Rozdział 16

To wszystko działo się zdecydowanie za szybko, nawet jak dla herosów z ADHD.

Cała trójka odskoczyła. Gdyby zrobili to przynajmniej chwilę później... Cóż, ich przyszłość nie rysowałaby się wówczas zbyt kolorowo.

Tyler zatrzymał się. Wiedział, że ucieczka jest bez sensu, ale nie zdążył powiedzieć o tym swoim towarzyszkom. Lavinia odkryła tę przeszkodę pierwsza, gdy, biegnąc na przód, jej noga uderzyła nagle o coś twardego.

- Co to jest? - Rzymianka spostrzegła, że zatrzymała ją niewidzialna, za to niesamowicie twarda ściana.

Ludzie w kawiarni krzyczeli, próbując się ratować. Lavinia wytrzeszczyła oczy.

- To zabija też śmiertelników?

- Niebiański spiż! - wrzasnął Tyler. - Lea!

Rzucił jej znaczące spojrzenie. Dzięki bogom, zrozumiała. Długie tłumaczenia mogłyby być kłopotliwe w obecnej sytuacji.

Wyciągnęła swój sztylet - z niebiańskiego spiżu, greckiego ostrza - wołając do Lavinii i Tylera, a także przerażonych śmiertelników, którzy próbowali się wydostać, żeby się odsunęli. Następnie wbiła nóż w niewidzialną ścianę i zaczęła ją rozłamywać. Nie zwracała nawet uwagi na ostre jak szkło kawałki, które wbijały jej się w dłonie.

Trójka herosów wymieniła spojrzenia i zaczęli działać jak dobrze zgrana drużyna.

Lea torowała drogę kolejnym śmiertelnikom i pomogła przejść starszej pani przez odłamki ściany, nakładając przy okazji Mgłę na ich oczy. Nie było poważnie rannych, bo jakimś boskim cudem nikt nie znajdował się w dokładnym miejscu wybuchu ognia. Lavinia i Tyler pobiegli się upewnić, czy aby na pewno tak jest. Gdy w końcu wszyscy cywile byli bezpieczni, herosi wymienili spojrzenia.

- Ogień nie będzie się rozprzestrzeniał - powiedział Tyler. - Zostanie w tej strefie. To taka sztuczka wrogów, widziałem już kiedyś.

- Naprawdę? - wydyszała Lavinia, ale zaraz się otrząsnęła. - Um, nieistotne. - Wyprostowała się. - Chodźcie, biegnijmy do reszty!

Rzucili się pędem i zastali Rzymian już powoli szykujących się do wyruszenia dalej. Centurionka Ida zbierała od wszystkich kubeczki po czekoladzie. Carl i Blaise gawędzili o czymś, jednak robili to w lekkim pośpiechu. Zapomnieli rękawiczek, więc zaciskali czerwone, zamarznięte palce na rękojeści mieczy. Laurel Spencer nieco dalej poprawiała torebkę, rozmawiając o czymś Przyciszonym głosem z Claudią. No i był jeszcze Luis - który czekał na nich, wystukując rytm stopą i pogwizdując. Każdy zdrowo myślący śmiertelnik dostałby chyba zawału, widząc w środku zimy nastolatka w zwykłej bluzie z kapturem, aczkolwiek herosi zdążyli już do tego przywyknąć.

- Coś długo was nie było - skomentował spokojnie, gdy tylko znaleźli się w zasięgu słuchu. - Wszyscy chcą już... - Urwał nagle i zmarszczył brwi. - E, dlaczego macie nadpalone włosy?

- To nie jest czas na wyjaśnienia, Ward - oczy Tylera płonęły. - Lavinia? - zwrócił się do niej.

- Tak, tak, już - podniosła wzrok na pozostałych herosów i krzyknęła: - Hej, legioniści!

Natychmiast każdy z nich uniósł głowę w jej stronę. Lavinia odetchnęła z ulgą. Priorytetem w dowodzeniu było przyciąganie uwagi swojej drużyny.

- Dzięki. Słuchajcie, przed chwilą razem z Leą i Tylerem prawie wpadliśmy w pułapkę wroga. Musimy się pospieszyć i... - zobaczyła, że Clarke rzuca jej znaczące spojrzenia. - Mmm, tak?

