Feeling - Harry Styles

   Wreszcie wyprowadziłam się od moich ciekawskich rodziców. Co prawda nie jestem jeszcze pełnoletnia, ale nie mogłam dłużej wytrzymać ich wścibskich zachowań. Rodzice nie mieli z tym problemu, co bardzo mnie ucieszyło. Mam również starszego brata, który w moim wieku zrobił to samo także sądzę że, spodziewali się tego. W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. Dopiero co przeprowadziłam się do nowego domu jednorodzinnego. Mieszkam w nim dosłownie tydzień, średnio kojarzę okolicę, a do szkoły gdyby nie autobus pewnie bym nie trafiła. A co najgorsze, nie znam tu jeszcze nikogo, oprócz jednej dziewczyny ze szkoły. Co znaczy że muszę być zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie jestem typem samotnika, dlatego będzie to troszkę trudniejsze niż mi się wydaje. Muszę kogoś poznać.

Rano jak zwykle obudził mnie mój wredny budzik, który nigdy nie daje mi pospać. Był to czwartek, więc musiałam ogarnąć się i iść prosto do szkoły. Raczej nigdy nie wagarowałam, no chyba że w gimnazjum czy podstawówce, ale tylko wtedy gdy miałam taką potrzebę. Jestem raczej typem grzecznej dziewczynki niż buntowniczki, dlatego takie numery nie są w moim stylu. Szybko wstałam i poszłam na dół, do kuchni, aby zrobić sobie kawę oraz coś do zjedzenia. Oczywiście jak zwykle kofeinę musiałam wypić podczas ubierania się, ponieważ nie starczało mi czasu na wszystko. Dzisiaj jest dosyć ciepło, choć chmury sugerują, że w każdej chwili może zacząć padać. Kiedy poranną toaletę miałam już za sobą, szybkim krokiem ruszyłam ku przystanku autobusowego. Niestety, spóźniłam się, mimo tego, że był on kilka kroków od mojego domu. Gdy wyszłam, zobaczyłam tylko jak pojazd odjeżdża z miejsca. Byłam rozdrażniona, wręcz wściekła. Nie znałam nawet drogi, oprócz tej którą jechał autobus, a przecież on porusza się dużo dłuższą drogą. Gdy spojrzałam na zegarek zorientowałam się, że pozostało mi tylko trzydzieści minut do lekcji, więc ruszyłam szybszym krokiem przez pobliski las w stronę, gdzie wydaje mi się, że powinna znajdować się szkoła. Mój dom miał jedną najistotniejszą wadę, mianowicie taką, iż był on w samym środku ogromnego skupiska drzew. Obok mnie, mieszka tylko mój sąsiad, który bardzo często wyjeżdża w delegację. O tej godzinie, jak wtedy, z samego rana, jest jeszcze szarówka na zewnątrz, więc miałam lekkiego stracha, idąc przez te okropne ciemności. Jedyne co widziałam, to polna, wydeptana ścieżka, która zmierzałam do szkoły. Z tego co wiem, po tym lesie mało kto postanawiał urządzić sobie przejażdżkę, dlatego śmiało szłam po środku tej dużej alejki. Wszędzie było błoto, więc chcąc czy nie musiałam tak iść, żeby się nie ubrudzić. W pewnym momencie mój telefon zadzwonił. Była to Lily. Koleżanka z klasy, którą poznałam kilka dni temu.

— Hallo? — odebrałam zdyszanym głosem wyczekując na jej odpowiedź.

— Rose? Gdzie jesteś? Za chwilę będzie dzwonek...

— Autobus mi uciekł... ale zaraz będę, jestem już... — Rozejrzałam się po okolicy, chcąc jej powiedzieć, gdzie dokładnie się znajduję, lecz nic nie widziałam przez światło, które biło od mojej komórki. Skutecznie mnie oślepiło. — W drodze — oznajmiłam niepewnie.

— No okej, pospiesz się. Czekam na ciebie.

Nic nie odpowiedziałam, tylko rozłączyłam się, po czym jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Byłam tak zajęta myśleniem o nowym miejscu i o moich rodzicach, którzy mieszkają tam sami, że nie zauważałam jadącego za mną samochodu, który najwidoczniej nawet mnie nie dostrzegł w tej ciemności. Gwałtownie się obróciłam, gdy usłyszałam głośny pisk opon dosłownie za moimi plecami. Zobaczyłam tylko, czerwone mitsubishi eclipe, od razu je rozpoznając. Zawsze bardzo podobały mi się sportowe auta, lecz bardziej widzę w nich facetów niż siebie. W pewnym momencie szybko z pojazdu wyszedł kierowca.

