Lady and Lord of the Broken Ruins cz.2

Obydwie piekielne istoty stoją, patrząc się na siebie... spokojnie, jakby kalkulując, co teraz zrobić... nikt nie ma zamiaru ot tak odejść i zostawić drugiej osoby... nie, po ich wcześniejszej konwersacji. Wręcz w powietrzu da się wyczuć napięcie, chęć pokazania... nie, udowodnienia czegoś... i rośnie to, wraz z oczekiwaniem, na pierwsze działanie, którejś ze stron...

I pierwszy ruch wykonuje Tina- robi zgrabny gest w powietrzu, którego Lucian nie rozumie od razu... lecz prędko pojmuje, widząc efekty. Z kamiennej podłogi wychodzą pnącza, które próbują chwycić i przyszpilić demona do podłoża, jednakże nie udaje im się to. Od razu, przy dotyku zbroi czerwonowłosego, pnącza się rwą oraz usychają, upadając na ziemię, na co tylko demon raz jeszcze prycha z pogardą.

— Tylko na tyle cię stać?— kpi sobie czerwonooki, prostując przez chwilę palce w dłoniach, a okularnica ogląda opadłe pnącza... rzadko kiedy jej magia zawodzi, więc potrzebuje chwili, by przyswoić do siebie to, co zobaczyła.

I przez ten moment, nie zwraca uwagi na mężczyznę, który postanawia zaatakować- nim się obejrzy, Lucian jest zaraz przy niej, postanawiając zwyczajnie znokautować ją uderzeniem w twarz. Wiedźma odskakuje w porę na bok i może zobaczyć jak jednym ciosem, demon niszczy ścianę, robiąc w niej sporą dziurę od swojego natarcia. Pył i drobne kamyki lecą dookoła, kiedy brązowooka oddycha szybciej na to, jakby zdezorientowana tym nagłym atakiem. I nie pomaga jej to, gdy ponownie czerwonooki uderza, tym razem dość trafnie- uderza ją w brzuch. Nyks dosłownie kaszle, gdy od siły uderzenia leci na inną zniszczoną ścianę. Potężnie w nią wlatuje, burząc ją przy kontakcie i prawie spadając na parter, czując ciężką siłę ciosu na swoich plecach, czując jakby na nich zrobiły się już rany. Od upadku powstrzymuje ją szybka zmiana w sowę. Udaje jej się wylecieć spomiędzy spadającego kurzu oraz odłamów skalnych, z wyraźnym bólem pleców oraz brzucha. Demon tylko to obserwuje swoimi czerwonymi oczami, marszcząc je ze wściekłością, jak widzi latającą Tinę.

Zdecydowanie jest silniejszy fizycznie ode mnie... szybszy może też... ale nie to jest najgorsze...- myśli prędko wiedźma, robiąc koła dookoła swojego przeciwnika, uważniej skanując jego zbroję... czyżby była naznaczona magią, która nie pozwalała jej zranić czerwonowłosego...? Najpewniej tak. Lecz musi ona to jeszcze sprawdzić.

Czerwonookiemu nie podoba się to, jak kobieta sobie szybuje, więc postanawia ją zabrać z powrotem na ziemię- kolce na jego zbroi rosną i demon wyrywa je, celując nimi w sowę. Gdyby nie szybka reakcja wiedźmy, zostałaby nimi nadziana, ale jest ona prędka- zlatuje natychmiastowo na dół, zmieniając się w człowieka, wystawiając dłoń przed siebie. Kolce zatrzymują się w powietrzu i na jedno przekręcenie palcem kobiety, lecą znowu w stronę Luciana, ostrą stroną. Demon tylko osłania twarz rękawicą zbroi, na co kolce uderzają w nią, rozbijając się przy tym.