- Jeśli zobaczycie napis Chaos po grecku, uciekajcie. To jest właśnie jego znak. Poza tym, powinniśmy się rozdzielić, żeby zbadać jak najwięcej miejsc.

Lavinia kiwnęła głową.

- A więc pary. Może... - zamyśliła się. - Laurel i Claudia, pójdziecie szukać koło szkoły. Blaise, Clark. Wy idźcie w tę stronę - wyciągnęła przed siebie dłoń. - Możecie wstąpić do pana McRae'a. Znacie jego adres, prawda? Ida, ty z nimi.

Laurel nacisnęła pasek od swojej torebki i już po chwili zamiast niej miała na plecach kołczan. Claudia pomogła jej wyciągnąć jedną strzałę i łuk - ubezpieczenie, na wszelki wypadek. Blaise, Carl i Ida skinęli na znak zgody.

Lavinia wytarła rękawiczką zaczerwieniony nos.

- Świetnie. My z Leą sprawdzimy jeszcze tę kawiarnię, dobrze? Przydałyby się ktoś, kto zawiadomi służby specjalne, jeśli jeszcze ich tam nie ma.

Laurel poprawiała szalik, ale rzuciła w stronę Lavinii ciepły uśmiech.

- Rozumiemy. Spotkamy się tu później, prawda? A więc chodźmy.

Nie włożyła w swój głos czaromowy. Nie musiała tego robić. Już po chwili odeszła razem z Claudią. Blaise, Carl i Ida udali się w drugą stronę.

Lea odwróciła się do Tylera.

- A więc...

- Domyślam się - mruknął chłopak, obejmując Luisa ramieniem. - Zawsze tak kończymy.

Luis, niewzruszony, masował w dłoniach swój kubek po czekoladzie. Wcześniej nie zgodził się go oddać Idzie do wyrzucenia ("Jest ładny, chcę go mieć. Nie, to wcale nie jest żaden śmieć!"), więc teraz usiłował jakoś umieści go w boku plecaka tak, by się nie pogniótł. Ręce musiał mieć wolne w razie konieczności walki.

Słysząc słowa Tylera, uśmiechnął się lekko.

- Wiem o tym! - przeniósł wzrok na Lavinię; fiołkowe oczy były nieco za jasne, by komponować się z kolorem bluzy Obozu Jupiter, którą miał na sobie. - To co? Dokąd mamy iść?

Lavinia przygryzła wargę - próba ukrycia uśmiechu.

- Odwróćcie się - poprosiła - bo tuż za zakrętem jest sklep odzieżowy. Podobno Harper spotkała tam kiedyś Empuzę. Teraz się zastanawiam, czy to może mieć jakieś znaczenie.

Tyler skinął głową.

- Sprawdzimy.

Już wkrótce Lea odwróciła się tylko, by spojrzeć, jak odchodzą, po czym ruszyła dalej za Lavinią. Starała się powstrzymać nieznaczny uśmiech, jaki cisnął się jej na usta, gdy wspominała dawne czasy.

Zarówno ona, jak i Tyler i Luis, przyłączyli się do Chaosu, by pewnego dnia go zdradzić i pomóc innym herosom w ratowaniu świata. Nigdy nie sądzili, jak wiele bliskich relacji z tego wyniknie - jak wiele przyjaźni, choć i również nieciekawych sytuacji. W dodatku mimo, że siedzieli w tej sprawie już tyle lat, nadal w pełni jej nie domknęli.

Lea poprawiła szalik - ale tylko dlatego, że materiał był miękki i przyjemny. Lubiła go dotykać. Okrycie wokół szyi nie spadało jej. Zresztą, nawet, gdyby tak się stało - długie, lekko puszyste i miękkie włosy mogły spełnić rolę tylko trochę mniej szczelnego ocieplenia. Dziewczyna westchnęła - ten oddech pozostawił po sobie ślad w postaci nieznacznej pary z jej ust. Oblizała dyskretnie wargi - gdyby nie pomadka, spękałyby już dawno od mrozu.

