1
Hongjoong wszedł do swojego gabinetu, miejsca, w którym czuł się najlepiej. Średniej wielkości pomieszczenie było przestronne i gustownie urządzone. Jedna ze ścian była pełna szafek, półek. Po drugiej stronie niedaleko okna znajdowało się biurko, na którym były rozwalone papiery. Miał tu wszystko, czego potrzebował, dlatego rzadko przebywał w swojej sypialni. Zdecydowanie wolał gabinet, który, mimo że był miejscem pracy, pełnił także rolę „rezerwowej sypialni". W kącie stała kanapa, którą można było rozłożyć. Nawet w złożonej formie była wystarczająco duża, by pomieścić ich wszystkich.
Odstawił kubek na biurko i od razu przeniósł wzrok na stojak z fotografią. Zdjęcie przedstawiało małego Hongjoonga, siedzącego na kolanach kobiety w wieku około pięćdziesięciu lat. Za nimi stali mężczyzna i jego żona, szeroko się uśmiechając. Wyglądali na szczęśliwą rodzinę. Faktycznie tak było. W dzieciństwie miał to, co później zostało mu odebrane. Rodzice troszczyli się o niego, a babcia... to była złota kobieta. Nauczyła go, jak radzić sobie w życiu, jak być samodzielnym i dostrzegać więcej niż przeciętny człowiek. Pokazała mu, że gdy życie daje ci w kość, wystarczy się odwrócić i robić wszystko na przekór przeciwnościom.
Lekko uniósł kąciki ust. Często zastanawiał się, co tak naprawdę myśli o nim babcia, patrząc na niego z góry. Czy jest z niego zadowolona? A może wręcz przeciwnie – wstydzi się go i nienawidzi? Przecież złamał obietnicę, którą jej złożył.
*
Dwunastoletni chłopiec siedział w kuchni, skupiony na odrabianiu pracy domowej. Zależało mu na dobrych ocenach, bo rodzice zawsze powtarzali, że one zapewnią mu lepszą przyszłość. Spojrzał przez okno, tęskniąc za nimi. Od dwóch lat nie wiedział, co się z nimi stało, a babcia nie chciała mu nic powiedzieć. Rozumiał, że jest dzieckiem, ale miał wrażenie, że wszyscy go okłamują. Cierpliwie czekał, aż będzie na tyle duży, by móc usłyszeć prawdę.
Mama nie raz mu powtarzała, że cierpliwość popłaca. Westchnął cicho. Każdego dnia modlił się, by wrócili, by weszli przez drzwi i z uśmiechem go przywitali. Nie obchodziło go, gdzie są – mogliby być nawet na wakacjach. Jego jedynym marzeniem było, by znów mieli ich wszystkich przy sobie. Nic więcej. Chce mieć ich wszystkich znów przy sobie. Chce by ich rodzina znów była pełna.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk przekręcania klucza. Zerwał się na równe nogi, szybko sprzątając zeszyty i układając je w stos, by zajmowały jak najmniej miejsca na małym stole. Nastawił wodę w starym czajniku, który wydawał się mieć co najmniej sto lat. Czasem miał wrażenie, że ten czajnik przeszedł sto lat. Jego stan był kiepski, a rączka co jakiś czas wymagała przykręcenia. Ale nie było ich stać na nowy. Hongjoong to rozumiał. Nigdy nie pragnął mieć dużo pieniędzy. Rodzice często mu powtarzali: „Pieniądze nie dadzą ci szczęścia. Najważniejsze jest mieć kogoś, kto cię kocha, byś mógł oddawać to innym. Szczęście jest w tobie".
