Wielkohetaliowe opowieści cz.1-Armagedon! Wielkanoc za pasem...

Dwa dni do Wielkanocy...

Feliks siedział w kuchni w domku w Krakowie. W tym roku Wielkanoc przypadała właśnie tutaj. Rodzeństwo Łukasiewiczów wspólnie zadecydowało że co: święto/urodziny/imieniny/inne okazje (niepotrzebne skreślić) będą zmieniać miejsce w którym obchodzą dane święto/inną uroczystość. Jednak miało to też swoje słabe strony. Lista z wybranymi lokacjami była zajęta na pięć lat w przód i nie było mowy o żadnych odchyleniach od programu. Feliks westchnął cierpiętniczo. Ostatnie pół godziny robił listę zakupów. Za to Małgorzata piekliła się jak to zwykle kiedy coś było nie tak. O co chodziło? Warszawa powinna być w Krakowie od godziny. A jak Zofii nie było tak nadal się nie pojawiła. Wreszcie o dziewiątej, dwie godziny i osiem kubków kawy po czasie, Warszawa zjawiła się i zwinnie uchylając się od tłumaczeń  zaciągnęła towarzystwo, w osobie  Małgorzaty, Feliksa i Namira, prosto do miasta na zakupy spożywcze.
Szybkie pytanie. Byliście kiedyś na zakupach z Warszawą? Nie? To możecie się cieszyć. Dobra rada: nigdy , ale to nigdy nie dajcie się zaciągnąć na zakupy spożywcze z tym wcieleniem Magdy Gessler.
To jej nie pasuje, to jest nieświerze, a tamto to za bardzo posypane. To mięso z pewnością było z martwego zwierza, tamto jest zbyt tłuste, a to to wcale mięsa  nie przypomina.
Gdy polecieli większość sklepów nadal nic nie kupili. Zofia stwierdziła że w Krakowie nie ma sklepów które są dobre, nie to co u niej, W Warszawie. To rozpoczęło ogromną kłótnię między ex stolicą Polski, a jego obecną stolicą. Traf chciał że zaczęły na siebie wrzeszczeć przed kościołem Mariackim, co zapewniło im dość szeroką publiczność. Feliks i Namir, za to, stali chwilkę przyglądając się tej scenie po czym ruszyli by znaleść składniki potrzebne na święta. Weszli do jednego sklepu, do drugiego, do trzeciego. Podczas gdy w między czasie nastała godzina dwunasta. Hejnał rozbrzmiał, niestety został prędko zagłuszony przez krzyki Warszawy.  Przeszło do rękoczynów A ludzie zaczęli obstawiać która z nich wygra. W tym czasie Polska i Wrocław ruszyli do sklepu mięsnego. Załamani kolejką na ponad cztery godziny wymienili spojrzenia. Namir poleciał do apteki po leki przeciw migrenie i inne takie a Feliks stanął w kolejce.
Wieczorem gdy ludzie niezadowoleni z remisu stolic ruszyli do domów  obie damy biegły do ich lokum przerażone tym co mogą tam zastać. Jednak zastaĺy tam porządek i partię babeczek. Okazało się że Feliks zadzwonił po Anielę do pomocy przez co udało im się skończyć sprzątanie. Niestety to jeszcze nie koniec...

Jeden dzień do Wielkanocy.

Od samego ranka z kuchni dochodziły najpyszniejsze zapachy. To Feliks piekł swoje sławne ciasteczka i wypieki. A jeśli ktoś stwierdziłby że pieczenie jest zbyt dziewczęce przypłaciłby to głową. A tym co by z niego zostało zajęły by się trzy stolice. Biada takiej osobie. Poza tym Feliks jest naprawdę gościnny i zawsze musi mieć kilka  zapasowych  porcji. Kilka dla mile widzianych gości i kilka "specjalnie przygotowanych" dla nieproszonych ofia... znaczy gości. Ponadto zawsze istnieje możliwość że jakieś duchy lub pewien diabeł zawitają w domu. Tak, jedzenia musi być pod dostatkiem. (Raz nawet Polska starał się przełamać czwartą ścianę i zadbać o podniebienia czytelników. W celu degustacji ciasteczek proszę jednak korzystać ze specjalnych drzwi zamiast przebijać się przez rzeczoną  ścianę lub proszę o kontakt z autorką)
Za to Małgorzata z Zofią w kuchni w jednym czasie to katastrofa. Obie konkurują w tym która lepiej piecze przez co zarówno jednej, jak i drugiej nic nie wychodzi.
Jednak jest to również dzień w którym zaczynają przybywać Łukasiewicze. Czemu tak wcześnie A nie na śniadanie? Przez ścisły post. Nikt nic nie może jeść, jest jednak wyjątek od tej reguły. Kiedy Polska coś piecze poza sprobowanniem samemu prosi jedna osobę by też wyraziła opinie na ten temat. Dlatego właśnie cały dzień panuje zasada: "kto pierwszy ten lepszy". Najważniejszym momentem tego dnia jest pieczenie baranów. Feliks piecze ciasta w kształcie baranków i je lukruje. Po jednym dla każdego Łukasiewicza i przyjaciół. Przez co powiedzmy że orzeł pocztowy ma pełne szpony roboty a w domu na każdym meblu stoją części stada baranków. (Zainteresowanych barankami proszę bardzo:🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏)
Pod koniec dnia większość rodzinki jest na miejscu, a ciasta, ciasteczka, babeczki i torciki stoją wszędzie...










Drodzy czytelnicy:

Wesołych Świąt Wielkanocnych,
Smacznego jajka,
Miłego zająca,
Mokrego Dyngusa,
I najbardziej kolorowych pisanek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top