Absolute Configuration
Kelly biegnie, tak szybko, że nikt nawet tego nie zauważa- Marksmania prawie od razu traci ją z oczu, ale dostrzega jej niebieskie włosy, gdy biegnie ona po schodach. Strzela ona w różny sposób, chcąc uchwycić błędny ognik w biegu, lecz Wilson jest za szybka... cały czas leci dla niej wolno, kiedy postanawia podbiec od Emily i zająć się nią, jako największym zagrożeniem obecnie.
I nie tylko one rzucają się do boju- Elizabeth i Harry wyciągają swoje pistolety, postanawiając pozbyć się pozostałych osób, na co i Karol oraz Marcin postanawiają odpowiedzieć ogniem, a raczej magią- szatyn macha dłonią i od razu pistolety ich przeciwników jakoś nie działają, co wykorzystuje sam Lis i Kołodziej. W dłoni zaklętego pojawia się rewolwer, którym strzela w nogi zielonookiej, na co on tylko odskakuje, nie dając się trafić, a przy tym podchodząc bliżej do szaroskórego. Pio, w tym czasie, ukrywa się za ladą jednej z kawiarni, chcąc uniknąć strzałów.
Elizabeth rzuca jednym ze swoich noży w szarookiego, na co on się odsuwa, przerywając ostrzał, lecz prędko znów strzela, zaraz ponownie robiąc uskok, aby uniknąć noża, który wbija się w podłogę. Chwyta go, rzucając go ponownie w stronę samej szatynki, która łapie go w powietrzu, i natychmiastowo rzuca kilkanaście więcej noży, na co już brązowowłosy pozwala, by wszystkie nożyki odbiły się od jego stalowej skóry. Karol, tymczasem, podbiega bliżej do Kanibala, chcąc go zaatakować przy pomocy swoich mocy, na co sam niebieskooki tylko marszczy brwi, wyciągając noże myśliwskie... obaj biegną w swoją stronę, gotowi na atak... który nie następuje ze strony szatyna. Na twarzy dziewiętnastolatka maluje się panika, kiedy widzi jak jego oponent dalej stoi spokojnie, a do tego kieruje nóż w jego stronę. Przez to, nerwowo tylko uchyla się i używa pierwszej rzeczy, którą miał pod ręką- gaz pieprzowy.
Pryska go wprost na oczy brązowowłosego, który jedynie zaciska usta, cofając się, by prędko ponowić swoją szarżę na Lisa. Karol próbuje jeszcze raz psiknąć gazem, ale zostaje zadźgany w nadgarstek i kopnięty w brzuch, przez co upada na ziemię. Odczołguje się na bok, nim nóż trafi w jego gardło. Jego kłopoty dostrzega szarooki, który kolejny strzał kieruje w stronę Kanibala- kulka od jego rewolweru przelatuje koło głowy Harry'ego, na co on nie zwraca uwagi... a Lis już tak- wykorzystuje chwilę nieuwagi swojego przeciwnika, by samemu strzelić z podłogi, kolejne kilka pocisków, które przelatują dookoła Kanibala. Zaraz po wystrzale, Harcerz osłania dłonią swoją twarz, zanim Elizabeth nie wbije mu w oko noża. Rewolwerem ledwo udaje mu się zablokować jej ataki nożem, cały czas też próbując ją zastrzelić jakkolwiek- wyglądają, jakby tańczyli, kiedy zaklęty w broń blokuje ataki, a szatynka unika jego strzałów, które przelatują obok niej. Brązowowłosy z trudem podtrzymuje tempo, gdyż kobieta jest od niego silniejsza oraz szybsza, jedynie jego refleks go ratuje od dostania nożem.
Za to Karol radzi sobie niewiele lepiej, rozumiejąc, że magią nie uda mu się tak łatwo ograć przeciwnika... co nie znaczy, iż nie zamierza spróbować jeszcze tego. Ignoruje dalszą walkę z Harry'm, podnosząc się i biegnąc do swojego partnera.
— Marcin, przygotuj się na destrukcję...!— woła Lis, wyciągając z kieszeni jakąś karteczkę. W tym samym czasie, samemu musi unikać też strzałów z kulek od nastolatka, który zdążył w czasie jego ucieczki naprawić swój pistolet.
Słysząc to, szarooki spręża swoje siły, by ostatecznie odepchnąć od siebie Elizabeth, na co ona jeszcze bardziej żwawo stara się go zabić- słysząc okrzyk niebieskookiego wie, iż szykuje się coś mocnego i nie zamierza do tego dopuścić. Ale, ona na magię nie jest odporna- zostaje odepchnięta przez niewidzialną siłę na podłogę, a Kołodziej i Lis doskakują do siebie, wiedząc, że w pojedynkę nie dadzą sobie rady.
Szaroskóry podaje niebieskookiemu jeden ze swoich rewolwerów i dziewiętnastolatek nakleja na niego karteczkę, którą wyciągnął. I tak, natychmiastowo Harry wraz z szatynką chowają się za ladę jednej z kawiarni, kiedy przed Marcinem pojawia się karabin maszynowy. Lis osłania sobie uszy, jak Kołodziej strzela, chcąc w ten sposób pozbyć się problemu.
