Rozdział 30

Lea była pewna, że gdyby stała choć trochę bliżej, odczułaby siłę podmuchu dwa razy mocniej. Nawet teraz kaptur spadł jej z głowy, a włosy porwał do tyłu wiatr. Krzyki Terminusa (coś o tym, że spadanie przed Nowym Rzymem prosto z nieba, w dodatku w środku nocy, jest jawnym łamaniem zasad) były stłumione tak, że wyłapywała tylko pojedyńcze słowa - tworzące ledwie jakikolwiek sens. Dziewczyna z trudem łapała oddech, z trudem mogła patrzeć przed siebie przez kurz lecący prosto na jej twarz, osiadający następnie na czarnych ubraniach (które zrobiły się już szare).

Umysł ludzki działa naprawdę zbyt wolno, myślała później, wspominając to wydarzenie. Następne, co bowiem zapamiętała, to potężne popchnięcie - z pewnością nie takie, do jakiego zdolny byłby zwykły śmiertelnik. Nie odczuła tego jak trącenie łokciem czy ręką, ale uderzenie potężnej siły na całym ciele, a utrzymała się na nogach tylko dzięki podpórce ręką o ziemię. Umknęło jej gdzieś, jak w ciemności zaczęła kształtować się postać w czarnej zbroi. Resztka nadziei na spotkanie z kimś przyjaźnie nastawionym (o ile taka w ogóle istniała) zniknęła w jednej chwili.

Tyler machnął ręką, żeby odgadnąć kłębiący mu się przed twarzą kurz. Następnie ciemne oczy rozbłysły.

- Apate.

Bogini zdrady dołączyła do oddziału Chaosu ze cztery albo pięć lat do tyłu. Od tamtego czasu była niemal codziennym gościem w pałacu Nyks - i, jak to nieśmiertelni goście mają w zwyczaju, nie zmieniła się szczególnie przez te lata. Nadal miała stosunkowo krótkie, ciemne włosy i oczy w tym samym kolorze. Jej spojrzenie było tak przenikliwe i chytre, że nikt o zdrowych zmysłach nie przyjąłby od niej propozycji sojuszu w Głodowych Igrzyskach - szczególnie, że właśnie trzymała długi aż do jej kostek miecz spryskany krwią. Jakby chciała powiedzieć: Nie ma sensu wycierać, za chwilę znów się ubrudzi.

Z popiersia Terminusa natychmiast prysnęło z piętnaście iskier.

- Hej, hej! - zawołał bóg. - Przekroczyłaś granicę miasta z bronią! - skinął głową na czubek jej prawego buta, który znajdował się na terenie Nowego Rzymu.

Jeśli jego uwaga wywołała u Apate jakiekolwiek zakłopotanie, nie dała tego po sobie poznać.

- Darujcie sobie! - zawołała. Pomimo uśmiechu w jej oczach brakowało ciepła. - Wpadłam tylko na chwilę. - A następnie przeniosła wzrok na Tylera, gotowego już wyraźnie do ataku, by spoglądając spode łba wypowiedzieć najmniej oczekiwane słowa: - Na rozmowę pokojową.

Nadal nie zeszła z granicy, co powoli doprowadzało Terminusa do szału. Skierował wybuch w stronę bogini, by wytrącić jej miecz - ale wtedy tuż przed nią zamigała ledwie widzialna ściana (czy też raczej coś w rodzaju tarczy, co odbiło próbę ataku).

Luis wytrzeszczył oczy. Tyler zmarszczył brwi, a Lea wstrzymała na chwilę oddech.

Terminus miał minę jak uczeń na sprawdzianie po zorientowaniu się, że brakło mu pół punkta do wyższej oceny.

- Co, do...

- To jak będzie? - spytała Apate, przypinając miecz do pasa. - Porozmawiamy?

W głowie Lei zaświtała nagle pewna myśl, niosąca za sobą nadzieję. Apate była przecież boginią zdrady. Dlatego nikogo nie zdziwiło, gdy odwróciła się od Olimpu i dołączyła do Chaosu. Po prostu wbiła nóż w plecy przy pierwszej możliwej okazji.

A jednak teraz Lea zaczęła się zastanawiać, czy nie chodziło jej przypadkiem o coś więcej. Co, jeśli zdradzanie kolejnych stron zapewniało bogini swego rodzaju rozrywkę?

- Trochę nie w porę, co? - prychnął Tyler, nie opuszczając broni. - Nawet się dobrze nie widzimy.

Apate wyciągnęła przed siebie dłoń, rozniecając na niej płomień - niewielki, ale zaskakująco mocny. Lea zmrużyła oczy, które po dłuższym czasie spędzonym w ciemności zaczęły ją piec.

- Tak lepiej? - zapytała bogini. - To naprawdę nie zajmie długo. Nie obchodzą mnie wasze nocne nielegalne ucieczki.

- Wcale nie nielegalne - mruknęła Lea, zerkając na Terminusa.

Luis złapał rękojeść miecza.

- Ale gdybyś się na nas nie natknęła, zapewne od razu powybijałabyś wszystkich obozowiczów.

Apate zaprotestowała aż za wcześnie.

- Wcale nie. Wtedy bym was odnalazła, by ostatecznie skończyć właśnie tutaj, na rozmowie.

Choć mówiła szybko, ton jej głosu był niezwykle przekonujący. Lea miała ochotę potakiwać jej po każdym słowie. Nie czuła potrzeby sięgnięcia po broń, pomimo że miała ze sobą łuk i sztylet. Tak zapewne działała na nią aura bogini, więc starała trzymać się na wodzy i z nią walczyć.

