Rozdział 52

Przez całe swoje życie Percy Jackson wykonywał tyle niebezpiecznych misji, że mógł podzielić je na trzy kategorie: szalone, bardzo szalone oraz niewiarygodnie głupie i szalone. Ta, na której był teraz, z pewnością zaliczała się do ostatniej.

Po pierwsze, znalazł się w Podziemiu. Już samo to wiązało się z pewnym ryzykiem. A że znalazł się w tym Podziemiu w czasie, gdy Hades nie miał nad nim żadnej kontroli i w każdym momencie pod jego stopami mógł otworzyć się Tartar... To jeszcze bardziej podnosiło mu ciśnienie.

W dodatku celem jego wyprawy było odzyskanie Annabeth, co wymagało przekonania Hadesa do przywrócenia jej do życia. A przecież Percy nigdy nie był dobry w takich negocjacjach. Chciałby mieć przy sobie Piper McLean, z którą nie miał kontaktu od miesięcy, ewentualnie Nica, który został w tyle i nie wiadomo, co się z nim działo, a najlepiej... No, najlepiej Annabeth. Tak bardzo jej potrzebował - przede wszystkim jej samej, a w trudnych sytuacjach także jej mądrości.

Właśnie wylądował w trudnej sytuacji.

Zmierzając do pałacu Hadesa, mimowolnie powrócił myślami do dawnych czasów - do dnia, gdy musiał przyjść tutaj po raz pierwszy. Od tego czasu zmieniło się tak wiele. Wtedy miał niecałe trzynaście lat, szukał tego głupiego pioruna (na czym nie zależało mu tak bardzo) oraz swojej mamy (tutaj wręcz przeciwnie). Towarzyszyli mu Annabeth i Grover. Oglądał wszystko po raz pierwszy z mieszaniną fascynacji i grozy, podczas gdy zmarli ustawiali się w kolejkach do różnych miejsc, a wysoko nad nimi przelatywały Erynie.

Teraz wyglądało to zupełnie inaczej.

To znaczy, samo Podziemie nie zmieniło się jakoś drastycznie, poza tym, że lśniło pustkami. Zmarli utknęli koło skrzyżowania. Z jakiegoś powodu Percy nie dostrzegł ani jednej Erynii - może siedziały ze swoim panem. Ale zewnętrzny mur fortecy był nadal lśniąco czarny. Ozdobiona płaskorzeźbami brama, która wiodła do pałacu, była wciąż ogromna na dwa piętra. Na dziedzińcu, w ogrodzie Persefony, roznosił się ten sam kuszący zapach granatów. Ogrodowe posągi Meduzy stały dokładnie tam, gdzie stały sześć lat temu.

Za to okoliczności, w jakich Percy się tu znajdował, uległy drastycznym zmianom. Nie miał już Grovera ani Annabeth. Od bardzo dawna nie widział się z żadnym z nich. Szedł samotnie. Wyglądał poza tym o wiele gorzej niż tamtym razem. Może i był starszy i wyższy, ale przez pewne okoliczności zdawał się o wiele bardziej ponury, smutny i zmęczony życiem. Nie poświęcał już wystrojowi pałacu tyle uwagi. Jedyna rzecz, jaka łączyła go z dwunastoletnią wersją siebie - miał swój własny cel, na którym mu zależało. Gdyby nie to, nie zjawiłby się w Podziemiu.

Wejścia do sali tronowej pilnowali dwaj strażnicy. Na widok Percy'ego natychmiast odsunęli się, a wtedy rozległ się lekki podmuch wiatru i wrota się otwarły. Najwyraźniej Hades się go spodziewał.

Chłopak już zamierzał dostać się do środka, gdy nagle znów zawiało. Wrota zamknęły się.

A potem znowu otwarły.

Percy zawahał się. Czy Hades zrobił to umyślnie? Żartował sobie z niego? Nie, przecież to nie w jego stylu.

Wyobraził sobie, co by powiedziała Annabeth, widząc go w tej chwili. Dalej, Glonomóżdżku. Damy radę.

Chociaż nie. Bardziej coś w stylu: Zrezygnuj z tego głupiego pomysłu, póki możesz.

Ale Percy nie zamierzał zrezygnować. Zacisnął zęby. Czekał na to ponad pół roku, a więc w końcu nadeszła chwila prawdy.