Drzwi do mieszkania otworzyły się z charakterystycznym skrzypieniem. W końcu trzeba je naoliwić, pomyślał Hongjoong. Wybiegł z kuchni i stanął przed babcią. Kobieta była lekko zgarbiona, jej siwe, krótkie włosy były niedbale spięte. Wyglądała na wykończoną fizycznie, miała problemy z poruszaniem się, a kręgosłup codziennie dawał o sobie znać. Jednak jej oczy zawsze były pełne życia. Uśmiech pojawiał się na jej twarzy za każdym razem, gdy widziała swojego ukochanego wnuka. Zawsze starała się nie martwić dziecka, uważała, że musi go chronić. Obiecała dbać o niego, jak tylko mogła.
- Babciu... pomogę ci – powiedział zatroskany chłopiec.
Powiesił jej kurtkę, zaprowadził do kuchni i pomógł usiąść. Zdjął jej buty i odstawił na swoje miejsce, a w zamian przyniósł kapcie i nałożył jej na stopy. Był pełen energii. Chodził z jednego konta w kont. Nie umiał usiedzieć w miejscu. W między czasie zaczął opowiadać to, co się wydarzyło dzisiejszego dnia. Niby nic niezwykłego – wstał, był w szkole, uczył się i czekał na powrót ukochanej babci. Ale była to ich mała rutyna.
W czasie swojego monologu zrobił kobiecie herbatę. Usiadł obok niej. Pani Kim z rozczuleniem przez cały czas spoglądała na swojego wnuka. Wiedziała, że wiele rzeczy przed nim ukrywa. Zdawała sobie sprawę z tego, że im chłopiec będzie starszy, tym sam będzie widział więcej. W jej kościach tliła się obawa, że ten czas nieubłaganie się zbliża.
– Babciu, słuchasz mnie w ogóle? - zapytał z oburzeniem.
– Och, wybacz – zaśmiała się pod nosem. – Jestem trochę zmęczona.
Powtórz, słońce, to, co mówiłeś.
– To nic ważnego... – ułożył dłoń na wierzchu dłoni kobiety – Co się dzieje? Ostatnio jesteś jakaś przybita... To coś związanego z rodzicami?
Pokręciła głową, przecząc. To jeszcze nie był ten moment. Nie jeszcze nie może tego zrobić. Chciała go chronić, póki miała siły.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Hongjoong zdążył się uspokoić. Teraz spokojnie siedział obok niej. Pił herbatę, zajadając się swoimi ulubionymi czekoladowymi ciasteczkami. Nie umiał się ich słodkości oprzeć.
- Chce ci coś ważnego powiedzieć. - odezwała się niepewnie kobieta.
- Co takiego? - spytał się zaciekawiony
- Obiecaj mi kochanie, że zawsze będziesz pomagać innym, że będziesz dobrym człowiekiem.
Chłopiec energicznie kiwnął głową.
- Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz... - poprosiła chłopca, ledwo słyszalnym głosem.
Bardzo dobrze usłyszał słowa wypowiedziane przez nią. Spojrzał się zdziwiony na babcie. Przecież to są tak oczywiste rzeczy. Nie rozumiał zachowania babci. Coś mu nie pasowało. Nie potrafił odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Uznał więc, że babcia jest po prostu bardzo zmęczona, dlatego mówi takie dziwne rzeczy.
- Oczywiście babciu – odparł entuzjastycznie – Będziesz cały czas przy mnie więc będziesz mnie pilnować bym był dobrym dzieckiem. Tak jak zawsze to robisz.
- W końcu zabraknie mnie... - wyszeptała
- Coś mówiłaś babciu?
- Nie nie kochanie – odparła szybko, kryjąc swoje zmartwienie za uśmiechem.
- A wiesz kiedy wrócą rodzice?
Kobieta zastygła. Za każdym razem reagowała tak samo. Nie umiała mu powiedzieć prawdy. Nie była w stanie. Chęć ochrony jedynego wnuka była silniejsza. Obiecała sobie, że będzie robisz wszystko by ich zastąpić i by dziecko nie dowiedziało się prawny. Wysiliła się na szerszy uśmiech. Pogłaskała go po włosach.
