Rozdział 20

Wielkie zamieszanie było naprawdę ostatnią rzeczą, jakiej Harper w tej chwili chciała.

Postanowiła posłuchać Franka i nie pokazywać całemu obozowi tej przepowiedni, którą zapisała - bynajmniej nie przed zebraniem. Ale postanowiła zwierzyć się jednej osobie, o którą prawdopodobnie mogło chodzić w przepowiedni. Percy'ego Jacksona nie było. Laurel Spencer też nie. Został więc tylko Nico di Angelo - bo to on znał się najlepiej na podziemnych sprawach.

Harper znalazła go idącego do świątyni Plutona razem z Hazel. Idealnie, bo przecież Levesque też mogła wiedzieć coś na ten temat.

Nico może i nie był w nastroju do rozmowy. Ręce trzymał w kieszeniach, a czarne włosy - rozczochrane dziś dziesięć razy bardziej niż zwykle - zasłaniały mu czoło. Za to Hazel, gdy tylko dostrzegła Harper w oddali, od razu pomachała do niej i uśmiechnęła się.

- Cześć, Harper! - zawołała z błyskiem w złotych oczach.

Córka Nemezis podbiegła do nich, już powoli wyciągając notatnik. Zastanawiała się, jak zacząć im to wszystko opowiadać.

- Hej. Macie chwilkę? Chciałam omówić coś ważnego.

Nico podniósł wzrok.

- Wiąże się to jakoś z wojną z Chaosem? - spytał obojętnie.

- Tak. Ściślej mówiąc, mamy już przepowiednię.

Dopiero w tym momencie wyraz twarzy chłopaka zmienił się z "nie-obchodzi-mnie-to" na "może-mnie-jednak-obchodzi".

- Ella? - spytała Hazel.

Harper potaknęła.

- Właściwie Frank powiedział, że mamy omówić to na zebraniu - wyznała. - Ale, jak wiecie, tam będzie zamieszanie. A tak się składa, że w tej przepowiedni jest jeden fragment, który może potraficie wyjaśnić już teraz.

Otworzyła notatnik. Hazel i Nico wymienili spojrzenia, a następnie spojrzeli na córkę Nemezis. Burza brązowych włosów pretorki powiewała na wietrze, rzucając się w oczy nawet z oddali.

- Niech zgadnę - powiedziała, poprawiając dżinsową koszulę zarzuconą na ramiona. - Powinniśmy pogadać o tym w jakimś ustronnym miejscu.

Harper pokiwała głową.



Ustronne miejsce. To znaczy: miejsce oddalone od wszystkich. Taka właśnie miała być świątynia Plutona - ale tylko miała. Jednak może lepiej zacząć od początku.

Harper przeczytała Hazel i Nicowi całą przepowiednię, po czym wyjaśniła, że chodzi o część związaną z Podziemiem - czego oczywiście i tak sami się domyślali, no ale dla jasności sprawy.

- Teraz sobie przypomniałam... Nico - zwróciła się do niego. - W sierpniu mówiłeś coś o swoim ojcu, prawda? Nie pojawił się na bitwie.

Nico przyciągnął do siebie kolana i oparł na nich podbródek, zerkając na notatnik, który Harper położyła na podłodze.

- Jeszcze parę lat temu powiedziałbym, że to w jego stylu. Ale od bitwy o Manhattan... - zacisnął pięści. - Jakby tego było mało, nie odpowiada na moje modlitwy. Tak... No, wcale. Zawsze dawał przynajmniej mały znak, gdy długo prosiłem. Rozumiem, że może być zajęty tą wojną, ale wydaje mi się, że coś jest nie tak. Poszedłbym do niego osobiście, gdyby nie Will...

- Will po prostu się o ciebie martwi - oznajmiła Hazel. - Dopóki nie pojawił się powód...

- Teraz się właśnie pojawił - Nico podniósł wzrok. - Wiedziałem, że to się jakoś wiąże! Mogłem już dawno...

- Nico - przerwała Harper. - Tu jest napisane: ZANIM podziemne rozwiążą się sprawy. Więc i tak musimy najpierw załatwić inne rzeczy.

Syn Hadesa westchnął.

- Teoretycznie tak, ale gdybym wtedy poszedł i już teraz wiedział, o co chodzi, później moglibyśmy tylko wypełnić jakąś misję czy coś w tym stylu. No, ale nieważne. - Nachylił się znowu. - Zmoży obawy... Czyli pokona... Mamy pokonać swoje obawy, super... Morze... eee, tu potrzebujemy Percy'ego... - zawahał się, jakby chciał coś dopowiedzieć, ale koniec końców kontynuował: - Fundamentu brak pomoże?

W tym momencie gdzieś z góry rozległ się głos:

- Zapewne nie nasz. Tylko naszych wrogów.

Hazel, Harper i Nico spojrzeli równocześnie w górę - i ich wzrok padł prosto na Travisa Hooda, który siedział na czymś w rodzaju dużej półki dość wysoko na ścianie, z jedną nogą założoną na drugiej oraz egzemplarzem słownika synonimów na kolanach.

