Zimno, ciepło, gorąco!
AdamLenczowski4 to dla Ciebie :D
Troszkę nagnę tu przepisy funkcjonowania placówek z naszej rzeczywistości, gdyż w przedszkolach chyba nie ma czegoś takiego jak ferie, ale myślę, że treść tego shota to zrekompensuje ;)
***
- Nie chcę! - mruknął sześcioletni chłopiec, przytulając się do nogi swojej mamy.
- Net, musimy już jechać, bo tata spóźni się do pracy. - pani Bielecka pogładziła syna po rozczochranych włosach w kolorze ciemnego blondu.
- Nie chcę! - powtórzył uporczywie i jeszcze mocniej złapał się jej łydki.
Spojrzała bezradnie na Marka - swojego męża. Od co najmniej dziesięciu minut starali się przekonać Neta, że kilkugodzinny pobyt w przedszkolu nie jest tak straszny. Zwłaszcza, że do przedszkola chodził już od dawna, teraz miał jedynie dwa tygodnie przerwy. Placówka organizowała co roku w lutym lub styczniu taki czas, by rodzice mogli wyciągnąć dzieci gdzieś w góry, czy do rodziny.
Net ani myślał puścić nogę mamy i zostać w przedszkolu na całe osiem godzin. Było tu zimno, bo przez dwa tygodnie wyłączone było ogrzewanie, przez co budynek dość odczuwalnie wychłodniał. Do tego chłopiec był bardzo niezadowolony, bo musiał wstać tego dnia wcześniej, a mama nie zdążyła zrobić mu tostów w jajku na śniadanie, przez co musiał zadowolić się dwoma szybkimi kanapkami z szynką.
- Synu, nie będzie tak źle. - pan Bielecki przykucnął obok chłopca i pogłaskał go po głowie - Ale naprawdę musimy już z mamą jechać.
- Chodź, Net, poszukamy jakichś fajnych gier, co ty na to? - pani przedszkolanka wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Net wymruczał coś pod nosem, ale nieco zluzował chwyt na nodze mamy. Schyliła się do niego i objęła ramieniem.
- Na pewno będziesz się z panią Olą dobrze bawił. - zapewniła i pocałowała go w czoło - Bądź grzeczny, przyjedziemy po ciebie od razu po pracy.
Nie mając wyboru, chwycił rękę przedszkolanki i poszedł z nią w stronę sali. Kątem oka dostrzegł jeszcze, jak rodzice machają mu na pożegnanie, po czym znikają za drzwiami wejściowymi. Po chwili znalazł się w dobrze znanym mu pomieszczeniu o pomarańczowo - żółtych ścianach i zwisających z sufitu lamp jarzeniowych. Stało tu kilka niskich regałów z przeróżnymi zabawkami, koszy z pluszakami, parę stolików z małymi krzesełkami, a w głównej części, pod ścianą znajdującą się na przeciwko wejścia, leżał duży, wydeptany dywan z nadrukiem miasteczka pełnego ulic, który służył jako plansza do zabawy samochodzikami.
Net szedł posłusznie za przedszkolanką, omiatając wzrokiem znajome dzieci, które bawiły się już ze swoimi przyjaciółmi. Przedszkole nie było specjalnie duże - zwykle nie przesiadywało tu więcej niż piętnaście dzieci.
Pani Ola zaprowadziła go do jednego stolika, przy którym siedział już jasnowłosy chłopczyk, kreślący coś we wszystkich kolorach na czwartej z kolei kartce papieru. Przedszkolanka zostawiła Neta na chwilę, a gdy wróciła, postawiła przed nim czarne, płaskie i plastikowe pudełko. Miało jakieś dwadzieścia centymetrów długości i może z piętnaście szerokości. Net przekrzywił głowę, przyglądając się temu czemuś w zupełnej dezorientacji.
- To idealna zabawa dla ciebie! - przedszkolanka uśmiechnęła się szeroko, naciskając mały guziczek pośrodku boku, którym pudełko stało odwrócone w stronę Neta.
