Rozdział 26

- Do zobaczenia.

Laurel zarzuciła Owenowi ręce na szyję i musnęła jego usta tak szybko, jakby się obawiała, że ktoś jej przeszkodzi. Odkąd usłyszała historię nieudanego przebudzenia Kronosa, wydawała się jakaś nerwowa.

Chłopak uśmiechnął się lekko. Dotknął jej włosów. Były gęste i przyjemne w dotyku.

- Tak - powiedział. - Do zobaczenia.

Już chciał się odsuwać, ale Laurel złapała go za przód koszuli i przyciągnęła do siebie, całując jeszcze raz - tym razem dłużej.

Owen stłumił śmiech.

- Hej, hej, już w porządku - oddał pocałunek. - Nico i Will czekają.

- Wybacz - dziewczyna zagarnęła za ucho zbłąkany kosmyk. Niebieskie oczy błyszczały jasno. - Uważaj na siebie.

- Laurel, nie jestem twoim dziec...

- Nie zapomnij o tym! - zarzuciła mu na szyję szalik i wcisnęła do rąk parę czarnych rękawiczek. Nie wyglądała, jakby tylko żartowała. - Nie będziecie tam długo, ale długo się jedzie... Butelka wody...

- ...kiem - mruknął. - Laurel!

Chyba się otrząsnęła. Zamrugała parę razy.

- Przepraszam. Idź już.

Cmoknęła go po raz ostatni w policzek. Owen rzucił jej melancholijne spojrzenie - brązowe tęczówki spotkały się ponownie z błękitnymi - a następnie powiedział tylko: "Pa" i wyszedł.

Willa Solace'a i Nica di Angelo zastał nad brzegiem Małego Tybru, pochłoniętych rozmową z pretorami. Jako pierwsza dostrzegła go Hazel. Odwróciła się, by pomachać.

- Nie spóźniłem się, prawda? - Owen podbiegł.

- Nie - mruknął Nico.

- Uff, całe szczęście! - syn Nemezis poprawił szalik i już miał wygłosić jakiś motywujący, podnoszący na duchu komentarz, gdy dostrzegł, w jaki sposób Nico spogląda na swojego chłopaka. Każdy przeciętny obserwator zwróciłby uwagę na rosnące między nimi napięcie, jakby przed chwilą się o coś ostro posprzeczali. - Ach, a jednak coś przegapiłem, co?

Will westchnął, splatając ręce na piersi.

- Ach, gdyby Nico di Angelo był nieco bardziej odpowiedzialny...

Syn Hadesa trącił go w ramię.

- Jestem przecież!

Wiatr szumiał lekko w jasnobrązowych włosach Owena. Kąciki jego ust powędrowały nieznacznie ku górze, a wzrok padł na Franka Zhanga.

- Niech no zgadnę. Chodzi o podróż cieniem?

Ale, ku zdumieniu chłopaka, pretor pokręcił głową z zaciśniętymi mocno ustami.

- Tym razem nie.

Owen wytrzeszczył oczy. Teraz spojrzał na dwójkę zainteresowanych, czekając, aż któryś z nich przedstawi sytuację. Nie zdziwił się wcale, gdy to Will zabrał głos.

- To ciekawe, ale gadał z Percym najwięcej z nas wszystkich. I ja wiem, że z wiedzą na temat Jacksona jest o krok dalej niż my wszyscy. Miło by było, gdyby zechciał zdradzić choć trochę.

Nico zacisnął pięści.

- Parę rozmów odbytych z Percym nie świadczy jeszcze, że zwierzył mi się z czegoś konkretnego.

- Aha - Solace wywrócił oczami.

Hazel biegała wzrokiem od jednego do drugiego, jakby oglądała interesujące przedstawienie i rozważała recenzję na koniec. W końcu wzięła głęboki wdech, otaczając ich ramionami.

- Wiecie co? Jedźcie. A dopiero na miejscu wyciągnijcie jak najwięcej informacji. Dobrze by było, gdyby w tej dyskusji uczestniczył Percy.

Nico odetchnął.

- Dzięki.

- Ale jak już tam będziecie... - Hazel podniosła wzrok. - Will, użyj wszelkich możliwych środków, żeby wszystko wyśpiewali.

- Oczywiście - zgodził się syn Apollina.

- Hazel! - oburzył się Nico.

Owen podniósł rękę.

- Dobra. Spadajmy już.

Po ostatnich słowach pożegnania zaczęli swoją podróż, odbywaną na pół środkami śmiertelników, na pół teleportacją przez cień. Nico wyjaśnił, że poprzednio występowały jakieś zakłócenia, więc zdawanie się tylko na tę hadesową drogę mogło skończyć się klęską dla całej trójki. Choć z kolejnymi krótkimi przeskokami zaczynał nabierać pewności siebie, Will twardo popierał zachowanie wszelkich środków ostrożności i od czasu do czasu robili przerwę, wsiadając zamiast tego na przykład do taksówki.