W czasie trwania tego wszystkiego, Pio zdążył wyjść ze swojej kryjówki- wyczuwa on medalion i samemu rozumie, że tamci ludzie też go chcą... to go odnajdzie jako pierwszy- mając przewagę w takiej postaci, sądzi, iż oponenci będą zmuszeni dostosować się do jego zasad... wskakuje on na schody, omijając przy tym wszelkie walki, wierząc, że jego przyjaciele dadzą sobie radę. Przy tym, może zobaczyć, co się dzieje z Kelly.
A Wilson, jakby w zwolnionym tempie, biegnie w stronę Marksmanii- czas wydaje się dookoła niej zwalniać, jak dookoła siebie widzi nadlatujące kulki i unika ich, wykonując swój parkour. Mimo swojego doskonałego wzroku, Blake nie jest w stanie nadążać całkiem za ruchem niebieskowłosej- nie potrafi trzymać cały czas wzroku na kimś poruszającym się tak szybko. Dlatego, zanim zdąży zmienić własną pozycję, zostaje uderzona, z pięści, prosto w twarz- wręcz ma wrażenie, iż coś jej się w szczęce przestawia, kiedy upada ciężko na podłogę, upuszczając przy tym snajperkę. Zbiera ją prędko niebieskowłosa, zapalając broń i rzucając gdzieś daleko. Jak brązowowłosa się powoli zbiera, wstając, to Wilson już chce jej bardziej dokopać, by się nie pozbierała, ale przerywa jej okrzyk Kreatora:
— Cowabunga...!
Błędny ognik odwraca się w jego stronę, od razu otwierając szerzej oczy. Widzi ona, jak haker trzyma granatnik, z którego zaraz też strzela, w stronę reszty walczących. Natychmiastowo czas ponownie zwalnia dla niej, gdy wskakuje na barierkę i z niej skacze w stronę granatu... chwyta go w powietrzu, by zaraz rzucić nim w szklany dach galerii, z całych sił. Granat rozbija szkło i wybucha on nad budynkiem.
W otoczeniu szkła i prochów, upada ona na parter, aby dostrzec najbliższy kiosk i wskoczyć na jego dach. Z tego kiosku, skacze ona na piętro, chcąc dostać się do blondyna i powstrzymać go od dalszego ostrzału. Nie dostrzega ona w tym czasie, iż Blake pozbierała się i ma więcej broni- gdy niebieskowłosa skacze na barierkę, to jej noga zostaje trafiona pociskiem Marksmanii. Udaje jej się chwycić barierkę i wskoczyć za nią, aby uniknąć dalszego ostrzału, ale zdecydowanie jest spowolniona, co postanawia wykorzystać Kreator, stojący niedaleko przed nią.
— Jak to mówią w Chinach- Arrivederci...!— oznajmia zamaskowany, celując w złodziejkę, ale nawet nie przykłada palca do spustu, gdy ktoś jeszcze dołącza się do walki, kto cały czas biegł, mocno skulony.
Kreator słyszy za sobą warknięcie i jak tylko lekko się odwraca, w jego odsłonięty nadgarstek wbija swoje kły Pio- mały wilkołak gryzie hakera, by ten puścił swoją broń. Kreator nie był w żaden sposób przygotowany na taki atak i to jeszcze tak bolesny... ma wrażenie, iż czarnowłosy właśnie miażdży mu nadgarstek swoimi zębami. Wydaje z siebie krótki pisk bólu, gdy jego dłoń automatycznie zaciska się mocniej na broni. Nawet nie szarpie się, jego mózg nie potrafi chwilowo zareagować na nic, przez ból. I na nogach staje Kelly- chociaż ma nieco osłabioną nogę, to nie pierwszy raz, gdy jest postrzelona. Nieco wolniej, podbiega do hakera, dając mu kopa prosto w twarz, z półobrotu. Żółtooki puszcza blondyna, który opada na ziemię, wreszcie też puszczając granatnik. Wilson prędko bierze i broń, i chłopczyka, wbiegając z nim do jednego ze sklepów, by tam się ukryć od ostrzału Emily.
Dziesięciolatek skupia wszelkie swoje wilcze siły, aby trochę granatnik połamać i sprawić, aby nie był używalny... za to niebieskooka skupia się na swojej ranie- z miejsca postrzału wylatuje ogień, gdy też owija je ona kawałkiem szmatki leżącej w sklepie.
— Wracamy do reszty ekipy, potrzebujemy nowego planu.— stwierdza błędny ognik, a Monroe jej potakuje. Bierze ona chłopca pod pachę i biegną przez galerię, z powrotem do miejsca, gdzie jest reszta walczących.
