»Rozdział 2
Są takie chwile, gdy czujesz, jak twoje ciało oplata żelazny łańcuch, który odbiera ci możliwość poruszenia się. Zrobienia jakiegokolwiek kroku, jak i zarazem podjęcia tej właściwej decyzji. Czujesz się jak przykuty do skały i jesteś tak właściwie zniewolony przez samego siebie. Już teraz podejmowanie słusznych i samodzielnych wyborów jest trudne, a można tylko podejrzewać, co się stanie, gdy do twojego umysłu wpełznie intruz i będzie chciał przejąć nad twoim ciałem kontrolę. Musisz wykazać się wtedy niebywałym sprytem, jak i zarazem wytrwałością, by pokonać swojego uzurpatora. Każdy twój czyn odpowiada za przyszłość i ma swoje konsekwencje.
Mimo że mogło się wydawać, że wszystko wróciło do normy, prawda była zupełnie inna. Charlotte miała świadomość, że coś się zmieniło. Wiedziała, że ktoś cały czas przy niej czuwa i odczuwała tę obecność mocniej niż kiedykolwiek. Czasami przebudzała się w nocy z koszmarów, choć nigdy nie mogła zapamiętać, o czym tak właściwie były. Jedyne co snuło jej się cały czas przez umysł to czerwone ślepia, które nawiedzały ją nieraz zaraz po tym, jak zamykała oczy. Nasuwało jej się wtedy miliony pytań, na które nijak mogła odpowiedzieć, a tym bardziej nie mogła znaleźć u nikogo pomocy. On by jej na to nie pozwolił. Czuwał nad wszystkim niczym strażnik i wydawał polecenia, przez co stała się tak naprawdę jedynie zwykłą marionetką, która nie umiała wyrwać się spod sznurków. Mimo wojny, mimo jej zaciekłości oraz mimo jej chęci do życia on i tak był od niej silniejszy. Każdy sprzeciw, jaki w jego stronę skierowała, kończył się fiaskiem i jej wola coraz bardziej była ograniczona. Nie znaczyło to, że była całkowicie zniewolona, bo nijak można było to tak nazwać, lecz stała się narzędziem do osiągnięcia celu. Jego obecność towarzyszyła jej w każdej chwili, lecz sprytnie się ukrywał. Miał za sobą lata doświadczeń, co tym bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że uda mu się osiągnąć cel, który od dawna pragnął zrealizować. Pałał nadzieją, że żadna nieprawidłowość nie popsuję mu planów, co spotkałoby się w takim przypadku z jego niepohamowaną agresją. Miał dość życia w ukryciu z obawy przed Charlesem Xavierem. Od dawna pragnął wolności, którą stracił przez telepate w wyniku ich nietuzinkowego spotkania sprzed laty. Był wściekły i jego dusza przesiąkała chęcią zemsty, lecz za każdym razem starał się panować nad emocjami. Nie mógł popsuć swojego misternego planu, dopracowanego w każdym szczególe. Stawiał małe kroki naprzód i pragnął powoli zabrać szatynowi wszystko, co kiedykolwiek kochał, by i mężczyzna poczuł się jak on niegdyś. Zemsta była jedynym rozwiązaniem i upustem jego nienawiści względem Xaviera, a kluczem tego wszystkiego była niepozorna Charlotte – kobieta, którą darzył niebywałym uczuciem – zdolna wyrządzić ogromną krzywdę Charlesowi. W końcu uczucia odgrywały tu kluczową rolę, to one miały za zadanie zwieść profesora i doprowadzić do jego wyniszczenia. Emocje od zawsze były słabością każdego człowieka na tej ziemi i przy odrobinie sprytu można było w iście wspaniały sposób je wykorzystać. Ważne jedynie było przemyślenie wszystkiego. Jego działania nie miały, jednak za zadanie zniszczyć tylko Xaviera. Plany, które snuł w swoim umyśle, obejmowały zarazem wszystkie osoby znajdujące się w jego otoczeniu. Pragnął cierpienia, które dostarczyłoby mu jeszcze więcej satysfakcji. Wszystko pragnął zrealizować powoli, doprowadzając innych do coraz większego obłędu i załamania.
Poczuła na swojej skórze gęsią skórkę, przez co potarła zmarznięte ramiona i podeszła do kanapy, biorąc puchaty kocyk w ręce, a następnie narzuciła go na swoje ramiona, szczelnie się nim otulając. Spojrzała kątem oka na zeszyt znajdujący się na stoliku i przejechała palcem po jego okładce. Chwilę zwątpiła, czy wziąć go do ręki, lecz chwilę później już układała w głowie pierwsze linijki tekstu. Usiadła na skórzanym fotelu i już po chwili za pomocą wiecznego pióra zapisywała kolejno litery.
Z każdym słowem coraz bardziej odcinała się od otaczającej ją rzeczywistości i myślami była pogrążona w swoim własnym świecie. Wspomnienia niczym huragan przelatywały przez jej głowę, a bijące serce przyspieszało.
Kolejny dzień niepokoju.
Kolejny dzień ogarniającego mnie strachu.
Kolejny dzień, w którym towarzyszy mi przez cały czas tajemniczy szept niczym nękająca zjawa.
Czuję czyjeś emocje, które trawią mnie od środka i zastępują to, co naprawdę czuję. Widzę nie raz pełzający za mną cień, który przedziera się przez korytarze instytutu i z każdą chwilą zadaję sobie coraz więcej pytań. Od czasu, gdy mnie skrzywdzono, minęło już tyle czasu, a przez mój umysł przelatują nadal niechciane wspomnienia. Pamiętam dokładnie zimno otaczające mnie z każdej strony i nieprzyjemny odór spalenizny. Czasami nadal mam wrażenie, że jestem przywiązana do metalowego krzesła i ogarnia mnie wtedy panika.
Nie chcę tam wrócić.
Nie chcę pamiętać.
Nie chcę.
I mimo moich starań nadal żyję tym momentem. Czuję prąd przechodzący przez moje ciało. Ogarnia mną bezwładność i tylko pojedyncze odgłosy przedzierają się przez barierę, którą wokół siebie wybudowałam. Z moich ust wyrywa się krzyk, aż zdzieram sobie gardło, a w odwecie gruba lina zaciska się na mojej szyi. Wiem, że nie ma drogi ucieczki, a mimo to w moim sercu płonie maleńka iskierka nadziei, która szybko gaśnie z kolejnymi dniami w tamtym miejscu. Z upływem czasu zaczynam rozumieć pewne rzeczy i wyciągam wnioski z wszystkich podjętych działań, jakie dotychczas wykonałam. Wszystko sprowadzało się do tego momentu.
Odłożyła pióro na stolik, a jej dolna warga zadrżała, gdy śledziła linijki zapisanego tekstu. Wiedziała, że nie cofnie czasu. Mogła jedynie iść naprzód i uczyć się na popełnionych błędach by już nigdy nie doszło do podobnej sytuacji. Musiała wykorzystać swój zapętlający się koszmar, by nie rozpaść się na kawałki, choć nadal miała świadomość jak słaba była. On też o tym wiedział. Im słabsza była, tym większą kontrolę mógł nad nią sprawować, lecz nie chciał na razie nadużywać swojej władzy. Wystarczał mu powoli rozpalający się chaos, którego nie sposób było już zatrzymać. Machina ruszyła.
Co sądzicie o rozdziale? Lubicie taką formę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top