Zazdroszczę ci, Luis - pomyślała półbogini, zerkając w niebo. Choć miała rękawiczki, zaczęła przecierać palce.

Nawet nie spostrzegła, jak zwolniła lekko kroku. Ocknęła się dopiero na wołanie Lavinii.

- Hej, Lea! Ziemia do ciebie!

Lea zamrugała. No tak. Misja.

- Wybacz. Już idę!

Dogoniła Lavinię. Czubki jej butów zwilż śnieg, jednak nie przejmowała się tym. Szła dalej, tym razem trzymając tempo.

Ale nie tylko strona herosów sunęła się na przód z pragnieniem zwycięstwa nad wrogami. Sojusznicy Chaosu byli bowiem równie zdeterminowani, a i zdecydowanie bardziej pewni swego.

W pałacu Nyks, zajmującym miejsce dawnej polanki duchów natury, siedział zadowolony z siebie Chaos. Ubrany był jak zwykle w ciemną szatę w starogreckim stylu. Długie, czarne włosy opadły mu na ramiona. Oczy o mrocznych tęczówkach, przywodzące na myśl ponure tunele, błyszczały z szyderczą satysfakcją.

Wszystko szło dokładnie po jego myśli. Podczas ostatniej bitwy, w wakacje, jak i wcześniej - w czerwcu - udał wycofywanie się, tymczasową porażkę. Ale to wszystko było zaplanowane. Chaos mógł także nie zamartwiać się trójką pomniejszych bogów - ponieważ jego wspólnicy obiecali się nimi zająć.

W chwili obecnej rozkoszował się kolejnym widokiem. Naprzeciwko niego stała Eris, bogini niezgody - ukazując się, jak zwykle, jako mniej więcej osiemnastoletnia dziewczyna z uśmiechem seryjnej morderczyni. Była w doskonałym humorze, gdyż właśnie wypełniła swoją misję - i odniosła sukces.

Wpatrywała się na przemian to w oblicze swojego pana, to na leżącą dosłownie parę centymetrów od czubka jej butów dziewczynę. Brązowe włosy rozsypywały się na podłodze. Twarz miała zastygłą w wyrazie zdumienia, z wytrzeszczonymi zielonymi oczami. Nie mrugała. Jej koszulka z logo Obozu Herosów była poplamiona krwią i rozdarta - tak, że odsłaniała dosłowną dziurę w tułowiu.

Eris podniosła roześmiane oczy.

- Udało się! Teraz mamy już wszystko! Dobrze się spisałam, prawda?

Chaos uśmiechnął się.

- Doskonale.

Następnie wstał. Jego włosy opadły do tyłu.

- Morton był przeciwny ufaniu nieletnim półbogom, ale akurat ona była całkiem przydatna, no i wierna, rzecz jasna. Szkoda, że tak szybko wypełniła swoją misję - w głosie boga nie brzmiał żal, gdy  skinął głową na martwą dziewczynę.

W oku Eris pojawił się błysk.

- Znamy już lokalizację herosów, panie. Oddział do nich...

- Wysłany? - spytał Chaos.

- Wysłany, ale... - Eris złożyła błagalnie ręce. - Pozwól mi jeszcze kogoś zabić osobiście. Proszę! Musimy wyeliminować naszych przeciwników...

Chaos przerwał jej śmiechem. Nie był to jednak śmiech radosny i serdeczny, ale chłodny, zdystansowany.

- Na wszystko przyjdzie czas, Eris. Już wkrótce będziesz mogła się wykazać. Nikt z naszych wrogów nie ujdzie z życiem, a szczególnie ci, którzy nas zdradzili...

- Zabiję ich - obiecała gorąco bogini. - Żaden się nie ostanie!

- ...ale poza nimi musimy też uśmiercić McRae'ów oraz gromadkę ich najbliższych... przyjaciół.

Ostatnie słowo wypowiedział z odrazą, jakby szedł chodnikiem i nagle zorientował się, że w coś wdepnął. Zaraz potem otrząsnął się i podjął przerwany wątek.

- A wracając do aktualnych spraw... Pozbądź się ciała. W dowolny sposób.

Eris kiwnęła głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top