- Niedługo wrócą. Musisz być cierpliwy. Są bardzo zajęci, ale pamiętają o tobie.
- Wolałbym, zęby byli tutaj ze mną – mruknął ponuro
- Nie zawsze mamy to co chcemy kochanie. - przeniosła swoje spojrzenie na okno. Idealnie widziała powoli poruszające się chmury. Były jasne i prawie niewidoczne. Co jakiś czas przysłaniały palące słońce. - Twoi rodzice czuwają nad tobą. Są cały czas w twoim serduszku. We właściwym momencie zobaczysz ich.
- Znów będziemy razem? Wszyscy? - spytał się podekscytowany wizją zobaczenia rodziców.
- Tak. Wszyscy.. - jej głos załamał się.
- Jej! Chcę by ten dzień już nadszedł! Tak bardzo chce ich przytulić. Nie mogę się tego doczekać!
Pani Kim mimowolnie zachichotała pod nosem. W głębi serca wiedziała, że chłopiec, gdy dorośnie zrozumie co miała na myśli. Na razie wolała dawać mu nadzieję. To było prostsze.
- Joongi~~
- Tak babciu?
- Nigdy nie pozwól nikomu by cię zmienił. Idź za głosem serca i rób to co sprawia ci radość. Ja zawsze będę z ciebie dumna
- Tak jest! - zasalutował
Hongjoong uśmiechnął się szeroko na te słowa. Wstał ze swojego miejsca. Podszedł do babci i mocno się do niej przytulił. Czuł się bezpieczny, gdy ona była obok. Zawsze mógł na nią liczyć. Ona za każdym razem ratowała go.
- Nigdy mnie nie opuszczaj babciu, proszę... Kocham cię bardzo mocno.. - wyszeptał w jej koszulę
Kobieta nic nie odpowiedziała. Otarła policzki, z pojedynczych łez. Wiedziała, że nie może mu tego obiecać. Chłopiec też przestał dopytywać. Nie chciał robić na przekór babci.
*
Te wspomnienia nawet po latach wywoływały w nim ogromny ból. Chyba nigdy nie pogodził się ze stratą osoby, która była dla niego wszystkim. To niesprawiedliwe, że została mu odebrana jeszcze przed najważniejszymi wydarzeniami w jego życiu. Nie była przy nim gdy zdawał prawko, gdy pisał egzamin dojrzałości, gdy zaczął wchodzić na złą drogę.
- Może gdybyś była tutaj ze mną, nigdy bym się nie stoczył. Ale ciebie nie ma.- pokręcił głową.
Jego babcia nigdy nie dowiedziała się, że już wtedy doświadczał konfrontacji ze złymi ludźmi. Jakby, nie patrząc, sam stał się taką osobą. Chociaż wolał sobie wmawiać, że nie jest jak oni. On nie robił tego wszystkiego dla przyjemności. On to robi, by żyć. By mścić się na tych, którzy krzywdzą bezbronne osoby. Czyż to nie jest wygodne tłumaczenie? Czy on w ogóle potrzebuje się tłumaczyć? Przed kim? Przed swoim sumieniem? Nie ma go. Przed babcią? Ona nie żyje.
Chociaż jedno musiał przyznać, teraz faktycznie lubił swoją pracę. Przynajmniej tą częściową. Papierkologia nigdy nie była jego ulubieńcem. Wolał pracę w terenie. Jako przywódca musiał zajmować się nawet tym co nie było jego smykałką, czyli papiery. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że będzie ich tyle co w biurokratycznych firmach.
Pomasował skroń. Nocami nachodziły go dziwne myśli o rzeczach mało ważnych. A może o rzeczach, które powinny zmienić jego życie. On sam tego nie wiedział. Póki co postanowił nie marnować na to swojej energii.
