Hetalloween cz2

Arthur Kirkland na co dzień był oazą spokoju, jaki więc cudem ledwie dwie godziny w Polsce przyprawiały go o załamanie nerwowe i migrenę naraz? Odpowiedzi na to pytanie niestety nie znał. Wiedział jedynie że jeśli Feliks nie przystopuje na chwilę i go nie wysłucha to będzie koniec. Ale może najpierw wyjasnijmy co doprowadziło Anglię do wspomnianego stanu...

________________________________________________________________________________
Arthur zarejestrował jak Polak pomaga kobiecie wejść do domkua następnie podchodzi do niego i pytając czy wszystko dobrze pomaga mu wstać. Zaraz... kiedy on znalazł się na ziemi?                      -Co to było?- Kanada zadał pytanie które Arthur miał na języku.                                                                       -Licho.- Odparł Polak ze wzruszeniem ramion. Po chwili jednak widząc że nie rozumieją westchnął.                                                                                                                                                                                 - Jak wiecie istnieją mitologie, Grecka, Rzymska, Nordycka. Jednak my także swoja mamy Słowiańską. Licho to jeden z demonów w niej opisanych. Niestety widzę że raczej nigdy nawet  nie  pomyśleliście o czymś takim.- Zarówno Anglia jak i Kanada odwrócili wzrok.                                                 -Tak czy inaczej-ciągnął blondyn- dzisiaj spodkacie jeszcze wiele takich stworów. Przyzwyczaicie się.- Skierował się do środka budynku a dwie personifikacje ruszyły za nim.

Jeśli Arthur z początku nie zrozumiał słów Feliksa to teraz miał wyjaśnienie przed oczami. Weszli do salonu w którym roiło się od dziwnych,niekiedy strasznych stworów. Zaraz koło pieca siedział człekokrztałtny stwór porośnięty włosiem. W kącie siedziały trzy dziwaczne kobiety o głowach niewątpliwie zwierzęcych,acz trudnych do zidentyfikowania, i kurzych stopach, wszystkie przędły. Babinka z jednym okiem siedziała w fotelu nieopodal kominka. A na kanapie jak na grzędzie siedziały trzy Harpie, akurat te łatwo było rozpoznać. Ponadto było tu pełno zwierząt i innych człekokrztałtych istot. Ledwo zdołali rozejrzeć się po pomieszczeniu do salonu wkroczyła Warszawa z poważną miną.                                                                                                                                                - Feliks, ratuj. Beboki urządziły imprezę w sypialni gościnnej, Bełt gdzieś znikł, Rusałka i Brzeginia nie chcą wyjść z łazienki na piętrze a Latawiec i Latawica zbili okno i latają wokoło domu.  Gniezno nie radzi sobie ze Zmorami które rozbiegły się po całym domu. Za dwie godziny przyjdzie Zakopane, znalazł pięć kolejnych stworów.- Powiedziała to praktycznie na jednym wdechu i straszliwie prędko lecz Feliks zrozumiał, złapał ją za ramie i ruszył jej z odsieczą. Arthur tylko pokręcił głową, sam wiedział doskonale co znaczy mieć na głowie tyle stworzeń. Rozsiadł sie wygodnie na jednym z niezajętych foteli w kącie pokoju, postanowił poczekać.                            

W między czasie rozpoczął ciekawą konwersację z, jak sądził po stroju, leśniczym. Wspomniany osobnik miał ogromne zasoby wiedzy o istotach w pomieszczeniu i o lesie w którym aktuanie byli. Zapewne rozmawiał by dłużej lecz niestety właśnie wtedy podszedł do nich Kanada z pytaniem czy lesniczy jest człowiekiem. I  o zgrozo okazało się że nie. Był to kolejny stwór   rodem  z kart Słowiańskiego Bestiariusza, Leszy, Borowy czy Boruta. Jak zwał tak zwał. Dla Anglii było to nieistotnie, zadawał sobie tylko jedno pytanie, a mianowicie                               ~Dlaczego w tym domu są same potwory?~

I wierzcie mi gdyby Arhur mógł wykrzyczał by je głośno.