Kołodziej nie przerywa ostrzału swoim karabinem, coraz bardziej niszcząc ladę, za którą ukrywają się jego oponenci... nie mogą siedzieć tam wiecznie. Czego też nie robią- w pewnej chwili, Harry wyłania się zza lady, mając własny karabin szturmowy. Harcerz nie przerywa ostrzału, gdy sam jest pod nim... Karol tylko zakłada mu na szybko specjalne gogle, nim chowa się za swoim chowańcem, który nie reaguje na strzały, odbijające się od jego stalowej skóry. Próbuje wystrzelić Kanibala, ale jakby jest to niemożliwe- wszystkie jego kulki wydają się omijać bliznowatego, jedynie niszcząc ścianę za nim. Elizabeth tylko ukrywa się za Harry'm, cały czas mając przy sobie drugi karabin, wymieniając się z niebieskookim bronią i uzupełniając mu amunicję. Obecny ostrzał tylko pokazuje, komu szybciej wykończy się amunicja- Lis próbuje się wydostać spod ostrzału i użyć mocy, aby dać więcej pocisków przyjacielowi, ale jak tylko spróbuje wyjść poza bezpieczną strefę, to Kanibal strzela w niego.
Takowa wymiana pocisków trochę trwa, gdy wreszcie obydwu walczącym kończą się pociski, jak przewidziano- a przynajmniej, kończą się one Marcinowi. Harry dalej strzela, szczególną uwagę skupiając na oczach, uznając je za słaby punkt szarookiego, skoro je zakrył. Gdy teraz to Kołodziej oraz Lis są pod ostrzałem, to szatyn używa swojej magii raz jeszcze- na chwilę wychodzi przed szaroskórego, aby rzucić na ziemię znowu jakąś karteczkę. I na miejscu karteczki, powstaje drewniana ściana, zrobiona jakby z drewnianej podłogi galerii. Niebieskooki opiera się o nią, sprawiając że wszelkie pociski zaraz znikają, gdy trafiają w ścianę. Oddycha przy tym szybciej, pocąc się... też sam zaklęty w broń jest mocno spocony, gdy jego karabin znów zmienia się w rewolwer.
— Cholera... są bardziej przygotowani niż myślałem...!— stwierdza Marcin, poprawiając swoje gogle.
— Nie mów... skąd oni tyle amunicji mają...?!— warczy szatyn, by zaraz wydać z siebie kolejne warknięcie, gdy skupia się jeszcze bardziej.
Zaraz do nich doskakuje Kelly z Pio, a po drugiej stronie, do walczących przychodzi Kreator oraz Marksmania.
— Bandaż dajcie! I zastrzyki! Wścieklizny od tego dziecka lasu dostanę...!— krzyczy blondyn, trzymając kurczowo swój krwawiący nadgarstek. Oglądając go, w duchu lekko się cieszy, że dzieciak celowo musiał uniknąć ważnych naczyń krwionośnych- inaczej, haker miałby poważny problem... przynajmniej teraz, wie, co inaczej musi jego grupa zrobić...
— Musimy zmienić pozycję... już!— rozkazuje Elizabeth, gdy widzi, że kończy się amunicja jej współpracownikowi.
Kanibal kończy ostrzał i obie strony uciekają w swoje kierunki- chowają się w różnych sklepach, zbierając swoje siły oraz zmieniając strategię... a przy tym też, dbając o swoje rany.
— Ten koleś... nie mogłem użyć na nim magii...! W żaden sposób...!— narzeka Karol, gdy używa swoich mocy, aby pozbyć się rany z nogi błędnego ognika.
— Też nie mogłem go trafić... jakby sam miał jakieś specjalne czary...!— zauważa Kołodziej, na chwilę ściągając swoje gogle.
— W takim razie, ja się nim zajmę... tamta snajperka powinna być łatwa do załatwienia, po moim uderzeniu, ten typ z maską też...— uznaje Wilson, przypominając sobie swoje walki.— Pio, ty idziesz po medalion... jak tylko go znajdziesz, wychodzimy stąd...
— Okej...!
W tym samym czasie, szatynka opatruje nadgarstek Kreatora, gdzie Kanibal pomaga nastawić szczękę Blake... mimo tych zranień, ta grupa nie jest aż tak wymęczona, jak ich przeciwnicy i o wiele szybciej zbierają się do siebie.
— Musimy natychmiastowo zająć się... tą niebieskowłosą...— od razu mówi Emily, z lekkim trudem. W kącikach jej oczu, widać łzy bólu, ale powstrzymuje się ona od płaczu.— Jest ona za szybka, nawet dla mnie... nie dam jej rady... trafiłam ją... tylko dlatego... bo miałam szczęście...
— To ja ją wezmę... raczej mi niewiele zrobi... ale za to ty weźmiesz tego szaroskórego.— proponuje niebieskooki i niebieskooka potakuje na to, jako znak zgody.
— To został dzieciak oraz tamten szatyn... raczej powinnam się zająć nimi bez trudu... a ty dokąd idziesz...?!— chce wiedzieć Elizabeth, widząc jak haker wstaje, zaraz po opatrzeniu... nie odpowiada jej on, bo sama dostrzega, o co chodzi- dokładniej, po balkonie pierwszego piętra widać, jak Karol oraz Pio biegną w stronę restauracji.