Musiał jedno przyznać. Jego babcia miała rację. Ciągle pamięta o niej i o rodzicach. Mają oni specjalne miejsce w jego sercu. Co miesiąc przychodzi na ich cmentarz i zostawia znicze. Pielęgnuje miejsce, gdzie są pochowani. Nie pozwala komukolwiek się tam zbliżyć. Może chronić ich pamięć i groby. Szkoda, że wcześniej nie był w stanie chociażby jednej osoby z nich uchronić przed śmiercią.
Odstawił ostrożnie zdjęcie na swoje miejsce. Podszedł do szafy, którą odtworzył. Wydała ciche skrzypnięcie. Kucnął. Sięgnął w głąb półki, z której wyciągnął sejf. Był zamknięty na klucz i czterocyfrowy kod. To tam miał skrytą całą prawdę o sobie, o rodzinie, o przeszłości. Ukrył tam to wszystko co zostało mu dane przez babcie, to co znalazł w starym „domu". Zatrzymał dłoń w połowie drogi. Ostatecznie rezygnując przed otworzeniem go. W zamian przymknął powieki, biorąc kilka głębszych wdechów.
- Dlaczego dopiero wtedy mi powiedziałaś? Dlaczego dopiero gdy było już za późno? - wyszeptał do siebie. Nie zauważył jak z jego oczu zaczęły ulatywać łzy.
*
Osiemnastolatek – rocznikowo - wracał zadowolony od swojego przyjaciela. Dzisiejszy dzień był bardzo owocny. Sprzedali bardzo dużo towaru. Sprzęt, który ukradli sprzed miesiąca sprzedawał się jak ciepłe bułeczki. Dobrym pomysłem było odczekanie, gdy wszystko ucichło. Mogli dzięki temu na spokojnie pozbyć się dowodów. A nowy zastrzyk gotówki zawsze się przydaje. Szczególnie dla nich. Oczywiście parę groszy musieli oddać pijaczkowi, którego namówili by udawał sprzedającego. Na szczęście pijak był już na tyle wstawiony, że nawet nie zauważył jak nastolatkowie go oszukali. Dali mu zaledwie połowę kwoty, którą obiecali mu dać. Nie byli tym jakoś mocno przejęci. Alkoholik był tak wstawiony, że jak się obudzi to nawet nie będzie wiedział, że z nastolatkami miał jakąkolwiek styczność.
Tym razem Hongjoong miał wystarczającą kwotę by tamci debile do końca miesiąca dali im spokój. Nienawidził całego tego pseudo gangu osiedlowego. Gdyby tylko był bardziej odważny, sprawny, wysportowany to już dawno by im pokazał, gdzie jest ich miejsce. Ale było na odwrót. Bał się ich. Bał się, że coś zrobią jego babci. O siebie się nie martwił. Już nie raz lądował przez nich czy przez szkolnych prześladowców w szpitalu. Najważniejsze dla niego było bezpieczeństwo babci. Dlatego też nie raz i nie dwa zgadzał się pracować dla nich. Na jego szczęście policja póki co nie znalazła go.
Miał nadzieję, że w niedługim czasie rolę się odwrócą. Nie po to powiększał swoją wiedzę i uczył się całymi dniami, nocami by teraz cały wysiłek miał pójść na marne. Wiedział, że z tym co mają aktualnie nie są w stanie pokonać grupy, która liczyła parę razy więcej członków niż ich było. Musiał to dobrze rozplanować. Musiał być cierpliwy- tak jak mu rodzice powtarzali. Na razie bardziej mu zależało by przygotować miejsce dla babci. Tak by była ona bezpieczna i z dala od kogokolwiek, kto by mógł ją skrzywdzić. By zdeterminowany by to zrobić. Nic nie mogło go powstrzymać.