To było zapewne tylko wrażenie, a jednak Owenowi wydawało się, że taka droga zajęła im jeszcze dłużej, niż by zeszło na samą jazdę. Przez cały czas wysłuchiwał tylko motywujących komentarzy Willa oraz ucinających je odpowiedzi Nica - i na odwrót. Gdy byli już prawie na miejscu, poprawił po raz ostatni szalik. Jego myśli mimowolnie powędrowały do Laurel. Ciekawe, co teraz robi.

Koniec końców stanęli przed blokiem, w którym mieszkał Percy Jackson - i w tym momencie Nico się zawahał. Jasne było, że muszą razem z Percym utrzymać ich prawdziwe zamiary w tajemnicy. Ale teraz, patrząc na Willa, zaczął się zastanawiać, czy: a) dadzą radę, b) to w porządku wobec syna Apollina, jak i Owena, no i wszystkich innych herosów z  dobrymi intencjami. Z drugiej strony - gdyby zdradził ten ultraniebezpieczny plan, zapewne każdy usiłowałby ich powstrzymać. Nie. To nie wchodziło w grę, zwłaszcza, że obiecał Percy'emu milczeć jak grób. Zostaną tylko przy przepowiedni.

Owen sięgnął po domofon i zadzwonił. Po chwili coś zaskrzypiało i rozległy się kroki.

- Moglibyśmy wysłać iryfon - szepnął szybko Nico.

- To poważna rozmowa - zaprotestował Will. - Do odbycia, wiesz, na ży...

- Halo? - rozmowę przerwał lekko stłumiony, damski głos, który wydobył się z domofonu.

Owen rzucił spojrzenie Willowi i Nicowi, a potem odchrząknął.

- Dzień dobry, tu Owen McRae. Zastaliśmy Percy'ego?

Przez chwilę w domofonie dało się wyczuć napięcie, jakby rozmówczyni obawiała się, że - tak strzelając - to kolejny grecki bóg, który przyszedł ze swoimi problemami i wstrzymywała oddech. Po chwili jednak odetchnęła z wyraźną ulgą.

- Oczywiście! - zawołała jakby w pośpiechu, a chwilę później rozległy się kroki. Drzwi otwarły się błyskawicznie, a w progu stanęła ona.

Mama Percy'ego Jacksona była kobietą w średnim wieku, o czym świadczyły siwe kosmyki wyłaniające się z jej długich, ciemnych włosów. Jednak miała w sobie coś, co zdecydowanie odejmowało jej lat - może błysk w oku, może ładny, naturalny uśmiech na ustach, może ciepły, choć energiczny głos. Seledynowa koszulka wypuszczona na sprane dżinsy musiała nie mieć długich rękawów, bo zarzuciła na nią jeszcze cienki sweterek bez guzików. Włosy uczesała w grubego warkocza, który spływał jej na plecy.

- Witajcie, chłopcy - zwróciła się pogodnie do Willa i Nica, a następnie przeniosła wzrok na syna Nemezis. - Ty pewnie jesteś Owen, prawda? Nie mieliśmy okazji się poznać, ale dużo o tobie słyszałam. Jestem Sally.

Uścisnęła jego dłoń. Owen uśmiechnął się.

- Tak, bardzo miło... No więc czy jest Percy?

To jedno zdanie wystarczyło, by całkowicie zbić Sally Jackson z tropu.

W tej jednej chwili naprawdę jej wiek wydawał się dawać o sobie znać. Przykrywka młodzieńczej radości zniknęła.

- Och, jasne, że jest - odparła jednak nadal opanowanym tonem. - Wejdźcie, proszę.

Owen tak naprawdę nigdy nie był u Percy'ego, ale z opowieści słyszał, że mieszka z mamą, ojczymem i młodszą siostrą. Ale teraz nic nie świadczyło o obecności ostatniej dwójki. Dopiero, gdy wszedł głębiej, zauważył leżącą na podłodze zabawkę - pluszowego niebieskiego delfinka. Sally podniosła go i postawiła na półce.

- Percy ostatnio... nie tryska zbyt energią - zwróciła się do półbogów strapionym głosem. - Bardzo przeżył odejście Annabeth. Siedzi ciągle w zamknięciu...

Skinęła głową na drzwi, za którymi prawdopodobnie znajdował się pokój jej syna dokładnie w chwili, gdy te otworzyły się na oścież. W progu pojawił się Percy Jackson - wysoki, ale jeszcze chudszy niż ostatnio, w szarej bluzie ze spranym logo i z roztrzepanymi włosami. Jego pusty wzrok padł w pierwszej kolejności na Nica, by wymienić krótkie, porozumiewawcze spojrzenia.

- Mamo, nie jest tak źle - zaprotestował, lecz w jego głosie brakowało przekonania, a potem zwrócił się do kolegów ściszonym głosem: - Cześć. Zapewne sprawa do obgadania?

Will potaknął. Jego niebieskie oczy śledziły uważnie Percy'ego - uwadze chłopaka nie umknęła bowiem wymiana spojrzeń z Nikiem.