Minęły wreszcie trzy godziny, Anglia zaczynał mieć dość, co chwilę pojawiały się nowe stwory rodem z mitologii słowiańskiej lecz nawet Feliks, Warszawa, wraz z Zakopanym, Gnieznem i Lublinem nie potrafili całkowicie opanować tej zgrai. Czas im się kończył, Arthur musiał porozmawiać z Feliksem. Im szybciej tym lepiej, szczególnie że czuł początki migreny. Jego komórka zadzwoniła. Dostał informacje które były mu potrzebne. Podniósł się z fotela, czas wtajemniczyć Polaka w plany i wyrwać się stąd.

---------------------------------------

Zanim jednak ktokolwiek wyrwał się z domu Polski musiała minąc kolejna godzina tłumaczenia. Przez to ich zasoby czasu skurczyły się i to dość mocno. Dlatego właśnie biegli teraz ulicami Londynu, teleprotacja to wcale nie tak prostą sprawą jak się wydawać by mogło. Znalezli się na moście opodal Big Bena. Tam czekało na nich rodzeństwo Angli wraz z Japonią. Polak, Arthur i Matthew dołączyli do nich i właśnie wtedy zegar wybił północ. Rozpoczęło się Halloween... niestety dla nich zamiast cukierków już w pierwszej minucie święta dostali psikusa.

To co wyłoniło się z cieni po północy zdecydowanie było jakimś rodzajem demona, upartego demona który miał nad nimi przewagę. Nie miał ciała, był cieniem i właśnie ich gonił.                         -Przypomnijcie mi, - Feliks krzyknął w biegu do reszty- Kiedy zamieżaliście mnie poinformować że: a) takie coś może się zdarzyć,b) że nigdy nie mieliście z tym do czynienia na taką skalę. Oh i  c) że to coś jest odporne na płomienie?!- Taaaaak nawalili na całej linii.... ale przynajmniej nie mogli zginąć... prawda?

-Jak to pokonać?- Irlandia zadał pytanie na które nikt nie znał odpowiedzi, ale każdy chciał poznać, zważywszy że uciekali od jakiegoś czasu.                                                                                                   -Skoro to cień to można go zniszczyć światłem słonecznym prawda?- Zapytał nieśmiało Kanada. To było mądre, był tylko jeden problem....                                                                                                                  -A skąd,jeśli wolno wiedzieć, w środku nocy światło słoneczne?- Japonia właśnie go naświetlił.        I kiedy wydaje ci się że gorzej być już nie może to właśnie wtedy dzwoni do ciebie Irlandia i mówi żę zamiast jednego potworo-cienia masz ich pięć. Żyć nie umierać,po prostu,żyć nie umierać...

Kiedy pojawia się problem to zazwyczaj tak jest że osoba mająca większe znajomości więcej może, i tak było i tym razem.                                                                                                                                             - Ej ludzie, wiem że wy tak w mitologię Słowiańską to nie za bardzo. Ale jest w niej taki jeden bóg słońca i tak się składa że wspomniany bóg jest też moim znajomym- Feliks zrobił najniewinniejszą minę na jaką go było stać.                                                                                                               -CZEMU NIE POWIEDZIAŁEŚ TEGO WCZEŚNIEJ?- jak widać nawet taka mina nie przynosi rezultatów.

Przez wspomniany wcześniej totalny zbieg okoliczności Feliks znowu teleportując sie z Arthurem był z powrotem w swym rodzimym kraju. Wkroczył do domku dziwiąc tym samym połowę towarzystwa w nim zgromadzonego, wbiegl na górę i z jednej z belek pod sufitem zdjął, ognistego ptaka przypominającego nieco feniksa. Pokazał go Arthurowi.                                                    -To Raróg, towarzysz Swaroga, czyli boga o którym wam wspominałem.- Anglia tylko przytaknął i na powrót teleportował się do reszty towarzystwa nadal tkwiącego  w Londynie. Polak zaś ruszył na poszukiwania Swaroga, rozwijając swe ogniste skrzydła.

