#5
Cause If I call you that'll probably lead to something. Cause we'll probably meet to talk and then we'll probably end up fucking. *
-Dobra, jeszcze tylko trzeba nas podpisać i projekt mamy z głowy- mówię uradowany, a w odpowiedzi słyszę tylko krótkie jękniecie ze strony mojego przyjaciela.
-Siedzieliśmy z tym całym Darwinizmem cztery godziny, ja już nawet wiem co to jest i jest mi przykro, że poświęciłem temu tak dużo czasu.
Typowy Leon Georgio Verdas, nie dość, że praktycznie nic nie zrobił, oprócz podgrzania zapiekanek, żebyśmy nie siedzieli tutaj głodni to jeszcze najwięcej narzeka. Jestem też pewny, że do tej pory nie ma pojęcia na czym polegał nasz projekt i przedstawianie go też spocznie na moich barkach.
-No wiesz, mógłbyś tak powiedzieć gdybyś cokolwiek zrobił, a niestety nie zrobiłeś nic.
-Jedzenie się samo nie zrobiło- posyła mi wściekłe spojrzenie.
-To piekarnik je podgrzał, ty je tylko rozpakowałeś.
-Jesteś niewdzięczny- krzyżuje ręce na klatce piersiowej i odwraca się do mnie plecami.
Faktycznie niech jeszcze się obrazi, przecież to wcale nie ja powinienem być tutaj tym wściekłym.
-No już Leoś- podchodzę i drapie go po plecach- ja naprawdę doceniam, to że zająłeś się jedzeniem.
-Mam nadzieje, ty tylko siedziałeś przed komputerem, a ja? Byłem w kuchni, włożyłem zapiekanki, wyjąłem, lokalem ketchupem i majonezem, musiałem je jeszcze sam przynieść, bo mama gdzieś wyszła. Wiesz jaki to wysiłek?
Szlag mnie zaraz trafi. Mówi to tak jakby zrobił te zapiekanki od podstawy, a z tego co wiem to tylko je rozpakował.
-Tak, wiem. Może już lepiej o tym zapomnijmy co?
-Przeprosisz mnie?
Jeszcze czego, żebym ja przepraszał jego? To on powinien docenić moje starania dotyczące projektu dla tej wiedźmy, to on powinien przeprosić mnie za odstawianie tych głupich szopek, to on powinien starać mi się pomóc. Wiem, że to mój najlepszy przyjaciel, ale czasami mam go po prostu dosyć.
-Jasne, przepraszam.
Uszczęśliwiony Verdas przekręca się na łóżku i teraz leży juz twarzą do mnie. Szkoda tylko, że na tej jego głupiej mordzie znajduje się triumfalny uśmiech. Zabij się!
-W takim razie możemy przejść do naszej drugiej akcji wieczoru, a mowa o - wstaje i podnosi ręce do góry- Ludmile Ferro. Czas się w końcu za nią zabrać.
Na sam dźwięk jej imienia i nazwiska zaczynam wstrzymywać oddech, nie wiem co w niej takiego jest, ale za jednym razem wzbudza we mnie dwie skrajne emocje. Strach i uwielbienie. Boje się, że to co chce zrobić jest zle, że ona po prostu udusi mnie na samym starcie. Skąd się wzięło uwielbienie do dziewczyny którą widziałem zaledwie pięć godzin? Niepowtarzalna uroda, niesamowite poczucie humoru i cholerna odwaga, nie każdy jest w stanie wyrażać wszystkie swoje myśli na głos, ona to robi i za to mógłbym ją podziwiać.
-Więc co mam jej napisać? - pytam kompletnie nie wiedząc jak zacząć rozmowę, zwykle ,,cześć'' w tej sytuacji za wiele nie pomoże, a nawet sprawi że kompletnie nie zainteresuje ją moja osoba. W sumie już dawno jej nie interesowała.
-Napisz coś w stylu. Jesteś taka śliczna, że gdybym był kotem to spędziłbym z tobą wszystkie dziewięć żyć - jego wyraz twarzy i położone na klatce piersiowej dłonie dodały słowom, nowego znaczenia zażenowania jakie odkryłem.
