Rozdział 17 - Rozróba w zamku i... smok Wawelski?
Wpadając do zamku RWB (Rodzeństwa Wielkiej Brytanii) Anglia natychmiast skierował się w stronę korytarza czwartego na trzecim piętrze. Minął po drodze zdemolowany salon, trzynaście połamanych krzeseł, po nogach poznał że z jadalni, kilka grudek metalu które do niedawna były mieczami i toporami z dumnej kolekcji ściennej korytarza numer cztery. Nie zaszczycił wzrokiem wnętrza pokoju Walii, który sądząc po ilości gruzu przed drzwiami przeszedł pożądne przemeblowanie, aby nie powiedzieć remont. A nawet nie zawahał się gdy wszedł do kuchni. Co dziwne jednak, zastał tam jedynie puste pomieszczenie. Nieco zaniepokojonym natychmiast postanowił sprawdzić stan swojego zbioru. Nic nie zginęło, wszystkie herbaty były na swoich miejscach. Bardzo już zaniepokojony Anglik wyszedł więc z pomieszczenia i ruszył dalej korytarzen numer cztery.
Kiedy nie znalazł żadnego lokatora a poziom zniszczeń powrócił do stanu, "Stary Brytyjski Zamek", zaczął się poważnie martwić.
-Czy ktoś tu jest do jasnego latającego królika?!- Taak, mistrzem w wyklinaniu to Arthur nie był, jednak jego... krzyk został wysłuchany. Nie wiadomo jak ani kiedy obok personifikacji pojawił się latający miętowy króliczek. Nie mając za wielkiego wyboru Arthur ruszył za stworzonkiem. Wracając do korytarza czwartego, przekonał się że pominął jedną istotną żecz. Jego oko zadrgało w nerwowym tiku gdy patrzył na ziejącą dziurę, przebiegajacą przez kilka, jak nie kilkanascie kondygnacji zamku, w dół.
-Polska jest martwy...- wymamrotał Anglia I jak każdy... prawie człowiek słuchający rad miętowego króliczka, zdolnego do morderstwa, skoczył w dziurę w podłodze. Lecąc przez kolejne kondygnacje aż do parteru a potem jeszcze niżej, postanowił poprawić stwierdzenie.
- Zabiję cię FELIKS!- cóż to nie był jedyny krzyk blondyna.
Wreszcie jednak, wciąż z krzykiem na ustach, dwanaście pięter poniżej parteru, wpadł on do podziemnych źródeł. Gramoląc się z jeziorka nadal miał przekleństwa na ustach. Jednym ruchem nadgarstka wysuszył swoje I tak już pogniecione ubranie. Nie miał zamiaru ociekać wodą. Teraz pozostawał jeden problem... W którą stronę powinien iść. Ten problem, na jego szczęście rozwiązał się sam, bowiem kiedy Anglik zaprzestał gmerania nad swoim losem, usłyszał głosy. Skierował się więc do kolejnego korytarza, prowadzącego do znanej mu już jaskini. Właściwie spodziewał się że ich tu znajdzie, czego się nie spodziewał to widok jaki zastał na miejscu. Ogromny czerwony smok Walii, ten sam gad, który o mało nie pozbawił Szkocji głowy, gdy ten próbował go dotknąć. Ten sam skrzydlaty stwór, który o mało nie spopielił jego samego I był o kilka centymetrów od pozbycia się Ameryki, więcej niż raz... przytulił swoją łepetynę do pewnego bardzo zadowolonego państwa, domagając się pieszczot. Śmiech Feliksa gdy godzina mruczała... jeśli smoki miały takową umiejętność I lizała blondyna gdy ten glaskał ją po łuskach, to nie był codzienny widok. Wreszcie po kolejnych kilkunastu długich minutach jego rodzeństwo oraz Polak zauważyli jego obecność.
- Część Arthur!- Feliks przerwał swoje zajęcie by pomachać personifikacji Anglii, po czym wrócił do poprzedniej czynności. Cisza trwała kilka minut.
- Feliks jesteś martwy. - wypalił zamiast powitania Anglik. Personifikacji polski spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem, kompletnie przerywając pieszczoty.
- No wiem... I co to ma do rzeczy?- Tym razem to Anglia spojrzał na niego jakby wyrosła mu druga głowa.
- Ja...- Polak wciął mu się w pół słowa.
- Właściwie to nie, nie jestem martwy, bardziej byłem ale teraz nie jestem... powinienem być... jestem pół martwy?- Arthur tylko spojrzał na niego wzrokiem- To skomplikowane okej?!- Blondyn pomiział smoka.
- Zdemolowałeś nam zamek.-Odparł Anglia.
- Ale nie twoje zbiory herbat, prawda?- Zielone oczy błysnęły dość... osobliwym uczuciem gdy to mówił.
Arthur otwierał I zamykał usta po czym westchnął.
- Po co właściwie Zdemolowałeś masz zamek?- a nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć wzkazał na smoka i dodał - I coś ty mu zrobił, normalnie atakuje wszystkich poza Walią?- Omal nie westchnął ponownie gdy niewinnie, przynajmniej w tym momencie, oczy blondyna spojrzały na niego z konsternacją.
- Naprawdę? Nie zauważyłem- (Arthur pacnął ręką w czoło) - on jest taki pocieszny. Przypomina mi o Smoku Wawelskim. To był taki dobry smok, ale oczywiście nieee, jak jest smokiem to jest zły więc zajmijmy go bez szkody dla społeczeństwa. Nadal mam do ludzi o to żal.- Feliks zatracił się na chwilę, więc Arthur odchrząknął by przywrócić jego myślenie na właściwe tory. Zadziałało, blondyn zwrócił głowę w stronę Arthura, powoli wstał I z każdym słowem przybliżył się do niego I jego rodzeństwa.
- A co do Twojego poprzedniego pytania. Przybyłem tutaj wiedząc o waszym małym spotkaniu, Zdemolowałem zamek by wykurzyć szpiegów I wybrałem odpowiedni korytarz aby Cię tu ściągnąć. - Polska stał przed Arthurem patrząc mu prosto w oczy. - A zrobiłem to wszystko bo musimy poważnie porozmawiać Kirkland.- Arthur przełknął ślinę.
Bardzo nie podobał mu się sposób w jaki oczy blondyna błyszczały. Było w nich coś... niebezpiecznego...
... W tym samym czasie, dwa nietoperze opuściły już zamek, lecąc z raportem do swojego Pana.
***********************
I właśnie to był ostatni rozdział, który zachował się cząstkowo, reszta jest, lub była odtwarzana od zera.
~Do napisania!
Byłabym zapomniała!
Dziękuję wszystkim, którzy nie stracili wiary na kontynuację, tym którzy niedawno odkryli Feniksa oraz wam wszystkim 11 tysięcy wyświetleń I 1,09 tysiąca gwiazdek!
Nawet nie macie pojęcia ile to dla mnie znaczy. Jednocześnie zapewniam że ta książka nie powiedziała swojego ostatniego słowa, jestem zdeterminowana by ją skończyć A jak pewnie odkryjecie w najbliższych rozdziałach, zbliżamy się do cięższych tematów I powoli, bardzo powoli odkrywamy karty.
Raz jeszcze ~Do napisania I zobaczenia w następnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top