#6


DON'Y SEE A POINT IN BLAMING YOU, IF I WERE YOU, I'D DO ME TOO.  YOU GOT A FETISH FOR MY LOVE. 


- W takim razie jako przegrani stawiacie nam kolację tak? - krzyczy rozradowany Verdas wsiadając do samochodu- widzisz Vilu mówiłem, że jesteśmy niepokonani. 

- Mówiłeś- przyznaje mu rację i odrywając się od zapinania pasów daje mu buziaka w policzek. 

Razem z Federico przegraliśmy dokładnie trzy razy, dobrze że nie zakładaliśmy się o pieniądze, bo chyba narobiłabym sobie długów. Leon okazał się być królem minigolfa, trafiał w każdy dołek, zaraz zacznę współczuć Violettcie za życiowy wyrób. Oby nie trafiał tak celnie w innych przypadkach.

Poprawiając lusterko w samochodzie przyglądam się przez chwilę ich dość druzgoczącej wymianie śliny i czuję jak resztki śniadania do mnie wracają, przekręcam głowę w bok i widzę równie zniesmaczoną minę Pasquarelliego, przynajmniej w tej jednej kwestii się ze sobą zgadzamy, są ohydni. Jeden ruch jego głowy i nasze spojrzenia krzyżują się, super teraz jeszcze widział jak mu się przyglądam. Odwróć tą blond łepetynę Ferro! No już, nie patrz na niego! 

-Co tam? -pyta.

-Nic, po prostu zapatrzyłam się.

-Zapatrzyłaś się na mnie?

Na jego twarzy malują się dwa nieśmiałe rumieńce, które trzeba przyznać wyglądają całkiem uroczo.

-Można tak to nazwać, ale to czysty przypadek- przewracam oczami, niech sobie nie myśli.

-Chciałbym, żeby takie przypadki zdarzały się częściej - szepczę.

-Co tam gołąbeczki? Dlaczego jeszcze nie ruszamy? W drogę do MacDonalda! - wola rozradowany Verdas z tylnego siedzenia.

Głośno wciągając powietrze do płuc, wprowadzam samochód w ruch.

-Mam nadzieje że nas nie zabijesz- jego szyderczy śmieszek sprawia, że od razu mam zamiar dać mu po twarzy.

-Spokojnie Pasquarelli, to byłaby zbyt łatwa śmierć, przynajmniej jak dla Ciebie.

-A co uważasz za godne pozbawienie mnie życia?

-Otrułabym Cię i patrzyła jak przez kilkanaście dobrych minut umierasz nie mogąc złapać powietrza.

-Jesteś okrutna, ale to wspaniałe.

-Co? -pytam zaskoczona.

-Ujrzeć twoją twarz, przed ostatecznym zamknięciem oczu na wieki, to byłoby wspaniałe.

Czuję jak jego czekoladowe oczy wpatrują się we mnie z niesamowitą zachłannością, tak jakby próbował zapisać tą chwilę w głowię już na zawsze.

-Jesteś śmieszny, my się nie znamy- prycham rozbawiona.

-To, że się nie znamy wcale nie zakazuję mi Cię pragnąć Ferro.

-Wiedziałam, że jesteś zboczeńcem!

Mój głos rozchodzi się po całym samochodzie, czym przerywam nieustanny ślinotok na tylnych siedzeniach.

-A ty znowu o tym gangu! Mówiłam Ci że oni nie należą do żadnego gangu Ferro- gestykulując rękami na każdy możliwy sposób, Castillo patrzy na mnie w odbiciu lusterka- jeżeli jeszcze raz obrazisz, albo Federico, albo Leona to obiecuję Ci że powiem co zrobiłaś jak miałaś pierwszy okre...

-Zamknij się! - warczę gwałtownie zatrzymując samochód, po czym wskazuje ręką na siedzącego obok bruneta- on właśnie powiedział, że mnie pragnie!

-Taka kolej rzeczy, to w miarę normalne w tym wieku- odzywa się najwidoczniej rozbawiony całą sytuacją Leon- nie ma co się stresować.

-Nie odzywaj się, bo zaraz wysiądziesz! 

- Ale ja tylko chciałem...