***                                                                                                                                                                                               Arthur biegł przez miasto razem z Kiku, minęło sporo czasu od kiedy musieli uciekać przed czymś takim. Skręcali w prawo to w lewo by wreszcie wpaść na resztę.                                                        -Gdzie jest ten Feliks?-  Szkocja był porządnie zirytowany.                                                                                    - Nie mam pojęcia ale przydałby się plan awaryjny!- Arthur na powrót zerwał się do biegu.             -No co ty nie powiesz?!- wyrwało się z gardeł pozostałych personifikacji

***

Co do naszej drogiej personifikacji Polski, był on właśnie w drodze po Swaroga. Nie żeby był specjalnie zadowolony  z obrotu spraw w taki a nie inny sposób. No doprawdy był swego czasu martwy i posiadał moce ognia, oczywistym więc jest że widział te wszystkie magiczne istotki. Zresztą od wieków co halloween zajmował się demonami które dla większości były jedynie przestrogami lub nieistniejącymi historiami. A tamci ignoranci przez wiele wieków zwodzili jego i całą resztę wymigując się nieistniejącymi imprezami Hallowenowymi. No ale wrócmy do misii naszego kochanego Polski.  Chłopak był pewien że gdy tylko przeleci przez granicę powietrzną wsi Swarożyn, w województwie pomorskim będzie miał nie lada kłopoty. Szczególnie że rozstał się ze Swarogiem w mało przyjaznych stosunkach. Jak zwykle nie pomylił się...                                     - Feliks Łukasiewicz!- zabrzmiał głos zna przeciwka. Doprawdy czy Swaróg musi lecieć na niego podpalając przy okazji dom we wsi? Z tym mordem wypisanym na twarzy? I z tym... ogromnym młotem? Na kilka sekund przed uderzeniem przeleciało Feliksowi przez myśl że mógł się tego spodziewać...

***                                                                                                                                                                                                 - Ma ktoś inny błyskotliwy plan?-  Irlandia po raz n-ty zadał to pytanie. A proszę nie sprawdzajcie tego, jednak w godzinę można wypróbować wszystkie plany awaryjne a,b,c,d i jeszcze więcej.        -No ale przynajmniej został nam jeszcze plan ,,W".- Artur nawet nie trudził się by wypowiadać coś optymistycznego.                                                                                                                                                                   - Czyli?- Japonia wyrażnie zyskał nadzieję. Anglia jednynie westchnął by potem zademonstrować mu dokładnie na czym polega owy plan.                                                                                - Plan ,,W", czyli WIAĆ!- Nie musiał dwa razy powtarzać.                                                                                         

 (Przeniesiemy się teraz do personifikacji Polski w nadzieji że jemu idzie lepiej. Niestety chwilowo cała reszta jest niedostepna przez ponowny atak jednego z demonów, można jednak wysyłać im wiadomości głosowe lub zostawić komentarz pod rozdziałem. PIIIP)

***                                                                                                                                                                                                  No tak,  Polak naprawdę mógł się tego spodziewać, teraz przywiązany do pala przed domem Swaroga znowu  miał ograniczone pole manewru. Nie chciał też robić bogowi słońca przykrości niszcząc płomieniami jego ulubionego pala. Naprawdę był w trudnej sytuacji. Vhyba czas sobie z tym bóstwem poważnie porozmawiać.

(Ponieważ i Feliksowi idzie fatalnie, zalecamy zażyć proszki przeciwko migrenie przed dalszym czytaniem. Dziękujemy.)

