Rozdział 10

Oczami Harrego

Byłem bardzo szczęśliwy, że mi wybaczyła. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej, a fakt, że miałbym przetrzymywać ją siłą nie był dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Nadal nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieję, ale czułem mocną potrzeba bycia przy niej. Potrzebę przytulenia jej, pocałowania... każdy, choćby najmniejszy dotyk, dawał mi ogromną radość. Byłem zadowolony z siebie, gdy Rose komplementowała moje danie. Rzadko gotuję, a tym bardziej dla kogoś, dlatego każda uwaga była dla mnie przydatna, podnosiła na duchu i sprawiała, że miałem ochotę częściej przyrządzać posiłki.

Po skończonym obiedzie, przemieściliśmy się do salonu, znajdującego się obok. Włączyłem telewizor, lecz nie bardzo wiedziałem na czym zostawić. Nie miałem pojęcia, co takie dziewczyny jak Rose, mogą lubić oglądać. Wreszcie postanowiłem, że dam jej pilota i pozwolę na wybór. Sam nie miałem ochoty na żadne mecze czy inne, podobne sporty. Widać było, że nie do końca spodziewała się tego, ale chwyciła go i zaczęła przełączać kanały, podobnie jak ja to robiłem chwilę temu. Po jakichś dziesięciu minutach wreszcie zdecydowała się. Zostawiła na kanale z serialami romantycznymi. Właśnie wtedy przeszła mnie myśl, że może lepiej by było, gdybym jednak to ja wybrał program. Choć można było się domyśleć, że jej również nie za bardzo to się podobało. Nie była jakoś w to wciągnięta czy coś. W pewnym momencie delikatnie położyła głowę na moim ramieniu. Tak jakby, chciała się najpierw spytać czy może. Rozłożyłem rękę, aby ją przytulić, a przy tym przybliżyć do siebie. Nie ukrywam, że czułem się nieco dziwnie, gdy się tak we mnie wtulała, ale nie protestowałem. Jej dotyk sprawiał mi ciepło, rozgrzewał serce od środka, a to dobry początek.

Oczami Rose

Romantyczne filmy czy seriale nie były moimi ulubionymi. Od zawsze uwielbiałam tajemnicę, przepełnioną zaskakującą akcją. Zostawiłam jednak na tym programie, ponieważ nic ciekawszego nie zwróciło mojej uwagi. Miałam dość oglądania wiadomości. Nie miałam już chęci ani nawet siły na słuchanie kolejnych przestępstw, jakie mają miejsce w naszym mieście.

Nagle na ekranie zaczęło dziać się gorąco, a wręcz pikantnie. Główne postać zmierzały tylko do jednego, a świadczyła o tym nawet ich poza. Kiedy mężczyzna położył swoją partnerkę na łóżku, usłyszałam wesoły głos Harrego.

— No wreszcie coś porządnego! — Widać było, że kpi sobie właśnie ze mnie, ale nie zwracałam na to uwagi. Nic dziwnego, że nie lubi romansideł, w końcu to facet.

— Wiesz... my też może kiedyś spróbować — powiedział, a mi zrobiło się nieco głupio i poczułam jak moje policzka się czerwienieją. Nie spodziewałam się tego zupełnie. Harry tylko roześmiał się, widząc moje zawstydzenie. Nie wiedziałam co mam zrobić ani powiedzieć. Najlepiej to zapadłabym się pod ziemię i nigdy więcej z niej nie wychodziła. Nie wiem czemu, ale taka jestem. Nie lubię rozmawiać o tak intymnych sytuacjach. Szczególnie z kimś tak doświadczonym, jak Harry. Nagle tę niezręczną ciszę, przynajmniej jak dla mnie, przerwało głośne pukanie do drzwi. W głębi duszy dziękowałam Bogu za taki zwrot akcji. Odetchnęłam z ulgą, spoglądając na mojego towarzysza.

— Spodziewasz się kogoś? — zwróciłam się do chłopaka, który nieco zdziwiony wstał i poprawił swoją koszulę. Nie odpowiedział mi, zachował milczenie.

— Poczekaj tutaj. — Pochylił się nade mną i ruszył w stronę mocnego hałasu. — Tylko nie waż się stąd ruszać — rzucił w moją stronę, gdy już je otwierał. Co? „Nie waż się" ? Traktował mnie jak psa! A nawet powiedziałabym, że gorzej. Myślałam, że będzie dobrze, miło i przyjemnie. No, ale przecież, to Harry Styles... tego nie ogarniesz. Nigdy. Strasznie zastanawiało mnie, kto tak nerwowo dobijał się do drzwi wejściowych.

— Nie. Nie teraz, nie mam czasu. — Usłyszałam głos Harrego, który był nieco poirytowany. Nie mogłam zrozumieć, co powiedziała osoba, która z nim rozmawiała. W pewnym momencie ciekawość dała za wygraną i cicho wstałam z kanapy, aby podejść do ściany. Bezszelestnie przywarłam do niej swoim ciałem, żeby nasłuchiwać rozmowy zza niej.

