Rozdział 37
Odwrócenie wzroku nie zawsze wyraża ignorancję, brak zainteresowania. Często oznacza chęć ucieczki, przerwy od danej sprawy. Chwili odetchnienia.
Owen McRae właśnie teraz to zrobił. Odwrócił od wszystkiego wzrok. W przenośni... Chociaż dosłownie też.
Powrót do Obozu Jupiter pamiętał jakby przez mgłę (tę przez małe m). Przeklinał się, że nie dopytał Nica, gdy ten po raz pierwszy odczuł oznakę swojego dziwnego przeczucia. Ale właściwie, to by już nic nie dało.
Zbierane dotychczas puzzle zaczęły tworzyć całość. Spełniły się słowa Starek kierowane do Harper w ich przeklętej, poturbowanej taksówce. A potem z jednej przewróconej komody wypadła książka. Owen mógł przysiąc na Styks, że nigdy nie widział jej na oczy - naprawdę nigdy, przez niemal osiemnaście lat spędzonych w tym domu.
Gwoli prawdy, nie była to książka, a notes - trochę większy od szkolnego zeszytu, ze skórzaną brązową okładką z napisem po łacinie na środku. Gdy Nico (który był zszokowany odrobinkę mniej od nich) zaczął go pospiesznie kartkować, okazało się, że jest prawie pusty. Jedynie na ostatniej stronie znajdowały się cztery linijki tekstu, ale również po łacinie.
- Ro... - Nico zamknął notes. - Rozumiem tylko jedno słowo. Sztylet tam było, tak?
Harper jakoś zdołała mu potaknąć.
Owen nie odpowiedział. Nie zrozumiał nawet tego. Bałagan w jego głowie był jeszcze większy niż zazwyczaj na jego biurku.
Oczywiście, zawiadomili odpowiednie służby śmiertelnicze, ale potem zmywali się tak prędko, jak tylko było to możliwe. Mgła się przydała - by nie ujść za głównych podejrzanych w sprawie morderstwa, ponaginali trochę rzeczywistość. Wykluczali z góry opcję, że śmierć ojca nie miała nic wspólnego z mitologicznymi sprawami. To by był zbyt duży zbieg okoliczności - akurat wtedy, gdy pojawił się ten zeszyt. I wszystko zgodnie z przepowiednią.
Podróż cieniem zamazywała się w pamięci Owena z każdą sekundą, a on nawet o tym nie myślał - ADHD dawało się we znaki. Chociaż... może nie o nadpobudliwość chodziło.
Następne, co kojarzył, to pytające spojrzenia wszystkich mijanych po drodze do pokoju w Obozie Jupiter. Gdyby zerknął w lustro, zrozumiałby ich niepokój - bo wyglądał, jakby miał za chwilę zemdleć - ale w tamtej chwili go to nie obchodziło. Nie patrzył na nich nawet.
Zatrzasnął za sobą drzwi, żeby nikt za nim nie wszedł, po czym usiadł tyłem do ściany. Położył głowę na kolanach, wbijając jednocześnie palce w gęste, brązowe włosy.
Nie - brzmiała pierwsza sensowna myśl, jaka przyszła mu do głowy.
Pierwszy raz w życiu się cieszył, że nie natknął się na Laurel zaraz po przyjeździe.
Skup się - powtarzał sobie w duchu.
Nico zaoferował się pójść do Hazel i Franka, więc za chwilę mogli spodziewać się jakiegoś zebrania - rzecz jasna, po wstępnej naradzie pretorów oraz opcjonalnie paru innych zaangażowanych w sprawę osób. Rzymianie zawsze rozumieli łacinę lepiej od Greków, więc rozszyfrowywanie tekstu nie powinno zająć dużo czasu.
Już byli krok do przodu. Praktycznie mieli już tę wskazówkę.
Wcześniej Nico wspomniał o sztylecie. Zakładając, że dobrze przetłumaczył to słowo, chodziło o sztylet Ethana Nakamury. Od Nemezis. Można się było domyślić nawet wcześniej, że magiczne bronie mają znaczącą rolę. W końcu tylko one potrafiły zrobić krzywdę tak potężnym bogom.
Ale tekst był znacznie dłuższy, a więc zawierał zapewne więcej wskazówek. Herosi zawsze wyrabiali się "na styk". Ale zawsze działało. Więc tym razem też powinno, prawda?
Prawda?...
To słowo odbijało się w umyśle chłopaka jak echo.