Ale najpierw musiał się chociażby na miesiąc pozbyć prześladowców. Nie miał jeszcze całej kwoty by ich spłacić. Chociaż domyślał się, że nawet jeśli miałby kwotę, którą są im winni to oni i tak ich nie zostawią. Nie ma nawet takiej opcji. Co dzień naliczali im kosmiczne odsetki. Chore i nienormalne. Ale co takie szare, nic nieznaczące osoby jak oni mogą zrobić?
Hongjoong dobrze wiedział, że na policję nie mają co liczyć. Oni tylko pomagali bogatym ludziom. Takim biedotom jak oni nigdy nie pomogli. Tak naprawdę mają gdzieś to co się dzieje z nami. Zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że ich osiedlowy jest przekupionym, gruby, zgorzkniałym gnojem, który tylko czeka aż członkowie osiedlowych chuliganów dadzą mu łapówkę, a on zastraszy biedne rodziny. Z nimi przecież tak samo zrobił. Dlatego nastolatek wiedział, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek wsparcie od strony tych co powinni pilnować porządku. Żałosne.
Stanął przed blokiem. Nikt z mieszkańców nie wiedział, że na ostatnim piętrze ktoś mieszka. Wszyscy byli święcie przekonani, że jest to opuszczone mieszkanie. Trochę tak wyglądało przed tym jak tam zamieszkali. Załatwili je – jak się później okazało – od osiedlowego gangu. Wiedzieli, że małżeństwo ma małe dziecko i starszą kobietę na utrzymaniu. Wtedy „dali" mieszkanie za przyzwoitą cenę. A nawet obniżyli. W następnym roku przyszli. Nie po to by zobaczyć jak się mieszka domownikom. Przyszli po spłatę wynajmu. Zażądali 8850500 ₩. Oczywiście rodzina nie miała takiej sumy. Wtedy skończyło się tylko na groźbie. Ojciec harował bo chciał wyremontować poniszczone mieszkanie, a zamiast tego musiał zbierać na spłatę długu.
W niedługim czasie ojciec nastolatka zachorował na przewlekłą niewydolność nerek. Dostawał rentę. Ale ona nie była wystarczająca. Więc matka wróciła do pracy. Nie miała wysokiego wykształcenia. Sprzątała w bogatych domach. Nie raz, nie dwa obleśni bogacze się do niej dobierali. Była piękną, szczupłą i pełną życia kobietą. Przez kolejne lata jej blask zgasł, dłonie pomarszczyły się, włosy zniszczyły, a ubrania stały się brudne. Jej oczy tylko świeciły gdy była z rodziną. Babcia również pracowała. Jako była pielęgniarka dorabiała, zajmując się osobami chorymi w domach. Mimo iż rodzice i babka co dzień żyli w strachu, małemu chłopcu pokazywali ten piękny świat. Nie chcieli by dziecko wiedziało o tym w jakim bagnie byli.
Ale on wiedział. W wieku czternastu lat domyślił się wszystkiego. Domyślił się, że jego rodzice nie wrócą, że ludzie, którzy co dzień martwią babcie to ci, od haraczów. Wiedział wszystko. No prawie wszystko. Nie umiał, a bardziej nie chciał poznać prawdy o tym gdzie są jego rodzice. Nie był na to gotowy. Wolał skupić się na pomocy babci. Chciał spłacić wierzycieli, by mogli oni w końcu zacząć żyć normalnie. Albo wyjechać.
Otworzył jak najciszej mógł tylnie wejście do bloku. Zawsze śmierdziało, gdy wchodził do środka. Głównie przez to, że blisko były śmietniki. Szybko pobiegł na górę. Chciał jak najszybciej powiedzieć babci o tym, że ma pieniądze.
Wbiegł na ostatnie piętro. Od razu zaczęło coś mu nie pasować. Drzwi były minimalnie uchylone. Nastolatek był pewny, że zamykał je. Zawsze to robił. Wiedział, że babcia często zapomina zamykać się od środka. Od razu zapaliła mu się czerwona lampka.
Wszedł ostrożnie do środka.
- Babciu jesteś? - spytał się przerażony.