-To jest fatalne.
-W takim razie spróbuj czegoś nawiązującego do jedzenia, może zatarłbyś tym złe, pierwsze wrażenie.
Może i ma rację. Nie ma co się oszukiwać, po naszej nieudolnej pierwszej randce, moje szanse na wyrwanie jej są nikłe dlatego musze wymyślić coś naprawdę dobrego.
-Gdybyś była kanapką w Macu to nazywałabyś się McBeauty, co ty na to?
-Skąd ty bierzesz te teksty? I nawet nie próbuj mi wmówić, że wyrwałeś na nie Violettę.
-No co ty, Vilu to wyższa szkoła jazdy, musiałem się naprawdę postarać, żeby ze mną pogadała, ale wracając mam coś dobrego- siada bliżej mnie i z zachłannością wpatruje mi się w oczy- Żułbym twe usta jak surowy boczek, co myślisz?
-Nie, to ohydne. Trzeba wymyślić coś, co jej nie przestraszy.
-W takim razie wal prosto z mostu.
-Czyli?
Mruże oczy i przez chwile zastanawiam co by się stało, gdybym walił prosto z mostu, najprawdopodobniej zginąłbym już dziś wieczorem.
-Napisz, że nawet na trzeźwo Ci się podoba.
-Czy Ciebie troszkę za bardzo nie ponosi Verdas?
-Moim zdaniem- przeczesuje włosy i spogląda na mnie tym swoim pustym wzrokiem- liczy się szczerość. Brzydka nie jest, do obciągania też się nadaje.
-Przestań! - nie daje rady dłużej go słuchać, nie wiem gdzie nauczyć się tych kiepskich tekstów, ale one napewno nie pomagają, stwierdziłbym nawet, że pogardzają całą sytuacje.
-Jestem szczery, nie wiem o co Ci chodzi
-Po prostu myśle, że mogłoby ją to obrazić.
-Spokojnie- prycha- nie zorientowałaby się nawet.
Rozumiem. Verdas jest idiotą i niektóre rzeczy trzeba mi wybaczać, bo on nawet nie zrozumie o co jesteśmy na niego źli. Ale myśle, że nawet on powinien wiedzieć czym kończy się mówienie do dziewczyn w taki sposób, w jaki właśnie postanowił mi zaprezentować. Chyba zapomniał już, że Ludmila podejrzewała nas o bycie w gangu porywającym dziewice, po takich tekstach nawet ja mógłbym uznać nad za taki gang.
-Myślę, że jednak...
Nie dane jest mi skończyć, ponieważ z kieszeni Leona wydobywają się pierwsze nuty piosenki ,,Attention'' Charliego Puth.
-Violetta- rzuca krótko i wychodzi z pokoju, przed zamknięciem drzwi słyszę tylko coś w stylu ,,Tęskniłem mój serdelku". Czasami bawią mnie te wszystkie czułe słówka, o ile porównanie do parówki można nazwać czułym słówkiem. Nie mam pojęcia co w tym uroczego, ale brzmi to naprawdę słabo i ja na jej miejscu po prostu bym się obraził. Laski często denerwują się bez powodu, a jak już jest jakiś powód to go olewają, nigdy tego nie zrozumiem. I to może dlatego nie powinienem mieć dziewczyny? Może życie uchroniło mnie do tej pory przed tym ich ciągłym szczekaniem na każdy temat celowo?
Postanowiło mnie oszczędzić i dać mi kilka lat spokoju? Nie wiem, zobaczymy jak już ktoś tam na górze pozwoli spiknąć mi się z jakąś fajną laską i wtedy albo zabije mnie jej trajkotanie, albo przebywanie z nią, ewentualnie zdechnę na zawał jak zobaczę te wszystkie rachunki za buty, torebki i kosmetyki. To może być ciężkie życie.
-Feder zbieraj się, musimy się szykować - wpada jak oszalały dzik do pokoju i rzuca we mnie moją skórzaną kurtką- Feder! Szybko, one zaraz tutaj będą!