- Usiądźcie razem - zaproponowała gładko Sally. - A ja uszykuję wam coś smacznego, zgoda?

***

Jak się później okazało - Paul Blofis, ojczym Percy'ego, był w pracy, a jego siostra Estelle - w przedszkolu. A więc w mieszkaniu została jedynie ich trójka oraz Sally Jackson, która krzątała się po kuchni z związanym w pasie niebieskim fartuszkiem.

- Mama naprawdę lubi gotować - syn Posejdona westchnął, a jego oczy odzyskały na chwilę cień dawnego blasku. - I idzie jej to świetnie.

- Aha - Will Solace zaczesał palcami jasne włosy do tyłu. - Co do tej sprawy do omówienia...

Streścił wszystko tak krótko, jak tylko potrafił: o swoich domysłach na temat jego i Nica (tutaj di Angelo wywracał oczami) i o przepowiedni, którą wyrecytowała Ella. Na koniec dorzucił jeszcze opowieść o misji Lei, Diany i Harper.

- Właściwie chodzi tylko o dwa pierwsze problemy - sprecyzował Owen. - Wybacz, stary, ale potrzebujemy twojej pomocy przy przepowiedni.

Percy zmarszczył brwi.

- Kronos... - mruknął. - Nienawidzę gościa... Ale nieważne. Odmłodnieć morze. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to wojna sprzed paru lat.

Zerknął na swoich rozmówców. Dwie pary oczu (Willa i Owena) błyszczały z ciekawością, podczas gdy Nico wyglądał przez okno z wyraźną ochotą ucieczki.

- No więc to było krótko po... - Jackson zawahał się. - Krótko po śmierci Charlesa Beckendorfa, gdy... pewne okoliczności ściągnęły mnie do pałacu Posejdona. Mój ojciec zazwyczaj ma stałą formę ukazywania się, ale kiedy wtedy go zobaczyłem postarzał się strasznie. Gdy go o to spytałem... swoją drogą, może nie powinienem był...

Zamilkł na dłuższą chwilę. To był chyba pierwszy raz od śmierci Annabeth, gdy opowiadał coś bez specjalnego przekonywania i w dodatku tak długo.

- M-hm - wymamrotał Owen. - Kontynuuj...

Percy westchnął.

- No, przechodząc do sedna: Posejdon wytłumaczył, że stan jego królestwa często wpływa na jego samego. Wtedy trwała wojna z Okeanosem.

- A więc - Nico zabrał głos po raz pierwszy w tym temacie - teraz kolejny bóg jest w beznadziejnej sytuacji. I jeśli się to odkręci, będziemy o krok dalej?

Percy skinął głową.

- Dylematem pozostaje, jak to odkręcić. Nie modliłem się ostatnio do ojca. Może gdybym spróbował... - wzruszył ramionami.

- A co do twoich rozmów z Nikiem? - zapytał Owen.

Jackson przygryzł wargę.

- To nic ważnego.

- Nie umiesz kłamać - odparł Will.

- Po prostu... - Percy wziął głęboki wdech. - Pytałem się Nica, czy rozmawiał z jej duchem...

- Właśnie - podchwycił natychmiast Nico.

Syn Apollina biegał wzrokiem od jednego i drugiego. Nietrudno było domyślić się, że kłamią. Chłopak zapewne zastanawiał się, jak może ich przekonać, by coś zdradzili. Ale nawet on, z całą swoją upartością, nie potrafił tego dokonać.

Percy wyjrzał na balkon, gdzie nadal rozrastała się księżyczka - dawny podarunek od Kalipso. Po tym, jak czarodziejka zaczęła chodzić z Leonem, roślina stała się bardziej symbolem przyjaźni niż miłości. Aktualnie stanowią więc uderzająco bolesne przypomnienie o zaginięciu nie tylko byłej tytanki, ale i mnóstwa innych greckich obozowiczów.

- W każdym razie - powiedział chłopak - póki co, chyba nie mogę pomóc wiele...

- Już nam pomogłeś - rzekł Owen. - Z wyjaśnieniem tego wersu. Zawsze to coś.

Percy skrzywił się lekko.

- Ta... W każdym razie postaram się dać wam znak, no i spróbować się jakoś skontaktować z Posejdonem. No i będę gotowy na jakieś pomocne koszmary od Ikelosa czy co tam.

Nico chciał o coś spytać, jednak się powstrzymał. Jak na ironię - zaraz potem Will zwrócił się do Jacksona z tym samym pytaniem.

- A obóz. Wrócisz do niego?

W tym momencie drzwi się otworzyły i weszła Sally Jackson. Najwyraźniej w kuchni zdążyła już dojść do siebie - znów była radosna i miła.

- Hej, chłopcy, co chcecie do picia?

Zanim którykolwiek z nich zdążył odpowiedzieć, Will dostrzegł, jak Percy niemal niezauważalnie kręci głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top