Nie zorientował się, że płacze, dopóki łza nie spłynęła na podłogę.
Zaklnął pod nosem i podniósł głowę, zaciskając mocno powieki. Gdy je otworzył, brązowe tęczówki zdawały się być odcień czy dwa jaśniejsze. Emocje nie mogły już dłużej kumulować się w środku.
To wszystko wydawało mu się po prostu niesprawiedliwe. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji, a już na pewno nie w takim momencie. Skoro wojna się jeszcze nie zaczęła, a już pierwsza osoba zginęła, to ilu ich polegnie podczas ostatecznej walki? Czy naprawdę nie istniało żadne rozwiązanie niewymagające śmierci?
Najwyraźniej nie, co było strasznie dobijające.
W tym samym czasie Frank przejeżdżał palcem po linijce tekstu w zdobytej niedawno książce i marszczył niespokojnie brwi.
- Dziwne. To łacina, ale... nie potrafię nic zrozumieć. Bynajmniej... nic tworzącego logiczną całość.
- Ja też nie - Hazel zagarnęła niesforny lok za ucho, po czym przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu. - Mmm. Nico, podałbyś?
- Jasne.
Chłopak odwrócił się w stronę półki z książkami, która stała blisko niego i wybrał z niej odpowiedni słownik. Położył go na biurku. Hazel zaczęła szukać pierwszego słowa.
Po długim, ale to naprawdę długim przeszukiwaniu słownika i zapisywaniu tekstu na osobnej kartce (niektóre wyrazy były tak trudne do zapamiętania, jakby wypowiadała je Strzała z Dodony) puzzle złożyły się w sensowną całość.
- No więc... pierwszy wers - Frank odchrząknął, zanim zaczął czytać: - Czas zgonu ano... Ani...
- Anonimalnego - podpowiedziała Hazel. - Tego słowa już się nie używa, ale znaczy tyle co anonimowego.
Frankowi nigdy nie przeszkadzało, że jego dziewczyna pochodzi z przeszłości, ale teraz zaczął dostrzegać plusy, których w tym wcześniej nie widział.
- Tak, dzięki... Czas zgonu anonimalnego wysłannika wszcznie realizację istotniejszego planu. Debatując nad zapobiegnięciem takowemu, uwzględnić należy zaprowadzenie pokoju u źródeł mocy olimpijskich bogów...
Nico poczuł się jak na jakimś wykładzie na uczelni.
- To znaczy... na Olimpie? Źródło mocy? - zamyślił się. - Tak jak mówiły Lea, Harper i Diana. Pałac bogów zmienił się w ruinę. A więc to miało się stać.
Hazel oparła podbródek na dłoniach i westchnęła.
- Bogowie nas potrzebują. Cóż za odmiana. Mogę dalej? - spytała Franka, a gdy skwitował jej prośbę potaknięciem, przeczytała: - ...u źródeł mocy olimpijskich bogów, użycie ramnuzijskiego oręża (tarcza, sztylet), a ponadto konieczność starcia na krawędzi oraz więcej odejść bliskich niż kiedykolwiek przedtem.
Jeśli ją, Franka lub Nica wypełniło to optymizmem, nie dali tego po sobie poznać.
Zhang trzymał na kolanach mały notatnik, w którym nieustannie coś zapisywał. Teraz, po zapadnięciu głuchej ciszy, docisnął ołówek do kartki tak mocno, że aż zatrzeszczało. Nabazgrał niedbale ostatnią literę, po czym wyraźne stracił zapał. Spięte dotychczas ramiona mu opadły. Położył ołówek na blacie.
- Fragment o broniach jest jasny, ale nie wiem, o co chodzi ze starciem na krawędzi. No a te odejścia... - Hazel zawahała się, głos miała strapiony. - Może nie chodzi o śmierć? Odejścia.
Na moment znowu zapadło milczenie. Nico przykrył dłoń siostry własną.
- Dobra. Mamy ten notatnik. Przy obiedzie ogłosi się reszcie, a póki co... Chwila przerwy?
Wymienili w trójkę spojrzenia. Przerwa nie była czymś, na co mogli sobie pozwolić. Te cztery linijki jedynie delikatnie rozjaśniły sprawę. Koniec końców pozostawała tylko nadzieja, że podczas wojny wszystko zrozumieją. Ale co, jeśli nie?