— Odpierdol się od niej. Nie rozumiesz? Ona nigdy nie będzie twoja, chuju, a teraz wypierdalaj z mojego domu! — Jedyne co usłyszałam, przed trzaśnięciem drzwiami. Mogłam wcześniej podejść lub w ogóle nie wstawać. Gdy usłyszałam kroki Harrego tuż za drzwiami od salonu, gwałtownie ruszyłam w stronę kanapy, na której siedziałam przed jego wyjściem. Niestety, potknęłam się o wystające kable obok telewizora i upadłam z hukiem na ziemię. Wrzasnęłam z bólu, gdy moje całe ciało spadło plackiem na lodowate panele. Nieuniknione już było, że Harry o wszystkim wie. Szybkim ruchem próbowałam wstać, lecz nagle poczułam dłoń, która mnie z powrotem przewróciła. Chwycił moje nadgarstki i patrzył na mnie wygłodniałym wzorkiem. Był zły. Ba! On był wkurwiony! A ja przestraszona...

— Ja... ja... — Nie wiedziałam co powiedzieć, jąkałam się nieubłaganie. Nie chciałam, aby wiedział, że ma nade mną kontrolę czy jakąkolwiek władzę. Niestety, prawda była taka, że cholernie się go bałam. Szczególnie, gdy to nie ja go zezłościłam. Nie miałam pojęcia co on może mi zrobić, gdy go nie posłucham. Obawiałam się jednak, że szybko się tego dowiem.

— Dlaczego nie poczekałaś na mnie tak, jak ci kazałem? — Jego ton głosu był zdenerwowany, a mięśnie bardzo napięte.

— Ja... tylko — Nawet nie zdążyłam się wytłumaczyć, gdy uderzył mnie prosto w twarz. Jęknęłam głośno z bólu. Co za dupek!

— Tylko co? Chciałaś się załatwić, napić, rozejrzeć? Sorry, ale to już znam, musisz wymyślić jakąś inną wymówkę, Rose. — Gdy doszły do mnie jego ostre słowa, nie mogłam powstrzymać się od łez. Tym bardziej, że ból na moim policzku był nie do zniesienia. Odwróciłam głowę na bok, aby na niego nie patrzeć. Nie miałam ochoty oglądać jego parszywej twarzy. Jeszcze i za to mogłabym oberwać. Z takimi ludźmi nie ma żartów. To jest już choroba!

— Patrz na mnie jak do ciebie mówię! — krzyczał Harry. Odruchowo zasłoniłam twarz dłońmi i odezwałam się przez łzy.

— Nie mogę.

— Co? Kurwa kazałem ci się odwrócić.

— Nie potrafię.

— Dlaczego?

— Bo nie dam rady na ciebie patrzeć, przez to co mi zrobiłeś — wyjąkałam z płaczem. Chciałam, żeby wiedział, że to nie było wcale sprawiedliwe. Tym bardziej, gdy on ma do dyspozycji tyle siły. Wreszcie pozwolił mi wstać. Nie wiem co go tak wyprowadziło z równowagi, przecież chyba nie sądził, że będę to znosić. Podał mi swoją dłoń, ale szybko ją odepchnęłam i wstałam bez jego pomocy. Pospiesznym krokiem ubrałam buty i wyszłam z domu. W tamtym momencie nie dbałam o to czy pójdzie za mną, czy znowu użyje agresji wobec mnie. Liczyło się tylko to, że mogłam stamtąd wyjść. Nie widzieć go więcej na oczy.

— Rose! Dokąd idziesz?! — Słyszałam krzyki Harrego zza moich pleców, lecz nawet się nie odwróciłam. Bałam się, że gdy na niego spojrzę weźmie mnie na litość i do niego wrócę, a wtedy miałabym ogromy żal do samej siebie, że to wszystko znoszę. Zaczęłam biec przed siebie. Nawet do końca nie wiedziałam gdzie. Było to popołudnie, więc wcale nie było ciemno. Zaczęłam podążać przez las. Mój dom był niedaleko Harrego, ale pomimo to biegłam w całkiem odwrotnym kierunku.

W pewnej chwili już nie miałam siły, aby dalej biec. Usiadłam zdyszana na dużym kamieniu w środku lasu. Rozejrzałam się dookoła czy na pewno nie ma go gdzieś w pobliżu. Na szczęście nie, ani jego, ani nikogo innego. Niemal zdawało się, że jestem sama w tak ogromnym lesie. Schowałam głowę między nogi, aby się nieco uspokoić zanim znów ruszę w stronę wyjścia z lasu. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Była bardzo silna, choć pomimo tego delikatna. Podskoczyłam przestraszona na niespodziewany gest. A przecież wydawało mi się, że jestem tu sama!

— Rose? — Usłyszałam zdziwiony męski głos zza pleców. To wcale nie był głos Harrego. Moje serce znów zaczęło mocniej oraz dużo szybciej bić. Z deszczu pod rynnę? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top