- Milcz!- krzyczę - Nie rozmawiajmy już o tym, niech będzie że wierzę w fakt, że nas nie wykorzystacie i dajcie już sobie spokój z tym biadoleniem, proszę was!

 Jestem zmęczona całym tym dniem, mam dosyć ich, mam dosyć minigolfa i jedyne na co mam ochotę to zobaczyć Clementa. Czy ja właśnie wspomniałam o tym nowym uczniu? Nie, to niemożliwe. 

- Ludmila, ale możemy...- zaczyna Leon, niestety nie jest mu dane dokończyć . 

- Kazałam Ci milczeć !

-On chyba chciał... 

- Czy do Ciebie nie dotarło Federico? 

- Rusz ten pierdolony samochód, bo ludzie na nas trąbią, ty niepełnosprytna idiotko  - krzyk Violetty sprawią, że wsłuchuję się w moje otoczenie i dopiero teraz docierają do mnie wszystkie wyzwiska i dźwięki wciskanych w kółko klaksonów, nawet nie wyglądam przez okno, z ogromnym zażenowaniem wprowadzam samochód w ruch i kieruję się w stronę McDonald'sa. Poprzednim razem to Federico zniszczył cały wieczór, tym razem robię to ja. 



WITAJ FEDERICO, DOSTAŁEŚ NOWĄ WIADOMOŚĆ, SPRAWDŹ JĄ JUŻ TERAZ, ZESPÓŁ MEET ME! 

Wiedziałem, że Ludmila jest niesamowicie trzepnięta, ale po dzisiejszym to szczerze powiedziawszy mam ochotę zastanowić się nad tym, czy aby na pewno mam ochotę wdawać się z nią w jakiekolwiek relacje. Boję się, że któregoś pięknego dnia, ona faktycznie byłaby zdolna do popełnienia jakieś mrocznej zbrodni na mnie i byłoby po mnie, brzmi to straszliwie, ale wizje które mam przed oczami są jeszcze gorsze. 

-Wyluzuj- mówię do siebie- ona nie może być, aż taką psychopatką. 

- Kto jest psychopatką? - w drzwiach mojego pokoju niespodziewanie zjawia się mój tata. 

-Szkoda gadać, długa historia. 

 Ojciec głęboko wzdycha po czym siada obok mnie na łóżku, opierając się plecami o zielone ściany mojego pokoju. Chyba czas na męska rozmowe, szczerze wolałbym przeprowadzać ją z mamą. 

-Twoja matka też była pierdzielnięta, chyba mamy w genach wariatki. 

-Czy mama podejrzewała Cię o działanie w gangu przestępczym? - pytam ironicznie. 

- Nie- szepcze- jej zdaniem byłem handlującym prochami Alfonsem, ale w życiu nie posądzała mnie o sekty. 

-Masz się z czego cieszyć- drwię. 

 Niespodziewałbym się, że moja matka mogła być kiedyś zafazowaną świruską. 

-Masz rację-mówi- jestem teraz mężem najcudowniejszej kobiety na świecie. 

-Byłeś dla niej Alfonsem, tato. 

-Teraz jestem jej całym światem, synu. Podobno w życiu tylko wariaci są coś warci, na twoim miejscu latałbym za nią jak szalony. 

 Szkoda tylko, że ona nie lata tak za mną. Byłoby miło zobaczyć te jej bursztynowe oczka proszącą o chociażby minutę spędzonego wspólnego czasu ze mną. Taki widok byłby czymś wspaniałym. 

-Nie, ona chyba nie jest w moim typie- oczywiście, że to kłamstwo. Ludmila jest zbyt piękna aby nie być w moim typie, czasami mam wrazenie, że to jedna z tych dziewczyn które w liceum uważane są za jakieś cholerne bóstwa, nigdy nie uganiałem się za takimi dziewczynami, ale chyba czas tego spróbować. 

-Ja też tak mówiłem mojemu przyjacielowi, ale nie rozumiał- wzrusza ramionami-był totalnym bałwanem, czasem widzę go w Leonie. 

-Nawet tak nie mów-wytrzeszczem oczy i chwytam się za serce. 

-Czemu? - ojciec przysyła mi pytające spojrzenie.