Obie grupy wychodzą sobie na spotkanie i natychmiastowo ponownie dochodzi do starcia- Kelly, jak tylko widzi Kanibala, biegnie mu na spotkanie a on jej. Nawet nie wyciąga pistoletu, wiedząc, iż nie ma to większego sensu- zamiast tego, ma w pogotowiu nóż myśliwski. Z biegu, niebieskowłosa stara się go uderzyć, na co on tylko odsuwa się na bok, by zaraz zablokować jej kolejne ataki- chociaż atakuje ona bardzo szybko, to nie są to silne ciosy. Pozwala on jej wykonać falę ataków, aby wykorzystać moment, gdy zmienia taktykę- jak tylko chce ona spróbować kopnięcia z półobrotu, unika on tego, by chwycić ją za kostkę i pozbawić równowagi. Kiedy błędny ognik wydaje się wywracać, próbuje on kopnięcia kolanem prosto w twarz, ale oponentka nie daje się tak łatwo- dłonią odpycha się od bliznowatego, używając do tego jego kolana. Odzyskuje równowagę, stając prosto. Kanibal nie daje jej sekundy spokoju- zamachuje się na nią kilkakrotnie nożem, z lewej, prawej, z dołu, góry, nawet przy jednym cięciu robiąc piruet i nogami chcąc podciąć Wilson, która jedynie na to podskakuje do góry, skacząc na nastolatka, by uderzyć go w twarzy, z lewej strony, gdzie gorzej widzi.
Gdy tamci biją się na pięści, Emily oraz Marcin stają naprzeciwko siebie, od razu też strzelając- Emily próbuje wystrzelić gogle zaklętego w broń. Biega ona, wydając się strzelać w przypadkowe miejsca, gdzie dokładnie planuje ona tor swoich pocisków- i wszystkie one w jakiś sposób lądują na stalowej skórze szarookiego, który cały czas zaciska usta, chcąc wystrzelić oponentkę. Biegają oni dookoła centrum galerii, strzelając do siebie, wręcz w deszczu pocisków, które albo odbijają się od siebie, albo nie trafiają w żaden znaczący sposób. Brązowowłosy bez trudu dostrzega, iż w tej walce nie ma żadnej przewagi, gdy kolejny i kolejny raz, dziewiętnastolatka strzela w niego, trafiając zaraz obok gogli. On strzela prosto w nią, ale albo jego pociski zostają odbite, albo nie trafia. Z trudem oddycha, lecz nie otwiera ust, wiedząc, iż pewnie nałykałby się pocisków. Zamiast tego, postanawia inaczej podejść do sprawy- biegnie w stronę Marksmanii, by walczyć z nią wręcz, nie z dystansu. Niebieskooka dostrzega to, cały czas trzymając dystans między sobą a zaklętym, woląc nie ryzykować walki wręcz. W trakcie tego, oboje kątem oka patrzą na to, co dzieje się z ich partnerami.
Kelly wskoczyła nastolatkowi na plecy i nogami oplata go, by ten jej nie zrzucił. Brązowowłosy, na ślepo, wbija jej nóż między żebra, na co ta wsadza mu rozgrzany palec w zranione oko. Kanibal tylko zaciska swoją wargę aż do krwi, chwytając złodziejkę za jej ubrania i z całych sił zrzucają ją z siebie na podłogę. Ta tylko odskakuje, by ponownie stanąć prosto, mimo noża wbitego w jej bok. Stoi ona chwilę, wyciągając nóż, a miejsce jej zranienia wydaje się dymić.. tę chwilę wykorzystuje brązowowłosy, wyciągając pistolet i strzelając w przeciwniczkę. Ta tylko cofa się, zamachując również nożem i pocisk opada na ziemię. Rzuca ona nóż w dal, by zaraz zacząć robić kółka dookoła niebieskookiego, który też nie jest w stanie nadążyć za nią wzrokiem, tylko wyczekując momentu, gdy będzie mógł strzelić w nią... moment ten następuje, jak ta wreszcie wbiega w niego, korzystając z nabytej prędkości. Rozlega się strzał, kiedy ten brązowowłosy zostaje uderzony w brzuch. Upada on mocno na podłogę, kaszląc krwią, podczas gdy błędny ognik cofa się, też ledwo łapiąc oddech. Zakrywa dłonią ranę postrzałową na brzuchu, by zaraz wyciągnąć coś z kieszeni- jedną z karteczek Karola. Nakleja ją na swoją ranę i chwilowo przestaje ona krwawić... przyda się to, ponieważ bliznowaty wstaje, nieco trzęsąc się, ale wstaje, gotowy na więcej... już zrozumiał, jak Kelly działa... i dopóki może oddychać, nie da jej się pokonać.
Gdy w centrum wszyscy walczą, Karol oraz Pio biegną przez pierwsze piętro, aby dotrzeć do restauracji, a następnie do parku zabaw dla dzieci. Gdy obydwaj biegną między wywróconymi stolikami, obok głowy Pio przelatuje nóż do rzucania- Elizabeth oraz Kreator są na ich tropie. Będąc zaraz przy parku, wilkołak przeskakuje barierki blokujące przejście, a szatyn staje, informując dziesięciolatka o swoich zamiarach:
— Idź dalej...! Ja sobie poradzę z ni... bleh...
Nie kończy, gdy nóż zostaje mu wbity wprost w gardło. Czarnowłosy nie dostrzega tego, dalej biegnąc, czując coraz mocniej zapach medalionu... gdy niebieskooki opiera się o barierki, czując metal w swoim gardle, obok niego przeskakuje Kreator, w ślad za Pio. Tymczasem szatynka zostaje w tyle, postanawiając upewnić się, iż magiczny chłopak umiera. I dobrze robi-nóż, który rzuciła w niego, z brzdękiem upada na ziemię, a po ranie nie ma już śladu, gdy Lis stoi prosto.
