Rozdział 32

Udawanie sprzymierzeńca Chaosu wymagało sporej ceny, jednak w zamian ofierowało pewne przywileje, niedostępne dla innych herosów. Zaliczała się do tego prawie całkowita ochrona przed potworami, możliwość swobodnych wędrówek po Podziemiu oraz korzystania z telefonu.

A obecna sytuacja, czyli walka z boginią Apate, bardzo przypominała niektóre gry do pobrania na smartfona - takie, w których trzeba unikać serii pocisków. Tyle, że teraz nie dało się strzelić samemu, za to przegrana oznaczała śmierć na miejscu.

Apate okazała się odporna na absolutnie wszystko. Przełamywała lód Luisa, pokonywała silny wiatr wywoływany przez Tylera, odbijała każdy atak Terminusa oraz strzały Lei. Jej własnych szarży mieczem dało się co prawda uniknąć - ale wydawało się oczywiste, że to nie potrwa długo.

Córka Iris co chwilę zerkała za siebie. Trudno było powiedzieć, czy bardziej liczy na wsparcie, czy obawia się, że zostaną nakryci (trochę absurdalne, a jednak). Ona sama tego dokładnie nie wiedziała. Czuła przypływ adrenaliny, ledwo myślała, mięśnie pracowały pod wpływem zdenerwowania trochę chaotycznie. Gdy trzecia strzała, wymierzona z bezkonkurencyjną dokładnością chybiła wyłącznie na skinienie palca Apate, dziewczyna odpuściła. Do trzech razy sztuka. Teraz trzeba znaleźć inny sposób - pytanie tylko, jaki. Przewaga przeciwniczki była wręcz miażdżąca. Do osiągnięcia zwycięstwa przydałoby się z kilku bogów, jak nie kilkunastu. A oni mieli tylko jednego, w dodatku... Trochę stukniętego - czy jakkolwiek można było ująć to w słowa.

To nie tak, że wstrzymywał się od walki. Wręcz przeciwnie, walił tymi swoimi iskrami jak z karabinu maszynowego. Tyle, że a) bezskutecznie, b) bardziej niż na wygranej skupiał się na tym, by nikt nie przekroczył granicy dzielącej obóz od Nowego Rzymu. Może właśnie to powstrzymywało go przed daniem z siebie stu procent.

W końcu Apate zamachnęła się mieczem w jego stronę. Popiersie boga sturlało się na ziemię, podczas gdy on nadal krzyczał coś na temat zasad.

- Ani kroku poza granicę! Nawet nie próbujcie!

Luis odskoczył w bok, gdy bogini zaraz potem wymierzyła cios w niego. Świecący pocisk, który wyleciał z jej miecza, trafił w oddalone o paręnaście metrów drzewo i wypalił dziurę w pniu.

Ale Apate dopiero się rozkręcała.

Zaczęła nagle poruszać się szybciej, precyzyjniej, co niezbyt odpowiadało jej przeciwnikom. W pewnych momentach zdawała się nawet rozdwajać czy roztrajać (Przeklęte nadprzyrodzone zdolności - pomyślała Lea), by walczyć z pomnożoną siłą. A to było strasznie irytujące - szczególnie, gdy Tylerowi jeden pocisk przeleciał z niecałe pół centymetra od twarzy. Dalsze odbijanie tych ataków aż do wycieńczenia nie wchodziło więc w grę. Sprowadzenie pomocy też odpadało. Pomijając trudności związane z umknięciem przed boginią - o tej porze wszyscy spali. Uzbieranie choć paru osób - zresztą równie bezradnych jak oni - zajęłoby ponadto zbędny czas, a przyniosłoby finalnie niesatysfakcjonujące efekty. Reasumując, znajdowali się w sytuacji tak katastrofalnej, że aż ciężko było to sobie wyobrazić. Jedynie odegnanie bogini, przynajmniej na jakiś czas, świeciło się niczym światełko w tunelu, jak ich jedyna nadzieja. Ale jak mieliby to zrobić?

Luis rozglądał się. Światło Apate, które w dalszym ciągu nie wygasło, ale biło z jej dłoni, oświetlało jego twarz. Półmrok nadawał tęczówkom barwę granatu. Skupienie w takich warunkach wymagało nieco wysiłku (szczególnie gdy Tyler zaczął krzyczeć do bogini wyjątkowo kreatywnymi mieszankami słów, na co Terminus się z kolei oburzył i rozpoczął wykład o tym, jak się powinien wyrażać Rzymianin). Ale nagle wzrok chłopaka, może nawet przypadkowo, padł na miejsce gdzie przed chwilą stał Terminus.

Luis wytrzeszczył oczy i zamrugał parę razy dla pewności, że my się nie  przewidziało. Energia buzowała w całym jego ciele, porywając mięśnie i umysł do działania. Miał plan. Ryzykowny, szalony, wymagający poświęcenia i odwrócenia uwagi przeciwnika, ale jednocześnie jedyny, jaki mogli mieć. Realizacja go wymagała wiele wysiłku, no i oczywiście mogła się nie powieść. Ale Luisa to nie obchodziło.