Chłopak wszedł do środka.



Pierwsza myśl: żył.

Przez moment spodziewał się, że po przekroczeniu progu sali połknie go Cerber - ten, którego jakimś cudem nie spotkał wcześniej. Albo że ktoś wbije mu nóż w gardło na starcie. Jednak nic takiego się nie stało.

Nieco dalej, na tronie, siedział Hades. On również wyglądał tak samo jak sześć lat temu - głównie dlatego, że bogowie mogą dowolnie zmieniać swój wizerunek. Był więc wysoki na jakieś trzy metry, w ciemnej jedwabnej szacie i filigranowej złotej koronie. Skórę miał niezdrowo bladą, a lśniąco czarne włosy i ciemne oczy przypominały Percy'emu Chaos w ludzkiej postaci. Obok niego, nieco mniejszy tron zajmowała młoda kobieta o czekoladowych włosach przyozdobionych wiankiem z delikatnych kwiatów, których nazwy nie kojarzył. Jej suknia była szaroniebieska, pasująca do koloru tęczówek. Wyraz twarzy miała znudzony.

Percy spodziewał się, że wraz z Persefoną zasta tu też Demeter. Podczas wojny o Manhattan siedzieli w Podziemiu w trójkę. Jednak nigdzie nie zauważył bogini urodzaju.

Z jednej strony, to dobrze. Przynajmniej nie jechało owsianką. Ale z drugiej - atmosfera bez niej była taka przygnębiająca.

- Percy Jackson. - Hades zabrał głos, jak tylko go zobaczył. - Jakże miło cię widzieć.

Podpowiedź: wcale nie było mu miło. Brwi miał mocno zmarszczone, a spojrzenie takie, jakby zauważył właśnie natrętną muchę, która brzęczała mu koło ucha. Podniósł się z tronu w chwili, gdy wrota za Percym znów się zatrzasnęły.

- Co sprowadza cię do mnie tym razem? Znowu chcesz mnie oskarżyć o jakąś kradzież? Czy może przyszedłeś wykąpać się w Styksie?

Percy'ego ścisnęło nagle w żołądku. Miał ochotę odwrócić się i zwymiotować, jednak się powstrzymał.

- Nie, panie Hadesie. Chciałem... o coś poprosić.

Zdawał sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje. Bóg Podziemia za nim nie przepadał - a gdy jest się bogiem, nieprzepadanie za kimś oznacza niekontrolowane chęci spalenia go na popiół. A teraz, w najgorszej możliwej dla świata sytuacji, Percy wpada do jego siedziby bez zapowiedzi, w koszmarnym stanie, prosząc o przysługę.

Gdy napotkał wzrok Hadesa, naprawdę to do niego dotarło. Zerknął kątem oka na Persefonę. W mitach była taka miła i dzielna. Wstawiała się za półbogami, których jej mąż miał zabić. Teraz jednak siedziała tylko cicho, no i wcale nie patrzyła na niego bardziej przyjaźnie od boga zmarłych.

Ta aura panująca w sali... Jeszcze gorsza niż na zewnątrz.

Hades uniósł brew.

- O przysługę - powtórzył dobitnie. - Sugerujesz, herosie, że nie mam dość własnych spraw i mogę spełniać twoje głupie zachcianki?

Głupie zachcianki. W Percym wezbrała złość.

- Ta... - opanował się w porę i skarcił w duchu. - To znaczy, ta sytuacja jest wyjątkowa. Może nam pomóc w pokonaniu Chaosu.

Hades nie odpowiedział. Wpatrywał się w niego wyczekująco.

Teraz Percy miał pole do popisu. Nie mógł tego schrzanić. Co Annabeth powiedziałaby na jego miejscu?

- Tego lata była wielka bitwa - zaczął ostrożnie, pilnując się, by nie palnąć niczego głupiego. - Moja dziewczyna zginęła... Zginęła, chociaż nie powinna. Rozmawiałem o tym z Nikiem i on powiedział... Że to nie miało się wydarzyć. Ty też pewnie to wiesz, panie Hadesie... Więc myślę, że gdybyś mógł przywrócić ją do życia...

Salą wstrząsnęło potężne uderzenie.

Percy urwał, gdy Hades spojrzał mu prosto w oczy. Jego spokój był jeszcze bardziej przerażający niż pełen gniew.