— Pokaż, co masz, dziwko.— rzuca jej wyzwanie dziewiętnastolatek, a była agentka przyjmuje je. Rzuca w niego jeszcze kilka razy, ale wszystkie unikają niebieskookiego, który stoi, pewny siebie. Wykonuje on gest dłońmi, pukając mocno noga w podłogę i zaraz panele dookoła kobiety robią się bardziej delikatne, kiedy zmieniają się w materiał i związują ją mocno, usidlając ją w jednym miejscu oraz krępując ruchy. Karol tylko uśmiecha się na to głupio, podchodząc bliżej do zielonookiej.— I tyle masz z walki ze mną...! Nikt nie jest zdolny pokonać mnie, najlepszego, najpotężniejszego... AAAAAAAAAAA!
Słychać ten pisk ze strony niebieskookiego, kiedy staje zbyt blisko twarzy szatynki i ta chwyta zębami jego nos. Gryzie go jak najmocniej może, nawet odgryzając czubek, na co szatyn cofa się, dalej wydzierając się z bólu, gdy krwawi on mocno. Elizabeth wyszarpuje się z więzów ją trzymających, aby następnie wykorzystać swój moment- uderza ona mocno Lisa w brzuch, aż ten prawie wymiotuje, a następnie daje mu kopniaka w twarz, sprawiając że ten ląduje na kilku wywróconych stolikach. W głowie mu się kręci, jak i robi mu się ciemno przed oczami, ale zaraz dochodzi do siebie, osłaniając się najbliższym krzesłem, przed strzałem. Wstaje on z trudem, zasłaniając swój nos, używając magii, aby powstrzymać krwawienie i go naprawić... oddycha z coraz większym trudem, jak i ledwo stoi, ale nie ma czasu na to, musząc uciekać od swojej oponentki, która zdecydowanie jest lepsza od niego.
Pio wbiega do rusztowań dla dzieci, wyczuwając zapach medalionu tutaj- nie jest pewien, czemu medalion miałby by być tutaj, ale ufa swoim zmysłom. Haker biegnie przed rusztowania i patrzy na nie z obrzydzeniem, zdając sobie sprawę, ile zarazków musi tam być. Jednakże, nie ma on czasu na takie rozmyślania, musi wykonać plan, jaki ma. Zatem, też wbiega do rusztowań, będąc nieco za dużo na nie, ale wystarczająco chudym, aby się jakoś przeciskać. Podąża on w ślady za wilkołakiem, który na końcu jednego z tuneli, odnajduje medalion- leży on tam, najwyraźniej pozostawiony, z jakiegoś powodu. Gdy chce już chwycić amulet, to przed nim wyskakuje Kreator, kopiący go wprost między oczy. Blondyn zabiera medalion, biegnąc przez rusztowania, zostawiając dzieciaka w tyle... a przynajmniej, niech dziesięciolatek tak myśli. Słyszy jak żółtooki warczy i biegnie za nim, wyraźnie zdenerwowany za tego kopniaka. Haker zjeżdża przez zjeżdżalnię prosto do basenu z piłeczkami, mogąc w nim na spokojnie stać, do połowy ud, a Pio zjeżdża za nim, szczerząc swoje wilcze zęby. Chłopiec ma większą trudność, aby poruszać się w piłeczkach, a mimo to, skacze na hakera, który już jest gotowy na to.
Mały wilkołak szeroko otwiera usta, więc z łatwością, wpycha mu nie blondyn jedną z piłeczek, z basenu. Zdążył dostrzec i obliczyć, że chłopiec piłeczkę może połknąć, i się nią zadławić, więc z tego skorzystał. I jak oczekiwał, dziecko kaszle, osuwając się w basenie. Sam Kreator zostawia dzieciaka samego sobie, wychodząc z basenu, też wiedząc, że to może nie być koniec.
I nie jest to koniec, gdy ponownie słyszy za sobą warczenie. Nie musi się odwracać, aby wiedzieć, iż jest zagrożony, słysząc dźwięki krztuszenia się oraz wypluwania czegoś... ale nie jest też sam.
Elizabeth dostrzega z oddali, iż jej szef jest zagrożony, widząc za nim ogromnego, większego niż normalnie, czarnego wilka. Od razu chwyta Karola, całego zakrwawionego i rzuca nim w wilka, gdy ten kundel chce rzucić się na hakera. Dziewiętnastolatek trafia w wilka i obydwoje wpadają do basenu z piłeczkami. Zielonooka wchodzi na teren placu, gotowa na dalszą walkę, mając dłonie i usta we krwi. Kreator już chce się do niej odezwać, lecz zostaje pociągnięty w stronę piłeczek i wpada w nie, gdy niewidzialna siła go pociąga. Z samego basenu wypada Pio, dalej w postaci wilka, biegnąc w stronę szatynki, szczerząc zęby i jeżąc swoje futro. Była agentka tylko odskakuje na bok, unikając kłów wielkiego wilka i wyciągając swój pistolet. Strzela w tego psa, ale wydaje się to nie działać na niego... jakby miał za twardą skórę. A Pio jedynie szczeka na nią, ponownie rzucając się na nią, zamierzając ją zagryźć. Ta tylko dalej odskakuje, biegnąc między stoliki dla dzieci do rysowania- nawet nie ma zamiaru próbować biec szybciej niż zwierzę, gdyż jedynie straciłaby energię. Zamiast tego, musi wymęczyć tego kundla. I tak, rzuca w niego stoliki oraz krzesła, też manewrując między nimi, by jakkolwiek rozproszyć dziecko. Dziesięciolatek jest dość twardy- nieważne, co się w niego rzuci, nie jest zdezorientowany na długo, jest wręcz ustawiony, na to, aby dopaść zielonooką.