Nie jest dane mu zmienić swojej pozycji na bardziej ofensywną- Nyks nie poprzestaje ze swoimi czarami. Wykonuje kolejne symbole w powietrzu i zaraz z jej ust wylatuje dosłowna fala ognia, która przemienia się w ognistego smoka, lecącego na Luciana. Osłania on jeszcze twarz, gdy ogień go pochłania, próbując podpalić go, zranić. Okularnica ogląda to, w jej szkłach odbija się światło od ognia. Jednakże, ponownie, nie rusza to czerwonookiego, tylko robiącego znudzoną minę. Cała jego zbroja płonie, kiedy zabiera dłonie od siebie, stojąc, rozpalony. Prędko płomienie gasną, gdy przygląda się z pogardą kobiecie, zastanawiając się, czy ona naprawdę się chociaż stara go zranić.  A Nyks rysuje glif magiczny w powietrzu, który od razu leci w stronę Luciana, jednakże znika, kiedy jest w kontakcie z jego zbroją. Na to, źrenice się jej poszerzają, gdy już mężczyzna ma dosyć tego.

Teraz to w jej stronę leci płonąca kula, której unika, zwyczajnie odsuwając się na bok. Wyczuła ona jej ciepło i wie, że woli nie mieć z nią kontaktu. Kolejną taką kulę już odpycha własnoręcznie, własną magią ją odrzucając na bok... przy tym też, cały czas skacze ona na boki, nie jest pewne, po co... ale robi to cały czas, ku irytacji demona, któremu kojarzy się z irytującą muchą, nawet nie wiedząc, jak gra prosto w jej plan. Chce ją trafić i zranić, skończyć całą tą walkę już, a nie bawić się tak... momentami osłania się, gdy jego własne ataki zostają odbite w jego stronę.

Kilkanaście kolejnych ścian zostaje zniszczonych, kiedy kolejne ataki latają dookoła, sprawiając że obie demoniczne istoty są spocone od nadmiaru ciepła, jakie powstało. Demon warczy, chcąc rzucić się na swoją przeciwniczkę, ale robi tylko jeden krok do przodu i cała jego zbroja opada- a wraz z nią, wypada wąż, który natychmiastowo rozpada się w pył... zostały mu tylko rękawice, buty oraz hełm. Wiedźma spogląda na niego wrednie, jakby z satysfakcją.

— Jak na generała, to słabo.— rzuca w jego stronę, ze śmiechem w głosie, co doprowadza Luciana do szału, kiedy powieka mu drga.

Wydziera się, kiedy tupie nogą i całymi ruinami trzęsie. Już blondynka chce zmienić pozycję, ale czuje coś- dokładniej, jak kamienie owinęły się dookoła jej nogi. Dookoła niej, z ziemi wychodzą ciemne kolce, z czego jeden wylatuje tak szybko oraz wysoko niż rani ją w policzek... z rany, leci drobna strużka krwi. Otwiera szerzej oczy, widząc jak kolce rosną na samych sobie, zbliżając się do tego, aby zrobić z niej ser szwajcarski. Aż jej okulary zostają strącone z jej nosa. Brązowooka marszczy tylko brwi, by zaraz magicznie zniszczyć kolce, poprzez szepczenie zaklęcia do siebie. Jak rozpadają się ona na kawałki, Lucian posyła kolejne zaklęcie, tym razem, glif, który uderza w Tinę, korzystając z jej chwili skupienia na pozbyciu się kolców. Od razu, przy kontakcie ze skórą, robi się ona czerwona i nabrzmiała, bolesna, przygryza brązowooka wargę na to, nie chcąc jeszcze pisnąć z bólu. Wiedźma jednym dotykiem, neutralizuje skutki tego, aby musieć natychmiast uniknąć kilkunastu fali tego zaklęcia, które mężczyzna rzuca. Sama też robi symbole w powietrzu, rzucając je w stronę demona- bez trudu czerwonowłosy je unika, prócz jednego, które uderza go w klatkę piersiową. Od razu kaszle krwią, również czując duszności, zwiększające się, jak gdyby w jego płuca wbijało się milion szpilek, wchodzących głębiej i głębiej. Dosłownie zrywa z siebie symbol, wraz ze skórą i ubraniami, aby jakkolwiek złapać oddech. I to sprawia, ze warczy głośniej i bardziej zażarcie, wywołując jeszcze gorsze klątwy.