Wierzchnia klapka odskoczyła, a pani odchyliła ją do góry. Wtedy oczom chłopca ukazała się... klawiatura. A właściwie mini klawiaturka z mini ekranikiem, który znajdował się po wewnętrznej stronie klapki. Czyli było to coś laptopopodobnego...
Pani Ola wcisnęła guzik w prawym górnym rogu klawiatury, co spowodowało ożywienie się ekranik, na którym pojawiły się różne obrazeczki, zbudowane z dużych, czarnych pikseli, na szarym tle.
- Możesz tu w coś pograć... - przedszkolanka kliknęła parę razy w klawisze, a głos z komputerka oznajmił, że gra polega na przesuwaniu małej kreseczki w dole ekranu za pomocą strzałek, tak by złapać spadające kwadraciki.
Net lekko się skrzywił. Wiek wiekiem, ale w takie rzeczy to on przestał grać, nim skończył cztery lata.
- Tutaj możesz zagrać jakąś melodię, a tu masz gry ze słowami i liczbami. - wyliczała podekscytowana - Razem z panią Asią kupiłyśmy go z myślą o tobie, więc możesz się nim bawić ile chcesz. Jakbyś czegoś potrzebował, od razu do mnie biegnij, OK?
Skinął głową. Przedszkolanka odeszła w stronę małego biureczka w kącie, a chłopiec został sam na sam ze śmieszną zabawką, próbującą udawać laptopa.
Uruchomił pierwszą z kolei grę. Nie była to raczej wciągająca gierka, bo należało w niej uzupełniać odpowiednimi literkami słowa. Nic poza tym. Dalej przeleciał przez losowe melodyjki, wygrywane poprzez naciskanie przypadkowych klawiszy, a jeszcze później zagrał w coś innego, co było tak proste, że nawet nie pamiętał, na czym polegało. Szybko znudził się nową zabawką, bo po jakiejś półgodzinie okazało się, że przejrzał już wszystkie jej funkcje.
Bez entuzjazmu wciskał strzałkę, przeskakując od jednej nazwy gry do drugiej, a po zbyt długim zastanowieniu między jej wciskaniem, głosik z "laptopa" ponaglał go technologicznie zniekształconymi słowami: "Wybierz program".
Wzdrygnął się, czując chłodne powietrze na skórze, i obciągnął rękawy bluzy bardziej na dłonie. Jak sprawić, żeby w pomieszczeniu zrobiło się cieplej? Nie miał pojęcia. W ich mieszkaniu zawsze panowała odpowiednia temperatura, więc Net uznawał, że skoro ich dom wie, jak powinno być w nim ciepło, to robi, że właśnie tak ciepło jest. Może sala w przedszkolu nie znała go aż tak dobrze i błędnie pomyślała, że taka temperatura jest dla Neta odpowiednia?
Hmm, jak zrobić powietrze cieplejsze? Pani Ola na pewno nie wie, bo to musi być bardzo trudne - sztuka ta bowiem opanowana była tylko przez ich mieszkanie.
Chwila... w bajkach, które oglądał, jak było komuś podczas nocowania w lesie zimno, rozpalano ognisko. A przecież nocowanie w lesie, a pobyt w przedszkolu praktycznie niczym się nie różniło. Czyli trzeba rozpalić ognisko.
Ale jak? Net zastanowił się. Po kilku minutach trwania z dziwną miną, zapewne obrazującą niewiarygodne skupienie, przypomniało mu się, że jak kiedyś był z rodzicami nad jeziorem i nocowali w namiocie, tata użył takich małych patyczków z kolorowymi, okrągłymi czubkami, by rozpalić ognisko. Jak one się nazywały...? Zapałki!
No tak, ale czy w przedszkolu są zapałki? Nie mógł zapytać o to panią Olę, bo chciał zrobić wszystkim niespodziankę, by sami po jakimś czasie zorientowali się, że jest przyjemnie ciepło, a potem wyskoczyć i wyjaśnić im, że to jego zasługa, bo to właśnie on był tak genialny, by zrobić ciepłość.
Postanowił poczekać, aż przedszkolanka zostawi swoje biureczko same. Codziennie, około dziewiątej rano, wychodziła z sali na chwilkę, by zanieść listę dzieci do jakiegoś pokoiku po drugiej stronie korytarza.
