Rozdział 25

Kilka dni później...

Ostatnim czasem zdecydowaliśmy z Harrym, że zamieszkam u niego, ze względu na niebezpieczeństwo, jakie na mnie czyhało za każdym rogiem. Nie czułam się pewnie, a z każdym dniem moje mniemanie o nieuzasadnionym cieple codzienności, znikało niczym papierki powiane przez wiatr. Niczego nie mogłam być w pełni przekonana, gdyż nieświadomość mnie dobijała.

— Pora wstawać, księżniczko. — Usłyszałam zaspany głos Harrego. Lekko mnie trząsł, abym się przebudziła, co nie było przyjemnym doświadczeniem. Nie byłam zbyt zadowolona z tego powodu. Niechętnie otworzyłam najpierw jedno oko, później drugie. Harry siedział nade mną, przyglądając się mojej twarzy, co mnie delikatnie skrępowało.

— Śniadanie gotowe — poinformował spokojnie. Mmm, jak milutko. Chwycił mnie delikatnie za dłoń i pociągnął, abym usiadła. Nie cierpiałam porannych pobudek, ale on sprawiał, że i to stawało się być bardziej przyjemniejsze niż zazwyczaj.

— Już wstaje... — wymamrotałam niewyraźnie. Chwilę później zwlekłam swoje ciało z wygodnego łóżka i, zabierając potrzebne ubranie, udałam się do łazienki. Poranna toaleta nie trwała jednak długo, nie chciałam, żeby przygotowane przez Harrego śniadanie, wystygło.

Kiedy byłam gotowa, opuściłam pomieszczenie i podążałam za moim chłopakiem, a raczej zapachami, które nawiedziły cały dom. Oboje zajęliśmy miejsca przy sporym stole, gdzie zostało już podane jedzenie. Widać, że się napracował. Ostatnio bardzo mnie zaskakiwała jego osoba. Czułam się doceniana, być może dlatego, że to właśnie Harry na każdym kroku starał się mi zaimponować, co było dla mnie wręcz urocze. Przestawał zachowywać się niczym skończony palant, a przybierał postać romantycznego i uczuciowego towarzysza życia.

— Rose? Musimy pogadać... — z zamyśleń wyrwał mnie głos Harrego. Był przytłumiony oraz niepewny?
Spojrzałam tylko na niego pytającym wzrokiem, nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Poczułam się bardzo zagrożona, strach przed zadanym zaraz pytaniem był dla mnie nie do zniesienia emocjonalnie.

— Tyle tu przeżyłaś, większości nie miałaś nigdy nawet zobaczyć — zaczął niepewnie. Boże, jak ja nienawidzę gdy ktoś owija w bawełnę, przez jego takie zachowanie właśnie czułam coraz to większe nerwy, a narastające zwątpienie nie dawało mi spokoju. — Nie myślałaś może, żeby się stąd przeprowadzić? — spytał niespodziewanie, bacznie mnie obserwując. Co? O nie, nie. Tu się urodziłam, wychowałam, dorosłam... nie wyobrażałam sobie życia w innym mieście, prawie jak w nowym świecie.

— Um... ja... nie wiem co mam ci powiedzieć — odparłam zgodnie z prawdą. Wtedy Harry chwycił mnie delikatnie za rękę, która leżała spokojnie na stole. Nie opierałam się, a pozwoliłam mu dotykać mojego ciała.

— Tak będzie lepiej. — Spojrzał mi głęboko w oczy, przez co poczułam przyjemne ciepło, które rozchodziło się wewnątrz mnie.

— Wiem. — Przytaknęłam pewnie. — Ale nie jestem pewna czy tego chcę. Nie wiem czy jestem gotowa... — wydusiłam z siebie.

— Będziesz — odparł z nieuzasadnioną dumą. Nie rozumiałam sensu jego słów. Chciałam przeprowadzić się świadoma i pewna swojego postanowienia, a nie zmuszona czy zmanipulowana. — W końcu się przyzwyczaisz — dodał, gdy zauważył moje zakłopotanie.

— Taa... — wymamrotałam niewyraźnie. Potrzebowałam to wszystko przemyśleć, takich decyzji nie da się podjąć tak szybko. Nie chciała, aby moje zdanie było pochopne. Powiedzenie „tak" i żałowanie potem przez długi okres czasu to nie były moje priorytety. Podniosłam się ze swojego miejsca, zabierając brudne naczynia. Udałam się do kuchni, zaczynając myć pierwsze z nich. Nigdy nie przeszkadzały mi prace porządkowe w domu, a nawet przeciwnie, nieraz, kiedy byłam zdenerwowana czy zestresowana lubiłam zająć swoje ręce oraz umysł sprzątaniem. Potrzebowałam wtedy porady przyjaciółki, ale jak na złość Lily wyjechała na wyminę szkolną na kilka dni, więc spotkanie się z nią było niemożliwe. Westchnęłam mimowolnie, marszcząc czoło.

~*~

Rano, gdy wstałam, dostrzegłam, że Harrego nie ma przy mnie. Zaspana podniosłam się z łóżka i wyszłam z sypialni. Gdy tylko zeszłam schodami na dół, mocno się zdziwiłam. Obok drzwi stały już spakowane walizki oraz torby. Nic tego nie rozumiałam, nawet o niczym mnie nie informował, więc co tu się działo?!

— Harry? — Zawołałam go, ponieważ nigdzie go nie widziałam. Po chwili dopiero usłyszałam jego cichy głos, docierający do mnie gdzieś zza ścian.

— Tutaj! — krzyczał, ale ja byłam zbyt daleko, aby jego głos wydawał się głośny. Poszłam więc za dźwiękiem.

— Co tu się dzieje? — Nic nie odpowiedział. Spojrzał tylko na mnie tym swoim niewinnym spojrzeniem. Czekałam jeszcze przez chwilę, ale nic. Widocznie nie miał zamiaru mi tego wyjaśnić, co mnie jedynie podenerwowało.

— Harry. Dlaczego tam leżą nasze walizki? — Ręką wskazałam drzwi wejściowe. Mój wyraz twarzy był cały czas poważny, niczym kamienna maska.

— Przecież mówiłem ci, że się przeprowadzamy — odparł najnormalniej w świecie. No świetnie. Cudownie, że dał mi czas, abym się zastanowiła! Żebym sama podjęła decyzję. Byłam bardzo, ale to bardzo, wściekła na Harrego. Zagryzłam wnętrze policzka, żeby nie wybuchnąć.

— Mhm. — Normalnie ręce mi opadały. Jak można być aż takim egoistą?! Jego zachowanie było godne podziwu, lecz wcale nie tego dobrego! Byłam kompletnie załamana jego poczynaniami, a fakt, że całą inicjację przeprowadził za moimi plecami jeszcze bardziej mnie dobijał i sprawiał, że byłam poniekąd zawiedziona. A myślałam, że liczy się z moim zdaniem... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top