Rozdział 1- Jak feniks z popiołów.

Feliks dryfował w nicości od... sam nie wiedział jak dawna. Po prawdzie minęło już ponad sto lat od jego śmierci i choć on sam nie był tego świadom to jednak jakimś cudem odczuwał pojedyńcze bodźce, odzyskiwał nietylko wspomnienia i świadomość lecz również życie. Polska na nowo wracał dokładnie tak jak obiecał wszystkim Polakom i zaborcom. Młody blondyn teraz widział już przed sobą światło i nareszcie od jakiegoś czasu czuł jakby unosił się z nurtem rzeki, w określonym kierunku, wreszcie po tylu latach miał się doczekać. Zanim jednak Feliks powrócił do świata żywych przed samym "wyjściem" z mrocznej próżni spotkał istotę której najmniej by się spodziewał. Majestatyczny feniks unosił się przed oniemiałym Polską, nie był on jednak tym śliczny ptakiem o złoto - czerwonych piórach. Owszem wyglądał tak samo tyle że kolorystyka się nie zgadzała. Zamiast wspomnianych kolorów feniks był czarno- srebrny z kilkoma subtelnymi akcentami fioletu. Feliks w lot pojął czemu ten mityczny ptak wygląda jak wygląda, feniks tak jak orły białe zamieszkiwały niegdyś tereny Polski, jeszcze wtedy Polską się nie zwącą oraz nasze państwo po jego utworzeniu.  Zniszczenie ich... jakby to określić? "Naturalnego środowiska" przez zaborców, w nich też musiało wywołać zmiany.  Tym czasem feniks lekko skłonił się przed zielonookim po czym w pewnym momęcie przytulił chłopaka skrzydłami. Chłopak otrząsnął się z szoku gdy stworzenie znikło w płomieniach. Jego ciało również płonęło.

Był 11 listopada, w samym sercu stolicy naszego kraju wybuchł pożar, ludzie starali się to ugasić. Nie widzieli oni że płomienie w samym centrum tego armagedonu przyjmują powoli ludzką postać, stają się bardziej szkarłatne by wreszcie odsłonić blądwłosego chłopaka o czerwonych oczach, co jednak było w nim  najdziwniejsze to fakt że ów chłopak posiadał ogromne około sześciometrowe skrzydła do złudzenia przypominające te z legend i baśni o ognistych ptakach. Gdyby ktoś to widział z pewnością docenił by ich piękno, ciemno czerwone pióra przechodzące ku dole w nieco jaśniejszy odcień by w ostatnim rzędzie stać się złote. Feliks jednak zdawał się nic nie zauważać, ruszył do przodu. Po chwili jego oczy wróciły do normalnej zielonej barwy, skrzydła zniknęły, a on sam wypadł na ulicę pełną ludzi.
Był rok 1918 Polska miała być wolna.

A on....






...Naprawdę wrócił jak feniks z popiołów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top