- Pff! - Terminus przewrócił oczami. Dla lepszego wyrażenia swoich emocji mógłby skrzyżować ręce na piersi albo oprzeć je na biodrach. Oczywiście, gdyby miał ręce. I biodra. - Skąd mamy mieć pewność? I co to za niewidzialna tarcza, którą się zasłaniasz?

Apate uśmiechnęła się.

- Niesamowita, prawda? Nie do pokonania. Więc gdybym chciała was zabić, zrobiłabym to już teraz. Zaufacie mi wreszcie?

Wymienili spojrzenia. Tyler, który jako jedyny miał w ręku broń, opuścił ją i schował.

Przez chwilę bogini przyglądała się całej czwórce, jakby oczekiwała, że któreś z nich wykona nagle gwałtowny ruch. Nic takiego się nie stało.

Śmiesznie by było, gdyby ktoś nas teraz nakrył - pomyślała Lea.

- Dziękuję! - zawołała rozpromieniona Apate. - W takim razie powinniście wiedzieć, gdzie została ukryta wskazówka. Nemezis, jak mniemam, nie powiedziała wam tego? 

Lea przywołała w myślach wspomnienie Owena McRae mówiącego im o tym. Nie było to łatwe, bo czuła, jak umysł jej się dosłownie zamula - ale pamiętała napis na jego mieczu, nieznikający już od dłuższego czasu. Napis głoszący, że wskazówka jest... tam.

To znaczy, było napisane dosłownie tam. Bez konkretów. Bez choćby maleńkiej podpowiedzi, jakiegokolwiek naprowadzania. Tam i tyle.

Lea wiedziała o tym nie od dziś, ale od kilkunastu miesięcy, a poziom złości wcale się nie obniżył od chwili, w której poinformowano ją po raz pierwszy. Gdzieś na tym świecie znajduje się wskazówka - no, na coś tak banalnego mogli wpaść sami. Potrzebowali czegoś więcej. A bogowie olimpijscy, niby również obchodzący się sprawą, albo faktycznie nie chcieli pomóc, albo brali ich za idiotów, albo sami byli idiotami. Albo wszystko na raz.

Teraz jednak, stojąc przed boginią zdrady, myśli Lei pobiegły do chwil spędzonych z sojusznikami Chaosu. Ona przez cały czas oszukiwała. Oni jednak, pomimo złych intencji, spełniali swoją misję. Pomagali sobie nawzajem osobiście, nie bawiąc się w żadne zgadywanki czy przepowiednie. Byli po prostu... wierni w złu? Lea nie wiedziała, czy to dobre określenie.

A gdyby tak... - zaczęła się nagle zastanawiać.

Nie.

Ocknęła się, napotykając uśmiech Apate. To bogini miała na nią taki wpływ. Przecież nawet gdyby próbowała przyłączyć się do Chaosu z powrotem, tym razem na poważnie (czego nie planowała - bo mimo wszystko pilnowała w swoim życiu pewnych wartości sprzecznych z ideą niszczenia świata) już by jej nie przyjęli. Nie zdążyłaby się nawet odezwać bez oberwania toporem w głowę.

A nawet jeśli... Za pierwszym razem również nie było łatwo. Szczególnie na początku, gdy przyszło do zdobywania zaufania. Chaos nie uwierzyłby, że parę uroczych dzieciaczków z podstawówki nagle tak chętnie zapisze się na pomoc w rozpoczęciu apokalipsy.

- Nie mamy informacji na ten temat - głos Terminusa odpowiadającego Apate wyrwał półboginię z rozmyślań. - Co nie oznacza, że niedługo nie zdobędziemy - dodał szybko strażnik Nowego Rzymu.

Apate uśmiechnęła się.

- Chcecie się dowiedzieć? No więc, niespodzianka, to nie jest żadne niezwykłe miejsce. Tylko dom rodzinny Owena i Harper McRae - odpowiedziała takim tonem, jakby pomaganie wrogom było najzwyczajniejszą rzeczą pod słońcem.

Milczenie zostało przerwane dopiero po jakiś dziesięciu sekundach.

- A-ha? - Tyler uniósł brew. - I niby mamy w to uwierzyć? Nie masz żadnych powodów, żeby nam pomagać.

Poza tym, chyba by się zorientowali - pomyślała Lea. - A raczej ich tato, skoro tam mieszka.

- Nie bądź taki pewien! - bogini zwróciła się do niego. - Jestem waszym jedynym źródłem informacji. I tak jesteście na przegranej pozycji, nie pamiętasz?

- Nie jesteśmy na przegranej pozycji - odparł Tyler. - Szykujemy się jeszcze do gry.

Pewność siebie w jego głosie zadziałała ocucająco. Lea nagle sama zyskała trochę więcej nadziei.

Apate fuknęła.

- W takim razie czas wam ucieka. To właściwie jedyne, co chciałam przekazać. - A potem, po pozwoleniu na chwilowe odetchnięcie z ulgą, wyciągnęła z powrotem miecz. - Przekażecie to komuś z obozu, zanim zginiecie, prawda?

- Ej, ej! - zaprotestował błyskawicznie Luis. - To nie miała być rozmowa pokojowa?

- Znów jesteś na terenie! - fuknął z oburzeniem Terminus.

Apate go zignorowała.

- To była rozmowa pokojowa - odparła, a następnie uniosła miecz. - Ale wy nadal jesteście moimi wrogami. Nudno byłoby odejść ot tak, bez walki, co nie? - jej oczy rozbłysły. - Dlatego jeszcze tej nocy umrzecie.


____

mój zapał z pisaniem rozdziałów jest niesamowity, wiem







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top