W tym samym czasie, gdy to się dzieje, Kreator i Karol szarpią się, w basenie dla dzieci- haker oraz Lis nie zamierzają oddać sobie medalionu i szatyn uderza hakera w jego maskę, też zaraz kopiąc go kolanem między krocze... walka jest nieco jednostronna, gdyż blondyn jest słabszy od niebieskookiego, który rzuca nim w dal, zabierając medalion. Chociaż Lis jest mocno osłabiony, to dalej bije mocno, nie zamierzając się dać... i działając dokładnie tak, jak przewiduje Kreator, który klika coś w swojej masce.
Elizabeth przeskakuje przez wilka, wykorzystując kolejną chwilę jego nieuwagi i wbiega w jeden z tuneli dla dzieci. Wilkołak próbuje wepchnąć się tam, ale ma zbyt wielką formę, przez co jedynie szczeka na zielonooką, jakby złorzecząc na nią. Ta tylko wbiega dalej, zmuszając go do zmiany swojej formy z powrotem na ludzką, aby mógł iść za nią, co też robi. Gdy tylko są na nieco bardziej otwartym miejscu, to naskakują na siebie- szatynka z nożem, a chłopiec z kłami oraz pazurami. Od razu Pio rzuca się na jej gardło, na co ta blokuje atak swoim przedramieniem. Monroe wczepia swoje kły w nie, a ta postanawia wbić mu nóż w głowę, co nie udaje się- nóż jedynie odbija się, zatem zielonooka jedynie daje dziecku z główki, aby ją puścił. Żółtooki robi tak, a ta rzuca się na niego, przygniatając go swoją masą, by zaraz uderzyć go w twarz- skoro nie może dzieciaka pozbyć się bronią, to zrobi to pięściami... i musi przyznać, dziecko jest mocne- blokuje większość jej ataków, a nawet zrzuca ją z siebie.
Podczas tego, niespodziewanie Harry oraz Marksmania przerywają swoje walki- obaj czują, jak ich komunikatory od Kreatora brzęczą... to znaczy, iż muszą do niego iść... słyszeli strzały ze strony restauracji, to znaczy, że tam musi on być. Kanibal odrzuca raz jeszcze od siebie Wilson, oddychając już ciężko- Kelly to trudny przeciwnik i ledwo już może stać... dlatego, mając już znak od szefa, cofa się powoli, by zaraz biec w stronę hakera. Podobnie robi Emily- po wystrzeleniu kolejnych kilku strzałów, też biegnie za swoim współpracownikiem, omijając zaskoczoną Kelly, która sama początkowo nie pojmuje, o co chodzi... ale, mimo zmęczenia, wyłapuje, co się dzieje.
— Marcin! Za nimi, biegnij...! Nawet nie walcz, tylko biegnij...!— wydziera się, resztkami sił, błędny ognik, by samej ruszyć w pogoń. Zaklęty w broń, mając już na swoim ciele kilka śladów po odbitych kulkach, też resztkami sił biegnie do placyku zabaw.
Elizabeth odrzuca od siebie Pio, gdy ten odgryza jej palec, a Karol rzuca Kreatorem, z wrzaskiem, na drugi koniec basenu. Szatyn wyczołguje się z baseniku, czując jak kręci mu się w głowie. Potrzebuje on chwilę usiąść, aby coś wyciągnąć z kieszeni płaszcza... a jest to strzykawka, ze specjalnym płynem w środku... musi jeszcze pomóc Pio... musi jeszcze stanąć... wbije sobie igłę w żyłę na dłoni, oddychając mocniej... użyje magii, aby pozbyć się tamtej dziwki i załatwione... już czuje, jak wzrok robi mu się ostrzejszy i jak może normalnie stanąć. Jak wróci do domu, to idzie spać. Widząc, jak zielonooka wychodzi z rusztowań, już wyciąga własny pistolet, aby ją zastrzelić...
— KAROL, UWAGA...!
Okrzyk Kelly budzi go i wskakuje od razu do basenu, unikając przy tym kulki. Dostrzega, jak na miejscu przybiega Blake i wścieka się. Bez namysłu biegnie w jej stronę, gotowy się z nią pobić, gdyż nie ma zamiaru znowu dać jej strzelać. Też Pio, wychodząc za Elizabeth, pierwsze kogo widzi to Harry- i od razu stwierdza on, że to oznacza, że coś Marcinowi się musiało stać, skoro jego nie widzi. Wilkołak ignoruje kompletnie zielonooką, aby pobiec w stronę Kanibala. W trakcie tego, zmienia się w wilka i wszelkie strzały niebieskookiego nic mu nie robią, zatem może on bez trudu doskoczyć na niego. Elizabeth chce spróbować zaradzić cokolwiek w tej sytuacji, ale na nią naskakuje Kelly, kopiąc ją prosto w klatkę piersiową.