Gdy ta chwila nadeszła, a kącik pani Oli został bez nadzoru, Net zakradł się za biurko. Nie było to zbyt trudne - wszystkie dzieci czymś się bawiły i nie zwracały na niego uwagi. Wysunął pierwszą szufladę - papiery, świstki, karteczki. Druga szuflada - długopisy, flamastry, zszywacz. Trzecia - pudełko z jakimiś bibelotami. Wyjął je i szybko przejrzał: sznurek, recepturki, spinacze, jakieś druciki, zapałki!
Wyjął malutkie pudełeczko, schował resztę do biurka i rozejrzał się za czymś, z czego można by to ognisko zrobić. Tata zawsze mówił, że potrzeba suchego drewna. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to drewniany regał z lalkami. Chociaż nie... Zuzia lubi bawić się lalkami, to mogłaby się na niego obrazić, że je spalił. A Zuzia to fajna koleżanka. Trzeba wymyślić coś innego.
Krzesła i stoliki są przydatne... tablica! Jego wzrok przeniósł się na wiszącą nisko tablicę korkową z poprzyczepianymi jakimiś kartkami. Podszedł bliżej. Tak, tu drewno zdecydowanie jest suche, a poza tym, pamiętał, jak pani Ola mówiła coś kiedyś, że papier robi się z drzew, więc te kartki też będą się dobrze paliły. I wreszcie będzie ciepło!
Przypominając sobie, jak uruchomić zapałkę, po chwili udało mu się po kryjomu stworzyć pomarańczowy płomyk na końcu patyczka. Przytknął ją do krańca tablicy, a że ta szybko zajęła się ogniem, zdmuchnął zapałkę, położył ją na krawędzi ramki, by ona też się spaliła (nie mógł zostawić śladów, w końcu to zepsułoby niespodziankę) i poleciał w stronę biurka.
Otworzył odpowiednią szufladę i, jako że był dobrze wychowanym dzieckiem, zapałki odłożył praktycznie co do milimetra na swoje miejsce. Zamknął szufladę i szybko wrócił przed zabawkowy laptopik, po czym udał, że siedział tu cały czas. Idealnie wcielił się w tę rolę, gdyż właśnie wróciła pani Ola. Najpierw zmarszczyła nos, powąchała ostrożnie powietrze, a później jej wzrok powędrował na coraz bardziej objętą ogniem tablicę.
- Jezus, Maria! Dzieci, do mnie, szybko! - wykrzyknęła, łapiąc się za głowę - Biegnijcie do jadalni, już, już!
Net, wraz z innymi dziećmi rzucił się w stronę wyjścia. Pani Ola zerwała ze ściany w kącie gaśnicę, odblokowała ją, po czym zalała całą ścianę białą pianą. Ogień zniknął od razu, ale swąd dymu czuć było. Wszystkie dzieci bezpiecznie znalazły się w jadalni po drugiej stronie kwadratowego mini hallu, gdy przedszkolanka otworzyła okna w sali, by ją przewietrzyć.
Net, nie widząc już pomarańczowej poświaty w sąsiednim pomieszczeniu, zmarkotniał. No i po co ma się starać być użyteczny i pomocny dla innych, skoro oni to psują?
Resztę dnia przesiedział, marznąc jeszcze bardziej, z uwagi na otwarte okna w sali zabaw. Gdy rodzice wreszcie przyjechali, Net z ulgą wskoczył do samochodu na swój fotelik z tyłu.
- I jak? Nie było chyba aż tak strasznie, co? Działo się coś może? - zapytali, gdy ruszali z przedszkolnego parkingu.
Net wzruszył ramionami i z rozbrajającą szczerością odparł:
- Nic ciekawego...
_____________________
Troszkę krótszy, ale mam nadzieję, że nie gorszy ;)
Net wspominał o podpaleniu tablicy w przedszkolu, gdy wpadł do basenu w SCH, i właśnie stąd ten rozdzialik. Co sądzicie?
Ściskam i czekam na Wasze kolejne pomysły! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top