— Wszystko w porządku? — spytał, podchodząc do mnie pewnym krokiem. Przełknęłam nerwowo ślinę, przyglądając się mu.

— T-tak — zająkałam się.

Chłopak staną tuż przede mną, patrząc mi prosto w oczy. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie znam go, a nawet nie kojarzę! Strach zawładnął moim ciałem. Miał jednak w sobie coś takiego, co mnie intrygowało. Nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia, jednak bardzo silnie na mnie wpływał. Dziwna aura unosiła się w powietrzu, a my nie mogliśmy nic z tym zrobić. W pewnej chwili przyłożył swoją dużą dłoń do mojego policzka i zaczął go delikatnie dotykać. Czułam ciepło bijące od jego ciała. Moje serce zaczęło coraz szybciej bić, a ciało niebezpiecznie drżeć.

— Co taka dziewczynka, jak ty, robi sama w tak niebezpiecznym lesie? — Nadal dotykał mojego lewego policzka, czekając na odpowiedź.

— Nie jestem dziewczynką — oburzyłam się, lecz nadal czułam lęk w sobie. Chłopak tylko ironicznie się zaśmiał, po czym znów spojrzał mi w oczy. Jego wzrok wypalał dziurę we mnie.

— A więc kim? — Na jego twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Nie wiedziała do końca o co mnie pyta. Byłam przerażona jego wysoką posturą, nie mogłam racjonalnie myśleć. Chyba dostrzegł, że się spięłam, ponieważ spuścił wzrok z moich błękitnych oczu na ziemię. A dokładniej błoto, w którym staliśmy.

— Powiesz mi co tu robisz? — zwrócił się do mnie nadal patrząc w dół. Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu wyjąkałam.

— I-idę. Idę do szkoły...

Spojrzał na mnie nie pewnie, lecz wtedy ja spuściłam wzrok, aby nie spotkać się z jego groźnym spojrzeniem. Wzbudzał we mnie poczucie lęku. Chciałam uciec stamtąd i nigdy więcej go nie spotkać.

— Przez las? — zdziwił się, po czym zaśmiał dosyć głośno. Przytaknęłam tylko, prawie niezauważalnie i znów spojrzałam w jego zielone tęczówki.

— A ty? — zamilczałam. — A ty, co tutaj robisz? — znajduję w sobie odwagę, by zadać to jedno pytanie, które mnie nurtowało.

Chłopak spojrzał na mnie z poirytowaniem co spowodowało nieuniknione spotkanie się naszych oczu.

— To ja tu jestem od zadawania pytań, mała. — Nadal patrzył na mnie z góry. Wkurzyło mnie to, lecz wolałam jednak nic nie odpowiedzieć, bojąc się jego reakcji. W pewnym momencie chłopak zbliżył się do mnie, kiedy ja zrobiłam krok wstecz. Wtedy on znów to zrobił, a ja mimowolnie potknęłam się o jego buty i wylądowałam na brudnej ziemi. Chłopak zaczął się ze mnie śmiać, gdy ja cicho przeklęłam. Zawsze to właśnie musiało przytrafić się coś złego.

— Daj rękę — powiedział, podając mi swoją. Szybkim ruchem postawił mnie do pionu. Byłam zaskoczona ilością jego siły. Ruchy wykonywał z ogromną lekkością, jakby podnosił paczkę chipsów, a nie człowieka. Schyliłam lekko głowę, co oznaczało "dziękuję". Popatrzył na mnie od dołu do góry, po czym znów się zaśmiał.

— Chyba nie masz zamiaru iść do szkoły w takich ubraniach? — Znów spojrzał na mnie, wskazując na mój strój. — Prawda?

W sumie miał trochę racji, gdyż nie chciałabym, aby wszyscy wytykali mnie palcami, dlatego że jestem cała brudna, ale nie miałam wyjścia. I tak już spóźniałam się na prawie całą pierwszą lekcje, nie chciałabym pogorszyć swojej sytuacji, tym bardziej że jestem nowa. Pierwsze dni szkoły, a ja już jestem ta "zła" i "niedobra".

— Muszę — odparłam, a w moim głosie można było usłyszeć smutek. Nieznajomy przeczesał ręką moje długie włosy. Spięłam się na ten gest i delikatnie odsunęłam od niego.

— Chodź, podrzucę cię. — Spojrzał na samochód, zza ramienia, po czym znów na mnie.

