Rozdział 3

Wkrótce nadeszła pora obiadu.

Owen skończył właśnie rozmawiać z Harper, która opowiedziała mu o swoim planie. Nie był co do niego przekonany, ale Harper przekonywała go bardzo długo i w końcu przystał na tę propozycję.

"Jesteś z Percy'm bliżej niż ja" - powiedziała. - "Kumplowaliście się cały rok szkolny".

Mimo wszystko Owen nie był w stu procentach pewien, czy Jackson uważa go za aż tak dobrego przyjaciela. Żałował, że nie ma tu Leona Valdeza ani Grovera Underwooda do pomocy w przekonywaniu go.

Chłopak chwycił tacę ze swoim jedzeniem. Wypatrzył Percy'ego w tłumie. Syn Posejdona siedział na końcu stołu. Nie otaczał się zbytnio towarzystwem. Jego najbliższym sąsiadem była jakaś dziewczyna z Piątej Kohorty, która zajmowała miejsce jakieś dwa metry dalej. 

Owen podszedł do Percy'ego. Na początku syn Posejdona nie zwrócił na niego uwagi. Nałożył sobie na talerz tak żałośnie mało, że chyba niemowlak zjadłby więcej, a i tak nie zabierał się za jedzenie, tylko grzebał widelcem w talerzu.

Owen niby nie chciał go zaskakiwać, ale nie miał wyboru.

- To już ostatni dzień, no nie? - zapytał, a potem wskazał na miejsce obok. - Pozwolisz?

Percy podniósł na niego lekko zdziczały wzrok zielonomorskich oczu. Owen już pomyślał, że odpowie: "nie" i tak zakończy się ta rozmowa.

Ale, ku jego zdumieniu, Jackson skinął głową.

- Jasne - westchnął.

"Sukces" - pomyślał Owen i usiadł.

Starał się zachowywać spokój - no, tyle spokoju, ile może zachować heros z ADHD. Na początku nie wymagał od Percy'ego żadnej rozmowy i nie buchał energią. Upił łyka swojego soku wiśniowego. Zjadł trochę obiadu i dopiero potem odwrócił się do przyjaciela.

- Masz jakieś plany po obiedzie?

Percy wytrzeszczył oczy, jakby zaskoczyło go to pytanie.

- Nie... dopiero później będzie trening szermierki.

- To świetnie - Owen uśmiechnął się zawadiacko. - Bo widzisz, ja i Harper planujemy krótki wyjazd i mamy jedno wolne miejsce. Piszesz się?

Percy wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

- Wyjazd... ale dokąd?

- Zobaczysz - odparł Owen. - Rzecz w tym, że mamy zgodę Franka i Hazel. A przecież wiem, że nie odpowiadają ci te tłumy w Obozie Jupiter. Już lepiej wyjechać, prawda? To nie zajmie długo, wrócimy w sam raz na szermierkę.

Chłopak przygryzł wargę. Najwyraźniej rozważał argumenty Owena, ale jego depresyjna część umysłu zaciekle broniła się przed jakąkolwiek dalszą, szaloną wyprawą.

- No... nie wiem - mruknął.

- Weź, Jackson - Owen dał mu kuksańca w ramię.

Percy zacisnął usta w wąską kreskę. Wzrok syna Nemezis był taki naglący, w jego głosie brzmiała szczera prośba i ciężko mu się było oprzeć. Czyżby Laurel przekazała mu część swojej czaromowy?

Nie. Nie o to chodziło. Percy dopiero teraz zrozumiał, że Owen McRae zmienił się przez ostatnie miesiące. To znaczy, w dalszym ciągu był tym Owenem, którego poznał we wrześniu - chyba nawet nie urósł od tamtego czasu, miał kręcone jasnobrązowe włosy i ciemnobrązowe oczy (nie tak ciemne jak na przykład Nico czy Tyler, bo nie wpadały w czerń, a jednak ich kolor był bardzo intensywny). A jednak ostatnio jakby zdobył więcej pewności siebie, więcej pozytywnej determinacji.