- Travis?! - zawołała Harper. - Co ty tam, na wszystkich bogów...

- Chyba że nasze podparcie jest beznadziejne. - Herosi znów się odwrócili i zobaczyli, jak brat Travisa, Connor, wchodzi do świątyni i zamyka za sobą drzwi. - Wtedy jego wyeliminowanie faktycznie pomoże. Oczywiście "fundament" to metafora.

Travis roześmiał się i zaskoczył.

- Pytacie, co tu robimy? Przyszliśmy zbadać dokładnie tę kapliczkę, bo mało kto zagląda tu często. Może znajdziemy jeszcze coś ciekawego, jak myślicie?

Hazel zmarszczyła nos.

- Wszystko fajnie, ale to jednak świątynia mojego ojca. On jest szanowany u Rzymian jeszcze bardziej niż u Greków. Przydałoby się trochę powagi...

- Ależ my jesteśmy poważni! - zapewnił Connor i spojrzał na brata. - Prawda?

- Najpoważniejsi na świecie. Zobaczmy... - zaczął kartkować słownik. - Synonim do powaga... Może najciekawsze... patetyczność, dostojeństwo...

- Dobra, dobra - Harper rzuciła mu spojrzenie spode łba.

Nico wziął głęboki wdech.

- Od jak dawna tu siedzicie?

- Przyszliśmy przed chwilą - odparł Connor.

Nic nie wskazywało na to, że kłamie. Z drugiej strony - akurat on potrafił świetnie zataić kłamstwo. Ale w tej chwili to nie miało znaczenia.

Hazel wstała i westchnęła, zanurzając rękę w gęstych, kręconych włosach i przerzucając je na jedno ramię.

- Świetnie. Może już stąd pójdziemy.

- Ej, ej, zaczekajcie! - zawołał Connor. - To jak z tą przepowiednią?

- Jeśli faktycznie słuchaliście, będą ją omawiać na naradzie - wymamrotał Nico, wsuwając dłonie do kieszeni.

- Resztę omówimy na naradzie - oświadczyła Harper.

Bracia Hood równocześnie westchnęli. Travis podniósł ręce do góry i skrzyżował je z tyłu szyi. Już robił minę, jakby gotował się do wygłoszenia jakiegoś komentarza, ale nagle jego oczy rozbłysły. Otworzył je szerzej, zwracając się do Harper.

- Więc idziesz...

- ...dziś na naradę? - dokończył Connor.

- Razem z Owenem - dziewczyna skinęła głową. - Mamy już kluczową przepowiednię, więc trzeba to omówić z jak największą liczbą osób. Ale nie wiem, czy  cały obóz - dodała szybko, widząc miny Connora i Travisa.

Hazel zamyśliła się.

- Porozmawiam o tym z Frankiem. W sumie jesteśmy krok dalej, więc to byłby dobry pomysł... - zerknęła z uśmiechem na braci Hood - no bo jeśli zdobędziemy ważne informacje, wypadałoby, żeby wszyscy je usłyszeli... Ale to jeszcze do omówienia. Może nadal mamy za mało puzzli do tej układanki.

Harper odgarnęła niesforny kosmyk ciemnych włosów, który nasunął się jej na czoło.

- Tylko pamiętajcie. Nie mówcie nikomu o przepowiedni przed tym zebraniem. Wiemy jedynie my, Frank, Ella i Owen.

Travis przerzucał sobie słownik z jednej ręki do drugiej. W końcu chwycił go obiema dłońmi i przegładził twardą okładkę palcami.

- No, jasne, jasne. Przysięgamy...

- ...na Styks - dokończył Connor. - I w ogóle.

Hazel westchnęła.

- Faktycznie macie jeden mózg. Jak to jest podzielone? Każdy po połówce?

- Wcale nie! - zaprotestował Connor. - Mamy...

- ...dwa współpracujące.

Nico zarzucił kaptur na głowę. Jego myśli powędrowały do sprawy, z jakiej właśnie zdał sobie dziś sprawę. Nie mógł temu powiedzieć nikomu z obozowiczów: ani Harper, ani (brońcie bogowie) braciom Hood, ani nawet Hazel czy Willowi. O tym wiedział tylko on sam i Percy Jackson.

Brak odzewu od strony Hadesa był prawdopodobnie bardziej złożonym problemem, niż sobie wszyscy wyobrażali. Nico za wszelką cenę chciał rozwiązać ten problem, jednak potrzebował pomocy. W pierwszej kolejności: Percy'ego, oczywiście. Ale biorąc pod uwagę przepowiednię, musiał dziś do niego zairyfonować i pogadać na ten temat.

Plany się zmieniły. Termin wyprawy wymagał przełożenia. A poza tym, prawdopodobnie potrzebowali jeszcze jednej osoby.

Laurel Spencer.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top