiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce. Christina miała bowiem niezwykły talent do ubarwiania najróżniejszych sytuacji. Wprost uwielbiała dodawać każdej historii nieco pikanterii. A już szczególnie wtedy, gdy dobrze znała zaangażowane w wydarzenia osoby. – Gdyby miał „fioła", to skorzystałby wczoraj z mojego zaproszenia. Czyż nie?
Christina z westchnieniem wróciła do wykonywania zadanych przez instruktora ćwiczeń. W żadnym jednak razie nie przestała zastanawiać się nad „problemem" przyjaciółki. Z wielkim zapałem obmyślała nowe hipotezy i plany działania, które w jakimś stopniu mogłyby im pomóc.
- Wiem! – Zawołała niespodziewanie, oczywiście, niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych na sali osób. Nie żeby się tym przejęła. Tak jak zawsze, to Kayla była odpowiedzialna za przesłanie im przepraszających spojrzeń i zachęcenia uśmiechem do powrotu do wcześniej przerwanego zajęcia.
- Co takiego wiesz? – Zapytała, gdy wszyscy pozostali z powrotem skupili się na sobie.
- Teraz przyszła twoja kolej na wykonanie ruchu.
Kayla zmarszczyła brwi.
- Przecież już ci mówiłam, co wczoraj zrobiłam. Wykonałam ruch. Zaprosiłam go przecież do siebie.
Christy pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie o to chodzi, głuptasie. Przecież powiedziałam, że Waltonowi nie chodzi o seks – wyjaśniła. – Teraz ty musisz zaprosić go na randkę. Wykaż się inicjatywą. On czeka na twój krok.
Benson prychnęła.
- To facet powinien zapraszać na randki, nie kobieta.
Christina jęknęła, przeklinając w myślach. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech, by ze stoickim spokojem przemówić.
- Uwierz mi, on na to czeka.
Kay nie była tego taka pewna.
- Co więcej – zaczęła Christy, klaszcząc z podekscytowaniem w dłonie – zaprosisz go zaraz po treningu.
Szeroki uśmiech Christiny wyraźnie mówił, że nie wyjdą stąd, dopóki jej przyjaciółka tego nie zrobi.
~*~
Kayla czuła się, jak największy głupek. Zupełnie nie była przekonana do pomysłu panny Ellis. Oczywiście, chciała spotkać się z Waltonem i już sama nie do końca wiedziała, czy chodzi w tym tylko i wyłącznie o seks, jednak nie mogła przecież ot tak do niego podejść i zapytać, czy gdzieś nie wyskoczą. To nie było w jej stylu. Tyle, że dzisiaj ten fakt był nieistotny, a Kay miała po prostu wykonać powierzone jej zadanie. Przejąć inicjatywę i nie zastanawiać się, na jak wielką idiotkę wyjdzie przed Ryanem. Zresztą, co miała do stracenia? Do końca kursu została już znikoma liczba treningów, więc w razie gdyby coś poszło nie tak, mogła po prostu zrezygnować i do końca życia chować się przez Ryanem Waltonem. Po prostu.
Christina poczekała razem z Kaylą, aż wszystkie pozostałe uczestniczki kursu wyjdą z pomieszczenia i dopiero wtedy sama opuściła salę. Przed wyjściem posłała jeszcze w stronę Benson pokrzepiający uśmiech i zamknęła za sobą drzwi. Ale Kay wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Ellis nadal pod nimi stała i nadsłuchiwała, chcąc się upewnić, czy jej przyjaciółka robi to, co zostało jej nakazane.
Ryan nachylał się nad parapetem, zapisując coś w leżącym przed nim notesie. Wyglądał tak, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeszcze ktoś został z nim w pomieszczeniu. Był w pełni zrelaksowany.
- Masz jakieś pytanie, Kay? – Odezwał się po chwili, wciąż wlepiając swoje spojrzenie w kartki zeszytu. I chociaż nawet na sekundę nie zerknął w stronę dziewczyny, to jakimś cudem doskonale wiedział, z kim ma do czynienia.
- Tak – odpowiedziała w końcu. Jej głos brzmiał jednak tak niepewnie, że musiała odchrząknąć.
Ryan dopiero teraz skupił swoją uwagę na ciemnowłosej. Odłożył trzymany w dłoni długopis i zamknął notes. Wyprostował się, a potem wlepił swoje intensywne spojrzenie w i tak już zestresowaną Kaylę. Ta natomiast przez długą chwilę nie mogła się przemóc, by powiedzieć coś więcej.
- Kay – zaczął, marszcząc brwi. – Możesz już mówić.
Benson nie była w stu procentach pewna, ale wydawało jej się, że w kącikach ust Waltona igrał uśmiech.
Drań.
Nabrała głośno powietrza, powtarzając w myślach jedno, dość pokrzepiające zdanie.
Do diabła, raz się żyje!
- Co powiesz na randkę w stylu Kayli Benson? – Wypaliła w końcu.
Naprawdę nie planowała zadać tak dziwnego pytania. Miała po prostu zapytać, czy z nią gdzieś nie wyjdzie. Kto, do jasnej anielki, kazał jej dopowiadać resztę zdania? Przecież nie było czegoś takiego, jak „randka w stylu Kayli Benson".
Walton uśmiechnął się tajemniczo.
- Myślałem, że już nigdy nie zapytasz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top