Rozdział 3- Nie ma to jak zemdleć na powitanie.
Feliks westchnął po raz wtóry, w tym momęcie siedział przy łóżku w domu Zofii. A gospodyni, zwana również jego siostrą nadal była nieprzytomna. Kolejne westchnięcie opuściło usta chłopaka. Rany, konferencja krajów na której - o ironio! - będą rozprawiać co z nim zrobić ma odbyć się naprawdę niedługo, jego rodzeństwo jeszcze nie wie że jest wśród żywych tak samo jak reszta państw A on sam nie wie co może z tym fantem zrobić. Podliczając to wszystko, zero planu i ogrom problemów. Jego rozmyślania przerwał cichy szmer, Zofia właśnie się budziła, blondyn wyprostował się, czas na pogadankę.
Prawie godzinę, dwa zemdlenia Warszawy i oberwaniem w głowę patelnią od wspomnianej wcześniej damy później. Feliks wreszcie wyjaśnił siostrze zawiłości rozbiorów, na czym polegają i co mu zrobiły. Opowiedział o latach w próżni i słusznie ominął fragment z feniksem przy wyjściu z tamtego miejsca. W tym momęcie jego siostra zużywała piąte z kolei opakowanie chusteczek wyciągnięte niewiadomo skąd. Podczas tej rozmowy Feliks dowiedział się od blondynki że Gniezno A niebawem Kraków, Gdańsk, Gdynia, Hel i Zakopane organizują zjazd rodzinny. Miał się on odbyć od razu po zakończeniu spodkania krajów.
Feliks westchnął i wstał z krzesła które okupował.
- Gdzie idziesz?- Warszawa nadal zaczerwienione oczy.
-Muszę się przygotować.- odparł zielonooki.
-Inaczej. Co zamierzasz?- Na usta Feliksa wpłynął szelmowski uśmiech.Warszawa pokręciła głową zrezygnowana.
- Cokolwiek to jest nie wsadź niczego w powietrze... A przynajmniej nie w granicach naszego kraju.-
- Nie martw się, zamierzam tylko porządnie nastraszyć kilku kretynów podczas konferencji.-
Gdy wyszedł zdobyć kilka rzeczy uśmiech nadal nie schodził z jego oblicza....
... miał plan którego pozazdrościł by mu nawet Loki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top