-Ponieważ jeżeli Leon to twój dawny ziomeczek to ja musiałbym być dawnym tobą, a ja jej nawet nie lubię. 

-Oj syneczku-kładzie dłoń na moim ramieniu i przez chwile głaszcze materiał mojej koszuli-Jestes jeszcze taki głupi. 

- To dziedziczne, miej pretensje do siebie tatusiu. 

-Nie mieszaj mnie do tego, jestem pewny że głupi jesteś po matce. 

-Kobiety ogólnie sa jakieś dziwne, niby tak ale może jednak nie, ale tak jakby chce ale nie mogę. Co to w ogole za stworzenia? 

-Czyli jednak podoba Ci się - stwierdza stanowczo. 

-Nie powiedziałem tego- unoszę ręce w obronnym geście, nie przyznam się, nie ma takiej opcji. 

-Ale miałeś to na myśli. 

-Wiec co tato? -wstaje i podchodzę do zamkniętych drzwi- może już pójdziesz sprawdzić co tam u mamy? Pewnie smutno jej tak samo. 

-Nie, spokojnie. Bardzo dobrze mi tutaj. 

-Wynocha- ciągnę za klamkę, aby dać mu do zrozumienia, że powinien sostawić mnie samego- No już! 

Tata z grymasem wymalowanym na twarzy wstaje i posłusznie wychodzi z mojego królestwa. 

-Pożałujesz tego. Obiecuje, że... 

 Nie jest mi dane usłyszeć końca zdania, ponieważ zatrzaskuje za nim drzwi, z duzo wieksza siłą niż zamierzałem. UPS, oby mama tego nie słyszała, nie mam ochoty od niej oberwać, chociaż w sumie wysłuchiwanie ojca jest chyba gorszą karą. Kocham go, serio ale czasami chce go po prostu oddać do wariatkowa, jestem pewny że tam dogadałby się z otoczeniem.  Nie wiem jakim cudem ludzie wytrzymują z nim na codzień, w pracy, podobno widza w nim dusze  towarzystwa, a prawda jest taka, że Roberto Pasquarelli to największa ciamajda na świecie, zaraz za Jasiem Fasolą, ale przed Osłem ze Shreka, najbardziej dziwi mnie fakt, że ten człowiek jest pilotem samolotów. Co prawda, to loty jednodniowe i nikt z załogi nie musi siedzieć z nim więcej niż trzynaście, maksymalnie piętnaście godzin dziennie. Jednak na tym świecie jest jedna, wyrozumiała kobieta która nawet potrafi go docenić, mianowicie moja mama Sophia, ale z drugiej strony fakt, że jest zawodową terapeutką powinien to wyjaśnić. Ojciec był pewnie jej praktyką na studiach.

Z głębokich przemyśleń wyrywa mnie dźwięk telefony. Podchodzę do szafeczki nocnej i ściągam z niej telefon, moim oczom po raz tysięczny pokazuje się powiadomienie z tej przeklętej aplikacji, powinienem to odinstalować. Kiedy już mam zamiar wyłączyć ekran i odłożyć telefon to jednak jakaś tajemnicza siła nie daje mi tego zrobić, zawsze byłem ciekawskim chujem i nie potrafię tego powstrzymać więc przepraszam moja siło woli, musze to zrobić. Dwa kliknięcia później znajduje się już w świecie Meet me. Przeglądam zdjecia, oceny i dopiero na końcu przeglądam wiadomości. Isabella, Fiona, Zara, Rossalie, Ludmila, Gionia, Ces... Ludmila? Ludmila kurczę Felek Ferro? Co? 

"Hej, chciałam Cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie. Musisz  wybaczyć mi, że robię tow ten sposób, ale nie miałam twojego numeru, a gdybym wzięła go od Leona to jeszcze coś by sobie pomyślał. Mam nadzieje, że dasz się zaprosisz na zadość uczyniającą kawę :)" 

Umieram. Halo? Niebo, słyszysz mnie? 

----------


Witam po długiej nieobecności, ale niestety mam w tym miesiacu sporo pracy. Rozdział nie jest sprawdzony wiec wybaczcie mi błędy :(



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top