Nie rozumiejąc za bardzo sytuacji posyłam mu pytające spojrzenie, zachowuje się conajmniej tak jakby coś się paliło.
-Rusz dupę- łapie mnie z ramię i zrzuca z krzesła- one zaraz po nas przyjadą.
-Leon, o co chodzi? - pytam zdezorientowany.
-Violetta i Ludmila jadą po nas, będą za dwadzieścia minut i jedziemy na minigolfa,bo jakieś kumpele je wystawiły.
-Nie jadę! Ja nie jestem gotowy!
Średnio widzi mi się ciągłe siedzenie w ciszy, Leon miał mnie nauczyć pewności siebie, a nie od razu wrzucać na głęboką wodę.
-Federico, życie właśnie daję Ci drugą szanse, pomyśl, że one to ja i pójdzie z górki.
Łatwo mu mówić, on nie ma problemu z komunikacją.
-Nie pójdzie z górki! Znowu zrobię z siebie kretyna i tyle z tego będzie! Nie możesz mi tego zrobić! - mówię błagalnie- Daj mi chociaż jakieś wskazówki!
Verdas ciężko wzdycha po czym podchodzi do mnie i poprawia moją grzywkę.
- Po pierwsze nie interesuj się Violettą, No chyba że o coś zapyta to odpowiedź. Po drugie patrz Ludmile prosto w oczy, niech wie, że się jej nie boisz. Po trzecie - zabiera ręce z moich włosów i posyła mi przyjazny uśmiech - bądź sobą. To najlepsze co możesz zrobić.
-W tej sytuacji wolałbym być tobą.
-Nie ma we mnie nic niezwykłego. Czasami cholernie Ci zazdroszczę.
- Ty? Mnie? Czego?
Nigdy nie podejrzewałbym, że Leon mógłby mi czegoś zazdrościć. To zawsze on był tym fajniejszym. To zawsze on stał na podium w zawodach i to zawsze on radził sobie z każdym lekiem, którego ja nie byłbym w stanie pokonać.
-Jesteś cholernie inteligentnym facetem Fede, nie wiem dlaczego twoja pewność siebie jest tak nikła. Masz przed sobą cudowną przyszłość zostania prawnikiem, kiedy ja nadal zastanawiam się czy wybiorę kasę w Burger Kingu czy w KFC.
-Nie mów tak, nie pozwoliłby abyś skończył w taki sposób.
-Ładny uśmiech nie zostanie ze mną do końca życia! Natomiast to co ty masz w głowię zostanie z tobą na zawsze i ta szczęściara na pewno to doceni, więc teraz idź tam- wskazuje na wyjście z pokoju- i oczaruj ją. Niech straci dla Ciebie nie tylko majtki, ale i głowę.
Jego słowa dodają mi otuchy, oraz pewności siebie. Zawsze myślałem, że Leonowi podoba się życie jakie prowadzi, nie przypuszczałbym, że
jest coś, co chciałby w nim zmienić.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować stary, a teraz zbieraj dupę na dół, bo obiecałem że tam będziemy, żeby nie musiały dzwonić.
-Czyżbyś nie chciał, żeby Violetta poznała twoich rodziców?
-Wiesz jaki wywiad by jej przeprowadzili? Dziewczyna nie miałaby życia.
Na słowa Leona wybucham głośnym śmiechem, doskonale znam jego rodziców i wiem ze jego mama Celest jako doskonały psycholog zadawałaby jej masę niepotrzebnych pytań byleby tylko ją rozpracować, natomiast jego ojciec Jerry siedziałby i komplementował jej urodę, nie odwracając od niej wzroku. Mimo wszystko to bardzo zabawni i ciepli ludzie, trzeba tylko dać mi szanse na poznanie. Miejmy tylko nadzieje, że każdy potrafi dać szanse, bo ja właśnie takiej potrzebuję.
-No to w drogę- szepczę.