***                                                                                                                                                                                                 -...-                                                                                                                                                                                                - Chcesz zebrać demony w jednym miejscu?-                                                                                                            -Yhy.-                                                                                                                                                                                            -Na otwartej przestrzeni?-                                                                                                                                                   -Yhy.-                                                                                                                                                                                           - I przetrzymać je tam do powroty Feliksa lub do rana?-                                                                                       - No i co myślicie?- Zapytał w końcu Kanada.                                                                                                          - Genialne!- Postawmy znicze dla przyszłości świata jeśli ma takich obrońców.                                           Jednak jak powiedział Kanada, tak zrobili. Mimo ogromnego niezadowolenia Kiku z bycia przynętą. Arthur postawil specjalną tarczę wokół potworów pod Londynem.                                           ***                                                                                                                                                                                            W tym samym czasie w mieście pojawił się chłopak, sześciokrotnie zabity w ciągu ostatniej godziny, i sześciokrotny morderca, zwany też Swarogiem.                                                                                    -Nadal nie rozumiem, jakim cudem ona odrastała?- drugi z nich był skonfundowany.                          - Nie widzieliśmy się od pięciuset lat a ciebie interesuje tylko fakt że moja głowa odrosła sześć razy?- tylko Polak z silnym temperamentem zadaje takie pytania w samym środku rozpoczynającej się(chwilowo powstrzymanej) apokalipsy.                                                                               - Lepiej dowiedz się gdzie mamy iść.- Skarcił go drugi.                                                                                           Polak chcąc, nie chcąc musiał zapytać dziwnego, latającego, miętowego królika o drogę do (powstrzymanej) apokalipsy.    

Więc jaki był koniec tej historii? Polak wraz ze Swarogiem wjechali niczym Badassy i rozgromili potwory.  Arthur zrobił czary-mary i odnowił tarczę między światami( Swaróg zrobił puf przy dziesiątej inkantacji), następnie cała siódemka polazła do domu Arthura i napiła się czegoś mocniejszego aby następnie zostać teleportowanymi do domów i położyć się spać.  

Chcielibyście, do momętu przybycia do domu Arthura jest nawet poprawnie jednak... 

Równo o szóstej rozdzwoniła się komórka gospodarza. Dzwonił Alfred. I jak to z Ameryką bywa był wnerwiająco, rozbrajająca nieustępliwy. W skutek czego godzinę pózniej kraje stały przed budynkiem w Nowym Jorku. W środku byli wszyscy. Rozpoczęlo się spodkanie narodowe. Gdy chyliło się ono jednak ku koncowi (pomińmy fakt że nasi znajomi przysypiali cały czas), Ameryka zarządził akcję zbierania cukierków i pózniejszej Halloween Party. Wtedy właśnie zaczęło się piekło.                                                                                                                                                                                       Anglia wraz ze swym rodzeństwem wykszykiwali  po Angielsku takie słowa które autorka natychmiast ocenzurowała. Japonia z powietrza wyciągnoł katanę i rzucał grozbami. Kanada po prostu stał się niewidzialny dla wszystkich. A Polska... w Feliksie się gotowało. Miał dość. Wstał, wykrzyczał  coś o tym że ma dość ratowania świata na dziś, podszedł do okna, otworzył je i.... wyskoczył. Kraje jak siedziały tak podbiegły do okna, idealnie by zobaczyć Polaka lecącego na swych skrzydłach nad ziemią i znikającego w uliczkach miasta. Możecie sie domyślić że część krajów, ekhemwszystkieekchem, poza naszą, teraz szóstką zrobiły sobie ogólnie Halloweenowe polowanie na latającego blądyna. Nie mogli oni wiedzieć że zawrócił od w pewnym momęcie z powrotem i teleportowany przez Arthura do domu po prostu poszedł spać.                                   



Morał? Polaku! Nie ratuj świata za cenę niewyspania... nawet w Halloween. A jeśli go ratujesz to nigdy nie ulegaj Ameryce kiedy w tym dniu zwołuje zebranie.

Koniec.









________________________________________________________________________________

Koniec, amen i alleluja. Tyle problemów z tym rozdiałem. Mam świadomość że pewnie was lekko zawiódł ale tyle razy przeszkadzano mi w jego pisaniu że mam go dość. Dalej, była pewna że się opublikował, na a tu klops i dopiero wczoraj dostałam informację zwrotną od koleżanki że  takowego rozdziału ni ma. Po raz kolejny przepraszam i mam nadzieję że ciepło przyjmiecie kolejne opublikowane rozdziały. I błagam nie złoście się za ten rozdział. Proszę? 

Do następnego.

Akuma

P.S: Stwory z tego rozdziału to demony z mitologii Slowiańskiej, jeśli ktoś ma wątpliwości co do stworów których nazw nie podałam to były to: Kikimory i Domownik.

~Ciaossu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top