Ta wymiana zaklęć trwa, jest to próba zobaczenia, kto kogo szybciej otruje w ten sposób, kto potrafi stworzyć coś bardziej okrutnego. Ale Lucianowi się to nudzi i wie, iż tak długo nie pociągnie, dostrzegając, że ma do czynienia z jakimś dobrym medykiem, gdyż nawet jak trafi blondynkę, ta zwyczajnie od razu neutralizuje skutki jego magii. Dlatego, postanawia inaczej wszystko rozegrać. Opiera się plecami o kawałek ściany, chwytając z niej pył, aby zaraz podbiec i rzucić nim w brązowooką- próbuje ona rozwiać go, lecz nie udaje się to i pył trafia w jej oczy. Piszczy na to, czując pieczenie w nich i mrugając- ma wrażenie, ze jej wizja stała się rozmazana oraz jakby czerwona... piecze to potwornie, jakby jadu jej nalano do oczu... dosłownie szepcze do siebie magiczne zaklęcia, aby wlać wodę do swoich oczodołów, aby przemyć to cholerstwo, powstrzymując się aby nie wydrapać sobie oczu z boleści... cofa się ona, stojąc blisko krawędzi piętra.

Jest w stanie wyczuć ruch ze strony Luciana i wyciąga rękę, aby zrobić glif obronny w powietrzu, co jest jej błędem. Natychmiastowo jej ręka zostaje ucięta przy łokciu, na co kobieta krzyczy, chcąc użyć drugiej, aby zatamować krwawienie oraz powstrzymać pulsujący ból. Ale, jej druga ręka też zostaje ucięta, na co blondynka krzyczy z paniki, czując pulsujący ból z miejsc cięć. Nim zdąży coś jeszcze zrobić, jej prawa noga zostaje ucięta przy kolanie i traci ona równowagę, spadając z komnaty, gdy już jej też ostatnia kończyna zostaje pocięta. Myśli jej pędzą z paniki, kiedy nie wie, co zrobić... oślepiona, pozbawiona możliwości ruchu...

Słychać jej wrzaski, dopóki nie upada z łomotem na kamienną podłogę. Lucian bierze głębszy wdech, spoglądając na zranioną brązowooką z góry- jak ledwo dycha, gdy kałuża krwi zbiera się pod nią... aby zatrzymać czarodzieja, trzeba zabrać mu jego główne źródło czarów- ręce... gdy się to zrobi, brak krwi gwarantuje też odebranie drugiej najważniejszej rzeczy- mowy. Dlatego, odwraca się od upadłej, sądząc, że już wygrał... czuje w klatce piersiowej lekkość, kiedy napawa się tym... oczywiście, że wygrałby... przecież to on jest najlepszy...

Jednakże, to nie koniec.

Do jego uszu dociera dźwięk trzasków i uderzeń skały o siebie... odwraca spojrzenie w stronę, skąd dochodzą te odgłosy... a dochodzą one ze ściany, w której zrobił dziurę. Marszczy brwi, nie dostrzegając nic... zatem podchodzi nieco bliżej, nie bardzo wiedząc, co niby takiego może to być... przecież zabił wiedźmę, nie powinno już nic tu być więcej, prócz niego... prawda...?

I zostaje samemu zaskoczony.

Zza ściany wyskakuje ogromny wąż, który wgryza się w szyję demonowi. Wyrywa z niej kłami większość skóry oraz mięśni, ledwo nie wgryzając się w kręgi szyjne. Lucian chwiejnie na to się cofa, aż jego hełm mu spada, z którego wysypuje się fala czerwonych kosmyków. Wąż nie poprzestaje na szyi, ponownie atakując, tym razem gryząc twarz. Mężczyzna nawet nie jest w stanie krzyczeć, gdy część jego głowy znajduje się w pysku zwierzaka. Kiedy wąż odrywa pysk od niego, to czerwonooki upada, samemu wylewając z siebie litry krwi- płyną one z rany z szyi oraz z twarzy... stracił połowę swojej twarzy, wręcz z częścią głowy, da się zobaczyć jego mózg oraz połamane kości czaszki.