Percy był szczęśliwy, że otaczający go ludzie dojrzewają. Jednak rozpacz, jaką nosił w sercu, tuszowała tę radość. No i wyniszczała jego samego. Nie tylko od środka, ale i od wewnątrz. Gdy ostatnio spojrzał w lustro, spostrzegł, że jest niemal tak chudy jak parę lat temu - gdy spowodował wybuch wulkanu i trafił na Ogygię, do Kalipso.

Właśnie, Kalipso... i reszta greckich obozowiczów, którzy zaginęli... To wspomnienie przybiło go jeszcze bardziej.

A jednak ostatecznie, jakby od niechcenia, Percy wydusił z siebie te słowa:

- No... niech będzie.

Owen odetchnął z ulgą. Udało się.

- Spotykamy się po obiedzie - powiedział, po czym odszedł.

Tymczasem Lea Farewall miała niemal tak marny apetyt jak Percy, ale to nie z powodu przygnębienia. Piła tylko sok, a poza tym o wiele bardziej interesowała ją opowieść Lavinii Asimov o misji.

- Znowu nam się nie udało - westchnęła Lavinia. - Ale musimy mieć nadzieję, prawda? Jutro kolejna wyprawa... no i Hazel chce powierzyć mi dowodzenie, bo ona chce zostać z Frankiem. - Tu się skrzywiła. - Trochę nie wiem, czy mi to pasuje, bo przed obiadem mam rand... to znaczy, mam inne plany! - zarumieniła się. - Lea, pojedziesz z nami?

Córka Iris wzruszyła ramionami.

- Cóż... mogę jechać. Ostatnio byłam, pomyślmy, tydzień temu?

Lavinia odetchnęła z ulgą.

- O rany, super. Popytam jeszcze innych, stworzymy drużynę i pojedziemy.

Lea skinęła głową, odsuwając od siebie talerz, a przysuwając szklankę z resztką soku na dnie. Przypomniała sobie, jak podczas pierwszego spotkania z Lavinią, Rzymianka nie bardzo jej ufała. Bogowie, nadal miała w głowie wspomnienie bycia pod naciskiem tych ogromnych, brązowych oczu, które zwykle miały rozbiegany wyraz, ale w tym momencie skupiły się tylko na niej. Z czasem... cóż, wiele rzeczy się wyjaśniło, a Lea przekonała się, że Lavinia to naprawdę miła, odważna i trochę roztrzepana dziewczyna. Tu, w Obozie Jupiter, zaprzyjaźniły się na dobre.

Centurionka zerknęła na talerz swojej towarzyszki.

- Och... nie jesz już?

- Nie jestem za bardzo głodna - przyznała Lea. - Czasami naprawdę uwielbiam jeść, ale teraz... chce mi się raczej pić.

Dopiła resztkę swojego soku i przetarła usta ręką na wszelki wypadek, gdyby pozostała na nich jakaś plamka. Kosmyk jej włosów zaplątał się koło oka, więc odgarnęła go za ucho. Zazwyczaj regularnie dbała o farbowanie, jednak ostatnio pojawiło się sporo odrostów - jasnych, w kolorze miodu. Lea nie dbała o to. Miała na głowie inne, ważniejsze sprawy.

Po skończeniu obiadu Lavinia postanowiła opowiedzieć przyjaciółce o jeszcze jednej sprawie, która ją nurtowała. Przechadzały się po Polu Marsowym, gdzie za jakiś czas miała się odbyć lekcja szermierki, gdy Rzymianka zdobyła się wreszcie na to wyznanie.

- Wiesz, Lea... pamiętasz tę nimfę z dawnego mitu, Echo, która mieszka teraz w naszym obozie?

Farewall przytaknęła.

- Ta. Znam ten mit. Z tego co wiem, powróciła do życia, gdy przebudziła się Gaja. I przetrwała do teraz. To ta bardzo niska, z takimi... ciemnoblond włosami?

