»Rozdział 8
Charles spojrzał z przerażeniem na Charlotte i próbował pozbierać swoje niespokojne myśli. Dlaczego musiało znów go to spotkać. Miał nadzieję, że zabił Shadow Kinga i że już nikomu nie zagrozi. Mutant był jak panosząca się zaraza, której nie dało się wyplenić. Wszystko zaczęło się, gdy Charles wpadł na trop Shadow Kinga kilka lat temu. Wiele słyszał o mężczyźnie, który sam nie miał własnego ciała i jedynie zamieszkiwał organizm innych, będąc jak pasożyt. Wiele młodych ludzi zostało przez niego opanowanych, a większość z nich po tym spotkaniu skończyła tragicznie. Amahl od zawsze zostawiał za sobą krwawy ślad trupów. Dlatego właśnie Charles chciał zakończyć jego drastyczne działania, które nie przysporzyły mutantom dobrej opinii. Był jednym z tych, którzy dążyli cały czas do wojny. Wojna i chaos byli dla niego jak chleb powszedni. Lubił manipulować i siać zniszczenie. Właśnie dlatego Xavier musiał wytropić i pokonać Shadow Kinga. Wszystko wskazywało na to, że udało mu się pozbyć problemu. Oficjalnie mutant zginął i profesor nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek jeszcze o nim usłyszy.
— Charlotte, proszę cię. — Charles spojrzał błagalnie na szatynkę. — Nie rób czegoś, czego będziesz później żałować. — Miał nadzieję, że zdoła przemówić kobiecie do rozsądku. Myślał, że Shadow King kompletnie zawładnął jej umysłem, podsuwając złudne myśli, które ją otumaniły i przysłoniły zdrowy rozsądek. Nie miał nawet pojęcia, jak bardzo się mylił.
— Odpuść Charles — powiedziała Charlotte, uważnie badając wzrokiem przestrzeń wokół niej i uciekających w popłochu ludzi z ulicy. — Widzisz to? Widzisz, jak uciekają? — dodała, zmieniając temat i się uśmiechnęła.
— Błagam cię, pokonaj go.
— Naprawdę myślisz, że on mnie do tego zmusza? — Jej wzrok przeszywał mężczyznę na wylot.
— On tobą manipuluje. Nie możesz się w tym zatracić — odparł Xavier, co spotkało się ze śmiechem ze strony mutantki.
— On mną manipuluje? Raczej pozwolił mi zobaczyć więcej, niż byłam w stanie dostrzec. Powiedz mi, co widzisz? — zapytała Charlotte. Charles przez chwilę milczał, obserwując ulicę, która już opustoszała, a następnie wlepił wzrok w martwe ciała czyścicieli.
— Widzę strach i śmierć. Wiem, że nie jesteś taka jak on. Musisz tylko się postarać, a uda ci się go pokonać. Zapobiegnij temu.
— Ale ja nie chcę go pokonać. Jest kimś, komu mogę wreszcie zaufać — powiedziała Charlotte, a jej tęczówki jeszcze bardziej zapłonęły czerwienią.
— Przecież cię znam. Nigdy nie byłaś taka i nie będziesz. Ta kobieta, którą znam nigdy, by nie skrzywdziła drugiego człowieka — odparł telepata, a szatynka zacisnęła mocno szczękę.
— Popatrz tylko na siebie, zachowujesz się jak zwykle jak desperat. Pomyśl, do czego dążą te twoje działania. Chcesz pokoju między mutantami i ludźmi, a co z tego, jak zwykle wychodzi? Cierpimy za każdym razem — powiedziała z wymalowaną na twarzy obojętnością. — Mutanci nie są zakałą tej planety, tylko ludzie. Żyjesz, mając nadzieję na lepsze jutro. Wbijasz tym swoim uczniom piękne przemowy o tym, jak mogą uczynić świat lepszym i dajesz im złudne ambicje. Chcesz wiedzieć, jak będzie naprawdę? Ludzie wreszcie nas wybiją, co do jednego. Nie będą zwracać uwagi na to, czy jesteś dobry, czy nie. Zabiją cię za twoją prawdziwą naturę. Czemu my mamy się do nich dopasować, skoro to nasza rasa jest silniejsza? — podniosła głos. Charles słuchał każdego zdania z bólem, nie wierząc, jak wiele zniszczeń zdołał wprowadzić do jej głowy Shadow King.
— Nie możemy pozwolić na ludobójstwo. Wierzę, że możemy żyć w zgodzie.
— Ta wiara cię zniszczy Charles. Już teraz sam sobie kopiesz grób.
— Przestań ją wciągać w swoje gierki — warknął profesor. — Chowasz się za nią jak tchórz. Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć, to nie wykorzystuj Charlotte — powiedział wyzywająco do drugiego telepaty i zacisnął pięści.
— Jesteś taki naiwny Charles — stwierdziła Charlotte, lecz jej głos się zniżył, a wzrok stał się bardziej drapieżny. — Niczego się nie nauczyłeś.
— Daruj sobie — odrzekł Charles, spoglądając na mutantkę. — Chcesz, żeby znów się to zakończyło jak kiedyś? — Xavier miał nadzieję, że zasieje ziarnko niepewności w umyśle Shadow Kinga, podsuwając mu obawy kolejnej przegranej, lecz mutant zdawał się nic sobie z tego nie robić i nadal brnął w swoją grę.
— Tym razem jestem silniejszy. Chyba że chcesz skrzywdzić tą biedną i niewinną Charlotte Richards. Wybór należy tylko i wyłącznie do ciebie — powiedział Shadow King, uśmiechając się przeraźliwie. Wiedział, że ma asa w rękawie. Xavier nie mógł użyć żadnego radykalnego rozwiązania, ponieważ to kosztowałoby go zbyt wiele. Musiał obmyślić zupełnie inny plan, taki dzięki któremu nikt by nie ucierpiał. Charlotte swoją złością jeszcze bardziej dodawała potworowi sił, dzięki czemu był pewny, że nie pokrzyżuje mu już jego zamiarów. Planował wykorzystać tę cieniutką nić porozumienia między nimi, aby osiągnąć własne cele. Nienawiść Amahla Farouka do ludzi była prawie tak silna, jak ta do Charlesa. To przez ludzi stracił swoje pierwsze ciało, będąc skazanym na szukanie sobie coraz nowszego nosiciela. Gdyby miał do dyspozycji swoje naturalne ciało byłby jeszcze silniejszy i z pewnością nie dałby się z taką łatwością pokonać.
— Czego chcesz? — zapytał Xavier, uparcie wpatrując się w ciało kobiety.
— Pragnę zemsty, a przy okazji odbuduję swoje imperium. Nawet ktoś taki jak ty mi nie przeszkodzi — syknął.
— Nie pozwolę ci na to. Nie będziesz znów mordować i zastraszać innych — odparł hardo Charles.
— Więc zginiesz. — Shadow King uśmiechnął się z obłędem w oczach — Mam nadzieję, że będziesz na mnie czekać — powiedział, zaczynając się cofać. Jego ucieczkę chciał uniemożliwić McCoy, lecz i z nim mutant sobie szybko poradził, powodując chwilowe omdlenie szatyna. Charles jedynie patrzył, jak jego wróg odchodzi i zacisnął bezradnie dłonie w pięści, czując się słaby. Był bezradny jak jeszcze nigdy dotąd.
Rozdział mógł trochę nie wyjść, bo się rozchorowałam i zaraz pęknie mi głowa. Jednak może to tylko moje takie wrażenie. Dajcie znać, jak wam się podoba taka nagła zmiana stron Charlotte.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top