Upada ciężko, dostając drgawek, jego myśli pędzą jak szalone... ból przeszkadza mu w myśleniu, czuje jakby nawet ten wąż wlał w niego trochę jadu, przez pieczenie na swojej twarzy... ogląda to wąż, który wypluwa z siebie krwiste kawałki głowy Luciana, zmieniając się w Tinę... ma już ona swoje ręce oraz nogi. Ogląda ciało czerwonowłosego, oddychając przy tym ciężko... z jej ust leci krew demona, którą wypluwa, czując ohydny smak... ciężki przeciwnik z tego Luciana... nawet jest gorszy niż Aria Cezar... a ona mogła czas kontrolować. I udowadnia on to jeszcze bardziej, gdy kątem oka Nyks przygląda się jego ciału i mruga, mając wrażenie, iż jej wizja jakby się rozmywa...

Odskakuje na bok, unikając dostania wielkim ostrzem. Z rękawic Luciana wyszły ogromne miecze, z ciemnej stali, którymi stara się on pociąć wiedźmę, część jego twarzy regeneruje się na jej oczach. Odskakuje ona, unikając ciągłych ataków, kilka razy dostając delikatne zacięcia. Nie daje on jej czasu, aby mogła ustać i użyć swojej magii, dobrze zauważając, iż bez swoich mocy, nie jest ona tak dobra w walce wręcz. Cofa się ona, odskakuje, prawie fikołki robi, nie chcąc zostać nadzianą na stal. Gdy jest w wystarczającej odległości, rzuca na oponenta najbardziej mocne zaklęcie, jakie zna- rysuje symbol w powietrzu i leci on wprost na demona, który nawet nie blokuje tego, pozwalając aby symbol wpił się w jego skórę.

Zanim Tina zdąży zrozumieć implikacje tego, czuje ona palący ból w całym ciele. Krzyczy na cały głos, odczuwając najgorsze możliwe cierpienie, jakby ktoś jej wyrywał skórę, jednocześnie ją podpalając, wrzucając na nią do tego sól. Wrzeszczy, aż ją gardło boli, gdy też rzuca się na kamienną podłogę, instynktownie chcąc pozbyć się bólu, nie chcąc czuć się podpalaną. Gdy kobieta zwija się na kamieniu, czerwonooki tylko śmieje się cicho.

— Pomsta... siedmiokrotna pomsta Kaina...— sapie czerwonowłosy, którego kosmyki przykleiły się do twarzy od krwi i potu.— Dobry... znak... jeśli... odpowiednio użyty... spójrz na swój bark...!

I mówiąc to, odsłania własny, ukazując na nim wyraźny, czerwony symbol... wiedźma, otrząsając się z bolesnych drgawek, stara się spojrzeć na własny brak i dostrzega czerwień... kiedy on jej zrobił ten symbol...?! Nie ma pojęcia i ma czasu na zastanawianie się nad tym. Lucian unosi kolejny raz swoje miecz i próbuje odciąć Nyks głowę.

Ta pada na ziemię, zaraz się po niej czołgając, prędko rozumiejąc działanie tego, co zrobił Lucian- nie może ona użyć na nim magii, także pewnie ataki fizyczne nic nie dadzą... ledwo podnosząc się na nogi i znów musząc opaść na ziemię, jej myśli pędzą, szukając rozwiązania. Musi jakieś być...! Czerwonooki śmieje się, widząc jak brązowooka czołga się po podłodze, jak panicznie porusza rękoma... jak prawdziwy robak, którym jest. Wręcz upija się tym, jaką ma przewagę- nawet nie dba o to, żeby próbować naprawdę zabić już blondynkę, zwyczajnie chce wywołać w niej strach, czuć się jak władca, chce oglądać strach na jej twarzy...