— Nie. Nie trzeba. — Nie chciałam jechać z nimi w jednym aucie. Był bardzo, ale to bardzo przystojny, lecz jednak bałam się go. Nie wiedziałam, co może zrobić, do czego był zdolny. Zresztą wygląd to nie wszystko, nie miałam pojęcia jaki miał charakter. Czasami pozory mogą mocno mylić.

— Chodź — powiedział poirytowany, chwytając mnie za nadgarstek i prowadząc do tylnych drzwi. Zezłościłam go, chociaż nie było to umyślne. Gwałtownie zamknął je za sobą, a na hałas, który wywołał tym posunięciem, aż podskoczyłam. Zajął miejsce kierowcy. Nie podobało mi się, to jak mnie potraktował, ale nie miałam ochoty mu się znowu sprzeciwić. Ręka nadal mnie bolała.

— No, Harry! Powiem ci, że ładną dupę sobie znalazłeś w tym lasku — zaśmiał się jeden z pasażerów, który siedział koło mnie. Dopiero wtedy zorientowałam się, że samochód wypełniony jest innymi osobnikami płci męskiej. Nie zwróciłam na niego nawet uwagi. Zaczęłam masować obolałe miejsce mojej wewnętrznej części dłoni, gdy ten lekko objął mnie w tali (na ile to było możliwe) i próbował znaleźć moje piersi. Zareagowałam natychmiastowo, odrzucając jego rękę. Odwróciłam wzrok na kierowcę, który, jak dobrze słyszałam, nazywał się Harry.

— Zayn. Nie dotykaj jej — odparł stanowczo chłopak, spoglądając w lusterko. Widać było, że był lekko rozbawiony moim nagłym poirytowaniem. Mam wrażenie, że dziewczyny, jakie zazwyczaj zgarniają, są nieco inne...

Gdy w końcu dojechaliśmy do celu, szybko wyszłam z samochodu. Reszta towarzystwa także, po czym od razu ruszyli w stronę dużego budynku na przeciwko mnie. Wszyscy ludzie, którzy byli w okolicy gapili się na mnie podczas wysiadania z auta, które, jak sądzę, należało do Harry'ego. Tak, gdyby było to coś nadzwyczajnego... Byłam już mocno spóźniona, dlatego ruszyłam szybszym krokiem w tę samą stronkę, co tamci chłopcy, lecz daleko nie doszłam, gdyż na moim nadgarstku pojawił się mocny ucisk, który gwałtownie przygwoździł mnie do pobliskiej ściany. Na szczęście nikogo wtedy nie było, czyli nikt nie zauważył tego drastycznego momentu.

— Chcesz tak iść bez żadnego pożegnania? — droczył się ze mną zacieśniając ucisk.

— Ałł... to boli! — wyjąkałam z bólem w oczach. Dotyk złagodniał nieco, gdy spojrzałam mu głęboko w tęczówki. Zbliżył wtedy powoli swoje wargi do moich, po czym delikatnie wsunął język do moich ust. Byłam w takim szoku, że pozwoliłam mu na to. Kiedy skończył swoje przedstawienie wolno odsunął się ode mnie na taką odległość, abym mogła spokojnie oddychać. Jeszcze przez chwile patrzyliśmy tak na siebie, po czym zadzwonił dzwonek i wszystko prysło. Wokół nas momentalnie zrobiło się pusto. Wszyscy wręcz pobiegli w stronę swoich klas lekcyjnych, zostawiając nas samych na placu przed budynkiem. Delikatnie oddalamy się od siebie, zachowując bezpieczny odstęp. Spoglądamy na siebie, a jego mina momentalnie się zmieniła.

— Uważaj na siebie — syknął w moją stronę. Jako odpowiedź lekko przytaknęłam głową, aby wiedział, że usłyszałam. Chwilę później Harry udaje się w przeciwnym kierunku od szkoły. Wagary. No, ładnie.

Lekcje tego dnia mijały niewiarygodnie wolno. Nie mogłam skupić się na przedmiotach, gdyż nadal przemawiał przeze mnie strach i niepewność. Choć w głębi duszy miałam malutką nadzieję, że spotkam go jeszcze kiedyś. Zaintrygował mnie, dzięki czemu mam ochotę poznać go bliżej. Dowiedzieć się dlaczego jest takim człowiekiem.

________________

Rozdziały ulegają delikatnej korekcie. Przypominam tylko, że opowiadanie to pisałam mając jakieś trzynaście lat (czyli dawno temu). Nie poprawiam go całkowicie, a jedynie wyłapuję największe błędy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top