Razem Leonem ruszamy w kierunku drzwi wyjściowym, mam tylko kilka minut na ogarnięcie wszystkich swoich myśli i doprowadzenia się o stanu w którym będę mógł być wyluzowanym sobą. Oby tylko wszystko się udało, bo w tym przypadku trzeciej szansy nie będzie.
Baby, there's nothing holdin' me back**
Wybieram kija golfowego i kieruje się w stronę tablicy z wynikami na której trzeba wpisać nazwy dwuosobowych drużyn. Znając życie, znowu zostanę wystawiona przez Castillo i zostanę przywiązana do tego włoskiego sieroty. Nadal nie mogę uwierzyć, że Violetta zrobiła mi to po raz drugi i znowu umówiła mnie z Federem, czy byłoby dziwne gdyby okazało się, że wszystko wydarzyło się bez mojej wiedzy? Oczywiście, że nie. Po co mowić mi, że Naty i Lena nie dadzą rady przyjść, lepiej wymyślić zastępstwo bez mojej wiedzy, twierdząc że to dla mojego dobra. Nie rozumiem dlaczego po prostu nie chciała się przyznać, że chce spędzić czas z Verdas. Mogłaby zabrać ich dwóch i zaprosić koleżankę z którym ten cały Pasquarelli ma ochotę tutaj siedzieć, bo po ostatnim spotkaniu mam ochotę stąd uciec i to tylko i wyłączni jego wina.
-Dobra, musimy wybrać drużyny - odzywa się Leon- mam nadzieje że nie będziecie zdziwieni, że chce być z Vilu.
Razem z Włochem zerkamy na siebie, po czym kręcimy przecząco głowami. Najwidoczniej on też już pogodził się z faktem grania do jednej bramki.
-Cieszę się - Castillo dziękuje mi lekkim skinięciem głowy, po czym wzrokiem wraca do Leona- nazwiemy swoją drużynę Verdasowie?
- Jak tylko sobie pani życzy.
Od patrzenia na nich dosłownie mnie mdli, są za słodcy, przynajmniej jak na początek takiego związku, powinni raczej myśleć o jakieś rozmowie, która zapieczętowałaby ich związek, albo chociaż randce bez przyzwoitek.
Niespodziewanie, moje myśli przerywa stojący obok Włoch.
- My chyba nie nazwiemy się Mr.and Mrs. Pasquarelli, co?
Proszę bardzo czyli chyba tym razem trafiłam na jego lepszy humor, sam fakt, że odzywa się jako pierwszy dużo mówi.
-Nie, wole raczej NIE WRZUCAJ MNIE DO JEDNEGO WORKA Z TOBĄ TEAM- wykrzykuje mu to prosto w twarz, aby zrozumiał, że nie dość, że moje oburzenie po ostatnim spotkaniu nie minęło to jeszcze wołałabym, aby trzymał się ode mnie z daleka, nie chce z nim rozmawiać.
Pasquarelli śmieję się do siebie, po czym przenosi swój wzrok na moje ręce, potem brzuch, szyje i zatrzymuje się na oczach i dopiero teraz jestem w stanie dotrzeć jak pięknym, czekoladowym spojrzeniem postanowiło obdarować go życie, pewnie działa na tysiące lasek, ale spokojnie, nie działa na mnie.
- Czasami kompletnie nie potrafię zrozumieć dziewczyn.
-Podobno nie jesteśmy od rozumienia tylko od przytulania, taka podobno krąży teoria, ale w praktyce, w życiu bym Ci na to nie pozwoliła.
-Nie wątpię, wyglądasz jakbyś raczej chciała mnie zjeść, więc nie będę ryzykował.
-Poprawnie, w tej sytuacji ryzyko kompletnie się nie opłaca.
-Czy ja wiem-wzrusza ramionami- zależy co miałbym na tym zyskać. Tylko przytulenie czy coś więcej.
Zboczeniec. Wiedziałam, że należy do jakiegoś cholernego gangu, oby Violetta nie zostawiała mnie z nim samej, bo obiecuje kopać go w kroczę. -Słabo to zabrzmiało- prycham zniesmaczona.