Udało mu się złapać kontakt wzrokowy z Leą, która próbowała coś wymyślić tak uporczywie, że zdawała już się gubić we własnych myślach.

- Uruchomcie to! - krzyknął, zwracając się zarówno do niej jak i do Tylera i skinął głową za plecy bogini. - Albo powstrzymajcie!

Lea zaciskała palce na rękojeści sztyletu, robiąc uniki, ale odwróciła się do niego. Przez chwilę wzrok miała zabiegany, ale zaraz potem, podobnie jak Tyler, spojrzała we wskazanym kierunku.

- Tylko nie przekroczcie granicy! - wtrącił Terminus.

Apate zmrużyła ciemne oczy. Już chciała się za siebie obejrzeć, ale Luis ją powstrzymał - przypinając do boku miecz, który i tak by mu się nie przydał. Rozłożył przed sobą dłonie na odległość mniej więcej dwudziestu centymetrów. Między nimi zaraz zaczęła się kształtować kula złożona ze śniegu i lodu, przy której temperatura wokół spadła. Nie dużo, co prawda, ale gwałtownie. Chłopak zacisnął mocno zęby, po czym rzucił się do ataku. Po poprzednich porażkach była to samobójcza, skazana z góry na porażkę decyzja, ale mogła dać jego towarzyszom chwilę na zajęcie się sytuacją.

Po uważnym spojrzeniu we wskazaną przez Luisa stronę nie dało się nie zauważyć. Tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się popiersie Terminusa, widział napis po grecku. Identyczny jak koło kawiarni, identyczny jak w dalekich wspomnieniach Tylera. Χάος - Chaos.

Luis skierował śnieg i lód na Apate. Bogini machnęła mieczem i wszystko stopniało, ale on się nie poddawał i powtarzał próby - aż zimny powiew rozniósł się na boki. Jego przeciwniczka chciała natychmiast się odwrócić i zaatakować pozostałych, jednak chłopak nadążał powstrzymywać ją w ostatniej chwili (wywołując zarazem potok zaskakująco barwnych słów z jej ust). Tyler przez chwilę znacznie się wahał, zerkając na ten pojedynek, jakby pomysł przyjaciela do niego nie przemawiał - ostatecznie jednak krzyk Lei wołającej go po imieniu pomógł mu otrzeźwieć. Półbóg zacisnął usta, a następnie pobiegł w kierunku córki Iris. Nie mieli pewności, że plan wypali, a jednak...

- Bogowie, co trzeba zrobić? - wydusiła szeptem Lea tak szybko, że z trudem możliwe było zrozumieć słowa.

- A-ha! - Apate zdołała spojrzeć kątem oka. - Wiem, co planujecie. To się nie uda!

A następnie zaszarżowała mieczem. Z klingi buchnęła energia, przełamując lód oplatający już jej kostki. Luis zaklął.

- Wystarczy dotknąć - odparł Tyler spiętym głosem i wyciągnął w pośpiechu rękę, ale przerwał mu głos:

- Mam nadzieję, że myślisz, co robisz - Terminus a jakiś śmieszny sposób się podniósł. - Będziecie mieli sekundę, góra dwie.

Tyler zmrużył oczy.

- Zamknij się.

Ton głosu miał obojętny, ale w oczach malowało się zmieszanie. Spojrzał na Leę. Stała obok niego, gotowa pomóc Luisowi albo jemu - w zależności, kto by tej pomocy potrzebował - albo razem z nimi się oddalić. Z Luisem było więcej komplikacji. Tyler ocenił odległość. Z cztery metry, plus przeszkoda w postaci żądnej krwi bogini. Nie, tak nie da rady.

- Um, jakieś zmiany w planie? - spytała Lea.

Terminus prychnął.

- Chcę to zobaczyć. Tylko uważaj, Tyler Clarke - skinął głową na zaznaczoną granicę.

Tyler miał ochotę zacząć dygotać i to nie tylko z powodu zimna. Nawet, gdyby zdążył uciec z Leą, Luisem i Terminusem przed wybuchem pożaru i gdyby ta bariera potrafiła zatrzymać boginię... Nie. To się nie uda.

Ale z drugiej strony, ogień i tak zaraz miał się wzniecić. Nie wiedzieli nawet, kiedy.

- Tyler! - krzyknął Luis. - Nie możecie się trochę pos...

Nie dokończył. W jednej chwili wydarzyło się mnóstwo rzeczy.