Tnie on niedokładnie, chcąc tylko zrobić nacięcie na kobiecie... a ta sama leci pod jego miecz- wprost wpada pod niego, ustawiając się tak, aby przeciął on symbol od pomsty Kaina. Obydwoje krzyczą i cofają się, gdy magiczny symbol zostaje przerwany nagle, przez jego twórcę- na Lucianie pojawiają się takie same rany, gdy dosłownie cała skóra, gdzie symbol był umieszczony robi się czarna, złuszczona, gnije w ciągu paru sekund, aby następnie opaść na ziemię. Wylatuje para z ran obydwu walczących, gdy magia ulatuje z miejsca symbolu.

Miecze mężczyzny opadają z brzdękiem, gdy czuje pulsujący ból w barku, podobnie Nyks... obydwoje przyglądają się sobie, już inaczej widząc tę walkę oraz swojego przeciwnika... Tina widzi, że trafiła na kogoś nawet gorszego od Arii i że to nie jest walka, którą może łatwo wygrać. I Lucian dostrzega, że nie docenił tej pluskwy, że jednak nie jest aż tak dobry, jak sądził. Obydwoje już nie widzą tej walki jako zwykłe pozbycie się anomalii, czy też pokazanie, kto jest lepszy.

To powoli walka o przetrwanie.

Demon unosi brew, gdy widzi jak coś się w wyglądzie jego oponentki zmienia... jej twarz wydaje się robić jakby bardziej potworna, bardziej... zwierzęca, szczególnie szczęka. Gdy brązowooka warczy w jego stronę, wśród jej zębów da się zobaczyć wiele kłów, podobnych do tych, jakie mają wilkołaki. Też jej palce się wydłużają, kiedy pojawiają się na nich szpony. Widząc to, Lucian odpowiada sykiem, wreszcie widząc, jak poważnie Nyks bierze tą walkę.

Czerwonooki chce ponownie rzucić się na wiedźmę, podnosząc swoje ostrza z podłogi i biegnąc w jej stronę, lecz kobieta nie traci na to czasu. Jak czerwonowłosy jest przy niej, dostaje prosto w twarz ten sam symbol, co wcześniej- i natychmiastowo się cofa, czując ból jeszcze gorszy niż przy zrywaniu glifu. Drapie się po całej skórze, wszędzie odczuwając pieczenie, jak gdyby wrzucono go do wody święconej wymieszanej z solą. Wydziera się, uderzając o jedną ze ścian, gdy cały trzęsie się od swoich boleści. A Tina nie poprzestaje tylko na tym- rysuje kolejne symbole, kierując je na demona, chcąc sprawdzić mu więcej cierpienia, bólu. Czerwonowłosy wydziera się, gdy na całym jego ciele pojawiają się nacięcia niczym od noża, nawet na jego prawym oku, które pulsuje z bólu... ledwo stoi na swoich nogach, ale nie wywraca się... cały krwawi, ale nie ma zamiaru pokazać dalszej słabości... chwiejnie się prostuje, ku zdziwieniu kobiety, która ponownie cofa się, widząc jak jej przeciwnik nie reaguje już bólem, a rykiem wściekłości, wręcz powodującym u niej drgawki... niczym ryk tygrysa, paraliżuje to brązowooką, która postanawia inaczej to rozegrać.

Lucian ogląda, jak wiedźma rozkłada czarne, pierzaste skrzydła i chyba zamierza odlecieć... nie pozwoli na to. Dokończy to, co zaczęła. Ignorując ból, skacze na kobietę, która odwróciła się od niego i chwyta jej skrzydła. Ta wzdryga się, jednak nie jest w stanie teraz uciec mężczyźnie, który skupia całą swoją siłę, aby wyrwać skrzydła blondynce... co idzie mu wyjątkowo łatwo, aż się przewraca, kiedy odchodzą one od ciała Nyks bardzo prosto.