Lavinia pokiwała ostrożnie głową.

- Yhy, o nią chodzi. Bo widzisz, strasznie ciężko mi się z nią porozumieć, kiedy potrafi tylko wszystko powtarzać. Ale znalazłyśmy sposób: dałam jej kartkę i długopis.

Lea zmarszczyła brwi.

- Przekazała ci coś ważnego?

Lavinia przetarła palcem kącik oka, po czym poprawiła swoją fioletową obozową koszulkę. Naprawdę rzadko dało się ją zobaczyć tak skupioną, więc Lea domyśliła się, że chodzi o coś istotnego.

- Cóż, ona wie naprawdę niewiele, jeśli chodzi o aktualne informacje. Ale dawniej, przed wojną z Gają. Słyszałaś historię o tym, jak Hazel Levesque i Leo Valdez próbowali jej pomóc z Narcyzem? Wtedy, kiedy spotkali boginię Nemezis.

Lea pokręciła głową. Wiedziała tylko o najważniejszych misjach, na przykład znała mniej więcej przebieg wojny z Kronosem, przebudzenie gigantów i Matki Ziemii. Pomniejszych tylko niewiele - pojmanie Nike (czy też Wiktorii) w Olimpii przez herosów z "Argo II", ujarzmienie machai przez Piper McLean, Nico z Reyną i Gleesonem Hedge'em transportujący posąg Ateny do Obozu Herosów (choć też bez dokładnych szczegółów). No i usłyszała trochę opowieści od rzymskich półbogów, ale nic poza tym.

Lavinia opowiedziała jej więc historię, którą streściła jej pretorka.

- No i... jak to się skończyło? Co się stało z Narcyzem i pozostałymi nimfami? - spytała Lea.

- Cóż, nimfy przeżyły i niektóre z nich są nawet teraz tutaj, w naszym obozie - odparła Lavinia. - Na przykład ta z falistymi brązowymi włosami do pasa, nimfa skały. Kojarzysz?

Lea nie kojarzyła. Nie zadawała się zbytnio z nimfami. Wydawały jej się zbyt ruchliwe, zbyt kapryśne i nieprzewidywalne - przynajmniej większość. Ale pokiwała głową, bo ciekawił ją ciąg dalszy.

- Ale Narcyz... - Lavinia skrzywiła się. - Ten facet był naprawdę, aż do przesady zakochany w samym sobie. Echo była bardzo dzielna, próbując go uratować, jednak przeznaczenie niektórych ludzi jest zaplanowane z góry i nie można go zmienić. Ostatecznie nie jadł, nie pił, tylko siedział nad tym przeklętym jeziorem, aż zginął. Więcej go już nie ujrzymy.

- Ach - powiedziała Lea. - To takie radosne.

Lavinia uśmiechnęła się lekko.

- Ta... zasłużył na to, prawda? Szkoda tylko Echo. Jednak nie o to chodzi. Zauważ jedną rzecz: Gaja wypuściła Narcyza, Echo i inne nimfy, ale nie zmuszała ich do walki z herosami, co robiła z większością wskrzeszonych.

Lea uniosła brew.

- Czyli co sugerujesz? Czyżby... - zamyśliła się. - Czyżby ich ożywienie nie było sprawką Gai?

Oczy Lavinii rozbłysły.

- Wiesz, to tylko domysły. Medea i pozostali sojusznicy Matki Ziemi zawarli z nią sojusz. Echo twierdziła, że po prostu dostrzegła wyjście z Hadesu, a Narcyz tam był, więc chciała go ocalić przed ponowną śmiercią. Nawet nie zamieniła słowa z Gają.

- Więc możliwe, że to Chaos jakoś zdołał przywrócić ich do życia - wywnioskowała Lea. - Albo jego sprzymierzeńcy. Ale po co?

- Tego nie wiemy - odparła Lavinia. - Ale możemy wymyślać teorie. Chodź, pogadamy z nimfami. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top