Szatynka cofa się, ale stoi prosto... krwawienie, uderzenia, zadrapania, ugryzienia nic jej nie robią. Obwiązała tylko ranę po palcu kawałkiem ubrania i jest gotowa bić się dalej. Nie uchodzi to uwadze Wilson, równie zdeterminowanej. Obie kobiety rzucają się na siebie- niebieskowłosa próbuje dać lewego sierpowego, ale jej ręka zostaje chwycona przez szatynkę i wykręcona, by też złodziejka została rzucona na podłogę. Niebieskooka tylko chwyta nogę oponentki, by ją wywalić, co była agentka wykorzystuje- pozwala sobie opaść na podłogę, aby samej chwycić nogę Wilson i dosłownie podnieść oraz znowu rzucić na podłogę. Niebieskooka uderza twarzą o podłogę, ale nie zamierza się poddać- obraca się na plecy, wydostają swoją nogę i kopiąc w twarz przeciwniczki. Następnie, samej wstaje szybciej od niej, by ponownie dać jej kopniaka w twarz, a potem podnieść ją i przywalić jej z główki. Elizabeth tylko cofa się na to, a na dłoniach błędnego ognika, da się zobaczyć płomienie. I teraz, Kelly stara się uderzyć była agentkę i przy tym ją poparzyć, ale szatynka się nie zamierza dać- unika ciosów, blokując je przedramionami, uważając na płomienie... może zobaczyć, że po kontakcie z nimi, ma na ubraniach ślady. Gdy Wilson znowu chce ją uderzyć, na co ta blokuje ją krzesłem i złodziejka je odpycha na bok. Za to tylko dostaje uderzenie w twarz, na co warczy i chwyta Elizabeth za gardło, przygwożdżając ją do ściany. Przez kołnierz swojego swetra, zielonooka może czuć gorąco z dłoni błędnego ognika, gdy ta kilkakrotnie uderza ją w twarz, wręcz już powodując krwawienie z nosa. Szatynka postanawia zaryzykować i otwiera usta, chwytając płonący kciuk niebieskowłosą i odgryzając go. Niebieskooka tylko wydziera się, cofając się- z jej rany, po kciuku, leci dym, gdy płomienie hamują też krwawienie... co daje więcej szans dla Elizabeth, która dalej bije Wilson.
Harry'emu nie idzie tak dobrze z Pio- wilkołak doskoczył do niego i teraz zwyczajnie wyżywa się na nim. Żadna z jego broni nie działa, a wyjątkowo dzieciak w postaci wilka ma więcej siły od niego. Żółtooki szarpie nim, rzuca, gryzie go jak może, szczególnie próbując dogryźć mu się do gardła- i niebieskooki, ledwo, jest w stanie powstrzymać go od tego, trzymając jego szczęki z dala od swojego gardła. Kiedy to się nie powodzi, dziesięciolatek jakby wpada w furię, miotając brązowowłosym, gryząc go we wszelkie inne miejsca. Nieważne, jak bardzo nastolatek chce się podnieść, wilk skacze na niego, maltretując go, nawet ma niebieskooki wrażenie, iż zaraz urwie on mu jakąś kończynę.
Za to Marksmania ma bardzo łatwo z Karolem- dziewiętnastolatek jest tak rozkojarzony, że nie potrafi dobrze skorzystać ze swoich mocy i innych zdolności. Odpycha on wszelkie pociski lecące w jego stronę, samemu też próbując zastrzelić Emily, lecz nie jest aż tak dobry jak Marcin, zatem nawet żadna jego kulka nie ląduje blisko Blake. Po paru momentach wymiany strzałami, szatyn postanawia zwyczajnie pobić dziewiętnastolatkę, co też mu nie bardzo wychodzi- bierze on jeden z noży, które rzuciła Elizabeth i próbuje zadźgać brązowowłosą w brzuch. Ta tylko odsuwa się, chwytając jego nadgarstek i wykręcając go, by zaraz zbliżyć go do siebie i kolanem kopnąć go w brzuch. Lis ma mroczki przed oczami, zdając sobie sprawę, że raczej nic mu już nie wyjdzie i myśląc panicznie, co teraz... i dostrzega on Marcina, gdy dostaje pięścią prosto w twarz. Szaroskóry potrzebował więcej czasu, by dotrzeć do strefy restauracji.
— Weź to i dzwoń po Asmo...!— wydziera się niebieskooki, postanawiając skorzystać z tego, co pierwsze przyszło mu do głowy. Wyciąga z kieszeni medalion i rzuca nim w Kołodzieja, który od razu biegnie w stronę, gdzie medalion może wylądować... ale Emily ma inne plany.