Wcześniej Nico obiecał Percy'emu, że będzie mu towarzyszył. On sam chciał się tam wybrać. Miał dwa powody, wliczając w to ten, który bardziej dotyczył Jacksona - ale jego też, jakby nie patrzeć. Z kolei od drugiego zależne były losy świata.
Oboje nadal walczyli z pokusą załatwienia sprawy od ręki. Musieli się jednak wstrzymać. Przepowiednia mówiła bowiem co innego. Do czasu wypełnienia wersu o morzu, nie mogli iść do Hadesu. Wszystko wskazywało na to, że wyprawa odbędzie się w ostatniej chwili, może nawet podczas wojny, podczas gdy Owen, Harper i reszta zajmą się głównym zagrożeniem.
Frank odłożył zamknięty już notesik na stół. Ten nagły ruch rozbudził trochę czujność Nica.
- Chyba racja - stwierdził pretor, kątem oka zerkając na Hazel w oczekiwaniu na jej reakcję.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Tak. Zmniejszmy tempo - powiedziała i zwróciła się do Nica: - Dzięki, że tu z nami jesteś.
Nico wzruszył ramionami.
- Nie ma sprawy. Siedzicie w tych papierach od rana?
Wskazał na stertę kartek i grubych książek, pod którymi stół prawie się uginał.
- Właściwie to próbujemy coś znaleźć - zaczął wyjaśniać Frank. - Rano przegrzebaliśmy internet, ale stwierdziliśmy, że to zbyt ryzykowne, a i tak nic nowego tam nie było. Dlatego wzięliśmy parę książek.
Nico prychnął.
- Aha. Parę.
- Ella też się angażowała - dodała Hazel. - Ale w żadnej lekturze nie ma za dużo o Chaosie. Tylko to, czego uczą dzieci w podstawówkach: ogromna otchłań, z której wyłonili się pierwsi bogowie. To jest naprawdę wszystko.
Frank westchnął.
- Szkoda, że nie ma o nim żadnej historii. Wiedzielibyśmy, jak go pokonać.
Nico pomyślał, jak dobrze by było mieć wśród przyjaciół kogoś z odpowiednią wiedzą. Jego myśli najpierw pomknęły do Annabeth (za co przeklnął się w duchu), ale szybko sobie przypomniał, że przecież ona także nie miała o niczym pojęcia. Wiadomości czerpała głównie z książek. Nadałby się jakiś bóg, który dobrze znał Chaos i mógłby obmyślić sposób na wygranie z nim. Ktoś jak Liam Cage. Tylko że Liam był martwy.
Dlaczego tak dużo osób było martwych?
Hazel zamknęła notes z tekstem po łacinie.
- A co z... - spojrzała niepewnie na Nica. - No wiesz?...
Nico spochmurniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwe.
- Powinniśmy dać im chwilę, żeby to przyjęli do wiadomości, bo czasu już nie cofniemy. Chociaż... - odgarnął z czoła zdecydowanie zbyt długą grzywkę czarnych włosów. - Nie powinienem był ignorować tego odczucia. Nie zrobię tak więcej.
- Przecież to nie twoja wina.
- Wiem, ale...
Zacisnął pięści. Nie wiedział, dlaczego wszystko go tak złości. Śmierć tamtego człowieka absolutnie od niego nie zależała, niemniej jednak przywoływała bolesne wspomnienia. Kiedyś on stracił kogoś bliskiego. Zgodnie z przepowiednią... Wielu miało polec. Czy znajdzie się w ich gronie, czy będzie musiał bezradnie patrzeć, jak umierają?
Puścił rękę Hazel. Na chwilę zrobiło mu się niedobrze, ale trwało to tylko chwilę. Wstał.
- No to... pójdę już - powiedział. - Do zobaczenia później.
Wyszedł, po drodze odkładając tylko słownik na półkę.
Nie spodziewał się, że jeszcze tego wieczora dostanie pilny iryfon.
_______
Nie potrafię opisać słowami, jak bardzo chciało mi się spać podczas pisania i sprawdzania tego (od jakiegoś czasu wreszcie zaczęłam DOKŁADNIE sprawdzać coś przed opublikowaniem), no ale jakiś rozdział tam powstał ¯\_(ツ)_/¯
Jako że nie wiem co dalej napisać, pamiętajcie że dziś i jutro są ostatnie dni w których można karmić pieski i kotki na OLX (to tak bardzo wiąże się z treścią, tak bardzo) więc jeśli jeszcze tego nie zrobiliście to zrobcie to szybko.
Do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top