Jego głos uniósł się echem po mieszkaniu. Tylko cisza mu odpowiedziała. Wszedł do salonu. Tam ujrzał coś co tylko w koszmarach mu się śniło. Jego babcia leżała nieprzytomna na podłodze. Wszystko było rozwalone. Obrazy, które wisiały na ścianach leżały na ziemi. Książki były wywalone z regałów. Jedno z krzeseł było zniszczone. Podbiegł do kobiety.
- Babciu! - pobiegł do niej
Uklęknął. Z jego oczu od razu zaczęły płynąć łzy. Chwycił za dłoń kobietę. Na szczęście nie była zimna. Roztrzęsiony sprawdził jej puls. Żyła. Jednak nie wiedział co więcej ma zrobić. Był sparaliżowany. Nie był przygotowany na taki widok. Na jego szczęście, kobieta zaczęła odzyskiwać przytomność. Uchyliła ona delikatnie oczy. Nie miała na nic więcej sił.
- H...Hong..
- Tak... tak to ja. Jestem tu...
- Uciekaj.... - jej głos był ledwo słyszalny. Bardzo delikatny, łamliwy, jakby każda wypowiedziana głoska sprawiała jej ogromny ból.
- Nie. Nigdzie się nie wybieram
- Musisz.... Oni tutaj wrócą
- W takim razie zostanę. Nie odejdę bez ciebie – powiedział pełen determinacji.
Kobieta przymknęła oczy. Leżała tak bez słowa przez kolejne dobre piętnaście minut. Dopiero, gdy poczuła, że siły jej wracają poprosiła osiemnastolatka o pomoc. Podniosła się i usiadła na krześle. Jej stan był bardzo zły. Całe ciało miała w siniakach. Z jej wargi leciała krew. Oczy były opuchnięte, a usta popękane. Przełyk ją piekł. Czuła każdy mięsień swojego ciała. Wiedziała, że mają mało czasu. Nie zastanawiała się nad swoim zdrowiem. Liczyło się tylko to by uchronić upartego wnuka.
- Zadzwonię po pogotowie – zaproponował Hong
- Nie – od razu zaprotestowała – Nikt nie może wiedzieć, że tu mieszkamy. Nie mamy umowy, jesteśmy „dzikimi lokatorami". Możesz mieć problemy przez to. - zamilkła, biorąc głęboki wdech – Zadzwoń po Seonghwe.
Hongjoong bez słowa wykonał polecenie. Seonghwa przybiegł tak szybko jak tylko mógł. Widok najważniejszej osoby w życiu jego przyjaciela przeraził go. Znał kobietę bardzo dobrze. Znał też prawdę o rodzicach Honga. Ale nigdy jej nie wyjawił. Nigdy nie pokazał po sobie, że wiedział o wszystkich tajemnicach tej rodziny.
Hongjoong zajął się pakowaniem babci i siebie. Nie mogli tutaj zostać. Nie było takiej opcji. Seonghwa w tym czasie siedział z Panią Kim i pilnował jej stanu.
- Seonghwa dziecko moje drogie proszę podaj mi skrzyneczkę, która jest schowana pod szafą.- wyszeptała. Nie chciała by jej wnuk słyszał to
Chłopak posłusznie zrobił to o co go prosiła. Podał jej wspomniany przedmiot. Nie dopytywał się co się tam znajduje. Uznał, że to nie jego interes.
- Schowaj to do swojego plecaka. Oddaj skrzyneczkę Hongjoongowi, gdy mnie już nie będzie. Sam dobrze wiesz co z tym zrobić. Zaopiekuj się nim. Będzie cię potrzebował. Szczególnie w czasie najbliższych tygodni. Czy mogę ci jego bezpieczeństwo powierzyć?
- Oczywiście. Zaopiekuję się nim.