Strzela w medalion, zmieniając trajektorię jego ruchu i ktoś zaraz biegnie po tę błyskotkę- a jest to Kreator, który po dostaniu batów od Karola, odpoczął chwilę i teraz biegnie po medalion. Jako, że jest on mniej zraniony, biegnie szybciej od Harcerza i jako pierwszy chwyta go. Szarooki tylko krzywi się na to, bez trudu zabierając hakerowi medalion i już chcąc też go pobić, lecz zbyt wiele rzeczy dzieje się naraz na to.
Gdy Harry ponownie zostaje rzucony na podłogę przez Pio, ląduje niedaleko swojego pistoletu... wie, iż nic nie zdziała przeciwko wilkołakowi, zatem postanawia inaczej działać- gdy Kelly staje w miejscu, ponownie uderzona przez Elizabeth, strzela on w jej głowę. Wilson nie może uniknąć tego ataku, z powodu skupienia na swojej przeciwniczce i kulka przelatuje przez jej głowę. Widać jak otwierają się jej szerzej oczy, gdy też całe jej ciało zmienia się w dym oraz płomień- Elizabeth osłania twarz rękoma na to. W miejscu samej złodziejki, pozostaje jedynie błękitna kulka, wydająca się płonąć. Widząc to, Lis wydziera się, jakby z frustracji, chyba chcąc coś też zrobić, ale nie może- również zostaje postrzelony prosto w głowę i to kilkakrotnie, przez Marksmanię, i jego ciało opada ciężko na ziemię.
Pio jedynie wydaje z siebie skomlenie, wyraźnie będąc zdezorientowanym przez nagłą "śmierć" swoich towarzyszy, a Marcin staje w miejscu, widząc jak krytyczna robi się sytuacja. Moment szoku czarnowłosego nie zostaje zostawiony sam sobie- zielonooka kopie wilka w twarz, na co ten ponownie wydaje z siebie skomlenie. Zaraz też Harry kopie wilka i też dołącza się do tego Emily- rozkojarzony oraz osaczony wilkołak nie bardzo się broni, więc zostaje skopany. Kołodziej, widząc jak jest na przegranej pozycji, biegnie w stronę przeciwników, przy tym też wydając pewną deklarację:
— Zostawcie go! Dam ten durny medalion, tylko zostawcie go...!
I podbiega do barierek, rzucając przez nie medalion. Z brzdękiem, ląduje on na podłodze i trójka pracowników Kreatora zostawia Pio... są spoceni, zmęczeni i definitywnie zranieni mocno, patrząc na równie zmordowanego zaklętego. Po paru chwilach ciszy, bez słowa oni biorą medalion i odchodzą, zostawiając szaroskórego samego- wiedzą, że i tak czy siak, nie ma co go zabijać, skoro sam się poddaje... brązowowłosy od razu podbiega do Pio, klękając przy nim... chłopiec zdążył zmienić się znów w człowieka i kaszle krwią, mając sporo siniaków na ciele.
— Cholera, cholera, cholera...! Wiedziałem, że nie powinniśmy cię, w ogóle, brać dzisiaj...! To przeklęte uczucie było właściwe...!— panikuje szaroskóry, ściągając z siebie mocno wyniszczoną kurtkę i owijając w nią chłopczyka. Dziesięciolatek tylko zwija się lekko z bólu, słabym oraz cienkim głosem zadając pytanie:
— A... g... gdzie moja... czapka...?
— Poszukamy jej, nie martw się... jak tylko Karol wróci i cię wyleczy...— obiecuje Kołodziej, z łagodnym tonem, aby odwrócić się do zwłok Lisa i wydrzeć się.— Czy możesz powracać do żywych szybciej...?! Bo zaraz nie tylko ty tutaj zejdziesz...!
Po paru sekundach, same zwłoki zmieniają się w cień i z niego wychodzi cały oraz zdrowy Karol. Rozgląda się on zdezorientowany, by zadać dość znaczące pytanie:
— Co się stało...?! Gdzie tamci są...?! Co jest...?!
— Mamy ważniejsze sprawy niż to...!
Widząc, że Pio nawet nie odzywa się, szatyn już nie zadaje więcej pytań, tylko bierze się za leczenie swoich towarzyszy. Po paru minutach, zranienia na ciele Pio oraz Marcina znikają, a Kelly znów jest w ludzkiej postaci... i gdy żółtooki sobie śpi, zawinięty w kurtki oraz płaszcz Harcerza, Kelly oraz Karola, starsi omawiają swoją porażkę.
— Serio...?! Nie mogłeś dalej walczyć...?!— wścieka się niebieskooki na swojego chowańca, w którego obronie staje Wilson:
— Nie miał innej możliwości... to był najlepszy wybór, w tym przypadku...
— Ale to ja będę musiał wyjaśniać nas Asmo...!
— Jakoś to zrobisz... gdyby to rzeczywiście było coś ważnego, nie wysyłałby nas na to...
***
— Hm... coś tu jest nie tak...
Henry siedzi w ciemnym pokoju, pod światłem oglądając medalion... coś nie podoba mu się w tym... jakby czegoś tam brakowało... w końcu, to jedynie medalion i jego otoczka... tak, coś musi tutaj brakować...
I musi to odnaleźć.
***
Pierwsza walka, nieco spora.
Co na nią powiecie? Jak oceniacie wszystko?
~FunPolishFox
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top