Tyler rzucił Lei spojrzenie tak znaczące, że zrozumiała jego zamiary bez słów. Apate najwyraźniej również wywnioskowała, o co chodzi, bo zerknęła spode łba. W oczach miała cień zdziwienia, ale i fascynację. Tyler odwrócił się, sięgając z powrotem po sztylety i mruknął:

- Chrzanić to - podniósł wzrok na Apate. - Lepiej tradycyjnie.

Ale nie zaczął od mocnego podmuchu.

Kiedy bogini odwróciła się i zdołała skierować kolejny atak w stronę jego i Lei, skupił się jak nigdy dotąd, by pociski zawisły w powietrzu zamiast trafić do celu. Rzadko próbował takiego sposobu - zazwyczaj ciężko mu było nadążać za czymś lecącym z taką prędkością. Teraz część jego energii odpłynęła, ale się udało. Skoro te świecące kule były wysyłane ze środka bariery, musiały przez nią przechodzić. Więc odesłanie ich od zewnątrz miało szanse się udać.

Apate wytrzeszczyła oczy.

- Nie!

Tyler zacisnął pięść i machnął ręką. Pociski zawróciły.

Ta chwila wyglądała tak wspaniale, że powinna zostać uwieczniona na filmie, najlepiej w zwolnionym tempie. Luis nie zatrzymał kolejnego lodowego ataku - może dlatego, że nie zdążył, może by dodatkowo odwrócić uwagę Apate. W każdym razie, powiodło się - kule przedarły barierę, trafiając prosto w pierś bogini. Nie zginęła, naturalnie, ponieważ to by było zbyt piękne. Za to jedynym pozostałym po niej śladem był szary pyłek opadający na ziemię.

Tyler odetchnął.

- Koniec zabawy na dzisiaj. Zmywajmy się stąd.

Terminus odchrząknął za jego plecami.

- Co? - chłopak odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami, a po chwili zrozumiał. - A. Jasne. Chyba muszę.

Postawił popiersie Terminusa na miejscu.

- O wiele lepiej - oznajmił bóg. - Chyba mogę anulować ten śmieszny napis.

- Anulować? - powtórzył Luis. - Można tak?

- Ta magia nie jest jakoś wybitnie złożona. A ja jestem bogiem.

Lea wytrzeszczyła oczy.

- Nie mogłeś wcześniej powiedzieć?

Terminus wzruszył ramionami.

- Mmm. Teoretycznie mogłem. Ale spodziewałem się, że te napisy będą umieszczone tam, w obrębie miasta - skinął głową na Nowy Rzym. - Nie ma opcji, bym się gdzieś teraz przemieszczał i zostawiał granicę samą! W ciągu dnia, gdy jest tu moja asystentka, owszem. Ale nie teraz.

Westchnął; po chwili herosi mogli patrzeć, jak wokół popiersia błyszczy złote światło, które zaraz potem znika.

- W sumie - wymamrotał - nawet ten jasnowłosy chłopak, Sean, by się nadał...

Tyler zareagował na ten komentarz tak, jakby dostał w twarz.

- Sean? Ej, ej, Terminusie. Mówisz o tym małym od Apollina, Sean Bryant?

Bóg granic zmarszczył brwi.

- Ta, o nim.

- To znaczy był u ciebie.

- No. I co?

- Że kto? - wtrącił Luis.

Lea odchrząknęła.

- Mmm, nie chcę przeszkadzać w waszej pogaduszce, ale chyba powinniśmy już iść. - Zwróciła się do Terminusa. - Nie powiesz za wielu osobom, że tu byliśmy, prawda? Zamieszanie jest niepotrzebne.

Głos jej się lekko łamał. Powinna być już w miarę spokojna po pokonaniu bogini, ale jedna rzecz ją trapiła. Chyba tylko ona zauważyła w ostatniej chwili wyraz twarzy Apate. Jej oczy, wypełnione nie strachem czy irytacją, ale dziką radością. Tak jakby wcale nie przegrała. Jakby szykowała coś lepszego - co dla nich oznaczało coś gorszego.

- Jeśli taki był rozkaz pretorów.

- Świetnie - odpowiedział Luis. - E, dobra. Najchętniej poszedłbym spać, ale chyba mamy miasto do przeszukania?

- Już nie - odparła Lea, a widząc ich miny, dodała szybko. - To znaczy... Wydaje mi się... Nie znam się za dobrze na magii poza Mgłą, ale stworzenie więcej niż jednego zaklęcia, które jest chyba dość ciężkie... No, to by ich kosztowało za wiele czasu. Eris mi opowiadała, kiedyś, dawniej, że takie zagranie nie wchodzi w grę.

Terminus zmrużył oczy.

- Jesteś pewna?

- Jestem pewna.

Tyler westchnął.

- Niech będzie. Nieważne już - powiedział do boga granic, a potem odwrócił się do Lei i Luisa. - I tak się już nie wyśpimy dobrze. Ale godzina czy dwie może da radę. No i - zerknął dookoła, dodając ciszej: - nie chcemy nikogo spotkać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top