- A więc sugerujesz również, że jestem idiotą - rzekł głębokim tonem.

Percy pokręcił głową. W myślach powtarzał ciągle pytanie: Co by zrobiła Annabeth? Co by powiedziała? Jak by się zachowała?

- Nie, ja tylko...

- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Myślisz, że jak wspomnisz o moim synu, zrobię wszystko, co powiesz?

W duchu Percy miał właśnie taką nadzieję, ale powstrzymywał się przed powiedzeniem tego głośno. Tak w ogóle... dlaczego Hades się skrzywił, mówiąc o Nicu?

Nie miał teraz czasu na zastanawianie się.

- Ja... - spróbował znowu zabrać głos.

Persefona nagle westchnęła, poprawiając się na tronie i przyciągając tym uwagę ich obu.

- Niech zgadnę. Chcesz być jak Orfeusz, Percy. Pójść ku wyjściu z Podziemia, a twoja dziewczyna za tobą, bez odwracania się. Hades chętnie to zrobi - stwierdziła zdecydowanym tonem, czym wywołała dezorientację na twarzy boga Podziemi. - Pytanie tylko, czy ty naprawdę tego chcesz.

Percy był pewien, a jednak zawahał się z odpowiedzią.

- No...

Persefona wstała i podeszła do niego. Hades odchrząknął.

- Persefono...

- Przywrócenie do życia tamtej córki Ateny byłoby jak cios w plecy dla Chaosu. To dobry plan - przyznała bogini. - Ale na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie wypali.

- Persefono - powtórzył Hades.

- Tak wiele o tobie słyszałam. Tartar? Gaja? Jesteś intrygujący, Percy Jacksonie. Ale Orfeusz też taki był. A przez ten pomysł z Eurydyką postradał zmysły. Przewyższysz go siłą woli czy skończysz jak on? Może lepiej odpuścić?

- Persefono!

Królowa Podziemia wywróciła oczami i zwróciła się do męża.

- No co? Gnicie tutaj bezczynnie robi się już nudne. Wolałabym przez całą wieczność jeść owsiankę matki.

Hades zerknął na Percy'ego.

- Jeśli temu chłopakowi się nie uda, to będzie już koniec. Za duże ryzyko. Wolałbym go teraz zabić.

Percy zamrugał.

- No to... może ominiemy odtwarzanie sceny Orfeusza i Eurydyki? Nie mógłbyś zwrócić Annabeth tak po prostu, Hadesie? Przecież jesteś bogiem.

Kora spojrzała na boga znacząco. On odwrócił wzrok, niezadowolony.

- Mógłby - powiedziała. - W normalnych warunkach. Ale te nie są normalne.

Ewidentnie szykowała się do dłuższej przemowy. Hades próbował ją powstrzymać.

- Persefono, ostrzegam cię...

- Mój mąż już od dawna nie panuje nad tym, co dzieje się w jego królestwie. Zaczynało się łagodnie, kiedy Erynie zaczęły działać bez jego zgody. Zresztą, chyba spotkałeś jedną w tej nowojorskiej szkole, prawda? Alekto nie powinna tam być, a tym bardziej nie w celu zabicia półbogów. Ostatnio wszystko się rozkręciło. Dlatego Podziemie wygląda tak, jak wygląda. Rzadko kiedy opuszczamy w ogóle pałac.

- Persefono, dość.

Bogini prychnęła, ale przerwała.

- Mhm. Znowu zamierzasz zniszczyć jedyną nadzieję na ocalenie świata?

Na chwilę zapadła głucha cisza.

Percy poczuł dreszcze. Przez umysł przebiegło mu parę czarnych scenariuszy. Hades odpowie: Tak, to właśnie zamierzam! I zanim zdoła się obejrzeć, rozgniecie go na proch.

Ale Hades westchnął w końcu ciężko.

- Dobrze. - Spojrzał na Percy'ego. - Percy Jacksonie, będziesz mógł ruszyć do wyjścia na zewnątrz drogą całkowicie bezpieczną od wszelkich potworów.

Całkowicie bezpieczna. Chłopak z trudem potrafił to sobie wyobrazić.

- Tylko pamiętaj - dodał Hades. - Nie patrz za siebie. Jeśli to zrobisz, osobiście postaram się, byś znowu wylądował w Tartarze.

Oczy Percy'ego rozbłysły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top