- Mam jeszcze jedną prośbę. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? - spojrzała na niego. Seonghwa kiwnął twierdząco głową. - W środku skrzynki na górze mam przyklejoną karteczkę. Tam masz wszystkie informację. Wiem, że prawidłowo je wykorzystasz. Obiecaj mi tylko, że znajdziesz go
- Obiecuję
Gdy Hongjoong wrócił, odczekali chwilę czasu. Chłopcy pomogli wyjść kobiecie z mieszkania. Doszli do pobliskiego parku. Musieli przez niego przejść by dostać się do lasu. Tam niestety kobieta straciła przytomność. Zadzwonili po karetkę. Parę dni później Pani Kim zmarła. Miała krwotok wewnętrzny. Była zbyt słaba by wygrać.
Odeszła, gdy obok niej był roztrzęsiony osiemnastolatek. Nie odpuszczał ją ani na krok. Mógł być przy niej cały czas tylko dlatego, że lekarz prowadzący znał starszą kobietę z pracy. Znał tą rodzinę. Nie mógł też nic innego zrobić dla nich. Jednak musiał też powiadomić policję o swoim odkryciu. Widział na ciele Pani Kim ślady po pobiciach, znęcaniu się, zresztą u chłopca też to zauważył. Lekarz nie był głupi. Musiał coś zrobić. Taka była jego praca. Nim jednak policja się pojawiła, chłopak zniknął.
Nastolatek długo nie mógł się pozbierać ze śmiercią babci. Co gorsze nie mógł wyjść na światło dzienne. Fakt faktem, policja szybko o nim zapomniała. Ale „osiedlowy gang" już nie. Szukali go. Nawet na pogrzebie babci nastolatka próbowali go znaleźć. Hongjoong na szczęście wyprzedził ich. Był przygotowany. Seonghwa dużo pomógł mu w „chowaniu się" przed nimi. Na pogrzebie dał mu swoje ubrania, buty na podwyższeniu. Okulary, kapelusz oraz w razie czego zmieniony kolor włosów zrobiło resztę. Hongjoong musiał tylko nie pokazywać twarzy i stać z tyłu. To wystarczyło. Mógł nie tylko być na pogrzebie, ale również w spokoju pomodlić się. Nocami przychodził zostawiając zapalonego znicza i lilię – ulubiony kwiat jego babci.
Jakiś czas po tym Seonghwa oddał mu skrzyneczkę informując go, że jego babcia kazała mu to przekazać.
Odtąd też zaczął mieszkać w ich kryjówce.
*
Do dnia dzisiejszego nie otworzył wszystkich rzeczy, które znajdywały się w skrzyńce jego babci. Wszystko przełożył do swojego sejfu. Ale tak naprawdę przeczytał tylko dwie z trzech kopert. Jedna z napisem: „Prawda o twoich rodzicach" i drugą: „Skrywany sekret". Nigdy natomiast nie otworzył trzeciej koperty: „Joongie, mój kochany wnuczku".. Bał się tego co tam było napisane. Nie był na to gotowy. Domyślał się, że zawiódł ją.
Odstawił sejf na swoje miejsce. Musiał jak najszybciej zając się czymś co oderwie jego bolące serce od przeszłości. Od tego przed czym ucieka.
- Babciu powinienem cię przeprosić. To przeze mnie nie ma cię tu obok. Nie byłem wystarczająco dobrym wnukiem. - prychnął pod nosem – Wybacz mi i czuwaj nade mną tam na górze. Wiem, że widzisz co robię. Przebacz mi to, że nie dotrzymałem twojego słowa.
Usiadł przy biurku w końcu biorąc się za prace. Jego wewnętrzny głos szybko został stłumiony. To jest jego życie. Nigdy nie będzie w pełni dobry. Dom jego jest tu, z przyjaciółmi. Może jedyne co robić to błagać o wybaczenie. Ale nie zmieni tego co jest tu i teraz.
Nigdy nie będzie żałować tego co zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top