Tina odchodzi na bok, kiedy rany od wyrywanych skrzydeł same się wygładzają, regenerują, a Lucian trzyma wyrwane części ciała... które... pulsują? Demon odrzuca je od siebie, widząc, iż dzieje się z nimi coś dziwnego. Od razu oddech mu przyspiesza, widząc jak pierzastym skrzydłom wydają się wyrastać chude, ciemne kończyny oraz potworne, ogromne pyski. Nowo powstałe potwory, z warczeniem oraz charczeniem, rzucając się na czerwonookiego. Nie jest w stanie się od podnieść, kiedy bestie wgryzają się w jego ciało- jedna odgryza sporą część jego boku, wylewając na wierzch jego organy, płynące wraz z krwią, gdzie drugi potwór chwyta jeden z jego ogonów, wyrywając go, wraz z kawałkiem kręgosłupa. Cała podłoga komnaty jest zalana już krwią demona, wypływająca z niego wręcz litrami... wśród tego stoi, niewzruszona tym Tina, oglądająca jak jej przeciwnik szamocze się, chcąc uwolnić się od tych bestii.

W jego dłoni pojawia się ostrze, gdy odcina głowę obydwu potworom. Rzuca je na bok, jak najdalej od siebie, zaraz po tym, podnosząc się z klęczek... jego rany powolnie się regenerują, ale nie dba o to. Skoncentrowany jest wyłącznie na jednym... na Nyks. Tylko ona się liczy... nic innego.

Podnosi Tina dłoń, aby spróbować rzucić kolejne zaklęcie, ale Lucian nie pozwala na to. Zamiast tego, samemu unosi dłoń i cała jego rozlana krew się unosi, oblewając brązowooką. Ta tylko zamyka oczy oraz usta, aby nic z tego się nie dostało na nią i wyciera twarz, szukając spojrzeniem demona... którego już przed nią nie ma. Ma dosłownie sekundę, aby zrozumieć, jaki plan na szybko mężczyzna przygotował.

Wpierw, czuje ona nacisk na swoje plecy, a zaraz potem paraliż na całym ciele, kiedy jej kręgosłup zostaje przełamany, a następnie ciało obce przechodzi jej tył jej klatki piersiowej, ostatecznie przebijając się przez całą jej klatkę piersiową, z jej sercem... czerwonooki dosłownie jej wyrywał serce od tyłu. Blondynka może zobaczyć swoje jeszcze bijące serce w jego dłoni, gdy wypluwa z ust krew, nie mogąc złapać tchu przez przesunięte płuca i przełamany kręgosłup. Mężczyzna zabiera swoją dłoń, a brązowooka opada bezwładnie, krztusząc się własną krwią, drgając bez kontroli... Lucian spogląda na nią, zabierając swoje włosy z twarzy i patrząc na serce kobiety... które dalej dziwnie bije... nie... nie bije ono, jakby było w ciele... w jego własnym sercu zaczyna drżeć od niepokoju, gdy widzi jak coraz mocniej organ się porusza w jego dłoniach, chociaż nie ma prawa tego robić.

Chcę odrzucić od siebie serce, jednak to się przykleiło do jego dłoni. Rozgląda się za swoją przeciwniczką i zauważa, iż nie leży ona tam, gdzie wcześniej... obecnie, siedziała przy schodach, mając kompletnie zregenerowaną klatkę piersiową. Opada ona na schody, ciężko z nich się wywracając... ale, nie ona ma obecnie najgorzej.