-Nie o to mi chodziło- Federico spuszcza wzrok na dół, po czym mocno zaciska powieki- miałem na myśli, Ciebie. Znaczy, fakt że mógłbym mieć Cię przy sobie, to byłoby godne ryzyka.
-Ty mnie nawet nie znasz - stwierdzam.
-Nie dajesz mi się poznać- szepcze.
Na jego słowa głośno wciągam powietrze i odchodzę kilka kroków dalej. To ja nie daje się poznać? Z tego co pamiętam to on siedział nieobecny przez cały wieczór, wyglądając jakby chciał już wyjść. Nie był mną zainteresowany i nawet tego nie ukrywał.
- Przepraszam- słyszę za plecami- po prostu jestem nieśmiały.
Nieśmiały? Gdyby był taki nieśmiały jak twierdzi to nie zgodziłby się na kolacje, na golfa oraz teraz sam by do mnie nie zagadał, nienawidzę tego typu facetów. Co on sobie w ogóle wyobraża, że jak mnie okłamie jakąś bajeczką, że jest biedny i poszkodowany to zmienię o nim zdanie? Nie ma mowy! Ludmila jest twarda i nie daję się podejść, żadnemu facetowi, nawet gdyby był Dornanem w całej swojej osobie! No dobra, Ferro, nie przesadzaj Jamie byłby w stanie Cię posiąść, ale to tylko on! Nikt więcej! Poza tym to jest tylko jakiś tam Federico. Za kogo on się w ogóle uważa? Mr. i Mrs. Pasquarelli? Chyba w snach kochanieńki! Nie mam zamiaru grać z nim nawet w jednej drużynie, chcę być z Violettą, a on może grać sobie z tym swoim koleżką. Żadnego przepraszam za to żenujące zachowanie w restauracji, żadnego tłumaczenia się i jeszcze śmie mi powiedzieć, że to ja nie daję się poznać, nie wiem skąd wytrzasnęli go rodzice, ale jeżeli są tak samo nie wychowani jak on, to nie mam ochoty nawet o nich myśleć. Wyluzuj Lu, przyszłaś się tutaj dobrze bawić! Jakiś włoski bałwan nie będzie psuł Ci tego cudownego dnia, który miałaś spędzić ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami, ale nie one postanowiły sobie nie przyjść, a twoja najlepsza przyjaciółka, postanowiła zrobić coś dla Ciebie i odstawić takie gówno. Nienawidzę Cię Castillo, nienawidzę was Navaro i nienawidzę tego kretyna! Boże, gdyby tylko ktoś miał możliwość, czytanie w moich myślach to uznałby mnie za wariatkę. Znam chłopaka jakieś cztery dni i już wzbudził we mnie takie negatywne emocję. Zdrowa psychicznie osoba mogłaby nawet stwierdzić, że mam do niego jakiś rodzaj wstrętu, albo po prostu jestem uprzedzoną dziwką, jak to mówi Violetta, ale ja tylko myślę o swoim dobrze, czy to naprawdę takie złe?
* G-Eazy- Just Friends (Bo jeśli zadzwoniłbym do ciebie, to prawdopodobnie doprowadziłoby do czegoś. Bo prawdopodobnie spotkalibyśmy się, żeby porozmawiać, a potem prawdopodobnie skończylibyśmy na bzykaniu.)
** Shawn Mendes- There's nothing holdin' me back ( Nic mnie nie powstrzymuje)
Witam, dzisiaj bez owijania w bawełnę, rozdział wyszedł udany w jakiś 50%, perspektywa Lu tak jakby ssie, nie mam ostatnio weny pisać jej oczami, Fede gotowy był już jakoś w niedziele, a Ludke skończyłam dzisiaj, to wręcz straszne, że wole myśleć facetem XD Kończę tą pogadankę zanim zrobię się jeszcze bardziej dziwna XD
NOMINACJA
Przepraszam was skarbenki ale musiałabym nominować te same osoby które zostały juz nominowane przez
Dziękuje jeszcze raz za nominacje, mam nadzieje ze nie zanudziłam❤️❤️
Pozdrawiam Ola ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top