Na piętrze dochodzi do ogromnej eksplozji, gdy serce wybucha. Tina ogląda to z dołu, podczas gdy na jej plecach da się zobaczyć, jak regeneruje się jej kręgosłup... bierze głębszy wdech, czując jak jej nowe serce wchodzi na miejsce starego... miała szczęście, iż odgadła, co chce Lucian zrobić i w porę stworzyć własny plan... i widzi, jak ręka czerwonowłosego opada na parter, odczepiona od swojego właściciela... również krew mężczyzny skapuje z komnaty, na dół... wiedźma uspokaja swój oddech, czując się osłabiona... od dawna nie walczyła tak intensywnie, nie walczyła z nikim na swoim poziomie... i teraz widzi, iż nie jest to dobre dla niej... chyba musi poćwiczyć...

Zamyka oczy, opierając się o ścianę i jakoś gromadząc siły... chyba jej wystarczy chodzenia po tym miejscu... ma dosyć tych ruin, innych demonów oraz...

— Urgh... ugh!

Niespodziewanie, czuje ona czyjąś dłoń na swojej szyi i otwiera oczy. I widzi coś, na co prawie dech sama traci- odczepiona ręką Luciana, samoistnie, chwyciła jej szyję i ją dusi. Nyks chwyta ją, chcąc odczepić ją od siebie, ale jest zbyt słaba. Z przerażeniem w oczach, widzi jak z rozlanej krwi, powoli wyłania się jej oponent- jak jego kawałki wychodzą z ciemnej posoki, łącząc się powoli w jedną, wielką figurę. Natychmiastowo, Tina panicznie myśli, co teraz- zaklęcie raczej nie pomoże, siły fizycznej nie ma obecnie... robi jedyną rzecz, o jakiej może pomyśleć, inspirując się Lucianem.

Od pada w górę, czerwonowłosy może powstać- i jedną ręką się podpiera, aby zobaczyć, jak udało mu się chwycić wiedźmę... i od razu zostaje kopnięty w twarz. Opada na kamień, aby rozmazanym spojrzeniem zobaczyć, co się dzieje. I prawie krzyczy z irytacji, a jednoczesnego strachu, kiedy widzi, jak blondynka zdołała ocalić się od jego ścisku. Odłączyła własną głowę od swojego ciała- jej bezgłowe ciało jest połączone z głową tylko luźno zwisającymi kręgami, nerwami, żyłami... co nie znaczy, iż brązowooka takim ciałem nie może nic zrobić.

Jej ciało stoi prosto, robiąc magiczne symbole i ogniem z dłoni, próbuje spalić całą krew Luciana, aby nie dać mu się odtworzyć. Używając jednej dłoni, odsuwa się on jak najdalej od inferna, rozlewając przy tym więcej swojej krwi, którą brązowooka próbuje podpalić. Jednocześnie dłoń, która ściska szyję Nyks, jeszcze mocniej chwyta ją, chcąc odciąć jej kontakt z ciałem. Przy tym, z wylanej krwi, wychodzą kolejne dłonie, żałośnie próbujące chwycić wiedźmę, chcąc ją powstrzymać od dalszej magii. Obydwoje krzyczą, jak dookoła nich się dzieje prawdziwe piekło w Piekle- jak ledwo żywi oraz zdolni do ruchu, próbują się pozabijać w zupełności. Krzyczą jeszcze mocniej, gdy ogień w zupełności spala krew Luciana, a Tina zostaje odcięta od swojego ciała.

Ich wrzaski może usłyszeć całe Piekło...

Jakiś czas później, dwie grupy demonów, przybywają na miejsce ruin, gdyż nie było wieści od osób wysłanych tam... żadna z grup nie spotyka się, gdyż żadna nie istnieje, w tym samym świecie.

I jedna grupa odnajduje Tinę- z mnóstwem ran, połamaną szyją, lecz żywą... druga grupa, odnajduje Luciana, również żywego, lecz też mocno zranionego, wyraźnie poparzonego.

I nikt nie ma pojęcia, jak doszło do tego.

***

Chyba wystarczy nam wszystkim tyle krwi.
Bardzo chciałam zrobić coś piekielnego, więc macie.
Powiedzcie, ptysie, jak wam się podobało i jakie macie uwagi.
Na razie~!
~FunPolishFox

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top